Gadanie Gadesa. Rozmaitości. Witajcie w kolejnym odcinku podcastu Gadanie Gadesa z cyklu Narzędziownik Podcastera. Dzisiaj mikrofon dosyć nieoczywisty do nagrań wokalnych być może, bo słuchacie nagrania z mikrofonu Rode M3. Mikrofonu tak naprawdę instrumentalnego. Teoretycznie powinienem testować raczej model M2, który jest już z założenia, powiedzmy wokalowy. Postanowiłem jednak wypróbować M3. W ogóle można tak powiedzieć, że para Rode M2 i M3 to taki funkcjonalny odpowiednik szurów SM58 i SM57. Jeden model jest właśnie wokalowy, czyli M2 i SM58, a drugi bardziej instrumentalny. Czyli M3 i SM57. Ale że w przypadku szura moja sympatia jest po stronie właśnie SM57, bardziej lubię jego brzmienie, no to i w firmie Rode wybrałem model M3. O innych czynnikach, które mną powodowały będę wspominał później. Czy to jest słuszny wybór? Możecie sami ocenić, bo tradycyjnie nagranie jest surowe i nieobrabiane i pochodzi właśnie bezpośrednio z tego Rode M3 nagrywanego za pomocą Tascamady R100. Czyli jak w każdym narzędziowniku o mikrofonach. Pomijając może funkcjonalność, mikrofony szura i Rode różnią się dość znacznie. M2 i M3 są bowiem mikrofonami pojemnościowymi, a nie dynamicznymi jak u szura. A konkretnie są to pojemnościowe mikrofony małomembranowe o średnicy kapsuły pół cala. M3 powinienem bardziej porównywać do SE8 w takim razie, czy na przykład do Lewitta LCT040 niż do szura SM57, ale powiedzmy, że gabarytowo jednak jest to bardziej zbliżony model do SM57. Zanim jednak przejdę w ogóle do brzmienia, może kilka słów o tym, co znajdziemy w schludnym, jak to u Roda, pudełku. A znajdziemy w tym pudełku nie tylko sam mikrofon, ale i sztywny uchwyt do niego z dodatkową redukcją z 5 ósmych na 3 ósme cala. Do tego garść papierów, naklejkę, myślę, że Ben Drews z Podcastage był z nią zachwycony, kiedy testował ten mikrofon. Znajdziemy też kulistą gąbkę do minimalizowania podmuchów oraz saszetkę z eko skóry do przechowywania całości. Przyznam, że jak na mikrofon za niecałe 400 zł, chociaż teraz już chyba ponad 400 jednak, jest to dość bogate wyposażenie. Tym, co sprawia, że warto się przyjrzeć modelowi M3 jest uniwersalność tego mikrofonu. Bardzo dobrze sprawdza się on przy nagrywaniu instrumentów, na przykład gitar albo werbli, ale także bez problemu daje się nim rejestrować głos. Poziom szumów jest wprawdzie dość wysoki jak na mikrofon pojemnościowy, bo wynosi aż 21 dB ważonych krzywą A, ale i tak jest to o 2 dB mniej niż ma wspomniany wcześniej Rode M2. Uniwersalność przejawia się także w tym, że w mikrofonie tym można aktywować filtr górnoprzepustowy skonfigurowany na 80 Hz ze stromością 20 dB na oktawę. Aktywuję teraz ten filtr, moment. Całości nagrania dokonywałem bez aktywacji filtra. Tak brzmi głos z aktywnym filtrem 80 Hz. Myślę, że nawet ja słyszę w słuchawkach delikatny spadek w najniższych partiach częstotliwości. Dobra, wyłączę może ten filtr. W mikrofonie można także włączyć tłumiki, tłumik o dwóch różnych wartościach 10 i 20 dB, ale tutaj musicie mi wybaczyć, nie będę tego prezentował, bo po pierwsze niewiele to wnosi, po prostu sygnał będzie cichszy o 10 i 20 dB, a po drugie dostęp do tego tłumika jest możliwy dopiero po rozkręceniu obudowy. Przy nagraniach głosowych, podcastowych na przykład, i tak zwykle nie będzie konieczności używania takiego tłumika, to raczej przy nagrywaniu instrumentów. I mnie osobiście akurat cieszy schowanie tego dodatkowego przełącznika, że nie jest on gdzieś wyprowadzony na obudowę, bo to jest kolejna rzecz, którą można przypadkowo przestawić i tego nie zauważyć na przykład. Kolejnym dowodem na uniwersalność mikrofonu M3 jest fakt, że mimo bycia mikrofonem pojemnościowym, można go zasilać bateryjnie, taką bateryjką 9V i ona zastępuje w tym momencie zasilanie Phantom. Być może to dla niektórych będzie spora zaleta, bo nie każdy ma zawsze pod ręką urządzenie, które dostarcza zasilanie Phantom. Tym bardziej może to być zaleta, że ja nie stwierdziłem żadnych różnic w wybrzmieniu. No i tutaj początkowa część tego dzisiejszego odcinka też była nagrana z wykorzystaniem właśnie baterii i nie wiem czy ktokolwiek zwrócił uwagę, że brzmienie się zmieniło. Raczej nie, ja nie słyszę takiej różnicy, a obecnie nagrywam już z wykorzystaniem zasilania Phantom. Sam mikrofon wygląda bardzo solidnie. Jest wykonany z metalu, a co za tym idzie, no jest solidne. Wydaje się bardzo pancerny. Siatka grilla sprawia zdecydowanie wytrzymalsze wrażenie niż ta plastikowa osłonka z Shure'a SM57. No i o ile właśnie Shure SM57 jest pokazywany jako taki niezniszczalny mikrofon, to mam wrażenie, że Rode M2 wcale mu specjalnie nie ustępuje, tylko po prostu jest krócej na rynku i przez to jeszcze nie zdążył udowodnić swojej wartości w tej kwestii. Przełącznik filtra, o którym wspomniałem wcześniej, umieszczony jest na szczęście w takim dosyć głębokim zagłębieniu w rączce, więc nie sposób go raczej przełączyć przypadkowo. I całe szczęście, bo nie lubię przełączników. Da się nim też wyłączyć cały mikrofon, co teraz właśnie spróbuję zrobić. Więc jak dla mnie to dobrze, że on jest schowany, ale warto mieć go na uwadze jeśli korzystamy z zasilania bateryjnego, no bo dzięki temu, że wyłączymy mikrofon po sesji nagraniowej, oszczędzimy baterię. Wprawdzie producent zapewnia, że na takiej dobrej baterii 9V mikrofon jest w stanie nagrywać przez 300 godzin, no ale z oczywistych względów nie byłem w stanie tego sprawdzić, jakoś zweryfikować, bo po prostu nie mam tego mikrofonu od 300 godzin i nie mówię do niego przez 300 godzin, więc musicie mi tutaj wybaczyć, że nie przetestuję. Zresztą to będzie pewnie też dużo zależało od marki baterii, więc trzeba by te testy powtarzać dla różnych rodzajów baterii, no i myślę, że nie ma to specjalnego sensu. Tym bardziej, że raczej nikt nie planuje nagrywać chyba przez 300 godzin jednym ciągiem, więc myślę, że nie ma to dużego znaczenia w praktyce. Obudowa jest rozkręcana i właśnie w środku można montować baterię. Tutaj chyba mam jedyne mechaniczne zastrzeżenie do M3. Ten gwint, którym skręcamy obudowę, jest wykonany chyba troszkę niedokładnie, bo przez pierwszy etap skręcanie i rozkręcanie przebiegało troszkę opornie, tak przez dwa, trzy razy, kiedy rozkręcałem, żeby tam się pobawić tymi przełącznikami tłumików i zamontować baterię albo ją wymontować, no to przez te pierwsze kilka razy rozkręcanie szło opornie, potem ten gwint się troszkę chyba tam już wytarł i już teraz nie ma tego problemu, ale wspominam o nim na wszelki wypadek, także jeśli ktoś stwierdzi w swoim egzemplarzu podobny objaw, to spokojnie to ustąpi po jakimś czasie. Przynajmniej w moim egzemplarzu ustąpiło. Mikrofon ma charakterystykę kardioidalną i tak brzmi, kiedy nagrywany jest z przodu, z odległości mniej więcej 15 cm. Tak brzmi, kiedy mówię do niego z boku pod kątem 90 stopni, a tak brzmi, kiedy mówię do niego z tyłu. Jeśli chodzi o efekt zbliżeniowy, to w tym momencie mówię do mikrofonu z odległości mniej więcej 2 cm. Teraz z odległości znowu 15 cm, 30 cm i 1 m. Jeśli chodzi o podatność na podmuchy, no to niestety jest ona spora. Wprawdzie cały odcinek nagrywam z wykorzystaniem popfiltra, więc frazy testowe, piekarz Piotrek przyniósł pizzę, peperoni po południu, czy poproszę papier pakowy do pakowania paczek, nie robią na mikrofonie dużego wrażenia, ale kiedy odsłonię popfiltr, no to już powiedzenie piekarz Piotrek przyniósł pizzę, peperoni po południu, albo poproszę papier pakowy do pakowania paczek, no już tutaj jest słyszalny ten efekt pop. Natomiast dostarczona w zestawie gąbeczka, dosyć skutecznie ten efekt niweluje. Piekarz Piotrek przyniósł pizzę, peperoni po południu, poproszę papier pakowy do pakowania paczek. Więc jest całkiem nieźle, muszę powiedzieć, z samą gąbeczką. Jeśli komuś gąbeczka nie wystarcza, no to będzie musiał korzystać z popfiltra. Jeśli chodzi o podatność na stuki, no to teraz postukam w statyw i postukam w mikrofon, w obudowę. No i na koniec pozostaje jeszcze fragment lektorski, czyli Hugh Lofting, Dr. Little i jego zwierzęta. Pokój był bardzo mały, bez okna i o niskim suficie. Całe umeblowanie składało się z jednego tylko krzesła. Dookoła ścian stały wielkie beczki przyśrubowane do podłogi, aby nie staczały się na siebie podczas chwiania i kołysania statku. Nad beczkami, na drewnianych hakach, wisiały cenowe dzbane różnej wielkości. Mocna woń wina przesycała cały pokój. W środku zaś, na podłodze, siedział mały, może ośmioletni chłopaczek i płakał gorzko. Podsumowując rozważania na temat tego mikrofonu, muszę powiedzieć, że bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Za niezbyt wygórowaną cenę przeciętnego mikrofonu dynamicznego, czyli takie okolice właśnie 400 zł, dostajemy mikrofon pojemnościowy o całkiem sensownym moim zdaniem brzmieniu, solidnie wykonany i z w miarę bogatym wyposażeniem. Bo przypomnę, że mamy i uchwyt mikrofonowy, i gąbeczkę, i jeszcze etui do schowania całości. Więc praktycznie cały komplet. Być może, jeśli się okaże, że dostarczona gąbka jednak nie wystarcza, no to w zasadzie wypadałoby jeszcze dokupić popfiltr, ale doradzam sprawdzić najpierw, czy jednak ta gąbka nie wystarczy. Bo w moim przypadku posługuję się tym mikrofonem już od około 4 tygodni, podczas takiej codziennej pracy, do jakichś spotkań, do tego typu rozmów. I w moim przypadku stosuję go wyłącznie z gąbką w tej konfiguracji. No i nie zauważam, żeby były jakieś problemy z głoskami wybuchowymi, więc być może i dla Was też ta gąbka okaże się wystarczająca. Tak czy inaczej, w kategorii budżetowych mikrofonów pojemnościowych, Rode M3 faktycznie pokazuje się z całkiem dobrej strony, moim zdaniem. Zwłaszcza, jeśli potrzebujemy filtra górnoprzepustowego, tłumika, czy zwłaszcza uniezależnienia się od zasilania Phantom. Bo mało jest mikrofonów, które w tej kategorii cenowej przede wszystkim, i jakościowej, umożliwiają nagrywanie bez zasilania Phantom. No i to tyle na dzisiaj. Do usłyszenia. .