Gadanie Gadesa. Rozmaitości. Witajcie w kolejnym odcinku podcastu Gadanie Gadesa z cyklu Narzędziownik Podcastera. Dzisiaj względ na nowość, która zadebiutowała miesiąc temu, tak mniej więcej, i od tego czasu używam jej niemal codziennie. To mikrofon pojemnościowy Rode NT1 5 generacji. Ta piąta generacja ma swoje znaczenie, bo oprócz bycia niezłym mikrofonem XLR, takim tradycyjnym, NT1 jest także mikrofonem USB i to nie byle jakim, bo oferującym sygnał w formacie 32-bitowym. Jeśli dodamy do tego ekstremalnie niskie szumy na poziomie 4 dB, ważonych krzywą A i bogate wyposażenie, mamy mikrofon spełniający niemal wszystkie wymagania. No, chyba, że ktoś liczy na niewielkie gabaryty, no to nie tutaj, nie przy tym modelu. Tradycyjnie słuchacie nieprzetworzonego zapisu prosto z mikrofonu nagrywanego rejestratorem Tascam DR-100 MK3. Jedyną operacją była normalizacja do poziomu minus 19 luws, a no i wycięcia różnych pomyłek, jeśli się zdarzyły. Mikrofon trafia w nasze ręce w sporym pudle, które kryje inne pudła. Z mikrofonem, z koszykiem przeciwstrząsowym, popfiltrem, dwoma kablami, tutaj jest 6-metrowy XLR i 3-metrowy USB-C. Do tego doszukamy się jeszcze sympatycznych dodatków w rodzaju woreczka przeciwkurzowego, który można sobie zakładać na dłużej nieużywany mikrofon, oraz taką specjalną silikonową podkładkę, gdyby wtyk XLR jakoś tam się nam ruszał w gniazdku, możemy sobie tę podkładkę założyć i wtedy wtyk będzie siedział ciasno w tym gnieździe. Do fizycznej budowy wszystkich elementów nie mam żadnych zastrzeżeń, wyglądają porządnie i solidnie. Tutaj tylko mała uwaga, bo mikrofon razem z koszykiem i popfiltrem ważą w sumie ponad kilogram, moja waga kuchenna pokazała 1022 gramy. To jest naprawdę sporo, więc trzeba zadbać o równie solidne ramię mikrofonowe albo statyw. W moim przypadku RODE PSA1 dał radę, ale był już na granicy, czyli wystarczyło tylko lekko trącić go palcem i już powolutku opadał. To jest naprawdę ciężki sprzęt. Popfiltr mocujemy bezpośrednio do koszyka antywstrząsowego, ale mimo to dysponuje on sporymi możliwościami regulacji, bo można ustawiać nie tylko wysokość, ale i obrót oraz pochylenie. Jest to dwuwarstwowy popfiltr tekstylny i używam go w tym momencie podczas nagrania, chociaż generalnie osobiście nie przepadam za tekstylnymi popfiltrami, zdecydowanie wolę popfiltry metalowe, między innymi dlatego, że łatwiej je utrzymać w czystości i są pozbawione ramki, która utrudnia widzenie. Ale nie przesadzajmy, dołączony do NT1 popfiltr jest naprawdę dobrej jakości i z powodzeniem spełnia swoje zadanie. Tak brzmią moje tradycyjne frazy testowe. Piekarz Piotrek przyniósł pizzce, pepperoni po południu oraz poproszę papier pakowy do pakowania paczek. Po odsunięciu popfiltra, wszystko nagrywam z odległości mniej więcej 15 cm i z tej samej odległości, ale bez popfiltra, piekarz Piotrek przyniósł pizzę, pepperoni po południu oraz poproszę papier pakowy do pakowania paczek. Myślę, że różnica jest bardzo słyszalna. Sam mikrofon jest konstrukcją, tak jak już wspomniałem wcześniej, pojemnościową. Jest to mikrofon wielkomembranowy o charakterystyce kardioidalnej. To oznacza, że najlepiej zbiera sygnał, kiedy się mówi do niego z przodu. Tak jak ja teraz z odległości 15 cm, tak właśnie brzmi ten mikrofon, kiedy się mówi do niego z przodu. Tak, kiedy z tej samej odległości mówi się z boku pod kątem 90 stopni, a tak, kiedy z tej samej odległości mówi się do niego z tyłu. Jeśli chodzi o efekt zbliżeniowy, to w tym momencie jestem jakieś 3-4 cm od membrany, ale obok, mówię obok, bo tutaj inaczej podmuchy by nas zjadły. I taki jest efekt zbliżeniowy w tym mikrofonie. Tak brzmi z odległości mniej więcej 15 cm, 30 cm i z odległości mniej więcej metra. Jeśli chodzi o odporność na stuki, to teraz postukam w ramię mikrofonowe, a teraz w samą obudowę mikrofonu. No i na koniec test lektorski, czyli fragment doktora Little i jego zwierząt Hugh Loftinga. Pokój był bardzo mały, bez okna i o niskim suficie. Całe umeblowanie składało się z jednego tylko krzesła. Dokoła ścian stały wielkie beczki przyśrubowane do podłogi, aby nie staczały się na siebie podczas chwiania i kołysania statku. Nad beczkami na drewnianych hakach wisiały cynowe dzbany różnej wielkości. Mocna woń wina przesycała cały pokój. W środku zaś, na podłodze, siedział mały, może ośmioletni chłopaczek i płakał gorzko. Z części XLR tego mikrofonu jestem bardzo zadowolony, bo NT1 ma naprawdę niskie szumy własne, na co jestem bardzo czuły. Wprawdzie po roku używania Luita LCT 440 ta bezszumowość Rode NT1 nie robiła już na mnie aż takiego wrażenia, ale potrafię ją docenić. Podoba mi się też nowoczesne brzmienie tego mikrofonu i jakość jego wykonania. Gdybym w tym momencie miał kończyć test, z pewnością bez wahania i gorąco polecałbym mikrofon Waszej uwadze, no i w zasadzie nie miałbym żadnych zastrzeżeń. Część XLR jest po prostu świetna i tyle. I mikrofon, i wyposażenie. Jednak ci, którzy słuchali odcinka numer 106, wiedzą, że miałem mnóstwo uwag do części USB omawianego mikrofonu. Podstawowy mój zarzut to brak sprzętowego odsłuchu, czyli możliwości podpięcia słuchawek i słyszenia tego, co się nagrywa. Monitoring trzeba niestety załatwiać w tym modelu programowo, to znaczy podłączyć słuchawki do komputera albo do smartfona. Niby nie powinien to być duży problem, ale będzie się tak działo tylko wtedy, kiedy skorzystamy ze sterowników ASIO, bo one zapewniają bardzo niską latencję, czyli opóźnienia, a po drugie, jeśli będziemy nagrywać wyłącznie siebie. Bo przy dwóch osobach musimy zadbać o odsłuch dla dwóch osób, przy trzech dla trzech osób i tak dalej. No a to bez dodatkowego sprzętu, np. interfejsu audio, czy jakiegoś rozdzielacza sygnału słuchawkowego, robi się trudne, albo nawet niemożliwe. W odcinku 106 wspomniałem, że sterowniki ASIO dla systemu Windows w wersji 1.0.2 niestety nie działały prawidłowo, przynajmniej na tych komputerach, do których ja miałem dostęp, nie mogłem uzyskać pracy za pomocą tych sterowników ASIO i musiałem korzystać ze sterowników systemowych, w których niestety latencja, czyli opóźnienie były na tyle duże, że nie dało się komfortowo nagrywać. Mimo, że od nagrania poprzedniego odcinka minęło już półtora tygodnia, niestety postępów w pracach nad sterownikami ASIO nie widać, a co za tym idzie, jeżeli używacie Windows i macie podobnego pecha jak ja, że nie działają wam sterowniki 1.0.2, no to będziecie musieli też korzystać ze standardowych sterowników systemowych. To oznacza m.in., że nie skorzystacie z części programów, np. z programów Steinberga, a przy odsłuchu programowym spotkacie się właśnie z opóźnieniem, z latencją. Nie wiem, być może u Was ta latencja będzie mniejsza, bo będziecie mieli dużo szybszy komputer np., ale u mnie nie dawało się z odsłuchem nagrywać. Za to nastąpiła zmiana, jeśli chodzi o Androida, bo w minionym tygodniu, już po wypuszczeniu odcinka 106, dotarł do mnie nowy kabelek USB, którym podłączyłem wreszcie mikrofon do smartfona Huawei i okazało się, że da się nagrywać. To znaczy nagle zacząłem widzieć Rode NT1 na liście dostępnych urządzeń, wprawdzie nie w programie Rode, bo Rode uparcie pokazywało, że nie ma podłączonego mikrofonu, ale ja używam obecnie Neutron Audio Recorder i tam bez problemu znalazłem Rode NT1 na liście, a co ważniejsze, Neutron Audio Recorder umożliwia nagrywanie właśnie z głębią 32 bitów, więc mogłem nagrać sygnał i to był rzeczywiście plik 32 bitowy, który po wysłaniu do komputera udało się spokojnie przetwarzać, tak jak tego należy oczekiwać po plikach 32 bitowych. Więc jest jakiś sukces, niestety nie udało mi się uruchomić monitoringu przy nagrywaniu na smartfonie, ale za to na jakość nagrań nie mogę narzekać, bo jest naprawdę nieźle i jeszcze na telefonie nie udało mi się nagrać sygnału tak dobrej jakości, więc jestem zadowolony. Podsumowując więc, część USB tym razem wybroniła się jako tako, jest lepiej niż było. Szkoda, że pod Windowsem nie wszystko przebiegło tak jak trzeba, szkoda, że program Rode na Androidzie nadal nie zauważa podłączonego mikrofonu, chociaż da się tym mikrofonem z powodzeniem nagrywać, ale ostatecznie muszę uznać, że jednak NT1 nie jest aż tak bezużyteczny w trybie USB, jak sądziłem jeszcze tydzień temu. Tylko trochę jest smutne, że trzeba było na to czekać prawie miesiąc, pisać zgłoszenia, kupować nowe kabelki itd. Ktoś powie, że to cena za chęć posiadania mikrofonu tuż po premierze, no i tu się mogę w sumie zgodzić, bo co nagle to po diable. Ale też nie do końca, no bo odkąd można aktualizować oprogramowanie zdalnie przez internet, mam wrażenie, że firmy mają tendencję coraz częstszą do wypuszczania nieprzetestowanych rozwiązań, no i liczenie na to, że przecież użytkownicy mogą sobie później to załatać już we własnym zakresie, dociągnąć poprawki, wgrać itd., a sprzedaż leci już miesiąc wcześniej np. No tak czy owak NT1 5 generacji to bardzo udany mikrofon XLR i niezła próba USB. Gdyby tylko pomyślano o tym od słuchu, no to może w tej 6 generacji, zobaczymy. No to tyle na dzisiaj, do usłyszenia. .