Gadanie Gadesa. Rozmaitości. Witam Was w kolejnym technicznym odcinku. Tym razem nie będę się jednak zajmował urządzeniami rejestrującymi. Na tapetę wezmę za to urządzenia dość słabo znane w naszym kraju. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie, bo na polskim YouTube próżno szukać porównań, testów, czy choćby opisu, jak działają aktywatory i po co się je stosuje. Od razu też zaznaczę, że sprawa dotyczy mikrofonów dynamicznych i wstęgowych podłączanych do rejestratorów lub interfejsów audio za pomocą przewodów XLR. Nie dotyczy mikrofonów podłączanych przez USB czy małego jacka. Zanim przejdę do omówienia samych konstrukcji, może kilka słów wstępu po co i dlaczego się stosuje aktywatory. Jeśli ktoś ma już trochę doświadczenia z mikrofonami, to wie, że oprócz mikrofonów dynamicznych i wstęgowych są jeszcze mikrofony pojemnościowe. Te ostatnie do działania potrzebują dodatkowego zasilania, które musi im za pomocą przewodu XLR wysyłać urządzenie nagrywające. Dzieje się to po załączeniu zasilania nazywanego Phantom, najczęściej o wartości 48 V. Tego zasilania nie potrzebują mikrofony dynamiczne i wstęgowe, a nawet więcej, starsze konstrukcje wstęgowe mogą wręcz ulec zniszczeniu, jeśli przez przypadek takie zasilanie im włączymy. Nowsze konstrukcje mają już zazwyczaj odpowiednie zabezpieczenia, ale wiadomo, uważać nadal trzeba, zwłaszcza, że mikrofony wstęgowe do bardzo tanich raczej nie należą. Mikrofony dynamiczne i wstęgowe zatem nie potrzebują dodatkowego zasilania, ale przez to dostarczany przez nie sygnał indukowany przez kapsułę, no tak w skrócie powiedzmy, jest bardzo słaby. Z reguły zatem te mikrofony potrzebują większego wzmocnienia w samym urządzeniu rejestrującym. Zdarza się zatem, że popularne czy budżetowe interfejsy mają zbyt słabe przedwzmacniacze, aby w pełni wzmocnić sygnał z mikrofonu dynamicznego lub wstęgowego. Tak się dzieje na przykład w przypadku wielokrotnie już tutaj wspomnianego Shura SM7B, którego zapotrzebowanie na moc przedwzmacniacza sięga 60 dB. Tymczasem popularne interfejsy, na przykład Focusrite Scarlett oferują 54-55 dB, czyli nawet rozkręcone do maksimum nie dadzą tego, czego wymaga mikrofon. Na szczęście aż tak głodnych mocy mikrofonów nie ma wiele, ale większość dynamicznych i wstęgowych mikrofonów ma apetyt w granicach właśnie 50 kilku dB, więc wzmocnienie i tak trzeba rozkręcić praktycznie do maksimum. Nie ma dużego problemu, jeśli nagrywamy offline i możemy sobie nagrany sygnał obrobić. Przy zapisie z rozdzielczością 24 bitów można nagrany sygnał w miarę bezpiecznie pogłośnić w postprodukcji do oczekiwanego poziomu bez dużej straty jakości. Jeśli jednak chcemy streamować lub transmitować dźwięk na żywo to już tak różowo nie jest. Oczywiście można kupić sobie lepszy interfejs lub wręcz osobny przedwzmacniacz, które będą miały zapas mocy na poziomie 60, 70, a nawet 80 dB. Jednak jest to rozwiązanie dość kosztowne, a w przypadku przedwzmacniaczy wysokiej klasy nawet bardzo kosztowne. No i tutaj wchodzą na scenę aktywatory. Są to niewielkie urządzenia podłączane między mikrofon a urządzenie rejestrujące, które zasilone za pomocą tego wspomnianego już napięcia Phantom zwiększają poziom sygnału zwykle o 20 kilka dB. To już wystarczająco dużo, by nie musieć żyłować przedwzmacniacza w interfejsie, a jednocześnie na tyle mało, by nie dały się odczuć żadne negatywne aspekty takiego działania, jak na przykład podniesienie poziomu szumów. Urządzenia te pojawiły się parę lat temu i początkowo dostępne były dwa modele, Cloudlifter CL1 oraz Fethead. No, przynajmniej ja nie znalazłem żadnych informacji, że coś było przed nimi. Obecnie za to jest już całkiem sporo modeli różnych firm dostępnych też w różnych cenach, od 100 do kilkuset złotych. Aktywatory występują w dwóch postaciach. Takiej przerośniętej wtyczki XLR, wpinanej bezpośrednio do mikrofonu oraz małej skrzyneczki, którą z jednej strony przewodem XLR podłącza się do mikrofonu, a z drugiej drugim przewodem XLR do urządzenia nagrywającego. Wersja skrzyneczkowa jest wygodniejsza o tyle, że można ją sobie gdzieś wygodnie odłożyć i nic nie wystaje ani nie zwisa z mikrofonu. Jednak wersja wtyczkowa też ma swoje plusy. Zajmuje mniej miejsca i nie wymaga dodatkowego przewodu XLR. Aktywatory różnią się wielkością oraz oferowanym wzmocnieniem. Patrząc na deklaracje producentów, największe wzmocnienie rzędu 28 dB oferuje aktywator DM1 od firmy ESE Electronics. Drugi jest Fethead z deklarowaną wartością 27 dB, a reszta aktywatorów to na ogół wartości 25-26 dB. W praktyce nie jest aż tak różowo, pokazują to testy, ale na dwadzieścia parę dB zawsze można liczyć, nawet w przypadku najtańszego obecnie Clark Technic CT1. A to już wystarcza do podniesienia sobie komfortu pracy. Żeby Was przekonać, że aktywatory faktycznie się sprawdzają w praktyce, mała pobieżna demonstracja. Za chwilę usłyszycie sygnał nagrany bez aktywatora i nie poddany żadnej obróbce. Potem taki sam sygnał będzie przechodził przez aktywator. Oba przykłady będą się różniły tylko obecnością aktywatora lub jej brakiem. Wszelkie nastawy poziomu nagrania pozostaną takie same. Postaram się także zachować identyczną odległość i mówić jednakowo głośno. Jeśli kogoś ten test nie przekona, w opisie odcinka można znaleźć link do posta na moim blogu, gdzie zamieściłem próbki z nieco lepiej metodologicznie przeprowadzonego testu. Alicja otworzyła drzwiczki i odkryła, że znajduje się za nimi przejście niewiele szersze niż szczurza nora. Uklękła i zajrzawszy w głąb przejścia dostrzegła najpiękniejszy ogród, jaki kiedykolwiek moglibyście zobaczyć. Myślę, że różnica w głośności obu sygnałów jest tak wyraźna, że nie trzeba tutaj nic więcej komentować. Pojawia się zatem pytanie, czy kupując mikrofon dynamiczny trzeba od razu brać pod uwagę zakup aktywatora? Oczywiście nie, chyba że chodzi faktycznie o Shura SM7B, choć i tutaj można poprzestać na zgłaśnianiu sygnałów postprodukcji. Aktywatory są po prostu bardzo wygodnym rozwiązaniem, a jeśli mamy mikrofon wstęgowy, to dodatkowo mogą być jego zabezpieczeniem, bo zatrzymują zasilanie phantom, które potencjalnie może taki mikrofon uszkodzić. Poza kosztem zakupu jedynymi wadami wydają mi się zwiększona plątanina kabli przy modelach skrzyneczkowych lub wystawanie z mikrofonu przy modelach wtyczkowych. Ostatecznie jednak warto mieć aktywator w swoim arsenale. To tyle na dzisiaj. Do usłyszenia! .