Gadanie Gadesa. Rozmaitości. Witajcie w kolejnym odcinku podcastu Gadanie Gadesa. To odcinek techniczny o testowaniu mikrofonów. Tym razem na tapecie jest mikrofon broadcastowy albo podcastowy od firmy Presonus model PD70. Zewnętrznie jest to dość czytelne nawiązanie do klasyka, czyli Shura SM7B. Powiem więcej, nawiązanie jest tak mocne, że można przełożyć gąbkę z SM7B do PD70 i będzie pasować. Chociaż w drugą stronę to już nie zadziała, bo gąbka z PD70 jest o centymetr. Mniej więcej centymetr krótsza od tej gąbki z Shura SM7B, więc nie wejdzie do końca na SM7B. Ale czy brzmienie PD70 jest także zbliżone do SM7B? Jeśli słyszeliście już kiedyś mikrofon Shura, to wiecie, że to nie jest to samo brzmienie, które słyszycie teraz. Ale myślę, że trzeba przyjrzeć się jednak PD70 dokładniej, bo zasługuje na to. Przy okazji dodam tylko, bo uważam, że to istotne, że mikrofon bezpłatnie udostępniła mi do testów na dwa tygodnie firma Audiostacja, dystrybutor firmy Presonus. Audiostacja jednak w żaden sposób nie wpływała ani nie próbowała nawet wpłynąć na moje wnioski z testu, za co jej bardzo dziękuję. PD70 dociera do nas w stosunkowo niewielkim pudełku, w którym znajdziemy styropianowe wypełnienie, woreczek z dokumentacją, no i najważniejszą rzecz, czyli sam mikrofon ze zintegrowanym uchwytem oraz metalową redukcją gwintową. Uchwyt ten różni się nieco od tego z SM7B, bo jest to tylko jego lewa połowa, można tak powiedzieć. Czyli PD70 jest przymocowany do uchwytu tylko po jednej stronie. Nie jest to takie klasyczne Y i mocowanie dwustronne, tylko takie pojedyncze z jednej strony, tylko jednoramie. Wydaje mi się, że to ciekawe rozwiązanie, bo prezentuje się dość atrakcyjnie, a nie wygląda na to, żeby coś miało się tutaj luzować albo wyginać w czasie pracy. Sam PD70 jest znacząco krótszy od SM7B, zwłaszcza w tej metalowej części. Mimo to ma sporo większą masę. Producent nigdzie jej wprawdzie nie ujawnia, tak jakby to była jakaś tajemnica, nie ma jej ani na pudełku, ani w specyfikacji, ani na stronie www, ale zmierzyłem to sobie samodzielnie, mam w końcu wagę kuchenną. No i faktycznie PD70 ma 829 gramów, co przy 765 gramach SM7B jest dosyć sporą wartością. Czułość PD70 to około minus 56 decibeli. Z góry przepraszam za te wszystkie porównania do mikrofonu Shura, ale Presonus w ten, a nie inny sposób budując PD70 sam takie skojarzenia narzucił. Ale do rzeczy, mamy tutaj do czynienia z mikrofonem dynamicznym o charakterystyce kardioidalnej. Tak brzmi kiedy mówię do niego na wprost z 5 centymetrów. Tak z boku pod kątem 90 stopni. A tak kiedy mówię do niego z tyłu. Jeśli chodzi o efekt zbliżeniowy, no to można go troszkę zaobserwować jeśli się naprawdę przytulę do tej gąbeczki. No ale z 5 centymetrów brzmi to tak. Tak brzmi z 30 centymetrów. A tak mniej więcej z odległości 1 metra. PD70 ma firmowo założoną gąbeczkę mającą ujarzmić głoski wybuchowe. No i działa ona na tyle dobrze, że zrezygnowałem w tym odcinku z popfiltra i nagrywam cały odcinek tylko z tą firmową gąbeczką. Trzymając usta przypomnę mniej więcej 5 centymetrów od niej. Jeśli ktoś ma gąbkę od SM7B może ją sobie przełożyć do PD70. Zadziała ona jeszcze lepiej od tej presonusowej ponieważ jest nieco dłuższa, więc zwiększy troszkę dystans do kapsuły. Tymczasem pora na test głosek wybuchowych. Piekarz Piotrek przyniósł pizce, peperoni po południu. Oraz druga fraza, poproszę papier pakowy do pakowania paczek. Teraz żeby nie było, zmienię gąbeczkę na test szura SM7B i posłuchacie tych fraz ponownie. To już jest gąbeczka z szura SM7B. No i mówię wprost z odległości teraz powiedzmy nawet 3 centymetrów. Piekarz Piotrek przyniósł pizce, peperoni po południu. Oraz druga fraza, poproszę papier pakowy do pakowania paczek. Jeśli chodzi o odporność na stuki, no to stukam w statyw i w obudowę mikrofonu. Na koniec tradycyjnie fragment z książki Hugh Loftinga, Doktor Dolittle i jego zwierzęta. Pokój był bardzo mały, bez okna i o niskim suficie. Całe umeblowanie składało się z jednego tylko krzesła. Dokoła ścian stały wielkie beczki przyśrubowane do podłogi, aby nie staczały się na siebie podczas chwiania i kołysania statku. Nad beczkami, na drewnianych hakach wisiały cynowe dzbany różnej wielkości. Mocna woń wina przesycała cały pokój. W środku zaś, na podłodze, siedział mały, może ośmioletni chłopaczek i płakał gorzko. Cóż tu więcej dodać? Powiem może tak, ze wszystkich testowanych ostatnio podcastowych dynamików, brzmienie PD-70 spodobało mi się na równi z Rodę pod Majkiem. No, czyli bardzo, choć są to różne brzmienia. W PD-70 jest wystarczająco dużo dołu, by głos ważył swoje, ale jednocześnie, żeby nie był zamulony albo buczący. Jest sporo góry, której nieco mi w SM7 brakuje momentami. Mikrofon nie szumi zbyt mocno, nieźle radzi sobie z podmuchami, jak zresztą słyszycie, i wygląda bardzo dobrze. Jeśli ktoś lubi w SM7B wygląd, no to PD-70 prezentuje się podobnie i niemal równie dobrze, a może nawet i lepiej, bo nie ma tego wystającego kabelka i dziwnie umieszczonego gniazda XLR, które niekiedy potrafi sprawić kłopot przy wpinaniu wtyku. Moim zdaniem PD-70 wygląda nawet bardziej jak SM7B niż pękaty Shure MV7, który jest takim troszkę następcą. Czy polecam go do nakrywania podcastów? Jak najbardziej. PD-70 jest bardzo solidną propozycją w cenie 450-500 zł. Przebić mógłby go chyba tylko ESE Dynacaster, ale to już chyba zupełnie inna półka cenowa, a może nawet dwie półki cenowe wyżej. Tymczasem to wszystko. Do usłyszenia. .