Witajcie w kolejnym odcinku podcastu Gadanie Gadesa z cyklu Narzędziownik Podcastera. Dzisiaj odcinek trochę naciągany, bo testowany zestaw, czyli BOYA BYWM4 PRO nadaje się bardziej do nagrywania wideokastów niż klasycznych podcastów. W jego skład wchodzą mikrofon krawatowy, odbiornik, nadajnik oraz kilka kabelków i pokrowiec. Za całość trzeba zapłacić obecnie około 500 zł. Aktualnie nagrywam za pomocą mikrofonu krawatowego z tego zestawu, ale mikrofon podłączyłem bezpośrednio do rejestratora Tascam DR-100, bo bardziej zależy mi na teście samego mikrofonu właśnie. Spokojnie jednak, w dalszej części podłączę także nadajnik i odbiornik, więc będzie można sprawdzić, czy jakość dźwięku po transmisji bezprzewodowej będzie się różniła od tej bezpośrednio rejestrowanej przewodowo. Z pewnością można usłyszeć, że jakość dźwięku w tym momencie nie jest najwyższa. Mikrofon brzmi troszkę głucho. Dzieje się tak dlatego, że mam go przymocowanego do ubrania i używam zgodnie z przeznaczeniem. Sam mikrofon jednak oferuje lepszą jakość dźwięku. Trzeba go tylko odczepić i zacząć do niego mówić wprost. Koniecznie jednak przez popfiltr, bo odporność na głoski wybuchowe jest praktycznie żadna. Czy ma to sens? Można zamiast zestawu kupić wyłącznie mikrofon. Nosi on symbol BY-M1 PRO i kosztuje w granicach 80-90 zł. Jakość dźwięku jest taka jak słyszycie. Jak wspomniałem, zestaw trafia do użytkownika w postaci estetycznego, w miarę sztywnego etui, w którym umieszczono mikrofon oraz odbiornik i nadajnik. Można tu znaleźć także mocowanie do sanek aparatu czy kamery oraz dwa kabelki. Jeden typu mini-jack na mini-jack, a drugi mini-jack na złącze TRRS, czyli też mini-jack, ale taki do podłączenia do smartfona. No bo właśnie dzięki niemu da się nagrywać sygnał bezpośrednio z mikrofonu do smartfona. Odbiornik i nadajnik wyglądają praktycznie tak samo, różnią się tylko ikonką na górnej ściance. Nadajnik ma ikonkę mikrofonu, a odbiornik słuchawek. Do każdego z urządzeń należy włożyć dwa ogniwa AAA, czyli małe paluszki. Sam mikrofon, no jak to mikrofon krawatowy, jest niewielki i wyposażony w metalowy klips. W komplecie znajdziemy też zdejmowalną gąbeczkę, którą można w razie czego wymienić, jeśli się zniszczy czy pobrudzi. Mikrofon podłączamy do nadajnika kabelkiem o długości 1,2 m, zaś odbiornik spinamy z kamerą, aparatem, rejestratorem czy smartfonem, kabelkiem dużo krótszym, liczącym ledwie 30 cm. Po wykonaniu połączeń i włączeniu odbiornika oraz nadajnika, w urządzeniu nagrywającym powinniśmy uzyskać sygnał z mikrofonu. No, chyba że mamy rozładowane bateryjki, no to wtedy trzeba je wymienić. Mikrofon ma charakterystykę dookólną, więc w zasadzie jest wszystko jedno, z której strony będzie dobiegał do niego głos. Teraz mówię do niego od frontu, ale zaczynam go obracać, teraz jest z boku, teraz z tyłu, teraz z innego boku i jeszcze z innego boku, no i z powrotem od frontu. Ma to dobre i złe strony, bo dobra jest taka, że nie trzeba go jakoś specjalnie precyzyjnie pozycjonować, tylko przypiąć po prostu gdzieś w miarę blisko głowy czy krtani. Zła strona, no to niestety mikrofon zbiera sygnał nie tylko z ust, ale także z otoczenia, więc każde szumiące czy hałasujące źródło będzie całkiem mocno słyszalne. Niestety wiąże się to też z zarejestrowaniem dużej ilości pogłosu, zresztą mogę to zademonstrować. Wyjdę teraz na chwilę z mojego studia na korytarz. No i tu możecie usłyszeć, że faktycznie pogłosu jest sporo, a wystarczyło tylko zmienić pomieszczenie na takie zupełnie nieprzystosowane do nagrywania, no i już tego pogłosu jest okropnie dużo. Dobra, wracam do studia. No i teraz wniosek jest taki, że jakość dźwięku, który nagrywamy tym mikrofonem, jest bardzo zależna od odległości od naszych ust. W tym momencie, kiedy mówię do mikrofonu wprost, no to ma on całkiem sporo wysokich częstotliwości, no i brzmi nie najgorzej, można tak powiedzieć. Ale w momencie, kiedy będę odsuwał ten mikrofon i na przykład przypnę go sobie, tak jak powinienem to zrobić, do ubrania, no to w tym momencie dźwięk jest już taki stłumiony i niezbyt fajny. Niestety w tej pozycji też mikrofon rejestruje sporo naszych ruchów, więc jeśli będę na przykład wyciągał rękę, no to słychać takie szelesty. Oczywiście jeśli będę miał jeszcze dodatkowo jakieś ubranie, które szeleści samo z siebie, no to te hałasy też się nagrają. Ja mam w tym momencie tylko miękką, bawełnianą koszulkę, taki t-shirt, a i tak słychać te wszystkie poruszenia. W związku z tym, że jego brzmienie zależy od odległości od ust, no to troszkę też zmienia to brzmienie, kiedy zaczynam kręcić głową. Na przykład teraz patrzę w lewo, teraz patrzę w prawo, teraz patrzę w dół, teraz patrzę w górę. No i to brzmienie się zmienia, niestety. W normalnych warunkach, czyli w momencie, kiedy mam mikrofon przypięty do ubrania, test głosek wybuchowych nie ma dużego sensu, ponieważ, no oczywiście, mikrofon jest przypięty nisko, ja mówię nad nim, więc nie ma szans, żeby pęd powietrza od głosek wybuchowych spowodował jakieś zniekształcenia. Ale w momencie, kiedy zaczynam mówić do tego mikrofonu właśnie w taki sposób, jak ja to teraz robię, czyli trzymając go przed ustami, no to konieczny jest pop-filtr. No bo teraz posłuchajcie, odsunę pop-filtr i teraz mówię bezpośrednio do mikrofonu. Piekarz Piotrek przyniósł pizzę, pepperoni po południu. Albo poproszę papier pakowy do pakowania paczek. A z wykorzystaniem pop-filtra, piekarz Piotrek przyniósł pizzę, pepperoni po południu. Oraz poproszę papier pakowy do pakowania paczek. No jest zdecydowanie lepiej. No i jeśli ktoś chciałby nagrywać właśnie w ten sposób, żeby trzymać sobie ten mikrofon po prostu przed ustami, no to musi mieć jakiś pop-filtr, bo ta pudełko dostarczona z mikrofonem gąbeczka nie osłoni przed niczym. Ono jest po prostu zbyt blisko samego mikrofonu, żeby w jakiś sposób w ogóle rozproszyć pęd powietrza. No jeszcze przeczytam fragment prozy, czyli Hugh Lofting i fragment doktora Dolittle i jego zwierząt. Pokój był bardzo mały, bez okna i o niskim suficie. Całe umeblowanie składało się z jednego tylko krzesła. Wokół koła ścian stały wielkie beczki przyśrubowane do podłogi, aby nie staczały się na siebie podczas chwiania i kołysania statku. Nad beczkami, na drewnianych hakach, wisiały cynowe dzbany różnej wielkości. Mocna woń wina przesycała cały pokój. W środku zaś, na podłodze, siedział mały może ośmioletni chłopaczek i płakał gorzko. Czas jeszcze przetestować ten zestaw bezprzewodowo, więc podłączam odbiornik-nadajnik i słyszymy się za chwilkę. No i tak właśnie brzmi BOYA BY-WM4 PRO, kiedy mikrofon podłączyłem z nadajnikiem, a odbiornik z rejestratorem Tascam. Można posłuchać różnicy, czy może braku różnicy między tym sygnałem, a tym nagrywanym za pomocą samego mikrofonu podłączonego bezpośrednio do rejestratora. Wspomnę w tym momencie o pewnej wadzie metody bezprzewodowej. Otóż wprowadza ona pewne opóźnienie między tym, co mówimy, a tym, co słyszymy w słuchawkach. No i w przypadku zanieczyszczonego elektromagnetycznie otoczenia, opóźnienie to może się wydłużać i stać się na tyle duże, że mówienie z jednoczesnym, opóźnionym odsłuchem stanie się bardzo trudne. Ja na przykład musiałem w tym momencie zdjąć słuchawki, bo inaczej mówiłbym jak jakiś człowiek zamroczony alkoholem. Tak naprawdę. Przejdźmy do podsumowania. Czy jest w ogóle sens inwestowania w taki zestaw, aby nagrywać klasyczny podcast? Według mnie nie bardzo. Może, gdy faktycznie nagrywamy audycję jednocześnie z przeznaczeniem na YouTube, no i w obrazie nie chcemy mieć żadnego mikrofonu w kadrze, no to okej, krawatówkę da się całkiem dobrze ukryć, zwłaszcza na ciemnym ubraniu. W takim wypadku faktycznie podobny zestaw może być dobrym rozwiązaniem. Nagrywanie jednak wyłącznie głosu wypada tak sobie. Jakość jest akceptowalna przy takim mówieniu wprost do tego mikrofonu, jednak w momencie, kiedy go przypnę sobie do ubrania, no to ta jakość drastycznie spada. No i koniecznie też trzeba mówić przez popfiltr. Tego się nie da uniknąć. Moim zdaniem lepiej jest do podcastu kupić inny mikrofon. W podobnej cenie na przykład dostaniemy tego Behringera XM8500. No i jedyną przeszkodą może być brak urządzenia rejestrującego z gniazdem XLR. Ale jeśli mamy takie urządzenie, no to zamiast Boe polecałbym jednak Behringera. No i takie jest moje podsumowanie. Tymczasem to tyle. Do usłyszenia. .