Gadanie Gadesa. Rozmaitości. Witajcie w kolejnym odcinku podcastu Gadanie Gadesa z cyklu Narzędziownik Podcastera. W dzisiejszym odcinku, no troszkę niespodziewanie, pojawi się mikrofon LVID LCT 440 Pure. A niespodziewanie dlatego, że tak naprawdę to dostanę go dopiero na gwiazdkę, ale już teraz mam go w domu, więc nie mogłem się oprzeć, żeby wyciągnąć i wypróbować to cudo. Cudo dlatego, że wydaje mi się, że to jest mikrofon idealny dla mnie. A to dlatego, że jak się wsłuchacie, to nie usłyszycie żadnego szumu. Tak, to jest mikrofon, który nie generuje praktycznie żadnego szumu. Nie myślałem, że doczekam takiej chwili, ale rzeczywiście to jest prawda. Mam mikrofon, który nie szumi przy nagrywaniu. I muszę powiedzieć, że od momentu, kiedy pierwszy raz go podłączyłem do Rodecastera Pro i włączyłem nagrywanie, to zbierałem szczękę z podłogi. Właśnie dlatego, że po raz pierwszy nie słyszałem w ogóle szumu przy nagrywaniu. Słyszałem to, co się dzieje za oknem, słyszałem szum komputera wyraźnie, dało się to słyszeć i nadal nie było żadnego szumu w nagraniu. To jest naprawdę niesamowite odczucie, zwłaszcza dla kogoś, kto jest tak wyczulony na szumy jak ja. Ale wydaje się, że to już jest pieśń przeszłości. Dobrze, to w takim razie może na szybko, co znajdujemy w pudełku. Bo tym razem, podobnie jak w przypadku modelu MTP550, producent się postarał. Bo znajdziemy tutaj nie tylko sam mikrofon, nie tylko elastyczny uchwyt do mocowania na statywie, ale także metalowy popfiltr mocowany magnetycznie do uchwytu statywowego oraz gąbeczkę. Plus oczywiście cały worek dokumentacji, naklejkę i tak dalej. Jeśli chodzi o sam mikrofon, to jest on niewielki, zbudowany praktycznie w całości z metalu. Przynajmniej takie sprawia wrażenie. I wydaje się być bardzo solidny. Nic się nie ugina, nic nie trzeszczy, wszystko sprawia bardzo solidne wrażenie. Brakuje jakichkolwiek przełączników, mikrofon nie ma ani żadnych filtrów, ani zmiany charakterystyki kierunkowej. Jest to mikrofon kardioidalny i tyle. Oczywiście też trzeba zaznaczyć, że jest to mikrofon pojemnościowy. Chyba pierwszy testowany tutaj na moim kanale. No i w moim arsenale będzie rywalizował z Warm Audio WA87. I wydaje mi się, że będzie wygrywał tę rywalizację. Ale nie uprzedzajmy faktów, może nie. Przy okazji testu WA87 może powiem co nieco, bo będę miał kolejne tygodnie pracy z tym mikrofonem już za sobą, to znaczy z Luitem LCT 440. Wydaje mi się, że tutaj już niewiele więcej da się powiedzieć, więc mogę zacząć testy, a potem jeszcze może co nieco opowiem przy okazji podsumowania. Jak wspomniałem jest to mikrofon kardioidalny i tak brzmi przy nagrywaniu od frontu. Tak brzmi przy nagrywaniu z boku pod kątem 90 stopni. A tak brzmi przy nagrywaniu z tyłu. Jeśli chodzi o wrażliwość na stuki, no to postukam teraz w statyw. I postukam w obudowę mikrofonu. Jako, że producent dostarczył nie tylko popfiltr metalowy, ale i gąbeczkę, no to mogę przetestować i jedno i drugie, jeśli chodzi o skuteczność powstrzymywania podmuchów. No i teraz tak, nagrywam z odległości mniej więcej 15, może 20 cm. I tak brzmi sygnał nagrywany z wykorzystaniem metalowego popfiltra. Piekarz Piotrek przeniósł pizzę, peperoni po południu. Teraz nagrywam z gąbką założoną na mikrofon. Piekarz Piotrek przeniósł pizzę, peperoni po południu. No i na koniec test bez niczego. Piekarz Piotrek przeniósł pizzę, peperoni po południu. Test odległości jeszcze, czyli to jest ponownie sygnał nagrywany z bliskiej odległości, mniej więcej 10-20 cm. To jest już odległość 30 cm. A tak brzmi sygnał nagrywany z mniej więcej metra. Czas jeszcze na kawałek prozy, czyli tradycyjnie dr Dolitu i jego zwierzęta Hughlothinga. Pokój był bardzo mały, bez okna i o niskim suficie. Całe umeblowanie składało się z jednego tylko krzesła. Dookoła ścian stały wielkie beczki przyśrubowane do podłogi, aby nie staczały się na siebie podczas chwiania i kołysania statku. Nad beczkami na drewnianych hakach wisiały cynowe dzbany różnej wielkości. Mocna woń wina przesycała cały pokój. W środku zaś, na podłodze, siedział mały, może ośmioletni chłopaczek i płakał gorzko. No i tyle. Co tutaj można więcej powiedzieć? Jeśli chodzi o nagrywanie, to mam już parę rzeczy nagranych za pomocą tego mikrofonu. Między innymi jedno z opowiadań z książki Zbigniewa Żakiewicza, opowieści z bajkolandii, jeśli dobrze pamiętam. Nagrałem też kilka narracji do filmików. No i przeprowadziłem niezliczone ilości testów. Bo oczywiście zaraz musiałem porównywać z wszystkimi mikrofonami, które posiadam, przede wszystkim z WA87. No i różnica jest taka, że LVID jest dużo bardziej ostry. To znaczy ma dużo więcej wysokich częstotliwości. Zresztą to możecie posłuchać sobie teraz po nagranie, którego słuchacie. Jest to nieobrabiane, poza podniesieniem oczywiście poziomu głośności, żeby wyrównać tam do tych minus 19 luwsów. Ale poza tym nic tutaj nie jest robione. Nagrywam z wykorzystaniem owego właśnie metalowego popfiltra, który magnetycznie przymocowałem sobie do uchwytu statywowego. No i cóż mogę tutaj powiedzieć? Na razie nie mam powodu do narzekań. Naprawdę moment, kiedy odsłuchujemy nagranie z tego mikrofonu, na przykład w komputerze, i mamy w pamięci nagranie na przykład z Shura SM7B, tak, znowu wspominam o Shurze SM7B, ale to jest po prostu zupełne przeciwieństwo tego mikrofonu. Ten mikrofon, czyli LUID LCT 440, praktycznie nie szumi i ma bardzo taki, ja wiem, detaliczny, krystaliczny dźwięk. Nie wiem jak to nazwać. Nawet nie mówię tego w kontekście jakiejś zalety brzmieniowej, bo to nie każdemu musi się podobać. Mi też się nie do końca podoba, że ten dźwięk jest taki ostry i bardzo, bardzo precyzyjny, bo niestety słychać wszystkie niedociągnięcia w mojej wymowie na przykład i w dykcji. Więc nie do końca z tego akurat jestem zadowolony, ale mam takie wrażenie, jak sobie słucham nagrań z tego mikrofonu, takich nieobrobionych nawet, że one od razu sprawiają wrażenie po korekcji i po kompresji. Nie wiem z czego to wynika. Nie wiem czy producent coś tutaj zawarł w tym mikrofonie, jakieś przetwarzanie, bo szczerze mówiąc tak to właśnie brzmi. Tak jakby w samym mikrofonie było odszumianie, korekcja i kompresja. Tak brzmi dźwięk z tego mikrofonu, przynajmniej dla mnie, dla mojego nieprofesjonalnego ucha. W porównaniu do tego dźwięk z Shura SM7B, gdybym teraz go tutaj podłączył, no to byście usłyszeli, że jest zupełnie po drugiej stronie. Nie dosyć, że szumi, nie dosyć, że jest taki mocno buczący, to praktycznie nie ma góry. Nie wiem, nawet mogę zrobić coś takiego w formie eksperymentu. To moment, zaczekajcie chwilkę, ja podłączę tylko Shura SM7B i posłuchacie teraz na żywo różnicy między jednym a drugim mikrofonem. Dobrze. Teraz słyszycie dźwięk, który jest produkowany przez Shura SM7B z płaską charakterystyką. Nie mam tutaj podbitej góry, tak jak zazwyczaj, ale w sumie mogę podbić, nic mi to nie szkodzi. To chwileczkę jeszcze. Dobrze. To jest sygnał z Shura SM7B, tak jak zazwyczaj go sobie nagrywam i sobie go ustawiam do nagrywania. Przy czym tutaj, żeby wyrównać głośność z tym, co oferuje Luit, LCT 440, no to musiałem do Shura podpiąć aktywator Dynamite DM1, więc jest ten poziom troszkę wyższy niż zazwyczaj. Normalnie, gdyby tego nie było, no to musiałbym albo regulować głośność w Tascamie, w rejestratorze, albo musiałbym to zrobić w postprodukcji. Natomiast myślę, że jeśli ktoś słucha tego nagrania w słuchawkach, to wyraźnie słyszy szum, który powstaje po podłączeniu Shura SM7B do Tascama DR-100, bo akurat Tascam DR-100 nie jest specjalnie tutaj dopasowany impedancją do tego mikrofonu. Nie ma też swojego transformatora, żeby móc sobie tutaj zrekompensować bardzo niski sygnał z Shura SM7B, no więc niestety, ale to szumi. Oczywiście jest też taki bardziej potężny i masywny dół w Shurze SM7B, którego nie ma za dużo w Luicie, ale pytanie, czy naprawdę chcemy mieć taki dół. Mi osobiście ten dół odpowiada, chociaż podczas obróbki odcinków podcastu oczywiście troszkę tego dołu ucinam, bo koryguję sobie dźwięk z tego mikrofonu, no i dużo tego dołu ucieka, ale to co zostaje daje bardzo fajny dźwięk, który lubię. Natomiast to co wychodzi z Luita jest zupełnie inne. Tutaj ten dźwięk jest taki jakby spod koca, można powiedzieć. Natomiast za chwilę wrócę do Luita LCT 440 i z powrotem będziecie mogli zobaczyć po pierwsze brak szumów, a po drugie różnicę w jakości dźwięku. Zróbmy to. No i dobrze, jestem z powrotem już na linii z Luitem. Jedyne co zrobiłem to odłączyłem tego Shurze SM7B i podłączyłem z powrotem Luita. Oczywiście wyłączając zasilanie fantomowe na wszelki wypadek, bo wiadomo, że takie przepinanie jak napięcie fantom jest włączone, może się źle skończyć, zwłaszcza dla mikrofonu pojemnościowego. Więc dbajcie o to, żeby wyłączać zasilanie fantomowe, jeśli podłączacie czy odłączacie mikrofony. Jak słychać, dźwięk ma zupełnie inny charakter niż ten przed chwilą, chociaż tak na dobrą sprawę teraz jak tak słucham, to troszkę tego dołu też tutaj jest, więc nie można narzekać, że tego nie ma i wydaje mi się, że być może nawet tego dołu jest tyle, ile zostaje mi z Shura SM7B po obróbce. Możliwe, że tak będzie, tutaj natomiast pewnie będę musiał troszkę ściąć wysokie częstotliwości, bo wydaje mi się, że jest ich trochę za dużo. Ja nie lubię aż tak dużo wysokich częstotliwości, ale w sumie nie wiem, może się przekonam. Na pewno za to zauważyliście, że zniknął szum, to na pewno. Wam gwarantuję, że czegoś takiego nie ma i zresztą porównam sobie później po nagraniu już tego testu, jaka jest różnica w szumie między jednym a drugim mikrofonem. Czy polecałbym go do podcastowania? Myślę, że jak najbardziej. Polecałbym go nawet do nagrywania audiobooków. Tutaj nie wiem, czy wszyscy się ze mną zgodzą, ale w tej cenie jest już całkiem sporo mikrofonów takiej średniej półki, gdzie można już troszkę przebierać. Natomiast jest to tylko troszkę ponad połowa ceny SM7B, więc wydaje mi się, że gdybym miał teraz możliwość na przykład cofnięcia się w czasie i doradzenia samemu sobie, jaki mikrofon wybrać, no to mój podcast byłby dużo uboższy, ponieważ nie miałbym tych wszystkich odcinków o szurze SM7B. Po prostu bym go nie kupił. No ale co robić? Człowiek uczy się na błędach, a o szurze SM7B jeszcze sobie kiedyś porozmawiamy. Tymczasem to tyle. Do usłyszenia. .