Gadanie Gadesa. Rozmaitości. Był niedawno odcinek na temat urządzenia DBX-286S, mogącego okazać się przydatnym dla osób, które z różnych powodów nie chcą lub nie mogą poświęcać czasu na obróbkę nagrywanego głosu. Przypomnę, że wspomniany DBX-286S to tzw. channel strip, dzięki któremu możemy przepuścić wokal przez filtr górnoprzepustowy, kompresor, DSR, enhancer i w końcu bramkę szumów – expander. Docelowo powinniśmy zatem dostać praktycznie obrobiony sygnał, gotowy do nagrania czy transmitowania w sieci. Tak się składa, że moim głównym narzędziem do nagrywania jest Rodecaster Pro, który również dysponuje szeregiem procesorów obrabiających na bieżąco, czyli na żywo nagrywany głos. W zasadzie wygląda to identycznie jak w DBX-ie, czyli mamy przedwzmacniacz, filtr, bramkę szumów, DSR, kompresor i specjalny procesor APEX, który działa podobnie do DBX-owego enhancera, potrafi dodać radiowego doł i zwiększyć czytelność, czyli prezencję głosu. Aby móc porównać efekty pracy obu urządzeń postanowiłem zastosować te same warunki, czyli podobnie jak wcześniej nagrania dokonuję w pomieszczeniu, gdzie pracuje komputer stacjonarny i jest otwarte okno, przez które wpadają różne zakłócenia. Jako mikrofon znów celowo posłużył mi szumiący Shure SM7B podłączony za pośrednictwem aktywatora Dynamite DM1. O tym chyba nie wspomniałem podczas testów DBX-a, ale wówczas także używałem tego aktywatora, więc Thor Audio jest w zasadzie identyczny, wyłączając oczywiście same urządzenia przetwarzające. Istotna różnica między DBX-em i Rodecaster-em jest taka, że Rodecaster ma przetworniki analogowo-cyfrowe i cyfrowo-analogowe, może więc służyć za interfejs audio, a tym samym nie trzeba sygnału kierować jeszcze do innego interfejsu audio. Co więcej, Rodecaster do nagrywania wcale nie potrzebuje nawet komputera, może bowiem nagrywać także wielokanałowo na karcie SD. W moim teście jednak podłączyłem go po prostu do peceta i nagrania dokonywałem w programie Reaper, tak jak w przypadku DBX-a. Jak całość operacji działa tym razem? Otóż bierzemy mikrofon i przewodem XLR podłączamy go do jednego z czterech kanałów wejściowych w Rodecasterze. Taki jeden kanał to w sumie odpowiednik całego jednego DBX-a 286S. Wchodzimy potem do ustawień tego kanału i pierwszą rzeczą jest ustawienie właściwego typu mikrofonu. Jest to o tyle ważne, że wybranie profilu mikrofonu, na przykład dynamicznego, deaktywuje zasilanie Phantom, zaś profil mikrofonu pojemnościowego to zasilanie włącza. Można na szczęście zasilanie Phantom włączać i wyłączać ręcznie, niezależnie od profilu, co zrobiłem właśnie w mojej sytuacji, ponieważ mimo, że Shure SM7B jest dynamiczny, to potrzebowałem zasilania Phantom dla aktywatora Dynamite. Teraz można przejść do ustawienia poziomu wejściowego, czego nie robi się wbrew pozorom z suwakami przypisanymi do poszczególnych kanałów, tylko w menu Level wybranego kanału. Należy tak dopasować poziom wejściowy, żeby sygnał oscylował w podanych graficznie granicach, a jednocześnie był na tyle słaby, by maksymalnie osłabić szumy. Ten sygnał przechodzi następnie przez wszystkie moduły i dopiero na końcu trafia do suwaka, czyli odpowiednika gałki Output Gain z DBX. I w tym momencie pojawił się dylemat, bowiem RODECaster domyślnie ma włączony, uproszczony tryb zarządzania modułami efektowymi. Można je w zasadzie tylko włączyć i wyłączyć. Jednak wraz z wersją 2.1 firmware'u pojawiła się także możliwość włączenia trybu zaawansowanego i ręcznej zmiany poszczególnych parametrów w rodzaju progu, threshold czy ratio. Jako, że nadal domyślnie aktywny jest tryb uproszczony, założyłem, że osoby chcące ułatwiać sobie życie raczej nie będą studiować i wypróbowywać ustawień zaawansowanych, poprzestając na włączeniu wszystkich ulepszaczy. Zatem postąpiłem podobnie. Słuchacie zatem sygnału, który domyślnie generuje RODECaster po podłączeniu do niego mikrofonu. Dobre ustawienie poziomu zapisu na karcie level zagwarantowało, że nie musiałem robić osobnej normalizacji. Żeby być zupełnie rzetelnym, no to nie do końca jest tak, że w trybie uproszczonym można tylko włączać lub wyłączać przetwarzanie. RODECaster udostępnia wówczas specjalne menu voice, gdzie możemy zdefiniować zgrubnie ton głosu, czyli czy jest niski, czy zwykły, czy wysoki. Oprócz tego można ustawić też siłę, czyli czy mamy głośnik słapowity, soft, czy normalny, medium, czy też mocarny, strong. Jakość nagrania możecie ocenić sami, ponieważ także ten odcinek jest pozbawiony obróbki, poza dodaniem dżingli i wycięciem pomyłek. Moim zdaniem wypada to całkiem nieźle, jak na niemal zerowy wysiłek poświęcony konfiguracji. W zasadzie trzeba się tylko skupić przy ustawianiu poziomu na początku, a to jest banalne dzięki graficznej prezentacji na ekranie urządzenia. Z mojego doświadczenia wynika, że można w trybie uproszczonym nieco zredukować szumy, wyłączając kompresor i przede wszystkim Exciter. Jednak nawet tak szumiący mikrofon jak SM7B daje się podcastowo nagrać praktycznie na gotowo. Mimo wszystko namawiam do włączenia trybu zaawansowanego modułów, bo można wtedy ustalić samodzielnie np. częstotliwość odcięcia filtra górnoprzepustowego, czy skonfigurować pracę DSR-a, którego skuteczna praca zależy wszakże od bieżącej sytuacji, czyli np. lektora i używanego mikrofonu. Jednak i w trybie leniwym urządzenie daje radę. Żebyście mieli porównanie jak brzmi sygnał przetworzony i jak brzmi sygnał surowy, teraz wyłączę przetwarzanie. W tym momencie słuchacie sygnału surowego, który zwykle właśnie tak nagrywam i obrabiam później w komputerze. Trzeba przyznać, że brzmi on rzeczywiście surowiej i mniej atrakcyjnie chyba. I znów powtórzę, tak samo jak przy DBX, że korzystając z włączonego przetwarzania musimy się pogodzić z faktem, że jeśli coś pójdzie nie tak i któreś z ustawień okaże się po fakcie błędne, niekoniecznie da się to łatwo naprawić. Z drugiej strony jednak, jeśli dobrze trafimy z ustawieniami, obróbka znacznie się uprości, sprowadzając się w zasadzie do wycięcia błędnych fragmentów. Jak to się mówi, nie ma ryzyka, nie ma przyjemności. Czy preferuję któreś z tych urządzeń? W moim studiu role są już rozdzielone. Rodecaster ma rejestrować surowy sygnał, bo lubię, czy może nawet chce się babrać w obróbce i jeszcze za bardzo się przejmuje tą mityczną, studyjną jakością, do której dążę. DBX natomiast służy do szybkich, konkretnych prac, na przykład nagrywania filmików instruktażowych, czy jakichś szybkich, głosowych komunikatów do wysłania. No i tu przydaje się jego dobre skonfigurowanie, aby uzyskać od razu finalną jakość. W swoich zadaniach oba urządzenia sprawdzają się bardzo dobrze i myślę, że oba mogą być świetnymi narzędziami dla podcasterów lub osób chcących po prostu nagrać ludzki głos w niezłej jakości. DBX z pewnością wypada taniej, jednak Rodecaster to coś dużo, dużo bardziej zaawansowanego i rozbudowanego. Decyzja należy do każdego z Was. Zaznaczę jeszcze na koniec, że specjalnie dobrałem jak najgorsze warunki do testów i DBXa i Rodecastera, czyli włączony komputer, otwarte okno, mikrofon Shure SM7B, a to wszystko po to, żeby móc zaprezentować, jak w tak niekorzystnych okolicznościach oba urządzenia mogą pomóc w uzyskaniu no choćby poprawnego, czytelnego dźwięku. Trzeba tylko pamiętać, że nagrywałem jednak w zaadaptowanym pomieszczeniu, więc mało tutaj jest pogłosu, który często jest zmorą pierwszych nagrań głosowych, jakich się dokonuje. No, ale o tym już kiedyś opowiadałem, więc pora kończyć. Do usłyszenia. .