Witajcie w kolejnym odcinku podcastu Gadanie Gadesa. Dzisiaj jeszcze jedno porównanie, chociaż taka może bardziej historia tego jak wybierałem słuchawki do nagrywania. Przy czym chodzi przede wszystkim o nagrywanie w terenie, bo słuchawki do nagrywania w studio już mam. Zaczęło się od tego, że już nie mogę jeździć w teren z dotychczasowymi AKG K530, od czego akurat nie żałuję, bo mimo, że są to bardzo zacne słuchawki to niestety nie na moją pękatą głowę i klapiaste uszy. Z kolei nagrywanie w słuchawkach do kanałowych czy pchiełkach trochę mija się z celem, bo o ile jeszcze własny głos mogę tak nagrywać to już odgłosy natury powiedzmy wymagają nieco dokładniejszego rozeznania co tak właściwie zbiera mikrofon. Dlatego podstawowym kryterium stało się to, że słuchawki muszą mieć konstrukcję zamkniętą. No i dobrze gdyby dawały się składać, no i miały odczepiany kabel. No i nie pogardziłbym tym gdyby były do tego lekkie, no i nie kosztowały wiele. Przekopałem rynek i najlepszym stosunkiem jakości do ceny wykazały się bajer dynamiki DT770, czyli starsi bracia używanych przeze mnie aktualnie DT1770. No tyle tylko, że nie są one ani lekkie, ani składane, a na dobiar złego mają takie beztrosko wystające z nauszników kabelki. Z niejakim smutkiem zrezygnowałem z nich, bo akurat mam zaufanie do tej marki, używam dwóch par tej firmy i brzmienie tych słuchawek bardzo mi odpowiada, mimo że nie jest ono może do końca neutralne, ale akurat mnie pasuje. Znajoma poleciła mi model audiotechniki, a konkretnie M50X. Obejrzałem sobie zdjęcia, poczytałem opisy, no i faktycznie wydało się, że to może być to. Zamówiłem i czekałem na paczkę. Kiedy paczka dotarła szybko dobrałem się do wnętrza, myślę, że nie jestem odosobniony w tym, że szybko chcę dostać w ręce nową zabawkę. Jeśli chodzi o wygląd to słuchawki spodobały mi się. Mimo, że wykonane są z tworzywa sztucznego w większości, na pewno nie wyglądają jakoś tandetnie czy odpustowo. W zestawie dostajemy także sakiewkę z takiej ekoskóry, do której możemy schować zarówno słuchawki, jak i dołączone do nich aż trzy kable. Dwa są proste, o długościach nieco ponad metr i trzy metry, a dodatkowy trzeci kabel jest spiralny i też ma trzy metry, po rozciągnięciu oczywiście. Wszystko to wyglądało bardzo obiecująco do momentu, gdy założyłem słuchawki na głowę. Pałąk był wprawdzie wystarczająco długi i sięgnął od ucha do ucha, jednak same nausznice okazały się za małe i pady przygniatały mi płatki uszu. Nie dało się nijak ustawić ich tak, by całość małżowin znalazła się w środku słuchawek. Niestety skutkowało to dyskomfortem po kwadransie, a bólem głowy i uszu po pół godzinie trzymania słuchawek na głowie. Dodatkowo po tym czasie uszy zaczynały mi wilgotnieć, co definitywnie przekreślało ewentualne dłuższe sesje nagraniowe. Mimo to próbowałem dać słuchawkom drugą i trzecią szansę, ponagrywałem, posłuchałem muzyki, obrobiłem nawet odcinki podcastu, chociaż do obróbki ich nie polecam, bo mają troszkę zachwianą równowagę częstotliwościową. Nagraliśmy nawet z córką odcinek naszego domowego radia i okazało się, że dla niej są idealne rozmiarowo. Dla mnie ciut za małe. No i wiedziałem już, że wkrótce słuchawki odbędą drogę powrotną do sklepu. Znowu rzuciłem się do przeglądania słuchawkowego rynku. Przez chwilę rozważałem model Yamahy MPH-MT5, ale ostatecznie wygrały nieco tańsze słuchawki Austrian Audio HI-X15. Pozostało zamówić i czekać na paczkę. No i tutaj się niestety troszkę naczekałem, bo najpierw sklep musiał słuchawki sam zamówić, mimo że niby były dostępne, potem zostały wysłane, ale kurier odebrał je dopiero następnego dnia po południu, więc z zapowiadanych dwóch dni zrobił się praktycznie tydzień. W końcu paczka dotarła i znów niecierpliwie zajrzałem do środka. Tym razem od razu założyłem słuchawki na głowę i odetchnąłem z ulgą. Pasują. Pałąk dał się rozciągnąć na tyle, by objąć moją głowę, ale tutaj to już jest maksimum, więc niewiele brakowało, żeby były za małe. Natomiast pady dokładnie okoliły uszy. Był to też ciekawy test tłumienia, bo od razu faktycznie zrobiło się ciszej, dużo ciszej niż w moich zamkniętych DT1770. Ale to w sumie nic dziwnego, bo DT1770 mają założone welurowe pady, które zdecydowanie preferuję, zaś X15 mają wyłącznie pady z takiej ekoskóry, więc one dokładniej przylegają do głowy. Słuchawki ważą 250 gramów i są lżejsze od DT990, które ważą około 300 gramów, no i od tych DT1770, bo te ważą już prawie 400 gramów. To akurat bardzo dobrze, bo przy nagrywaniu w ruchu niewielka masa to zaleta. Za to muszę ponarzekać na kabel, jest prosty i mierzy niecałe 1,5 metra. Na dodatek nie ma standardowej nakręcanej przejściówki z małego jacka na duży. Przejściówka wprawdzie jest w zestawie, ale taka tylko wciskana i na dodatek z obudową z tworzywa sztucznego, więc taka dosyć licha. Na tle eleganckich słuchawek ta przejściówka wygląda jakoś tandetnie, jakby ją kupić za 5 zł w markecie. Szkoda, że Austrian Audio poskąpiło nawet tak małego gadżetu. Kabel jest jedynym, który dostajemy w tym wypadku. Co gorsza Austrian Audio sprzedaje jeszcze tylko jeden model kabla, też prosty, za to 3 metrowy. Więc jeśli ktoś lubi kable spiralne, bardzo poręczne w terenie, musi sobie kupić jakiś zamiennik innej firmy. Ja zdecydowałem się na kabel od dopiero co testowanych M50X, ale spokojnie nie przygarnąłem sobie nielegalnie kabelka z tego zwracanego egzemplarza, tylko kupiłem zupełnie osobno. Mam na to fakturę. Jeśli chodzi o brzmienie, to tutaj też nie polegałbym na tych słuchawkach podczas miksowania muzyki, ale do monitoringu nagrywanego sygnału nadają się bardzo dobrze. Także muzyki słucha się dość przyjemnie, chociaż ze względu na dość pofalowaną charakterystykę, te słuchawki wzmacniają dość nieoczekiwanie niektóre pasma, przez co można odkryć nowe brzmienie znanych już utworów. Za to bardzo przyzwoicie tłumią, więc słychać co wpada do mikrofonu na ogół. Przy okazji przekonałem się, zresztą ten sam efekt wystąpił już przy M50X, że po podłączeniu do rejestratora znacząco spadł poziom szumów w odsłuchu, w porównaniu np. do DT990. No i to jest właśnie zysk, który daje mniejsza impedancja, po prostu nie trzeba zbytnio rozkręcać głośności, bo raz, że słuchawkom wystarczy słabszy sygnał, bo mają mniejszą impedancję, a dwa, że lepsza tłumienność także powoduje, że wysoka głośność nie jest po prostu potrzebna, bo słyszymy, bo nam żadne hałasy nie przeszkadzają. No i przy tych słuchawkach chwilowo zostanę, będę używał tych X15, chociaż trochę mimo wszystko żałuję tych M50X, bo one mi się bardzo podobały, żebym miał trochę mniejsze uszy, ale nie mam. Jeszcze rozmyślałem o tym, czy nie wypróbować tych Yamah, o których wspomniałem, ale szczerze mówiąc, no to poza kablem, który i tak sobie już wymieniłem, nie mam powodów, by faktycznie narzekać na te Austrian Audio, więc nie miałem już motywacji do zabawy w ciągłe odsyłanie, odbieranie itd. To jest męczące. A morał z tej całej historii jest taki, że nawet jeśli mamy dość sprecyzowane wymagania, to nie każdy spełniający je produkt będzie nam pasował. W moim przypadku powinienem do wymagań dorzucić duże pady, duże te nałusznice, zwłaszcza, że to nie pierwszy przypadek, gdy słuchawki okazują się na mnie zbyt małe, no bo w końcu to samo było, nie wiem, te 10 lat temu, kiedy kupowałem AKG K530. Po drugie, warto w takiej sytuacji po prostu zwrócić kupiony produkt i wymienić go na inny. Nie robię tego często, bo jakoś nie czuję się do końca fair z takim celowym kupowaniem, sprawdzaniem i odesłaniem do sklepu. Niby to jest zgodne z sprawem itd., ale nie lubię tego robić. W tym wypadku jednak nie wyobrażam sobie zatrzymania tych M50X i męczenia się z nimi. No po prostu wymieniłem je na inne i tyle. No a po trzecie, naprawdę warto mieć zamknięte słuchawki do nagrywania. Serio. Do usłyszenia. .