Gadanie Gadesa. Rozmaitości. Witam w kolejnym odcinku podcastu Gadanie Gadesa. W związku z tym, że otrzymałem pytania o wykorzystywane przeze mnie oprogramowanie, dzisiaj krótko właśnie o tym. Wprawdzie chyba nie będzie żadnych prezentacji dźwiękowych, ale myślę, że paru uwag będzie można posłuchać. Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że przed nagrywaniem głosu zajmowałem się muzyką i większość oprogramowania, głównie różnych wtyczek, czyli takich małych programów uruchamianych wewnątrz dużych programów, miałem już pod ręką całkiem sporo, więc nie musiałem inwestować dodatkowych pieniędzy. Oczywiście większość rzeczy da się zrobić w darmowym Audacity, jednak, co jest chyba niezbyt popularne, nie jestem zwolennikiem tego programu. Używałem go wielokrotnie, zwłaszcza w sytuacjach, kiedy musiałem coś zrobić za pomocą nie swojego komputera, na którym nie było żadnego oprogramowania dźwiękowego, ale zawsze była to dla mnie droga przez mękę. To w dużej mierze efekt przyzwyczajenia do innego rodzaju obsługi programu, czy jego wyglądu i wielu osobom może on odpowiadać. Mnie nie odpowiada, więc to ostatnie słowa o tym programie dzisiaj. Zasadniczo mam trzy główne narzędzia pracy nad głosem. Są to programy Acon Acoustica 7 Standard, Steinberg WaveLab 10 Elements oraz Reaper 6. Każdy z nich używany jest do innych zadań, a jeśli miałbym wybrać tylko jeden z nich, byłby to WaveLab, zwłaszcza, że w razie potrzeby można dokupić jego bogatszą wersję profesjonalną. Acon Acoustica to taki standardowy program do obróbki dźwięku. Wczytujemy do niego plik z nagranym głosem i możemy przepuścić go przez różne efekty. Parę z nich jest wbudowanych, jak np. normalizacja, kompresja, pogłos, limiter. Możemy też zmienić format pliku, np. ze stereo na mono, czy zmienić próbkowanie. Oczywiście są dostępne też wszelkie opcje edycyjne, czyli usuwanie fragmentów, ściszanie, pogłaśnianie, kopiowanie, wklejanie itd. Program umożliwia także edycję kilku plików jednocześnie w różnych zakładkach, co czasami bywa pomocne, jeśli chcemy przekleić coś z jednego pliku do drugiego. Dodatkowo Acoustica współpracuje też z wtyczkami VST, zarówno w standardzie 2.4 jak i 3, więc w zasadzie jej możliwości można rozszerzać bez ograniczeń. To co ja osobiście cenię w Acoustice jest to prostota. Używam Acoustica do wstępnego przygotowywania pliku do dalszej obróbki, czyli normalizuję, odszumiam, czasem wprowadzam korekcję. Tak przygotowany plik jest zapisywany i ląduje następnie w WaveLab, gdzie z kolei przesłuchuję całość i wycinam niepotrzebne fragmenty. Możecie zadać pytanie, dlaczego nie robię tego wszystkiego w Acoustice, skoro mógłbym według tego co mówię. Mógłbym rzeczywiście, jednak zwłaszcza przy wycinaniu fragmentów jest bardzo ważne, aby cięć dokonywać w tzw. punktach Zero Crossing, czyli tam gdzie fala dźwiękowa przecina oś. Jeśli sobie wyświetlicie wykres fali dźwiękowej zrozumiecie dokładnie o co mi chodzi. Dlaczego jest to ważne? Bo jeśli cięcie zrobimy poza tym miejscem, przy odtwarzaniu usłyszymy trzask, tak jak właśnie w słowie trzask przed chwilą. Wprawdzie Acoustica ma funkcję przeskakiwania kursorem do kolejnego i poprzedniego punktu przecięcia z osią. Tutaj nawet są przypisane skróty klawiaturowe do przecinka i do kropki. To jednak w WaveLabie zrobiono to troszkę sprytniej. Można włączyć funkcję, która sprawia, że jakiekolwiek zaznaczenie myszką fragmentu będzie zawsze robione między takimi punktami. To znaczy w tej sytuacji wręcz nie da się zaznaczyć inaczej. No to bardzo wygodne podczas edycji z usuwaniem, co jest najczęstszą obróbką jaką dokonuje na własnym głosie. WaveLab ma jeszcze jedną przyjemną funkcję, a mianowicie tak zwaną Master Section. Jest to miejsce, gdzie możemy umieszczać kolejne wtyczki z efektami, a program będzie je nanosił w czasie rzeczywistym na obrabiany dźwięk. Jeśli ktoś miał do czynienia z programami DAW, to jest to bardzo podobne do dodawania efektu na wybranej ścieżce. Ma to ten plus, że o ile w akustyce nałożenie efektu po prostu zmieniało oryginalny plik, no i jeślibyśmy go zapisali, no to stracimy bezpowrotnie oryginał. To tutaj plik pozostaje nietknięty, mimo że słyszymy go tak, jakby już był zmieniony. Po prostu efekty nie od razu aplikowane są na dźwięk, a nakładane wyłącznie podczas jego odtwarzania. Dlatego też po zakończonej pracy w WaveLabie trzeba wyrenderować końcową postać pliku tak, żeby wtedy WaveLab nałożył już wszystkie dopracowane efekty, które będą wtedy słyszalne także w innych programach. Dodatkową zaletą Master Section jest też to, że program zapamiętuje listę wtyczek i ich ustawienia, więc jeśli mamy do obrobienia kilka części nagranego tak samo materiału, no to po prostu od razu mamy też skonfigurowane efekty i możemy skupić się wyłącznie na cięciu i usuwaniu. Całość ustawień Master Section można też po prostu zapisać jako coś w rodzaju presetu i wczytywać w dowolnym momencie. Przyznam, że WaveLaba lubię też za to, że praktycznie do wszystkiego można przypisać skróty klawiaturowe. Jest to o tyle istotne, że można sobie w ten sposób bardzo przyspieszyć pracę. W moim przypadku przypisałem sobie do klawisza Q ściszanie o 6 dB, a do klawisza W wycinanie, zamiast standardowego przycisku Delete. Dodałem sobie później jeszcze Shift Q, czyli pogłośnienie o 6 dB, bo też się czasem przydaje. I teraz moja praca może być bardzo szybka, bo prawą rękę mam na myszce i odpowiada ona za nawigację po pliku i zaznaczanie odpowiednich fragmentów. Nie trzeba, tak jak mówiłem, robić tego superprecyzyjnie, bo program sam zadba o dociąganie do punktów zero crossing. Lewa dłoń w tym czasie spoczywa na klawiszach Q i W. Jeśli zaznaczę zbyt głośny oddech, naciskam Q i ten oddech staje się cichszy. Jeśli jest to błędny fragment do usunięcia, no to naciskam W i już go nie ma. Prosto, szybko i przyjemnie. W momencie, kiedy używałem standardowych ustawień, czyli ściszenie miałem dostępne po prostu gdzieś z menu, a usuwanie było właśnie pod klawiszem Delete, było to bardzo niewygodne, bo musiałem uważać, żeby nie naciskać innych klawiszy i tak dalej. Jak położycie rękę na klawiaturze, też zrozumiecie o co mi chodzi. Po zakończeniu pracy nad plikiem z głosem i wyrenderowaniu go do pliku docelowego, zachodzi jeszcze czasem konieczność złożenia go w całość z innymi składnikami. Tutaj idealnym przykładem jest odcinek podcastu i muzyka odtwarzana na początku i na końcu odcinka. Teoretycznie mógłbym to zrobić w Wavelabie, bo ma on specjalny widok zwany Montaż, gdzie można wykorzystywać do trzech ścieżek, ale zdecydowanie wygodniej tego typu składanki robi mi się w programie DO, a konkretnie w Reaperze. Startuje on bardzo szybko i działa bardzo szybko. To jest dla mnie kluczowe. W innych programach typu Cubase czy Studio One, zanim one się odpalą, to trwa to parę minut czasem. Poza tym trzeba założyć projekt, utworzyć pliki na dysku czy nawet foldery. Jest to zwykle niepotrzebne, bo do takiej szybkiej pracy Reaper jest idealny. Wskakujemy do niego, wrzucamy pliki, renderujemy i nie musimy nawet niczego zapisywać. Ja mam akurat przygotowany szablon na potrzeby podcastu, więc zwykle montaż polega tylko na tym, że otwieram ten szablon, na ścieżkę przeznaczoną dla mojego głosu wrzucam dopiero co obrobiony plik, przesuwam muzykę końcową tak, żeby była w odpowiednim miejscu i gotowe. Można zapisać końcowy plik od razu w docelowym formacie np. mp3 mono i wrzucić go do sieci. Rzecz jasna nikogo nie namawiam do kopiowania mojego zestawu, bo wcale nie jest powiedziane, że komukolwiek byłoby w nim wygodnie. To jest jak zwykle sprawa dla każdego człowieka indywidualna. Bez problemu da się wszystko zrobić w jednym z tych programów, np. w programie Acoustica, który jest najtańszy z całej trójki i kosztuje około 240 zł. Reaper jest ciut droższy, ale też 70$, poniżej 300 zł. Najdroższy jest WaveLab, bo to już około 450 zł, natomiast nadal nie jest to taka cena zaporowa. Profesjonalna wersja WaveLab to już ponad 2000 zł kosztuje, więc jest spora różnica. To by było tyle jeśli chodzi o te główne programy obróbkowe. Wszystkie one są zaopatrzone w podstawowe efekty potrzebne do pracy nad głosem, przede wszystkim w kompresor i odszumiacz. Jednak jeśli chcemy sobie uprzyjemnić i ułatwić pracę, to można się rozejrzeć po rynku wtyczek VST, czyli tak jak wspomniałem są to te dodatkowe małe programy uruchamiane wewnątrz dużych programów. Jeśli przy tym już jesteśmy, to może kilka słów o tym, których wtyczek używam w codziennej pracy. Na pewno mogę polecić oprogramowanie firmy FabFilter, czyli kompresor C2, limiter L2, korektor Q3, bramkę szumów G, czy DSR-DS. Są to naprawdę genialne w mojej opinii wtyczki i w zasadzie mało używam alternatyw innych firm. Tutaj ostatnio trochę zmiękczył mnie korektor Smart EQ3, bo jest bardzo fajny w działaniu, więc sobie z niego korzystam od czasu do czasu. Do tego zestawu warto dodać też dobry odszumiacz, bo te standardowe dostępne w programach do obróbki dźwięku, chociaż nie dają bardzo złych efektów, to te wtyczkowe, które są skupione tylko na tym, żeby dobrze odszumiać, robią to po prostu lepiej. Ze swojej strony polecę niespecjalnie drogi odszumiacz Bruce Free od szwedzkiej firmy Clef Grant. Świetnie działa także NS1 od firmy Waves. Tutaj jednak trudno mi jest polecać wtyczki tej firmy ze względu na trzy rzeczy w zasadzie, na beznadziejną moim zdaniem otoczkę związaną z rocznymi planami, które wymagają przedłużania, po drugie na irytującą konieczność korzystania z Waves Central do pobierania i aktualizowania wtyczek, no i po trzecie jeszcze bardziej beznadziejny system WaveShell odpowiedzialny za udostępnianie wtyczek programom zewnętrznym. Te wszystkie trzy rzeczy trochę psują mi przyjemność korzystania z tej wtyczki konkretnej, z tej NS1, bo bardzo ją lubię, ona bardzo dobrze działa, no ale żeby skorzystać z tej jednej małej wtyczki, no to musicie założyć konto na Waves, musicie pobrać program do pobierania wtyczek, potem musicie jeszcze się tam wszędzie porejestrować, pologować, ściągnąć tę wtyczkę, zainstalować, aktywować itd. Jest to średnio wygodne, dlatego ja akurat produktów firmy Waves nie za bardzo polecam, bo mnie akurat denerwuje ta cała otoczka. Bez wątpienia najlepszym otrzymiaczem, z jakim miałem kiedykolwiek do czynienia jest Spectral Denoise z pakietu Izotope RX Standard. Nie da się go kupić niestety oddzielnie, zaś pakiet RX nie jest tani, ale jeśli koniec końców się kiedyś na to zdecydujecie, no to otrzymiacz was z pewnością zadziwi swoją skutecznością. Zresztą ten pakiet w ogóle warto mieć, bo jest tam także świetna wtyczka Mouth De-click, usuwająca drobne mikromlaśnięcia powodowane przez sklejanie się ust, a słyszalne jeśli rejestrujemy głos ze zbyt małej odległości. Do tego często korzystam jeszcze z wtyczek firmy Aux Sound, czyli Suf 2 do automatycznego wykrywania i usuwania rezonansów oraz Spiff do walki z transientami. Spiffa używałem kiedyś bardzo często, teraz rzadziej od kiedy poznałem się z Mouth De-click, bo właśnie używałem Spiffa głównie do usuwania takich mlasków. I to chyba już wszystko czego używam podczas obróbki głosu. Przez te ponad dwa lata zajmowania się nagraniami przetestowałem mnóstwo narzędzi. Korzystam też tak jak wspomniałem z takich programów DO jak Cubase Studio One czy Bitwig, jednak w tych omówionych przed chwilą programach pracuje mi się zwyczajnie najszybciej i najwygodniej. No i przyznam, że po wprowadzeniu pewnej rutyny i robieniu tych samych rzeczy w ten sam sposób przestałem się wreszcie miotać i kombinować, a to, przynajmniej mam nadzieję, słychać. Na dzisiaj to tyle. Do następnego odcinka. .