Gadanie Gadesa. Rozmaitości. Witajcie w kolejnym odcinku podcastu Gadanie Gadesa. Myślałem, że testy mikrofonów już za mną, ale w ręce wpadł mi dość budżetowy, kosztujący niecałe 200 zł, mikrofon Mad Dog GMC301. Według producenta jest to idealny mikrofon do rozpoczęcia swojej przygody z nagrywaniem na YouTube bądź z transmisjami online, więc od biedy mieści się w kręgu zainteresowania podcasterów. Przyznam, że mikrofony marki Mad Dog widywałem już wcześniej w marketach i nawet myślałem o testach, bo prezentowały się całkiem ładnie, jednak zwykle były to modele USB, których nie mógłbym podłączyć do Tascama DR-100. Model GMC301 ma jednak, co dość zaskakujące, złącze XLR. Popatrzmy zatem na zestaw okiem niedoświadczonego podcastera, który zdążył już zniechęcić się do jakiegoś kiepskiego mikrofonu USB z Chin. Przepraszam za taki stereotyp. No i ten podcaster wchodzi do marketu audio-video i widzi piękne duże pudełko z kuszącym zdjęciem, przedstawiającym taki profesjonalny mikrofon pojemnościowy z wtyczką XLR, popfiltrem i statywem. Zbyt piękne by było prawdziwe, nie? No niestety. Pudełko dumnie chwali się wszystkimi możliwymi zaletami, czyli złączem XLR, mikrofonem pojemnościowym, wyposażeniem, w tym kablem, ramieniem i popfiltrem. Nic tylko kupować, podłączać i nagrywać. Ale jest tu pewna pułapka, którą osoba początkująca może łatwo przegapić albo zignorować. Otóż GMC301 to nie jest normalny mikrofon pojemnościowy ze złączem XLR. To mikrofon elektretowy, zupełnie jak omawiany wcześniej Trust Stars. Oznacza to, że należy używać załączonego w komplecie kabla z końcówkami XLR mini-jack i podłączyć go do wejść zapewniających tak zwane napięcie plug-in rzędu kilku woltów. Gniazda tego typu mają np. smartfony albo laptopy, czyli takie zintegrowane karty dźwiękowe, no ale niestety nie mają tego interfejsy audio. Nie musi ono też być standardem w rejestratorach. Wówczas należy zastosować przejściówkę konwertującą w rodzaju RODE VXLR Plus, która zamienia napięcie Phantom na to napięcie plug-in i w ten właśnie sposób nagrywam dzisiejszy odcinek, chociaż Tascam DR-100 dysponuje wejściem mini-jack i możliwością włączenia tam zasilania. Instrukcja milczy na temat, czy mikrofon przeżyje załączenie dużego zasilania Phantom, jeśli użytkownik podłączy go zwykłym kablem XLR, np. do interfejsu audio i takie zasilanie załączy. A może się tak zdarzyć, bo w końcu na pudełku jakby stoi mikrofon pojemnościowy, więc dlaczego tego nie zrobić? W ramach testu przeprowadziłem taką próbę. Najpierw załączyłem Phantom 24V, a potem także 48V. Mikrofon przeżył, no i nawet rejestrował sygnał, ale niestety z większym poziomem szumu niż przy działaniu przez VXLR Plus. Oryginalne nagranie z zasilaniem Phantom możecie pobrać za pomocą linku w opisie odcinka. Podsumowując, mikrofon wykorzystamy z laptopem czy telefonem przez gniazdko mini-jack, w przypadku smartfona przez przejściówkę na wtyczkę TRRS, ale jeśli chcemy korzystać z XLR, no to raczej przez przejściówkę konwertującą zasilanie Phantom na plug-in. Ze względu na szumy nie warto stosować zwykłego napięcia Phantom. Zresztą instrukcja w ogóle nie wspomina o takiej możliwości zasilania, więc nie jest wykluczone, że długotrwałe stosowanie tak wysokiego napięcia może w końcu spowodować jakieś uszkodzenia w mikrofonie. Zresztą jeśli chodzi o instrukcję, no to muszę się tutaj od razu przyczepić do niespójności. Na pudełku i w instrukcji widnieje informacja, że mikrofon ma charakterystykę jednokierunkową. Z rysunku wnoszę, że jest to kardioida. Testy praktyczne faktycznie demonstrują gorsze zbieranie sygnałów z boku i z tyłu. To jest tekst mówiony na wprost, to jest tekst mówiony z boku, a to jest tekst mówiony z tyłu mikrofonu. Jednak gdy wejdziemy na stronę producenta, znajdziemy z dumą podkreśloną informację o charakterystyce dookólnej. No i nie jest to przejęzyczenie, bo pada wyraźne stwierdzenie, że, że zacytuję, zapewnia odbiór dźwięku z każdej pozycji, w której się znajduje mikrofon, dlatego niezależnie, czy mikrofon jest tuż przed tobą, czy przeprowadzasz wywiad, to odbiór dźwięku będzie identyczny z każdej strony. Hm. No na całe szczęście można powiedzieć, że nie jest to prawda, bo ani gracz, ani podcaster nie byłby raczej zachwycony z takiej charakterystyki dookólnej. Jeśli chodzi o rzeczy przyjemniejsze, czyli zawartość pudełka, no to na pewno cieszy bogactwo. Mamy ramię mikrofonowe z mocowaniem stołowym, mamy popfiltr i gąbkę, kabel, przejściówkę z możliwością podpięcia słuchawek oraz elastyczne mocowanie statywowe z redukcją gwintu, czyli wszystko, co jest niezbędne do natychmiastowego rozpoczęcia pracy. Ramię jest wprawdzie trochę przykrótkie i delikatne, za to 2,5 metrowy kabel powinien sięgnąć gdzie trzeba. Popfiltr da się zamontować na ramieniu, chociaż całość jest już wtedy, razem z mikrofonem w uchwycie, obciążona tak na styk. Odpowiada za to przede wszystkim kabel, który jest bardzo gruby, ciężki i mało elastyczny. Żeby odciążyć konstrukcję od biedy można zrezygnować z popfiltra, bo mamy także gąbeczkę, no ale wiadomo popfiltr działa zwykle ciut lepiej, bo odsuwa nas od membrany. Jeśli chodzi o test podmuchów, no to tak brzmi mikrofon z zastosowanym popfiltrem. Piekarz Piotrek przyniósł pizcę peperoni po południu. A tak bez popfiltra. Piekarz Piotrek przyniósł pizcę peperoni po południu. Jeśli chodzi o test stukania, no to stukam teraz w statyw i w obudowę mikrofonu. To jest tekst nagrywany mniej więcej z 15 cm. To jest tekst nagrywany z 30 cm. A to jest tekst nagrywany z mniej więcej metra. No i na koniec tradycyjnie Hugh Lofting, dr Dolittle jego zwierzęta. Pokój był bardzo mały, bez okna i o niskim suficie. Całe umeblowanie składało się z jednego tylko krzesła. Dookoła ścian stały wielkie beczki przyśrubowane do podłogi, aby nie staczały się na siebie podczas chwiania i kołysania statku. Nad beczkami, na drewnianych hakach wisiały cynowe dzbane różnej wielkości. Mocna wońwina przesycała cały pokój. W środku zaś, na podłodze, siedział mały, może ośmioletni chłopaczek i płakał gorzko. Cóż można powiedzieć? Mikrofon sam sobie nie jest dużo lepszy od Hama DM-20 czy Trust Stars. No chyba, że zależy nam na wyposażeniu i wyglądzie. Pod względem jakości dźwięku jest tak sobie. Szumy są spore niestety. Myślę, że zestaw sporo traci na wiarygodności przez mylne informacje dostarczane przez producenta. Na stronie błędnie podano charakterystykę kierunkową, a pudełko czy instrukcja nawet nie napomykają, jak mikrofon zachowa się przy podłączeniu go przez zwykły kabel XLR. A takie połączenie nie jest znowu tak mało prawdopodobne, no bo troszkę bardziej świadomi użytkownicy, którzy już przygodę z pierwszym mikrofonem mają za sobą, mogą właśnie specjalnie zwrócić uwagę na ten model, że ma odpowiednie gniazdo i mogą założyć, że nadaje się on do normalnej pracy, bo jest nazywany mikrofonem pojemnościowym. No tyle dobrego, że mikrofon daje radę znieść 48V zwykłego fantoma bez natychmiastowego spalenia się. Jednak strasznie wówczas szumi, więc i tak wymaga inwestycji w jakiś konwerter napięć, jeśli chcemy go podłączyć do standardowych urządzeń rejestrujących. Jeśli ktoś potrzebuje mikrofonu do podłączenia do laptopa czy smartfona, no to może GMC301 rozważyć, zwłaszcza jeśli nie ma jeszcze osprzętu, czyli ramienia, popfiltra, gąbki itd. Te elementy są raczej standardowe i mogą się sprawdzić później, aczkolwiek ramie nie daje się przesadnie mocno obciążać, więc z montażem PodMic'a czy SM7B na pewno sobie nie poradzi. Pozostałe osoby jednak, zwłaszcza szukające budżetowego mikrofonu pojemnościowego za małe pieniądze, no chyba lepiej, żeby przyjrzały się np. Rode M3 albo zrezygnowały z pojemnościówki i kupiły jakiś model dynamiczny. To tymczasem, do usłyszenia. .