Powrót

020 Pogadanka o Reaperze i problemach z RødeCasterem

Gadanie Gadesa. Rozmaitości. Dzisiejszy odcinek będzie nieco inny od tych nagrywanych w ostatnim czasie. Po pierwsze chciałbym poruszyć aż dwa tematy zamiast jednego, a po drugie będzie trochę narzekania. Zdarzyło mi się wprawdzie zdradzać ciemne oblicze Shura SM7B, ale w gruncie rzeczy nie było to narzekanie, bo mikrofon bardzo lubię i używam go na co dzień.

Dziś będzie o Rodecasterze Pro oraz o programie Reaper. Jako, że część Reaperowa będzie pozytywna, i to nawet bardzo, zacznę od narzekania na Rodecastera, żeby mieć to szybko za sobą. Rodecastera używam praktycznie zawsze przy nagrywaniu wywiadów.

Chyba tylko wywiad z Martyną nagrywany był Dascamem. Do tej pory urządzenie firmy Rode sprawdzało się bardzo dobrze i nie mogłem na nie narzekać. Było tak aż do pojawienia się wersji 2.1.2 firmueru. Wraz z tą wersją pojawiły się problemy.

Zaczęło się od wywiadu z Karoliną, jeszcze nieopublikowanego. Miał to być jakościowy przełom, bo Karolina przyjechała specjalnie do mojego domowego studio, więc wszystko miało być rejestrowane bez pogłosu, moimi mikrofonami, w moich warunkach.

Niestety, podczas nagrywania zdarzył się pewien nieprzyjemny wypadek. Rodecaster w pewnym momencie przestał nagrywać. A jako, że zwrócony byłem w stronę rozmówczyni, zrazu tego w ogóle nie zauważyłem. Dopiero po pewnym czasie trwania rozmowy zerknąłem na urządzenie, a tam przycisk nagrywania zamiast świecić się na czerwono, świecił się na zielono.

Na ekranie zaś tkwił komunikat błędu z informacją, że nagrywanie zostało przerwane. No tak jakbym tego nie wiedział. Przyznam, że w tym momencie odeszła mnie wszelka ochota do dalszego nagrywania, zwłaszcza, że nie wiedziałem, gdzie tak naprawdę skończyła się rozmowa i czy w ogóle cokolwiek się nagrało.

Umówiliśmy się z Karoliną na ponowne nagrywanie już za pomocą Discorda, a ja zgłosiłem błąd supportowi firmy Rode i zacząłem testy. Podejrzenie padło na kartę pamięci, bo przy próbie jej formatowania pojawiał się komunikat, że kartę sformatowano w innym urządzeniu i Rodecaster nie może jej użyć.

Smutne to tym bardziej, że była to nowa karta SanDisk 64 GB Extreme, kupiona specjalnie do tego Rodecastera dwa miesiące temu. Sformatowałem ją parę razy i w komputerze i w Rodecasterze przeprowadziłem wielogodzinne nagrania, czyli kilka sesji po 4-5 godzin.

No i niby błąd już nie wystąpił, ale po ustaleniu terminu nowego nagrania z Karoliną na wszelki wypadek kupiłem jeszcze drugą kartę SanDisk 64 GB, ale już tym razem w wersji Extreme Pro. Na niej również przeprowadziłem testy, które też zakończyły się sukcesem.

Spokojny zasiadłem do wywiadu. Jakież było moje zdziwienie i zarazem zdenerwowanie, gdy po pół godziny nagrania Rodecaster znów wyświetlił znajomy błąd i znów przerwał nagrywanie. Tym razem jednak zauważyłem to prawie od razu, bo i siedziałem tuż przed urządzeniem.

Resztę wywiadu spędziłem wyłączając i włączając nagrywanie po kolejnych półgodzinnych ujęciach. Okazało się bowiem, że Rodecaster nagrywając wielościeżkowo na kartę SD dzieli pliki mniej więcej po pół godziny. To znaczy dzieli je tak naprawdę po rozmiarze pliku i to jest jakaś konkretna wielkość w bajtach, bo wszystkie pliki składowe z tych moich wielogodzinnych nagrań miały zawsze tę samą wielkość.

Przy wystąpieniu błędu tworzony plik miał właśnie prawie tę docelową wielkość, ale nowy się nie utworzył. Zgaduję zatem, że w momencie tworzenia nowego pliku wystąpił jakiś błąd, być może właśnie związany z niewykrytym formatem karty SD i nagranie siadło.

Było tak przy pierwszym nagraniu i dokładnie to samo stało się przy nagraniu przez Discorda. W tym drugim wypadku jednak korzystałem już z drugiej, nowej karty, więc wina leży raczej po stronie Rodecastera niż złych kart. Wtedy przypomniałem sobie o wgrywanym nowym firmware'ze, właśnie tym z wersją 2.1.2.

Wtedy wróciłem w wersję 2.1.0 i znów przeprowadziłem wielogodzinne testy, które, jak się możecie domyślać, niczego nie wykazały. Mam więc znów taką samą sytuację jak przed drugim wywiadem z Karoliną, czyli Rodecaster niby jest sprawny, niby nagrywa, a jednak będę musiał hipnotyzować przycisk nagrywania, żeby w razie czego wznowić to nagrywanie.

Błąd, ponownie zgłosiłem do firmy Rode, ale tak samo jak przy pierwszym nie doczekałem się żadnego odzewu, poza tym, że zgłoszenie od zwykłych użytkowników muszą czekać 72 godziny, bo pierwszeństwo mają partnerzy handlowi i ambasadorzy marki.

Dzisiaj mija tydzień od tamtego momentu, no i niestety żadne ze zgłoszeń nie doczekało się jakiegokolwiek odzewu. Mnie jest przykro podwójnie, raz, że te dwa moje zgłoszenia zostały zignorowane, a dwa, że straciłem zaufanie do sprzętu, który powinien być niezawodny, zwłaszcza patrząc na jego cenę, no i taki pewien posmak ekskluzywności.

Zwłaszcza, że można byłoby bardzo prosto rozwiązać problem zgubionych fragmentów, wystarczyłoby oprócz wyświetlenia komunikatu na ekranie odtworzyć po prostu jakiś sygnał dźwiękowy, który informowałby operatora o problemie.

Zdecydowanie byłoby to trudniejsze do zignorowania. Taką sugestię zawarłem też w tych moich zgłoszeniach i być może się doczekamy jakiejś takiej poprawki, bo wydaje się, że nie ma ona słabych stron. Problemy z Rotkasterem miały jednak swoje jasne oblicze.

Otóż wywiad z Karoliną okazał się tak poszatkowany i trudny do złożenia, że postanowiłem wypróbować zupełnie nowy sposób obróbki wykorzystujący wyłącznie program REAPER. Do tej pory całość robiłem w aż czterech krokach. Rotkaster splitterem wycinałem z wielościeżkowych plików rotkasterowych wybrane ścieżki, potem czyściłem je w programie Acoustica, następnie ciałem i obrabiałem finalnie w WaveLab firmy Steinberg.

Na koniec gotowe pliki lądowały w REAPER-ze właśnie, gdzie łączyłem je z muzyką czołówki i zakończenia. W przypadku dwóch ścieżek monofonicznych nagranych w całości jest to zadanie nieco czasochłonne, ale względnie proste.

Niestety kiedy mam kilka fragmentów, do tego nagraną niezależnie ścieżkę od rozmówczyni i do tego w formacie FLV, to zgranie i zsynchronizowanie tego mishmashu staje się prawdziwym wyzwaniem. Sięgnąłem zatem po nieco już wiekowe, ale wciąż działające porady Mike'a Delgaudio z kanału Booth Junkie, linki zamieszczę w opisie, i z jego pomocą przystosowałem REAPER-a do obróbki nagranych głosów.

I muszę powiedzieć, że to się ostatecznie udało. Wprawdzie nieco czasu zeszło mi na przygotowywaniu makr w REAPER-ze zwanych akcjami, ale potem wszystko zaczęło działać bardzo sprawnie. Zachowałem sobie skróty klawiaturowe do wycinania i ściszania fragmentów, więc sama praca przebiega bardzo podobnie jak wcześniej, ale zdecydowanie płynniej i pewniej.

Płynniej, bo nie muszę dokładnie trafiać z miejscami podziału. REAPER zgrabnie łączy fragmenty za pomocą płynnych przejść, czyli tzw. crossfade, więc można zapomnieć o trzaskach występujących, jeśli ciało się nie w tych miejscach przecięcia z zerem, czyli tzw.

zero crossing. Pewność działania według tej nowej metody wynika z bardzo prostego faktu, że obróbka w REAPER-ze jest niedestrukcyjna. Wprawdzie WaveLab zapewniał coś podobnego, ale tylko w przypadku stosowanych efektów. Niestety usuwanie, ściszanie wpływały na oryginalny plik, więc zawsze musiałem pamiętać o kopii bezpieczeństwa, a w razie jakiegoś wypadku często trzeba było powtarzać całą obróbkę od początku.

Zdarzyło mi się to parę razy. REAPER nie zmienia oryginalnego pliku, wszystko robi się wyłącznie wirtualnie, więc nawet dzielenie pliku i usuwanie fragmentów nie powoduje utraty danych. W razie czego wystarczy rozciągnąć poszczególne klocki i magicznie odzyskujemy utracone fragmenty.

Całkiem jak podczas obróbki wideo, np. w DaVinci Resolve. Dodatkowym atutem REAPER-a jest lista wtyczek związana z konkretnym projektem. WaveLab ma listę globalną i jeśli sobie nie zapiszemy jej w jakiś jawny sposób, pod jakąś czytelną nazwą, to po pewnym czasie możemy mieć problem, żeby ustalić jakie efekty i jak ustawione mieliśmy w przypadku konkretnego wczytanego projektu, bo domyślnie nie są one skojarzone z tym co ustawiliśmy w Master Section.

Już nie wspomnę o tym, że w REAPER-ze nie ma żadnych ograniczeń na liczbę efektów czy ścieżek. W WaveLab-ie, w tej wersji Elements, której używam, jest to 10 efektów Master Section i 3 ścieżki w trybie montaż. Czy REAPER zastąpi mi dotychczasowy sposób obróbki? Wiele na to wskazuje, bo nawet ten odcinek będę obrabiał właśnie w nim.

Myślę, że kiedy się zupełnie przyzwyczaję i dorobię jeszcze kilka makr, czyli akcji, to faktycznie podcasty będą lądowały tylko w REAPER-ze. Raczej nie odinstaluję akustiki i WaveLab-a, bo do szybkiej edycji, przycięcia czy konwersji pojedynczych plików są one nadzwyczaj poręczne, zwłaszcza akustika.

Przetestowałem za to pod kątem obróbki podcastów Studio One, obecnie mój główny program DAW, jednak tutaj dużo trudniej o tak wygodną obsługę, mimo istnienia cięć, crossfade'ów, trybu ripple edit itd. Poza tym nic nie uruchamia się tak szybko jak REAPER.

No, może notatnik systemowy. Zainteresowani znajdą w opisie link do wpisu na moim blogu, w którym piszę nieco szerzej o tej migracji, a pewnie kiedy REAPER się zupełnie przyjmie w moim workflow, pojawią się tam także odpowiednie wpisy czy poradniki.

Powrót