Zanim przejdę do właściwego odcinka, małe wyjaśnienie i przeprosiny, bo nie wyrobiłem się z przygotowaniem materiału o obróbce. Niestety tych wszystkich rzeczy, które chciałbym zawrzeć wyszło dużo więcej niż byłbym w stanie przygotować, dlatego myślę, że wrócę do tego za jakiś czas. Usłyszycie też nową czołówkę dzisiaj, która stanie się czołówką dla takich właśnie odcinków techniczno-różnych. Postanowiłem właśnie oddzielić to od takich typowych rozmów, ponieważ być może nie wszystkim pasuje słuchanie i jednego i drugiego. No to już po czołówce będzie można rozpoznać, który odcinek właśnie leci i w razie czego po prostu zmienić odcinek na inny. Myślę, że to tyle i zaczynajmy. Gadanie Gadesa. Rozmaitości. Tym razem krótki, techniczny odcinek podcastu poświęcę mikrofonowi Shure SM7B. Jest to święty graal podcasterów i prezenterów radiowych, mikrofon uznany wręcz za wzorzec, a przez to bardzo pożądany, no i z definicji lepszy od tańszego tałataństwa. I nie sposób odmówić mu pewnych zalet. Jest na przykład solidny, nie podkreśla sybilantów, jego efekt zbliżeniowy zwykle pozwala uzyskać miłe dla ucha brzmienie tzw. radiowe, aczkolwiek niektórym osobom może się jego brzmienie wydać zbyt buczące i matowe. Jest też odporny na spore ciśnienia akustyczne i na głoski wybuchowe. No i stanowi swego rodzaju standard pod hasłem mikrofonu dla profesjonalisty. Jeśli widzisz u kogoś na biurku czy na statywie Shure'a SM7B, no to wiesz, że traktuje nagrywanie poważnie i nie bał się zainwestować w taki właśnie mikrofon. Ale czy na pewno jest on taki idealny? Wszyscy szukający informacji o SM7B nasłuchają się i naczytają o tym przede wszystkim jak to Michael Jackson nagrał z jego pomocą płytę Thriller. No i dobrze, wielu artystów używało i używa tego mikrofonu. Nie bez powodu, bo jak powiedziałem wcześniej, ma on swoje liczne zalety. Po dalszym badaniu dość szybko wychodzi jednak na jaw, że SM7B potrzebuje do prawidłowej rejestracji przedwzmacniacza o naprawdę dużym wzmocnieniu, rzędu 60 albo nawet 70 dB. A takie przedwzmacniacze to nie jest coś, co producenci montują w tańszych czy nawet trochę droższych interfejsach audio. Tu już się trzeba nieco wykosztować na odpowiednie urządzenie. Pewnym ratunkiem są aktywatory, które za względnie niewielkie pieniądze podniosą sygnał o dodatkowe 20 parę decybeli. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie szum. Ten mikrofon, mówiąc brzydko, no pieruńsko szumi. No dobrze, ja wiem, że ja jestem szumofobem, ale naprawdę mam co i na czym porównywać. Interfejsy audio, nie tak znowu przecież kiepskie, bo Focusrite Claret czy Alesis IO4, do tego DBX 286S, do tego Rodecaster, do tego Golden Age Pre 73 MK3 i na dodatek Tascam DR-100 MK3. No nie jest to może jakaś szaleńcza wysoka półka, no ale to też nie są jakieś tanie sprzęty za 100 zł. Z mikrofonów wspomnę na przykład Warm Audio WA87, dynamiczne AKG D5 czy LVID MTP 550 DMS. I wynik jest taki, że wszystko na wszystkim się bardzo ładnie nagrywa, za to SM7B na wszystkim zawsze ma szumy o przynajmniej parę decybeli wyższe niż reszta mikrofonów. No i nie jest to złudzenie w słuchawkach, to jest sprawdzone i porównane w edytorach audio i w analizatorach. Nie jest to też wyłącznie wina przedwzmacniaczy w urządzeniach rejestrujących, bo ewidentnie jest to szum samego mikrofonu. O ile jeszcze przez chwilę mogłem się łudzić, że być może jest to przypadłość tylko mojego egzemplarza, to podobne wrażenia miały też przynajmniej dwie inne osoby, które z SM7B korzystają i z którymi rozmawiałem. Filmy na YouTube o tym mikrofonie, jeśli się uważnie przesłuchać, są albo mocno odszumione, albo stosowana jest w nich bramka szumów, która wprawdzie usuwa szum z pomiędzy słów, ale nie usuwa go z sygnału użytecznego i tam się go da dosłyszeć, zwłaszcza jeśli się jest takim szumofobem jak ja. Ale nie zrozumcie mnie źle, nie nagrywam tego odcinka, żeby kogokolwiek zniechęcać, a firmę Shure szkalować czy stawiać w złym świetle. Jestem jak najdalszy od tego, tak samo jak jestem daleki od tego by sprzedać lub schować do szuflady mój egzemplarz. A dlaczego? No bo jest to przyjemny mikrofon. Naprawdę, żaden z pozostałych dostępnych mi egzemplarzy różnych firm nie dostarcza mi tyle przyjemności podczas mówienia i żaden z nich tak dobrze nie rejestruje mojego głosu. Nie wiem jak to wyjaśnić, po prostu polubiłem tego szumiącego potwora. Nagrywam to tylko po to byście byli ostrzeżeni, bo jeśli jesteście szumofobami tak jak ja, to z SM7B możecie dostać na głowę, mówiąc brzydko. A z mojego doświadczenia wynika, że nikt jakoś nie kwapi się z ujawnieniem, że SM7B jednak jakąś wadę ma. Dla niektórych nieistotną, dla specjalistów pewnie do ominięcia, ale moim zdaniem nie do przemilczenia. A jeśli nie jesteście przekonani, że rzeczywiście ten mikrofon szumi, to teraz posłuchajcie fragmentu, który nie został odszumiony tak jak cała reszta tego odcinka. I to jest ten fragment, w którym się z wami żegnam i w którym możecie bez przeszkód posłuchać, jak mocno potrafi szumić SM7B. To tyle. Do następnego odcinka. .