1 [muzyka] Witajcie w kolejnym odcinku podcastu "Gadanie Gadesa" z cyklu "Narzędziownik Podcastera". Dzisiaj wracam na chwilę do sprzętu z nieco niższej półki cenowej i dzisiejszy odcinek nagrywam za pomocą rejestratora audio Zoom H1 Essential. Nową rodzinę Essential omówiłem już krótko w odcinku 169, a w odcinku z Pragi można było tego rejestratora posłuchać w praktyce. A że w czasie testów rejestratora o generację starszego, czyli Zoom H1n, to już było półtora roku temu, wtedy zapowiadałem, że zdobędę nową wersję, jeśli będzie miała ona zapis w formacie 32-bitowym, no więc nowego Zooma musiałem przetestować. W ten oto sposób trafiło do mnie to maleństwo, które mam w ręce i postaram się wam przekazać nieco informacji na jego temat. Tę część nagrywam na parkingu w parku, nie wchodzę do parku samego, bo byłem tam przed chwilą i naprawdę jest takie mrowie komarów, że odeszła mnie ochota od biegania tam po chaszczach, no więc siedzę sobie teraz tutaj przy parkingu, stąd będzie pewnie słychać od czasu do czasu jakieś przejeżdżające samochody. Zgodnie z panującymi ostatnio trendami, rejestrator trafia do użytkownika w wersji naprawdę minimalistycznej. Tekturowe pudełko, w środku wyłącznie urządzenie i kilka papierków. Nie dostajemy uchwytu, osłony, karty czy ogniw AAA, służących tutaj do zasilania i do naprawdę podstawowej pracy trzeba sobie jednak kartę microSD i dwa ogniwa AAA dokupić. W mojej opinii oczywiście należałoby mieć jeszcze osłonę przeciwwietrzną i jakiś uchwyt. Sam rejestrator jest podobnej wielkości co dotychczasowe modele, czyli H1 i H1N, ale zewnętrznie różni się dosyć znacznie od nich, a nowy wygląd, poza zapisem 32-bitowym, to cecha charakterystyczna całej nowej linii rejestratorów Zoom o nazwie Essential. Nie każdemu ten nowy wygląd się pewnie podoba, na przykład ja tak nie do końca za tym przepadam, ale to jest sprawa tak naprawdę drugorzędna. Mnie w tej nowej obudowie przeszkadza fakt, że zniknęły, te charakterystyczne dla rejestratorów H1, pałąki chroniące mikrofony. W H1 Essential mikrofony nie są chronione w żaden sposób i chociaż wydaje się, że nie powinien to być może jakiś duży problem, zwłaszcza, że na zewnątrz i tak raczej nałożymy na nie jakąś osłonę przeciwwietrzną, ale w sumie nawet właśnie w tym rzecz. Do tej pory stosowałem z H1N osłonę Zuma WSU1, bardzo popularną myślę wśród użytkowników rejestratorów audio. Jest to całkiem dobry deadcat, ale jego minusem, trudno powiedzieć czy to minus, jego cechą jest to, że nie ma on żadnego takiego wewnętrznego stelażu, on nie jest sztywny, tylko jest tak naprawdę takim futrzanym woreczkiem. W H1N i w H1 to absolutnie nie przeszkadzało, bo tam ten deadcat opierał się właśnie na takich plastikowych żeberkach czy falkach w przypadku H1N, które osłaniały mikrofony. W H1N deadcat opada bezpośrednio na mikrofony i chociaż można starać się tego deadcata jakoś tak mocno zacisnąć na obudowie, a potem ręcznie uformować banieczkę, która nie będzie dotykała mikrofonów, ale jednak jakieś przypadkowe dotknięcie czy poruszenie całością konstrukcji może i tak spowodować deformację osłony i jej ocieranie się o mikrofony rejestratora. Wydaje mi się, nie ma co kogo tutaj nawet przekonywać, że dotykanie mikrofonów podczas rejestrowania to nie jest dobry pomysł. Ja musiałem kombinować i obecnie używam takiej dosyć dziwnej konstrukcji zbudowanej z gąbki, którą wtłoczyłem do testowanej niegdyś osłony deadcat firmy Gutman. Pamiętacie, był taki test dla rejestratora Tascam X8. Z tamtąd właśnie mam taką osłonę Gutman, której ze względu na to, że do X8 stosuję osłonę Bubblebee, nie miałem do czego stosować. I tak właśnie spreparowana osłona chroni teraz H1 Essential. No i żeby jeszcze dać Wam przedsmak tego jak to działa, no to piekarz Piotrek przyniósł pizzę pepperoni po południu oraz poproszę papier pakowy do pakowania paczek. Tak chroni zuma H1 Essential ta moja zaimprowizowana osłona Gutman z gąbeczką w środku. Poza podmuchami i dosyć istotnym elementem dbania o jakość nagrań wykonywanych za pomocą podobnej klasy rejestratorów jest eliminacja odgłosów trzymania rejestratora w dłoni. Obudowa bardzo, naprawdę bardzo łatwo przenosi te odgłosy do nagrania. Teraz moment, może będę po prostu delikatnie dotykał palcami tej obudowy. Myślę, że mimo, że to jest naprawdę tylko takie pocieranie tej obudowy, to myślę, że jest doskonale słyszalne w nagraniu. Aby się chociaż częściowo zabezpieczyć przed zakłóceniami dobrze jest zamocować rejestrator na jakimś małym statywie albo dokręcić do niego rączkę. Sam Zoom ma taki model MA2 i jest on znany już chyba od czasów pierwszego H1, ale można też taką rączkę skonstruować samodzielnie. Ja używam właśnie podobnego wynalazku zrobionego własnoręcznie, chętnych do obejrzenia procesu produkcji, czyli z czego to jest zrobione zapraszam na bloga, link dołączę w opisie odcinka. Sam w ogóle przetestowałem parę różnych patentów na wykonanie takiej rączki. Ostateczne wnioski były takie, że jeśli chodzi o tłumienie drgań od ręki, od tych odgłosów przebierania palcami, kluczowe wydaje się pokrycie całej tej rączki, całego uchwytu jakimś miękkim materiałem. Wtedy nie słychać przebierania palcami. Ja teraz na przykład zmieniam uchwyt, przekładam sobie palce, teraz przełożę może z ręki do ręki, teraz przekładam z ręki do ręki, z jednej do drugiej, z jednej do drugiej. Tak to wygląda, mogę nawet delikatnie potrząsnąć całym rejestratorem. Teraz potrząsam. Tak zabezpiecza taka rączka właśnie zrobiona domowymi sposobami, z dużej sprężyny kupionej w markecie budowlanym i kawałka materiału. Więc zachęcam, jeśli ktoś nie ma takiego uchwytu, można go zrobić naprawdę po kosztach samodzielnie. No dobra, ale co z możliwościami samego rejestratora? Czy coś się zmieniło w porównaniu do H1 i H1N? Bo pozwolę sobie traktować oba te modele wspólnie, jako że przechodzą do historii, a nie było między nimi żadnych takich znaczących różnic, jeśli chodzi o jakość dźwięku, więc wydaje mi się, że mogę sobie na to pozwolić. Więc co różni H1 Essential od tych dwóch starszych braci? Pierwsza różnica to oczywiście wygląd, o którym już wspominałem. Ten rejestrator jest dużo bardziej kanciasty. Natomiast druga różnica to zapis 32-bitowy. Dzięki temu zniknęła z rejestratora gałeczka poziomu zapisu, czego ja akurat nie żałuję ani trochę, bo mnie ona denerwowała w H1N. Była to bowiem gałeczka wyłączona z działania blokady, bo pamiętacie, tam była blokada wszystkich przycisków i to blokowało wszystkie przyciski poza gałką wzmocnienia. Tutaj już nie ma problemu, bo po prostu nie ma tej gałki. Rejestrator nagra wszystko, co tylko nie spowoduje przesterowania samych mikrofonów. Dzięki temu nie będziemy mieli nigdy do czynienia z clippingiem, czyli z takim ścinaniem zbyt głośnych sygnałów. Zaś konsekwencją stosowania 32-bitów i tylko 32-bitów, bo tutaj nie ma możliwości rejestrowania sygnałów w 16 czy 24 bitach, to konsekwencją stosowania 32-bitów są dosyć ciche pliki wynikowe. Zwłaszcza jeśli ktoś nigdy nie rejestrował takim 32-bitowym rejestratorem, to może zauważyć, że te pliki wyglądają na ciche, ale po prostu trzeba je pogłośnić w postprodukcji o odpowiednią liczbę decibeli i tyle. Tutaj nie będzie żadnej straty jakości sygnału, one po prostu tylko tak wyglądają, natomiast da się bez problemu je pogłośnić w postprodukcji. Zaletą oczywiście 32-bitowego sygnału jest to, że nawet bardzo głośne sygnały rejestrują się bez zakłóceń. A nawet gdyby okazało się, że sygnał wygląda na przesterowany w programie do edycji dźwięku, to wystarczy go po prostu ściszyć i wtedy też odzyskamy szczegóły nagrania. Zapis 32-bitowy działa tutaj całkiem sprawnie i myślę, że z pewnością osoby początkujące docenią brak kłopotów z ustawianiem poziomu wejściowego, mimo że warto chyba się tego nauczyć tak czy owak. Ale może przyszłość jest taka, że nie trzeba tego będzie już nigdy robić. Zobaczymy. Pewną ciemną stroną zaś tego 32-bitowego formatu jest wzrost objętości plików o około 30% w stosunku do plików 24-bitowych, co w przypadku tego rejestratora konkretnego ma pewną negatywną konsekwencję, ale do tego wrócę jeszcze. Zmianą, którą mogą docenić użytkownicy H1N jest monofoniczny tryb nagrywania. H1N tego nie potrafił, pliki trzeba było sobie monofonizować ręcznie w postprodukcji, natomiast w H1 Essential wystarczy wybrać specjalny tryb nagrywania mono albo stereo, zależy co chcemy robić, i gotowe. Kolejną zmianą na plus w przypadku H1 Essential jest nowy ekran, czytelniejszy, wydaje mi się, że jest bardziej wyraźny, taki wiecie już nowoczesny, mimo że nie jest dotykowy, natomiast w kwestii ergonomii jest lepiej, bo mamy przycisk do wchodzenia do menu, więc nie ma problemu z tym, żeby sobie kliknąć, wejść, ponawigować przyciskami, tutaj nie ma z tym żadnego problemu. To menu w ogóle przypomina menu znane z Zuma F3, a dodatkowym bajerem, jeśli chodzi o ergonomię, dla mnie to nie była jakaś bardzo istotna rzecz, ale myślę, że będzie wielu użytkowników, którzy być może dzięki temu zaczną w ogóle korzystać z rejestratorów audio. Jest taka funkcja czytania poleceń, dzięki temu przy odrobinie wprawy da się obsługiwać rejestrator w ogóle nie patrząc na ekran. Podobną funkcjonalność dają w ogóle wszystkie rejestratory z rodziny Essential. Działa to mniej więcej tak, tutaj postaram się wkleić jakiś taki może studyjny fragment, gdzie będzie słychać jak rejestrator czyta te polecenia. [głos rejestratora] I to chyba byłoby wszystko jeśli chodzi o nowości. A nie, jest jeszcze port USB, bo chciałem przejść do WAD, więc muszę o tym porcie USB powiedzieć. Zmieniono go z micro USB na USB C. Wypada dodać, że H1 Essential może działać jako prosty interfejs audio, bo się podłącza go po prostu tym złączem USB. No i działa po prostu, nie wiem, tutaj nie ma sensu chyba się za bardzo nad tym rozwodzić. Podłączamy i działa i tyle. No i zmiana jest taka, że tutaj jest USB C, a nie micro USB, więc być może współcześnie będzie łatwiej znaleźć kabelek. Natomiast co do tego USB, bo o tym muszę powiedzieć. Zmieniono gniazdko, natomiast nie zmieniono interfejsu samego w sobie. I to ostatnio daje się we znaki dosyć mocno. Jeśli korzystamy z transferu przez USB, a nie wyjmujemy kartę i wkładamy do czytnika. Niestety przesył jest bardzo, bardzo wolny. On był tak samo wolny w H1n, ale tam z kolei pliki były mniejsze, o te 30% przynajmniej. I tam jakoś to mi się nie dawało tak bardzo we znaki. Natomiast podczas intensywnych testów właśnie tutaj na początku z H1 Essential czasami się tak wkurzałem, że wyciągałem kartę micro SD z rejestratora i korzystałem z czytnika, bo transfer po kablu jest tu naprawdę bardzo, bardzo wolny. I w sumie nie wiem dlaczego Zoom nie dokonał takiej zmiany, bo oni mają szybkie kontrolery. W końcu mam Zuma F3, w Zoomie F6 też działa to po prostu błyskawicznie. Dlaczego nie włożono takiego samego kontrolera do H1 Essential? Nie wiem, czy to kwestia kosztów. Wydaje mi się, że ten kontroler chyba nie podniósłby o tyle ceny tego rejestratora. Komfort naprawdę by wzrósł. Mamy co mamy. Co do samej jakości dźwięku, to podejrzewam, że tutaj są dokładnie te same mikrofony co w H1n i dokładnie te same przedwzmacniacze. Bo nagrania brzmią bardzo podobnie i z H1 Essential i z H1n. Ja nie zauważam tutaj żadnej poprawy, jeśli chodzi o samą jakość dźwięku. Jest lepiej, bo jest ten format 32-bitowy, ale to jest zmiana w konwerterach analogowo-cyfrowych. Natomiast ta domena analogowa nie wydaje mi się, żeby została ruszona w jakikolwiek sposób. Ogólnie jakość nagrań nadal jest niezła, ale patrzę na to już teraz trochę inaczej, bo w ostatnim czasie zmieniłem telefon, nareszcie, z wysłużonego Huawei'a na Motorola G54. Nie jest to w ogóle jakiś taki wypasiony flagowiec, raczej taka dolna półka, ale posłuchajcie teraz nagrania z tejże Motorola. To jest nagranie z Motorola G54, które robię dokładnie w tym samym czasie, kiedy nagrywam test H1 Essential. Siedzę dokładnie w tym samym miejscu i te dwa nagrania dzieli naprawdę kilkanaście sekund. I tak brzmi nagranie z Motorola. W trybie stereo włączyłem, żeby nie było. Dobra, wracam do H1. Jeśli ktoś szuka narzędzia do nagrywania podcastów, takich bardzo niezobowiązujących, które sobie chce nagrywać gdzieś w terenie, na ławeczce, w parku, czy gdzieś w mieście, no to wystarczy, że ma w miarę nowoczesny telefon, faktycznie, i dołączy do niego jakiegoś deadketa. Ja tu miałem takiego deadketa firmy Boya na Motorola, żeby po prostu pozbyć się ryzyka powiewów i zniekształceń związanych z podmuchami wiatru. I myślę, że może nagrywać. I właśnie do takiej konkluzji dochodzę na sam koniec. No dobra, to ocena tego nowego H1 Essential, jeśli już przechodzimy do podsumowania, będzie zależała przede wszystkim od tego, czy mieliśmy już do czynienia z H1 albo H1N. Dotychczasowi użytkownicy tych rejestratorów nie mają moim zdaniem czego tutaj w ogóle szukać. Wprawdzie jest ten format 32-bitowy, jeśli komuś na nim specjalnie zależy, bo do tej pory nie nauczył się ustawiania poziomu za pomocą gałki, no to owszem, to może rzeczywiście takie osoby będą ucieszone, ale jeśli ktoś używał H1 albo H1N przez dłuższy czas, to on już to umie. I tak naprawdę ta największa zaleta H1 Essential będzie dla niego w zasadzie niczym zaskakującym, niczym nowym i niczym pomocnym. Bo jeśli ktoś umie ustawić poziom, to ten 32-bitowy format nie za bardzo go ratuje, chyba że rzeczywiście planuje nagrywać tym rejestratorem jakieś takie bardzo mocno zmieniające się dźwięki, gdzie coś może być najpierw bardzo cicho, a potem bardzo głośno i nie chcemy się przejmować ustawianiem tego poziomu, no to może i owszem, ale pozostali wydaje mi się, że będą zawiedzeni, jeśli zamienią H1N na H1 Essential. Bo po pierwsze dostaną większe pliki, a przy tej samej prędkości zrzucania tych plików przez kabelek USB no po prostu się będą mocniej frustrować niż w H1N. Nie będą mogli w tak łatwy sposób korzystać z WSU-1, z tego deadcata, jeśli używali do tej pory. No bo trzeba będzie pewnie jakąś gąbkę tam upchnąć, żeby się ten deadcat nie ocierał o mikrofony. Więc no nie wiem, nie wiem. Dotychczasowym użytkownikom na pewno bym nie polecał jakoś gorąco. Nowi użytkownicy pewnie będą zadowoleni z tego, że już nie muszą ustawiać poziomu. Zresztą Zoom reklamuje H1 Essential jako rejestrator najprostszy na świecie, jeśli chodzi o obsługę. No nie wiem, nadajniki od Rode Wireless wydają się jeszcze prostsze, a przynajmniej porównywalnie proste. Ale rozumiem o co producentowi chodziło. Natomiast dla nowych użytkowników wychodzi kwestia właśnie telefonu, czyli smartfona. Bo nie byłem do tego przekonany, dopóki miałem tego Huawei'a, to nie byłem przekonany, że faktycznie da się jakoś dobrze całkiem nagrać. Owszem słuchałem nagrań z iPhone'ów i one naprawdę były bardzo dobre, ale myślałem, że takie zwłaszcza tańsze smartfony jednak jeszcze będą długo gonić taką jakość dźwięku. A Motorola pokazała mi, że nie. Że nawet w telefonie poniżej 1000 zł da się już teraz znaleźć całkiem niezłe mikrofony. I w porównaniu do takiego prostego rejestratora nie wypadają one wcale źle. Więc jeśli faktycznie ktoś chce nagrywać takie pojedynczo-osobowe podcasty z niezłą jakością, to może faktycznie się przyjrzeć jakiemuś niezłemu smartfonowi. Ja oczywiście tutaj żadnych wskazówek nie podam, bo mam tylko jeden taki przykład swojego smartfona. A jego nie będę reklamował, bo nie do końca mi wszystko w nim pasuje. Natomiast warto spróbować, jeśli macie możliwość przed zakupem skorzystania, to nagrać jakiś plik, sobie go wysłać albo zgrać go sobie i posłuchać w domu. I można te najmniejsze rejestratory chyba powoli zacząć faktycznie zastępować smartfonami. Jeszcze za chwilkę spróbuję nagrać jakieś tutaj przykłady stereo. Pochodzę po tym parku, a pali cho te komary. I zobaczymy jak wypadną te dwa nagrania. Linki wrzucę do opisu, więc będziecie mogli posłuchać jak nagrywa stereofonicznie taki smartfon, a jak nagrywa H1 Essential. Może tutaj faktycznie będzie jakaś różnica w jakości. Zobaczymy. Ostatecznie, jeśli chodzi o H1 Essential, to nie polecam, ale też nie odradzam. Jeśli chcecie sobie spróbować nagrywania takim właśnie rejestratorem audio, to nie jest zły punkt wejścia, zwłaszcza teraz, kiedy już nie trzeba się uczyć specjalnie ustawiania poziomu głośności, chociaż mówię to z bólem serca, bo moim zdaniem warto to umieć, tak czy owak, ale tutaj nie trzeba. Więc jeśli komuś zależy na takiej prostocie, to może się na H1 Essential zapatrzeć. Chociaż wiecie co, jeszcze teraz jak patrzyłem, nagrywam te słowa na początku czerwca, jeszcze teraz można gdzieś w sklepach znaleźć takie wyprzedaże z H1n. H1n jest dużo tańsze obecnie, ostatnio widziałem nawet za 170 czy 180 zł można było kupić. Do niego się dostawało oprogramowanie, czyli Cubase'a i WaveLab'a w wersjach LE i moim zdaniem, jeśli ktoś chce właśnie się pobawić takim małym rejestratorem, to naprawdę H1n wcale nie jest jakimś dużo gorszym rozwiązaniem niż H1 Essential. Więc jeśli H1 Essential stanieje do poziomu właśnie takich 200-250 zł, to tak można się pobawić, zwłaszcza jeśli mamy jakiś starszy telefon, starszy smartfon, albo jeśli nam się będą podobały te nagrania stereo, te próbki stereo, które za chwilkę postaram się nagrać, to można się skusić. Ale być może jesteśmy świadkami tego, że nie ma już zastosowania dla tych małych rejestratorów audio. W dobie całkiem niezłych mikrofonów w smartfonach być może to już jest zmierzch tych najmniejszych rejestratorów. Dobra, idę ponagrywać jeszcze próbki i tymczasem do usłyszenia. [MUZYKA] .