1 [muzyka] Witajcie w kolejnym odcinku podcastu "Gadanie Gadesa" z cyklu "Narzędziownik Podcastera". Dziś wędrujemy cenowo na poziom, powiedzmy, akceptowalny przez sporą grupę podcasterów, bowiem omawiany mikrofon LVID LCT 240 PRO to koszt kilkuset złotych. Ja kupiłem go w czasie promocji czarno-piątkowych za dokładnie 380 złotych. Normalnie kosztuje on gdzieś tam w okolicach 500 zł, powiedzmy. No, może nawet do 600 zł, pewnie w niektórych sklepach. Należy jednak zwrócić uwagę, że występuje on w dwóch wariantach. W wariancie tańszym, i ten właśnie mam. W tym wariancie mikrofon ma tylko sztywny uchwyt i gąbkę w komplecie, ale czasem można spotkać okazyjnie zestaw droższy, nazywany bundle, z uchwytem elastycznym i pop-filtrem, czyli z takim wyposażeniem, z jakim ja dostałem model LCT 440. Ten bogatszy zestaw jest droższy zwykle o około 100 zł, od tego prostszego, więc tradycyjnie zalecam rozważyć go, jeśli już się decydujemy na LCT 240, bo osobny zakup koszyka i pop-filtra, to jest sam w sobie koszt około 400, a nawet 500 zł. To są tego typu ceny. Jeśli już ktoś ma na przykład LCT 440, to bez problemu wykorzysta jego akcesoria w parze z LCT 240 i wtedy może sobie kupić wariant tańszy. Natomiast ci z Was, którzy nie mają żadnego zestawu od firmy Luit, to być może bardziej będzie im się opłacało kupić ten zestaw bogatszy, gdzie już te akcesoria będą. I LCT 240 i 440 są praktycznie takie same, jeśli chodzi o gabaryty. Tutaj się nic nie zmienia. Ci z Was, którzy słuchają czy oglądają ten podcast na YouTubie, mogą w tym momencie zobaczyć zdjęcia obu tych mikrofonów, jeden obok drugiego. Poza kolorem logo i nazwą mikrofonu, zewnętrznie oba mikrofony nie różnią się niczym, więc bez problemu użyjemy obu typów uchwytów, czy użyjemy tego samego pop-filtra, czy tej samej gąbki. O czym to ja jeszcze miałem? Aha, tradycyjnie słuchacie surowego nagrania z testowanego mikrofonu, rejestrowanego za pomocą rejestratora Tascam DR-100 MK3. No ale do rzeczy. Luit LCT 240 Pro jest kardioidalnym mikrofonem pojemnościowym, przy czym tutaj ważna informacja, jest mikrofonem małomembranowym. Membrana ma tutaj 17 mm średnicy, czyli niecałe 0,7 cala i ma to swoje konsekwencje w porównaniu do modelu LCT 440, który ma już taką zwykłą, dużą, jednocalową membranę. Przede wszystkim brzmienie w LCT 240 jest troszeczkę ostrzejsze no i niestety zdecydowanie bardziej zaszumione. Pod koniec odcinka być może pokuszę się o małe porównanie tych dwóch modeli, żebyście mogli sobie posłuchać obu, jeden obok drugiego. Na razie jednak przejdę może po prostu do tego, co znajdujemy w pudełku z mikrofonem. A znajdujemy, tak jak wspomniałem, w tym moim prostszym wariancie mikrofon, sztywny uchwyt do mikrofonu i tego uchwytu właśnie teraz używam. Dostajemy także firmową gąbkę tłumiącą nieco podmuchy. Mamy jeszcze saszetkę z eko skóry z wytłoczonym logo producenta, jeśli dla kogoś to jest istotna informacja, no to jeszcze taką saszetkę mamy, ale to już tyle. Do budowy zewnętrznej nie mam absolutnie żadnych krytycznych uwag, bo mikrofon jest ciężki, solidny, dobrze spasowany, dobrze wykonany. No i tutaj nie sposób się do czegoś przyczepić. Na statywie czy ramieniu mikrofonowym prezentuje się nad wyraz szykownie i nowocześnie, dzięki charakterystycznemu dla Luita prostopadłościennemu kształtowi. Jaskrawo zielone logo na obudowie także wygląda ładnie, chociaż osobiście jednak preferuję umiar modelu LCT 440, gdzie w ogóle zrezygnowano z kolorów i logo jest po prostu szare. W ogóle LCT 240 Pro sprawia wrażenie, że jest montowany dokładnie w tej samej obudowie co LCT 440, z wyjątkiem właśnie logo i nazwy modelu. No i tutaj sprawdziłem dokładnie wymiary, położyłem sobie te dwa mikrofony obok siebie. No i tak, są zupełnie takie same, przynajmniej zewnątrz. Przy okazji informacja, która może zainteresować niektóre osoby. LCT 240 Pro jest dostępny także w białej wersji, więc jeśli ktoś chciałby sobie zrobić taki biały zestaw do nagrywania, to można kupić właśnie biały mikrofon i do niego także białe akcesoria, jeśli ktoś ma taką ochotę. Sztywny uchwyt jest wykonany głównie z tworzywa sztucznego i niczym specjalnym raczej nie zaskakuje. Gąbka jest identyczna jak ta z modelu LCT 440, no i też niczym nie zaskakuje. Gąbka jak gąbka. Podobnie też saszetka, też jest zupełnie taka sama jak ta z modelu LCT 440. Wszystko jest na solidnym poziomie. Jak wspomniałem, mikrofon ma charakterystykę kardioidalną i tak brzmi, kiedy mówię do niego na wprost z odległości mniej więcej 15 cm. Tak brzmi, kiedy mówię do niego z boku pod kątem 90 stopni. A tak brzmi, kiedy mówię do niego z tyłu, z tej samej odległości. Jeśli chodzi o efekt zbliżeniowy, to można go posłuchać w tym momencie, mówię do mikrofonu z odległości mniej więcej 2-3 cm. Teraz znów to jest 15 cm, 30 cm i mniej więcej 1 m. W trakcie obecnego nagrania używam gołego mikrofonu i popfiltra firmy SE Electronics, więc nie ma problemów z podmuchami odgłosek wybuchowych. Mogę spokojnie powiedzieć frazy testowe, czyli "Piekarz Piotrek przyniósł pizzę, peperoni po południu" oraz "Poproszę papier pakowy do pakowania paczek". Goły mikrofon bez żadnego zabezpieczenia tak reaguje na głoski wybuchowe. "Piekarz Piotrek przyniósł pizzę, peperoni po południu" oraz "Poproszę papier pakowy do pakowania paczek". Nagranie nadal jest z 15 cm. Teraz jeśli... Po zabezpieczeniu mikrofonu za pomocą gąbki dostarczonej w zestawie, odporność z tej samej odległości wygląda następująco. "Piekarz Piotrek przyniósł pizzę, peperoni po południu" oraz "Poproszę papier pakowy do pakowania paczek". No dobra. Już teraz bez gąbki znowu, czyli z wykorzystaniem popfiltra. No i może co nieco o uchwycie sztywnym. No wiadomo, że to jest uchwyt sztywny, więc nie ma tutaj bardzo dobrego tłumienia drgań, kiedy postukam w biurko. Tak to brzmi w ramię mikrofonowe. W uchwyt. W kabel. I w sam mikrofon. Tak to wygląda, jeśli chodzi o sztywny uchwyt, który dostajemy w zestawie. No i cóż. Nadszedł czas na fragment lektorski, czyli na doktora Dolittle i jego zwierzęta, Hugh Loftinga. "Pokój był bardzo mały, bez okna i o niskim suficie. Całe umeblowanie składało się z jednego tylko krzesła. Dokoła ścian stały wielkie beczki przyśrubowane do podłogi, aby nie staczały się na siebie podczas chwiania i kołysania statku. Nad beczkami, na drewnianych hakach wisiały cynowe dzbany różnej wielkości. Mocna woń wina przesycała cały pokój. W środku zaś, na podłodze, siedział mały, może ośmioletni chłopaczek i płakał gorzko." Przechodząc powoli do podsumowania, muszę powiedzieć, że mam, powiedzmy, że mieszane uczucia, jeśli chodzi o LCT 240. To jest solidny mikrofon, jednak poziomem szumów znacznie odbiega od dwukrotnie droższego LCT 440. Zresztą posłuchajcie sami teraz fragment szumu, czy fragment nagranej ciszy z LCT 240, po czym przełączę się na LCT 440, żebyście mogli też posłuchać brzmienia tamtego mikrofonu. W tym momencie mówię już do mikrofonu LLUID LCT 440 i sądzę, że zwłaszcza w słuchawkach spokojnie da się odróżnić ten sygnał od oryginalnego LCT 240. Brzmieniowo nie są to mikrofony bardzo od siebie odległe, a spodziewałem się, że ze względu na wielkość kapsuły LCT 240 będzie brzmieniem przypominał bardziej paluszka LCT 040. Jednak robiłem surowe nagrania i się okazało, że jednak 240 bliżej jest do LCT 440. Zresztą te surowe nagrania wszystkich trzech modeli można pobrać w celu porównania z linku, który znajdziecie w opisie odcinka, jeśli to kogoś interesuje. Teraz będzie jeszcze fragment ciszy z LCT 440 i wrócę do LCT 240. [fragment ciszy z LCT 240] I znów mówię do Luita LCT 240. Podsumowując, brzmienie jest moim zdaniem całkiem w porządku, nie mam tutaj jakichś dużych krytycznych uwag. Jeśli ktoś lubi tego typu dosyć jaskrawe, takie ostre brzmienie, no to faktycznie mikrofony firmy Luit to będzie raczej coś dla takiej osoby. Te szumy, o których wspomniałem i których mogliście posłuchać przed chwilą, i które być może wydawały się naprawdę drastycznie wysokie w porównaniu do 440, one nie są aż tak wysokie, jakby się mogło wydawać, bo nie oszukujmy się, 440 to jest mikrofon o naprawdę bardzo, bardzo niskich szumach własnych, które są wyceniane przez producenta na jakieś 7 dB ważonych krzywą A. W przypadku 240 to jest 19 dB ważonych krzywą A, więc tutaj pewna różnica oczywiście istnieje, natomiast nie są to szumy zupełnie dyskwalifikujące ten mikrofon, nawet w moich uszach. No ale nie da się ukryć, że jeśli mam wybierać mikrofon do nagrania, to raczej wybiorę 440, a nie 240. Tak to wygląda. Myślę, że zakup tego mikrofonu można rozważyć jak najbardziej, ale chciałbym zwrócić Waszą uwagę, że na przykład są też inne mikrofony w takich cenach, czy w zbliżonych cenach, które też nie brzmią źle. Między innymi warto posłuchać na przykład odcinka 141, gdzie testowałem mikrofon CECAMOWA SX-M3. Warto posłuchać na przykład odcinka 104, gdzie testowałem mikrofon RODE M3. I jeszcze na przykład całkiem fajnie wypadł SE X1A, który testowałem w odcinku 93. Zakres cenowy jest zbliżony, czyli kilkaset złotych, więc można popatrzeć bardziej na jakieś inne aspekty, na przykład na wygląd, na przykład na szumy, na przykład na jakość budowy, na wyposażenie, no i wtedy wybrać najbardziej pasujący model. To tyle na dzisiaj. Do usłyszenia. (muzyka) (muzyka wycisza się) (muzyka wycisza się) .