Gadanie Gadesa. Rozmaitości. Witajcie w kolejnym odcinku podcastu Gadanie Gadesa z cyklu Narzędziownik Podcastera. No i znów mam dla Was propozycję troszkę nietypową. Po tym, jak ostatnio przyglądałem się mikrofonowi krawatowemu BOYA, dzisiejszy test nagrywam za pomocą mikrofonu Rode VideoMicro, czyli malutkiego paluszkowego mikrofonu elektretowego, przeznaczonego raczej do wykorzystania z kamerą wideo, co sugeruje sama nazwa, niż do nagrywania podcastów. Para tych mikrofonów trafiła do mnie nieco przypadkowo, ponieważ tak naprawdę bardziej zależało mi na wyposażeniu dołączanym przez firmę Rode. W pudełku z mikrofonem znajdziemy bowiem także elastyczne mocowanie Rycote, w takim charakterystycznym czerwonym kolorze, oraz osłonę przeciwwietrzną o symbolu Rode WS8, taki deadcat malutki. Pojedynczy mikrofon z takim wyposażeniem można kupić w cenie około 230 zł, a paradoksalnie około 200 zł kosztuje samo elastyczne mocowanie, a zaś 60-70 zł trzeba dać za osłonę Rode WS8. Widać stąd, że zamiast kupować te przedmioty osobno, lepiej kupić cały komplet Rode Video Micro i dostaniemy wówczas niejako gratisowo sam mikrofon. No ale skoro mam parę tych mikrofonów, postanowiłem dać im szansę i przetestować je w boju, czyli sprawdzić, czy mimo wszystko nadają się do nagrywania podcastu. Tutaj przypomnę założenia, zgodnie z którymi nagrywam moje testy mikrofonów. Cały odcinek nagrywany jest testowanym mikrofonem, a poza wycięciem błędnie nagranych fragmentów czy przejęzyczeń i normalizacją do głośności minus 19 luws nie ma tu żadnej dodatkowej obróbki. Na początek uwaga, Rode Video Micro wykorzystuje złącze mini jack i wymaga zasilania plug-in. Mogłem zatem przeprowadzić test podłączając Video Micro do rejestratora Tascam DR-100 za pomocą fabrycznego spiralnego kabelka lub wykorzystać przejściówkę Rode VXLR Plus do konwersji zasilania Phantom na plug-in, no i podłączyć do rejestratora standardowym kablem XLR. Wybrałem to drugie rozwiązanie, ponieważ podczas wstępnych nagrań wyszło na jaw, że podłączenie przez VXLR Plus redukuje szum o parę decybeli, nawet do 5 decybeli ten szum jest niższy. No, to znaczy, żeby być zupełnie szczerym, może być też tak, że to przedwzmacniacz w rejestratorze dla wejścia mini jack jest po prostu słabsza jakość niż dla gniazda XLR, ale sprawdzałem to i w DR-100 i w X8 i w obu przypadkach szum przez mini jack był zawsze wyższy niż przy podłączeniu przez przejściówkę VXLR Plus i kabel XLR. No a że i tak szum z wideo mikro jest spory sam z siebie, bo producent tutaj podaje 20 decybeli ważonych krzywą A, no to żeby ten szum obniżyć postanowiłem chwytać się każdego sposobu. Jak wspomniałem, mikrofon to konstrukcja elektretowa. Fizycznie jest to prawdziwy maluszek o średnicy niespełna 2 cm i długości mniej więcej 8 cm. Po nasunięciu na niego zabezpieczającej osłonę WS8 zaczyna przypominać taką małą włochatą kulkę, bo się prawie cały mieści do środka. Z odległości 10-15 cm brzmi tak, jak go słyszycie w tej chwili. Mamy tu do czynienia z charakterystyką kardioidalną, czyli najlepiej słyszalny jest sygnał podawany od frontu. Pod kątem 90 stopni brzmi tak, a z tyłu mikrofonu nagrywa się taki sygnał. Mikrofon oferuje też taki efekt zbliżeniowy, kiedy zaczynam do niego mówić z odległości mniej więcej 3 cm. Odcinek ten nagrywam z użyciem popfiltra. Tak brzmi fraza testowa. Piekarz Piotrek przyniósł picce peperoni po południu. Oraz druga fraza. Poproszę papier pakowy do pakowania paczek. Bez popfiltra mikrofon brzmi następująco. Piekarz Piotrek przyniósł picce peperoni po południu. Oraz poproszę papier pakowy do pakowania paczek. Teraz jeszcze przeprowadzę test z założoną osłoną WS-8. Tak brzmi mikrofon z tą osłoną. Piekarz Piotrek przyniósł picce peperoni po południu. Oraz poproszę papier pakowy do pakowania paczek. Jeśli chodzi o podatność na uderzenia, to niestety jest ona spora. Na szczęście firmowe elastyczne mocowanie robi całkiem niezłą robotę. Postukam teraz w statyw. A teraz w obudowę mikrofonu. Co ciekawe, teoretycznie nie trzeba do tego mikrofonu używać filtra górnoprzepustowego, żeby odfiltrować jakieś niskie częstotliwości. No bo przenosi on dźwięki od granicy 100 Hz, więc ma niejako taki filtr wbudowany w siebie. Tak brzmi mikrofon z 10 albo 15 cm. W takiej odległości mniej więcej nagrywam. Tak brzmi z 30 cm. A tak brzmi z odległości 1 m. No i tradycyjnie na koniec fragment lektorski, czyli Hugh Lofting i dr Dolittle, jego zwierzęta. Pokój był bardzo mały, bez okna i o niskim suficie. Całe umeblowanie składało się z jednego tylko krzesła. Dookoła ścian stały wielkie beczki przyśrubowane do podłogi, aby nie staczały się na siebie podczas chwiania i kołysania statku. Nad beczkami, na drewnianych hakach wisiały cynowe dzbany różnej wielkości. Mocna woń wina przesycała cały pokój. W środku zaś, na podłodze, siedział mały, może ośmioletni chłopaczek i płakał gorzko. Muszę przyznać, że raczej osobiście nikomu bym tego mikrofonu nie doradzał, zwłaszcza do nagrywania podcastu. Owszem, nie ma tragedii, ale brzmienie jest raczej ostre, takie twarde, można nawet powiedzieć kartonowe. Do tego mam wrażenie, że dość mocno podkreślane są sybilanty, a dla polskiej mowy to nie jest najlepsza rekomendacja. No i szumy, które tutaj są spore. Polecam przesłuchać surowy fragment lektorski. Celowo zostawiłem tam nieco dłuższą pauzę na końcu. Bierzcie pod uwagę, że nagrywam w domowym studio, w którym jest raczej cicho przy zamkniętych oknach i drzwiach i przy wyłączonych wszystkich urządzeniach. To tyle. Do usłyszenia. .