一下 epidemiczny pac taraf Jakieś takie mam szczęście do pań. A dzisiaj gościmy Karolinę, która jest nietuzinkową postacią, o czym się za chwilę przekonacie. Czy ty Karolino coś byś chciała powiedzieć na swój temat dodatkowo? Tak na wstępie, czy będziemy zdradzać po kolei? Może zdradzać po kolei.
Tak wiesz, kawa na ławę od razu. Ja muszę na wstępie powiedzieć, że być może odniesiecie wrażenie, że ta rozmowa przebiega za szybko, bo my już z Karoliną rozmawialiśmy, ale niestety z powodu problemów technicznych nic nie wyszło z tej pierwszej rejestracji, więc robimy teraz drugie podejście i mam nadzieję, że to nam w niczym nie przeszkodzi, ale wolę się usprawiedliwić, bo wiadomo, że później będą słuchacze zdziwieni, że przelecieliśmy wszystko po łebkach.
Mam nadzieję, że aż tak źle nie będzie. Z tego co pamiętam, za pierwszym razem zaczęliśmy od jednego wątku, więc tym razem zacznę od drugiego, żebyśmy nie powtarzali dokładnie wszystkiego. A mianowicie chciałem cię zapytać o tą twoją działalność muzyczną, bo Karolina jest kompozytorem, jest muzykiem, od niedawna jest także skrzypaczką.
Za dużo naciągasz wszystko. To wszystko to jest hobby, bo ja zawodowo o tym się jednak nie zajmuję. Tu się zgodzę, że jest to hobby, natomiast nie zgodzę się, że to jest naciągane, bo znam wielu ludzi, którzy w ramach hobby robią rzeczy lepiej niż inni ludzie zawodowo, więc myślę, że tutaj to akurat nie ma dużego znaczenia, bo jeśli ktoś się z pasją oddaje swoim zajęciom, to zwykle ma lepsze efekty niż ci, co tylko odbębniają to co robią.
I tutaj taka ciekawostka, ponieważ zwykle jeśli myślimy o hobbystach muzykach, to widzimy kogoś, kto w domu ma gitarę albo pianinko i tam sobie gra, ewentualnie tak jak tutaj będzie to omówione, są to skrzypce, albo w ogóle nie ma takich instrumentów tradycyjnych, tylko używa syntezatorów i tworzy sobie jakąś tam muzykę, nazwijmy to ogólnie pojętą elektroniczną.
Natomiast Karolina zajmuje się muzyką orkiestrową, czyli jest to coś dość niespotykanego mimo wszystko i chciałbym, żebyś nam troszkę powiedziała na ten temat, jak się w ogóle zabiera do tworzenia muzyki orkiestrowej w domu jako hobbysta, bo to jest dosyć abstrakcyjna idea, tak mi się wydaje przynajmniej, że nie wszyscy widzą to, że ty przychodzisz po pracy, siadasz sobie wieczorem i skomponuje sobie jakiś fajny utwór na orkiestrę.
Jak to wygląda w ogóle? To przede wszystkim jest bardzo trudna muzyka do tworzenia, ze względu na to, że składa się cała taka orkiestra z bardzo wielu instrumentów, bardzo dużo przez to jakby ścieżek wychodzi, potem to jeszcze miksować trzeba, masterować, ale tym nie będę zanudzać.
W każdym razie jest kilka metod. Jedną z nich to po prostu włączam sobie pianino jako instrument pianino, jakieś improwizacje robię, nagrywam to. Nie jestem pianistą, więc sobie tylko jedną ręką plumkam, potem powiedzmy nagram jakąś sekcję, potem kolejną nagrywam, jakimś innym sposobem coś robię, ale wszystko tak, żeby to było harmoniczne, żeby to wszystko ładnie pasowało do siebie.
Ale to jest taki motyw, jak nie mam tak za bardzo pomysłu, bo często pomysł sam w trakcie przychodzi i załóżmy, że zrobię jakąś tam partię tych nagrywek, coś pobawię się, jeżeli nie przyjdzie pomysł mi do głowy, no to to jest odkładane do szuflady, a jak od razu taką wenę złapię, no to później zaczynam używać po kolei tych instrumentów orkiestrowych, zaczynając na przykład od sekcji smyczkowej, czyli skrzypce, altówka, bielonczela, kontrabas.
I później łączę pozostałe elementy, czyli na przykład instrumenty dęte blaszane, drewniane, czy jakieś perkusje, czasami hybrydowo to zrobię, czyli jakąś elektronikę wpuszczę. Inną metodą to w czasie rzeczywistym, czyli pianino na bok, znaczy w dalszym ciągu używam klawiatury sterującej, która...
Ja się domyślam, że nie przytaczasz fortepianu, skąd ta wkąt. Tak, ale powiedzmy sobie od razu określone sekcje wrzucam, że powiedzmy zacznę od skrzypiec, jakieś arpeggio albo jakąkolwiek melodyjkę, cokolwiek zacznę robić.
I później po kolei tak samo dobieram sobie instrumenty, ale już tak od razu dorabiam na tych instrumentach, a nie robię żadnego szkicu na pianinie. A czasami jest też tak, że po prostu sobie włączam jakiś instrument, no i mi się tak to brzmienie podoba, że odpływam i koniec, bo normalnie nie jestem w stanie grać na wszystkich instrumentach, bo ich fizycznie nie posiadam.
O, przepraszam, ja pamiętam, że mieliśmy takiego kolegę na grupie facebookowej, który właśnie uważał, że trzeba taką muzykę też grać na żywo i improwizować. I miał nawet całe takie stanowisko, miał ileś tam tych klawiatur, jakieś sterowniki nożne i inne.
Znaczy ja tutaj nie wyśmiewam się z niego w żadnym razie, bo naprawdę jestem pełen podziwu, że ktoś tak w ogóle potrafi. Ale wyglądało to właśnie tak, że on tam prawie jak taka ośmiornica wyglądał przy tym swoim stanowisku, bo i tutaj ręce grały, i nogi grały, i w zasadzie brakowało mu jeszcze chyba takiego sterownika do dmuchania, bo też są takie, że można jeszcze oddechem sterować jakimiś urządzeniami.
No szanuję, ale z drugiej strony mnie takie granie nie przekonuje, szczerze mówiąc. No to jest też jakaś droga, nie? To jest bardziej sprawdzenie siebie, na ile jest się w stanie coś tam powiedzmy zrobić. Tak, to już jest taka bardziej ścieżka wirtuozerska, nie? Tak, tak.
Ta akurat ścieżka mnie tak nie bardzo kręci, szczerze mówiąc. Co kto lubi właśnie. Tak, ale ja po prostu sobie po prostu skomponować i później powiedzmy słyszeć opinie innych ludzi, jakie emocje targały słuchaczom i tak dalej.
Ale wracając tutaj, to właśnie no fizycznie nie jestem w stanie mieć całej orkiestry w domu, niestety, to jest zbyt droga sprawa. Ale jak mam taki wirtualny instrument, chociażby, czy to będą trąbki, czy to będzie jakaś wiolonczela, kontrabas, cokolwiek, to przyjemnie jest grać to na klawiszach i przez to same te instrumenty w sobie mnie inspirują i mogę coś zrobić ciekawego, jakąś ciekawą kompozycję wykonać.
To znaczy, wiesz co, ja tutaj tylko wtrącę coś takiego, bo wielu ludzi myśli tak, że te instrumenty takie, nazwijmy je wirtualnymi, bo one no nie są fizyczne, tylko są to z reguły instrumenty nagrane, które my odtwarzamy tak nuta po nucie, tak? Bo to każda nuta jest nagrana i to w wielu różnych wariantach, głośno, cicho, nie wiem, z jakimś tam mocnym zadęciem w przypadku trąbki albo z cichym i tak dalej.
I wielu ludzi uważa, że te instrumenty są takie sztuczne, natomiast moim zdaniem, i nie wiem czy się tutaj ze mną zgodzisz, obecny poziom zaawansowania tych instrumentów jest taki, że faktycznie kiedy się siada i zaczyna się grać jakąś melodię, ja tu przywołam mój ukochany rożek angielski, po prostu grasz tą barwą i ty słyszysz ten dźwięk tak, jakbyś rzeczywiście grała na fizycznym instrumencie.
Nie chcę przez to powiedzieć, że jesteśmy tak samo dobrze jak tacy prawdziwi instrumentaliści, którzy potrafią grać na tym instrumencie, ale ten dźwięk potrafi chwycić za serce, przynajmniej mnie. I wtedy rzeczywiście można tak płynąć, grasz sobie jakąś melodię, jedną, drugą, trzecią, tylko po to, żeby słyszeć ten dźwięk.
Nie wiem, ja tak przynajmniej mam i mam wiele szkiców, które polegają na tym, że jest tylko jedna ścieżka, która się, nie wiem, tam przez 20 minut ciągnie, bo po prostu siedziałem i grałem. Znaczy te instrumenty są jak najbardziej żywe, ale też kwestia jakiej firmy używamy.
Bo typu Spitfire Audio, oni nagrywali w studio, gdzie oni dopracowali to wszystko. To jest na wysokim bardzo poziomie, bo naprawdę tych sampli jest mnóstwo. A co innego jak jest jakiś instrument, który został przez syntezator przetworzony, bo są też takie.
Tu możemy właśnie to wyjaśnić słuchaczom, bo nie każdy jest wprowadzony w muzykę, że takie instrumenty, właśnie nazwijmy je tradycyjne, czyli takie jak skrzypce, trąbka, puzon i tak dalej, można elektronicznie odtworzyć na dwa sposoby.
Albo się nagra prawdziwy instrument, czyli tak jak tutaj mówisz, to co robi firma Spitfire Audio i oni po prostu nagrywają żywych instrumentalistów, którzy siedzą i po kolei im grają wszystkie dźwięki tego instrumentu, jeszcze w różny sposób.
I oni wtedy nagrywają to próbka po próbce, nuta po nucie, cały zakres danego instrumentu, a my później możemy to odtwarzać. Ale jest też taka mi bliska dziedzina, która nazywa się modelowaniem fizycznym czy fizykalnym, gdzie siedzą ludzie podobni do mnie, czyli jacyś inżynierowie i oni na podstawie modeli matematyczno-fizycznych próbują zrobić coś takiego jak odtworzenie dźwięku prawdziwego instrumentu w oparciu o opis tego instrumentu, taki właśnie matematyczno-fizykalny.
Czyli oni tam mierzą jakie wymiary ma na przykład klarnet, gdzie ma te klapy wszystkie i oni próbują to policzyć, jak ten dźwięk powinien brzmieć, jeśli przejdzie przez taką rurę o takich wymiarach z takiego materiału. I to jest jeszcze na początku drogi.
Ja znam Karolino, twoje zdanie na temat tych instrumentów, które jeszcze nie są doskonałe, natomiast wydaje mi się, że już bliski jest ten moment, kiedy one dościgną te samplowane, a mają jeden podstawowy nad nimi atut, czyli jedną taką przewagę, czyli rozmiar.
Bo te samplowane biblioteki, no to sama możesz powiedzieć ile one ci zajmują miejsca na dysku. One są potężne. Tak. A na przykład ja mam takie instrumenty właśnie też smyczkowe, no to one, nie wiem, skrzypce zajmują chyba 30 megabajtów.
Skrzypce próbkowane, na przykład Joshua Bell, zajmują, wydaje mi się, że coś koło 90 gigabajtów. Tylko wiesz, z drugiej strony technologia idzie naprzód. Pamięć komputera mamy coraz większą tak naprawdę, więc ja myślę, że te gigabajty nie powinny stanowić problemu, a poza tym jeśli chodzi o te samplowane biblioteki, to połowa seriali z Netflixa jest zrobiona na samplowanych bibliotekach.
A te biblioteki, jeszcze tak tu dokończę, są też na wysokim poziomie, bo przede wszystkim były robione w studiach, gdzie też bezpośrednio były nagrywane soundtracki do produkcji filmowych. I oni znają się na rzeczy, wiedzą jak nagrywać.
I tak naprawdę jak oni nagrywali do filmów, ale tak na serio nagrywali, a nie, że tak jak my na przykład w DAWie sobie robimy za pomocą wirtualnych instrumentów. Przepraszam, co to znaczy, że co my jesteśmy jacyś gorsi? Nie w tym rzecz.
My nie mamy dostępu do takiego studia. W każdym razie oni znają te techniki do nagrywania tego wszystkiego i oni dlatego są kompetentni, żeby taką bibliotekę stworzyć. To są też lata doświadczenia, bo sampling, czyli takie nagrywanie instrumentów i później wykorzystanie tego, pod koniec lat 80.
z tego co ja kojarzę, może nawet wcześniej był stosowany, więc to są dziesięciolecia doświadczeń i praktyki. Te fizykalne modele, one dopiero niedawno zdobywają jakąkolwiek popularność, bo dopiero teraz komputery nadgoniły swoją mocą obliczeniową to, że można w ogóle cokolwiek takiego policzyć, bo wcześniej w czasie rzeczywistym nie było to możliwe w ogóle.
Jedna i druga część się rozwija, chociaż sampling mi się wydaje, że osiągnął bardzo wysoki poziom i tutaj już trudno chyba coś przeskoczyć, bo mamy już takiej jakości te instrumenty zrobione, że w zasadzie chyba trzeba tylko poszerzać zakres.
Tu już nie da się lepiej zarejestrować, tylko trzeba zarejestrować więcej i lepiej wykorzystać to wszystko, żeby sprawnie przełączać się między różnymi artykulacjami w rodzaju legato, staccato i tak dalej. Właśnie bardziej jakby ułatwienia były wprowadzane, bo jeżeli chodzi o samonagrywanie to lepiej nie będzie raczej i właściwie to już się tak rozwinęło, że dla mnie przynajmniej bardziej nie musi.
Tak jak mówisz o tych artykulacjach, żeby łatwiej można było przeskakiwać sobie, że tutaj jednak to jeszcze leży. Ja nie wiem czy ty na przykład dostrzegasz ten postęp, bo rzeczywiście każda kolejna biblioteka wprowadza różne takie ułatwienia, bo jak ja sobie przypomnę te stare biblioteki firmy na przykład East West, która jest takim dinozaurem na rynku samplowanych instrumentów orkiestrowych, tam obsługa instrumentów w dzisiejszych warunkach jest koszmarem.
Z drugiej strony mamy nowoczesne biblioteki firmy na przykład Orchestral Tools i one mają zupełnie nowoczesny program do obsługi tych wszystkich brzmień, gdzie wszystko się robi łatwiej. Tak samo Spitfire Audio, tu nawet na przykładzie tej jednej firmy można zobaczyć jak wyglądał postęp od tych bibliotek kontaktowych dla samplera kontaktowych.
Ja najbardziej tak obserwuję rozwój Native Instruments, bo w sumie ta firma to była taka pierwsza firma jeśli chodzi o biblioteki, którą poznałam i można tak ładnie powiedzieć lirycznie, że jest najbliższa mojemu serduszku.
I właśnie tutaj tak widzę ten postęp patrząc na te stare pierwsze programy. Nie wiem czy pierwsze, nie chcę skłamać, ale na przykład Absint. Absint jest już troszkę rzeczywiście archaiczny. Aczkolwiek porównując takiego East-West jeśli chodzi o sam wygląd interfejsu, przełączanie tego wszystkiego, no to Absint jednak prostszy jest.
Wszystko jest prostsze chyba. Chyba, że Vienna, pamiętasz Vienna jak ci pokazywałem. Nawet nie przypominaj mi o tym programie. Ale wiesz co, wracając do samego procesu twórczego, bo być może to jest najbardziej interesujące, że większość ludzi uważa, że jest to bardzo tajemnicza dziedzina, takie pisanie na orkiestrę, ale ty z drugiej strony powiedziałeś, że wcale nie trzeba być wirtuozem, czy to klawiatury, czy jakichś w ogóle sterowników, żeby coś interesującego napisać.
No i ja się zgodzę, bo ja też nie jestem żadnym instrumentalistą, a coś tam mi wychodzi. Natomiast ja mam pytanie do ciebie, czy w takim razie potrzeba też takiego wykształcenia klasycznego, kompozytorskiego, jakie ludzie zazwyczaj dostają w akademiach muzycznych.
Czyli co trzeba wiedzieć tak teoretycznie o muzyce, kompozycji, żeby w ogóle coś zacząć, bo to nie jest takie trywialne, że siadasz i po prostu sobie naciskasz klawisze i już masz piękne solo na flecie, albo rewelacyjne arpeggio kontrabasów.
Coś jednak trzeba wiedzieć. Znaczy powiem ci tak, nie ukrywam, że ja bardzo żałuję, że ja nie mam takiego wykształcenia. Ono na pewno by mi się bardzo przydało. Pewne rzeczy by mi przyszły prościej, bo bym miała teorie muzyki w malutkim paluszku.
A tak muszę jakby się albo wspomagać czymś, albo uczyć się dosłownie na blachę pewnych takich rzeczy, bo powiedzmy pewnych rzeczy mogę nie zrozumieć, ale to wymaga czasu. Teoria muzyki na pewno się przydaje. Taka bardzo podstawowa, nie trzeba nie wiadomo czego się tutaj uczyć, ale chociażby znajomość skal, przynajmniej najprostsze.
Jak się zmienia tą skalę, jakie są akordy, mniej więcej przynajmniej jak się buduje, progresja akordów. To są takie niby na pierwszy rzut oka ktoś by powiedział, że a po co to? A no właśnie to się bardzo przydaje, bo mam przykładowo skalę Amol.
No to wiem, że mogę zacząć melodię od A, skończyć na A. Mogę też stworzyć sam akord Amol i mogę jeszcze tam przewroty jakieś porobić, różne takie rzeczy. I to są takie niby banalne rzeczy związane z teorią, ale to się bardzo przydaje, bo jeżeli człowiek siada i chce coś zrobić, to to zrobi, ale będzie mu bardzo trudno, bo jednak znając teorie, to mniej więcej jesteśmy w stanie stwierdzić, czy coś jest harmoniczne, czy nie, czy coś się tam nie rozkleja po prostu.
No właśnie, bo wiesz co, takie jest ogólne pojęcie o pracy muzyka, czy kompozytora, że on siada i tak sobie wszystko komponuje ze słuchu, żeby nie było fałszów, no to on sobie tak siada i sobie tam gra. Czyli jak coś mu nie pasuje, to sobie tam przesunie ten palec na klawiaturze i uderzy inny dźwięk i już mu pasuje.
I rzeczywiście tak się da, ja tak przez większość życia robiłem na tak zwanego czuja. Ale ja też tak długo robiłam. Tak, ale właśnie ja zmierzam do tego, że dopiero jak się zająłem orkiestrową muzyką, to się okazało, że ta teoria muzyki, znajomość tych zasad, otwiera Ci po prostu takie horyzonty, że Ty nie musisz się zastanawiać, że ojej, jakby tutaj tą melodię zrobić, bo tam jest mnóstwo odpowiedzi, oczywiście nie trzeba z nich korzystać, ale one są po to, żeby ułatwić.
Właśnie to co Ty mówisz, że jest skala, czyli to jest jakiś zestaw dźwięków, które ze sobą współbrzmią na jakiś sposób. Jak masz skalę, to w zasadzie masz wszystko, bo muzyka jest jak matematyka, tam po prostu jedno z drugiego wynika.
Jak się zna te zależności, to jest dużo prościej, bez zastanawiania się, bez takiego właśnie nachybił, trafił, szukania, zrobić coś sensownego, coś co brzmi i nie kaleczy uszu. No ja właśnie też mam takie matematyczne podejście.
Coś jest w tej matematyce. Dokładnie. Ludzie na przykład myślą, że jest strasznie dużo tych różnych wariantów dźwiękowych, ale tak naprawdę wszystkie skale są zbudowane w ten sam sposób, znaczy nie mówię, że są identyczne, ale są pewne reguły budowania tych skal i zachowania się skal w ogóle.
Jak się zna te reguły, to jest w zasadzie wszystko jedno, czy się to zrobi w Amol, czy się zrobi w Emol, bo reguły są identyczne, tylko się przesuwamy w dźwiękach. I w zależności jak nam bardziej właśnie wtedy pasuje, to wybieramy tą skalę albo inną skalę.
A tych skal jest naprawdę mnóstwo. Ja co prawda z pamięci znam tylko kilka, ale w internecie jest pełno takich fajnych stron, czy nawet jest pełno książek, skąd można po prostu sobie nawet przepisać. Tutaj zawodowi muzycy by mnie zjedli za to, bo powinno się niby znać.
Oni się pewnie tarzają jeszcze raz po podłodze ze śmiechu. Ale z drugiej strony, od czegoś trzeba jakby zacząć tą swoją przygodę, naukę i tak dalej. I taki jest temat, w najprostszych podstawowych skal sobie zrobić i bawić się tym.
To jest najlepsze, że to wcale nie jest trudne, tylko trzeba mieć ten pierwszy przebłysk. Jak się już załapie o co chodzi, to później już wszystko jakoś tam idzie, można znaleźć te informacje. One są logiczne. Ja byłem właśnie pełen zdziwienia, że muzyka jest tak logiczna.
Zawsze to się mówi o muzyce, że ona jest taka romantyczna i taka artystyczna i jest chaos i tak dalej. A to jest właśnie guzik prawda, moim zdaniem. Bo ciężko mi jest znaleźć inną dziedzinę sztuki, która jest tak logiczna i matematyczna jak muzyka.
To jest coś niepojętego, że można muzykę... Że matematyka też jest romantyczna i liryczna. Tak. I właśnie ty możesz nawet obliczając coś w głowie sobie, że teraz tutaj by pewnie pasował akord taki i taki, bo tak ci wynika z doświadczenia matematycznego, że zwykle w skalach na przykład po tym akordzie na tym stopniu skali powinien być akord na tym stopniu skali i to się rzeczywiście sprawdza.
Grasz to i to chwyta za serce, bo takie są po prostu zasady. To jest jakaś taka magia pisania na orkiestrę i wydaje mi się, że to jest jedna z tych rzeczy, które mnie przynajmniej ciągną do tego rodzaju muzyki. Bo to jest właśnie takie strasznie wciągające, że możesz robić różne rzeczy w taki sposób bardzo kontrolowany.
Najlepsza jest ta radość jak się skończy ten utwór. Tak jak wczoraj w końcu upublikowałam swój utwór konkursowy, no to ja już z wrażenia zasnąć nie mogłam, bo tak się wciągnęłam w ten utwór, że gdzieś za miesiąc będę nie da widzieć, bo ile można.
Ale jest ta radość. Tak, ale to możemy potwierdzić, bo słyszę z tego co mówisz, że masz tak jak ja, czyli jest ta radość twórcza, że jak chwyci jakiś tam motyw czy ta chęć dokończenia, to po prostu się siedzi i czas biegnie sobie zupełnie niezależnie, a my siedzimy i możemy nawet w kółko ten sam fragment odtwarzać, kombinować i nam się to nie nudzi.
Co innego jak ktoś z boku tego słucha. No to już by miał dosyć. To może dostać na głowę. I słuchawki są potrzebne, nie? Rozumiem, że też masz jakieś. Tak, mam i w sumie najlepiej mi się na nich komponuje, bo przez słuchawki najlepiej wszystko słyszę i najlepiej też mogę tutaj mix na nich zrobić.
Później ewentualnie jak załóżmy ukończę utwór, no to sprawdzam na innych nośnikach, typu telefon, zwykłe głośniki, czasami w aucie coś tam włączę sobie. Właśnie warto na różnych sprzętach używać, no bo gdyby jakiś słuchacz na przykład chciał słuchać naszej muzyki, no to przecież on nie będzie w słuchawkach studyjnych, ani nie będzie miał monitorów studyjnych, tylko to będą proste urządzenia.
Raczej w drodze do sklepu albo na uczelnię. No to chodzi, na takich zwykłych słuchaweczkach. Najważniejsze, żeby na nich właśnie dobrze brzmiało. Ale słuchaj, bo tak mnie ciekawi właśnie ta rzecz, która u Ciebie nastąpiła ostatnio, czyli byłaś szczęśliwą kompozytorką wykorzystującą instrumenty wirtualne, aż tu nagle ja się dowiaduję, że Ty kupujesz sobie skrzypce i zaczynasz się uczyć grać na skrzypcach.
Powiedz mi z czego to wyniknęło, że akurat poczułaś taką miłość do skrzypiec? Miłość do skrzypiec to jest już od bardzo, bardzo, bardzo dawna, zresztą w ogóle cała sekcja smyczkowa. Skrzypce, dla mnie to jest taki najbardziej emocjonalny instrument.
Nie ma drugiego tak emocjonalnego jak skrzypce. Jak a fortepian? Nie, to nie jest to samo co skrzypce właśnie. Lubię fortepian, doceniam i tak dalej, jest wiele naprawdę pięknych kompozycji, ale skrzypce mają to coś, mają taką duszę właśnie.
Jak oglądamy nawet jakieś filmy, to tak naprawdę ta sekcja smyczkowa podbudowuje nasze jakieś tam emocje, czy w napięciu jesteśmy, czy nawet i płaczemy na filmach, cokolwiek wzrusza nas. Przynajmniej ja to u siebie tak zauważyłam, że te emocje to właśnie budują głównie skrzypce.
I tutaj jeśli chodzi o ten mój zakup, to od wielu lat to tak chodziło za mną, że na zasadzie bardziej fajnie by było, ale ja już jestem na to za stara, że to już za późno i tak dalej. Jest takie poczucie, że się straciło te najlepsze lata.
Tak, a w tym roku jakoś tak śmiesznie wyszło, bo w ogóle algorytmy Facebooka, Chroma i tak dalej to jest jakiś kosmos. I któregoś razu wywaliło mi post sponsorowany na Facebooku, wyporzuczalnia dźwięków, gdzie można sobie wyporzuczać instrument.
I tam odpalam tą stronę i o, Wrocław, też Wrocław. I patrzymy, co oni tam mają. Saksofony, zielonczele, altówki, gitary, skrzypce tam różne takie. No i tak zaczęłam się zastanawiać, zastanawiać, nawet z ciekawości wysłałam wiadomość do pana, który prowadzi tą firmę, żeby się zapytać jakie tam koszty i tak dalej.
No właśnie, jakie koszty? Może tak Ci wejdę w słowo. Wiesz co, przynajmniej tutaj, gdzie skąd ja wypożyczałam, to na miesiąc wypożyczenie to było 80 zł na skrzypki. I płacało się jeszcze kaucję 100 zł w razie gdyby coś tam się stało i tak dalej.
Podpisuje się umowę, ja na trzy miesiące w sumie miałam pożyczone i normalnie mi tam zwrócił potem tą kaucję. Można powiedzieć, że za 240 zł mogłam sprawdzić, czy to jest to, czy chcę kupić sobie, czy spróbować i tak dalej.
I jak wypożyczyłam sobie te skrzypki, to akurat, no właśnie, kolejny post sponsorowany trafił się. Bo szukałam jakichś tam kursów internetowych, no bo nie chcę jeszcze korzystać z usług jakiegoś nauczyciela, bo to jest drogie jednak.
I chciałabym przynajmniej jakieś takie podstawy sama opanować, chociaż dłużej mi to zajmie, ale wolałabym sama to zrobić. Tak, żeby się już pytać później o coś konkretnego, a nie tylko o proste rzeczy. Dokładnie, o to właśnie chodzi.
No i właśnie szukałam, nic nie mógłem znaleźć, ale nagle BUM! Post sponsorowany. Akademia Skrzypiec. I akurat zapisy były na kurs. I tak przez tydzień się zastanawiałam, zastanawiałam, ale to zastanawianie się było takie, że i tak kupiłam.
No tak. Ale najpierw kurs, tak? Czy skrzypce od razu? Kurs. Kurs i grałam na wypożyczonych. I tam zrobiłam parę modułów, tylko przerwałam później na jakiś czas, bo teraz dosyć taki burzliwy czas jest w moim życiu. I dzięki temu kursowi, dzięki tym osobom, które prowadzą ten kurs, dwie fajne takie dziewczyny zrobiły.
Oprócz samego kursu ja mogę też porozmawiać z nimi, mogę coś się poradzić. Tam są też zadania domowe na koniec modułów. Jest grupa zamknięta, gdzie można właśnie rozmawiać na ten temat. I drogą takich różnych porad zdecydowałam się na jeden model, bo też nie chciałam iść w takie najtańsze, bo najtańsze skrzypce to można cały zestaw kupić za 300 zł, ale no nie przesadzajmy.
No tutaj niestety jest zwykle tak, że im droższy instrument, tym rzeczywiście jest lepszy. Przynajmniej zazwyczaj, nie? No to tak. Chociaż ja nie kupiłam nie wiadomo jakiego modelu, no bo też z drugą strony nie ma co przesadzać, bo nie jestem zawodowcem, tylko po prostu sobie skrzypię.
Zresztą po drugiej stronie nie ma limitu już, nie? No to dokładnie, ale uważam, że wybrałam dobry model, ma przyjemne brzmienie. Tak, to ja potwierdzam, bo ja słyszałem. Tak. Pod warunkiem, że ja nie gram, bo jak ja gram to beznadziejnie.
Ja jeszcze też gram beznadziejnie, fałszuję, ale nawet jak fałszuję to i tak bardzo się cieszę. Mi tu wystarczy, że popatrzę na nie, to już się zaczynam uśmiechać, bo to jest piękny instrument. A grałaś już jakieś swoje utwory, czy na razie tylko ćwiczysz jakieś podstawy takie? Czy już próbujesz i cię tam ciągniesz? Wiesz co, coś próbowałam, ale to było bardziej na zasadzie, że sobie no niestety na pianinie złożyłam jakieś tam nutki, bo ja jestem jednak przyzwyczajona do tej klawiatury, ale starałam się to poukładać, żeby było grywalne dla mnie przynajmniej, żeby tam nie odskakiwać i wiadomo jak na tych strunach, nie wiadomo jak biegać tymi paluszkami po całym grywie, bo ja nie jestem wirtuozem.
No na razie. Tylko jakieś takie proste rzeczy, no to dałam radę, aczkolwiek na dzień dzisiejszy to raczej tak wolę czyjś melodii się uczyć, bo jednak mam jakieś tam swoje ulubione utwory i fajnie nauczyć się tego grać i się tym po prostu cieszyć.
Ja od razu cię tutaj zmuszę do wyznań, bo zalegasz mi jeden utwór przynajmniej. Wiesz o czym mówię, czy nie wiesz o czym mówię? No ja chyba wiem. No tutaj nie bez przypadku właśnie mówię teraz o tym, bo jest to motyw, jakiś przewodnik główny do mojego audiobooka o muzyce Erisza Tzanna i do tej pory mi nie przygotowałaś tej kompozycji.
No będę musiała się zmobilizować. No właśnie, ja teraz czekam, bo skoro już masz skrzypce, to już nie będziesz mi mogła powiedzieć, że nie mam takiej fajnej biblioteki z pięknym brzmieniem skrzypiec, bo teraz masz skrzypce i będziesz mogła zagrać tak jak ci będzie w duszy grała.
Raczej bym tak nie zagrała jak Erisza Tzanna. Ale to spokojnie, nie nie nie, do tytułu to może być spokojnie, bo przecież on się tam rozkręca dopiero pod koniec. Ale liczę na to, że jednak dotrzymasz schowa któregoś roku. No w końcu muszę się na pewno za to zabrać, nie wiem co się stało, że tak porzuciłam ten projekt.
Ale z drugiej strony teraz jakbym do tego usiadła, to na pewno o ten czas, kiedy w ogóle wyszedł pomysł, by coś takiego zrobić, no to jestem bogatsza o pewne doświadczenia i myślę, że to lepiej by wyszło. Bo ja pamiętam dlaczego nie zrobiłaś tego wtedy, bo zajęłaś się Drakulą.
Nie. Nie, Drakula była wcześniej? To było później i ja wtedy miałam zlecenie do gierki. A tak, rzeczywiście. Jak widzicie tutaj zdradzamy od razu kolejne zamiłowania Karoliny. To jest po pierwsze pisze też muzykę pod obraz i na przykład ma już na swoim koncie cały udźwiękowiony film, bo wzięła sobie nasza dzielna bohaterka film Drakula z 33.
on był czy z 5? Z pierwszego. Z pierwszego nawet. Tak, ale chodzi o tego klasycznego Drakulę z Belą Lugosim w roli głównej i Karolina udźwiękowiła cały film. Można go jeszcze obejrzeć, nie? Jest, na CDA to wrzucałam. Tylko teraz jak patrzę na ten film, no to tak trochę się uśmiecham, bo dla mnie w tym momencie to już jest beznadziejne, nie? Nie, nie, nie, słuchaj.
I bym to teraz pewnie inaczej zrobiła, ale na pewno to było takie fajne ćwiczenie też dla mnie. Ja w opisie do filmu zamieszczę link do tego właśnie całego dzieła. Możecie sobie sami wtedy obejrzeć i posłuchać, chociaż to jest trudne.
Ja wiem, że żeby Karolinie jakieś uwagi przedstawić, to ja musiałem ten film obejrzeć chyba 3 albo 4 razy, bo ta muzyka się nie rzuca w uszy. I się ogląda po prostu film i w pewnym momencie człowiek się orientuje, że kurczę, miałem słuchać tej muzyki, a się to wszystko tak ładnie składa, że się ogląda film.
Jeśli ktoś chce oceniać samą muzykę, to lepiej chyba nie patrzeć na ekran wtedy. Ja dosyć oszczędna też tam byłam w tym soundtracku, bo to jest stary film i byłoby dziwnie, żeby teraz rzucić jakieś tam hollywoodzkie trąbki, waltornie i tak dalej.
Nie pasowało mi to. Ale swoją drogą to by było ciekawe, gdyby ktoś tak to zorkiestrował w nowoczesnym stylu Cimera czy Shora czy Sylwestriego na przykład. Byłoby zabawnie. To by było ciekawe doświadczenie. A czy ty w ogóle korzystasz z brzmień syntetycznych? Z jakichś syntezatorów albo z czegoś? Czy jednak już teraz jesteś nastawiona tylko na te klasyczne brzmienia? Syntezatory też.
To wszystko zależy co ja robię tak naprawdę. Tak jak dla siebie tylko robię muzykę, to jednak mnie do tej orkiestry ciągnie. Ale jak był konkurs na przykład niedawno od Asusa, gdzie trzeba było pod animację zrobić muzykę, no to ta muzyka jednak zawiera też syntetyczne rzeczy.
Ale powiedz mi, bo wspomniałaś tutaj, że pisałaś też muzykę do gry komputerowej, czy do gry na telefon. To mobilna chyba była gra, nie? Powiem tak, jeśli chodzi o tę grę, to ja sama dużo szczegółów nie znam. Ja co czas czekam na informacje, kiedy w ogóle to wyjdzie, na co wyjdzie i tak dalej.
Zdradzisz nazwę czy nie możesz zdradzić? Gdybym ją znała, to wiesz. Ale naprawdę ja wiem tyle co wy tak naprawdę. To ciekawe, że nawet ci nie zdradzili do czego piszesz. Ja tak naprawdę czekam aż to wyjdzie. Nie wiem, może będę musiała po prostu zapytać samego twórcę o co tam chodzi.
A czy to się dużo różni pisanie dla kogoś? No bardzo się różni. Rozumiem, że ty jeździłaś na jakieś spotkania, jak oni ci mówili, tak? Że nie wiem, tutaj ma być Walczyk. Znaczy tak, najpierw było pierwsze spotkanie i tam po prostu była wymiana informacji, co to jest za gra, o czym jest ta gra, jakie utwory mają być, w jakim klimacie i tak dalej.
Mniej więcej tam też były pokazywane mi utwory z innych gier i tak dalej. Potem wsiadłam do tego, zaczęłam dłubać i potem tak podsyłałam zajawki. No i się zaczęło za wolno, jeszcze za wolno, jeszcze. A tu za szybko. Źle. Ja byłam załamana, bo to było takie pierwsze moje doświadczenie z pisaniem muzyki dla kogoś.
Na początku byłam tym wszystkim zdajarana, ale fajnie, zlecenie pierwsze i tak dalej. Mnie świat stoi otworem, guzik. Potem w takim czasie, jak dostawałam feedbacki, że tutaj nie tak, tutaj nie taką, to ja byłam załamana strasznie i już miałam tak na końcu języka, żeby powiedzieć, dajcie mi spokój, nie robię tego.
Ale to najbardziej cię uwierało, że zmieniała się koncepcja, czy to, że ktoś ci narzucał, jak masz to zrobić? Ja nie mogłam zrozumieć, czego oni chcą tak naprawdę. Ale dobra, w końcu spotkaliśmy się któregoś tam razu. Już tak na dużym telewizorze była mi pokazana ta gra i w tle puszczona muzyka.
Już ta twoja, tak? Tak, te wszystkie utwory, które ja wtedy zrobiłam, zaczęliśmy rozkładać na części pierwsze. Ja sobie zrobiłam notatki wszystkiego i później, bach, tydzień czasu robiłam jakieś tam poprawki. Potem odesłałam te poprawki i nagle wszystko pasuje.
No to widzisz, bo może to jak już było złożone w całość, to zaczęło pasować. A wcześniej może oni tylko tak na surowo słuchali i nie wiedzieli, czy to będzie pasować. Ja poprawione wersje wysłałam im, według wytycznych, które oni mi przedstawili na spotkaniu.
I jak już wysłałam te poprawione, to wszystko pasowało, bo faktycznie te utwory się zmieniły. Brzmiało tak, jak chcieli i udało mi się wstrzelić w gust. I pierwszą partię miałam skończoną, później trzeba było drugą partię zrobić, pozostałych utworów.
No to tutaj jeszcze też były jakieś rzeczy do robienia, ale już nie tak dużo, jak przy tej pierwszej. Bo wiedziałam już mniej więcej, co oni chcą ode mnie. Był jakiś kontakt. Tak, i było to wszystko łatwiejsze później. Owszem, musiałam jeszcze jakieś poprawki porobić, ale nie tak drastyczne już, bo lepiej się zrozumieliśmy.
I jeszcze na końcu, ale to jak już się rozliczyliśmy i tak dalej, to była jeszcze prośba taka, żeby takie proste wariacje jeszcze dodatkowo porobić. Ale to już naprawdę dużo czasu mi zajęło, zaledwie 2-3 dni, jeśli dobrze pamiętam.
No to teraz słuchaj, jak ty już masz doświadczenie z pisaniem muzyki do gier, no to ja bym miał dla ciebie jeszcze jedno zadanie. Ale to będziemy musieli sobie jeszcze omówić, bo ja ci o nim nie mówiłem, dopiero teraz tak na to wpadłem.
Że jak już tam nabędziesz tej swojej biegłości na skrzypcach, albo nie, bo to nie jest w sumie potrzebne, to napiszesz muzykę do sesji RPG, do gry RPG, takiej tradycyjnej, przy stole zwykłej, normalnej gry RPG. Co ty na to? Powiem ci tak, ten pomysł to od dawna chodzi, od bardzo dawna, bo też jak ze znajomymi graliśmy w RPG, to też tam były śmieszki, że no, to zrobimy muzykę do naszych sesji.
Może pod sesję każdą zrobisz. Ja zawsze się śmiałam z tego, ale w sumie jeszcze nie próbowałam. Gdzieś tam ten pomysł chodził też za mną. A słuchaj, a nie korciło cię, żeby na przykład sobie gdzieś tam mieć z boku komputer i jak sobie gracie, to od czasu do czasu wiesz, się tam obrócić? Bo z tego co wiem, to ty bywasz mistrzem gry, więc no, masz takie przywileje.
I mogłabyś na przykład tam zagrać jakiś motyw, albo nie wiem, jakieś dźwięki przynajmniej wyzwolić, żeby trochę wzbogacić grę, typu Krasnolud wali elfa młotem w głowę, no to ty tam robisz jakiś fajny tusz na całą orkiestrę, nie? Bam.
Znaczy wiesz, ja po prostu… Czy to już jest zbyt wydumane? Aż tak, aż tak, to nie. Jedynie co… faktycznie, włączam muzykę, która jest nastrojona do konkretnej sytuacji, sceny i tak dalej. Jak na przykład Wiedźmina grałam, no to wiadomo, włączałam muzykę z Wiedźmina.
Polecamy, polecamy, nie? Tak, też na YouTubie było mnóstwo takiej muzyki, znaczy tak samo z Wiedźmina, ale takiej co na przykład na płycie nie było, a było w grze. I jacyś tam fajni ludzie ponagrywali to nawet wersje godzinne i to się naprawdę przydawało.
Tutaj dla słuchaczy, którzy nie mieli nigdy do czynienia z grami fabularnymi, to nie są gry z wykorzystaniem komputera, po prostu skrzykuje się swoich znajomych albo chętnych po prostu do gry, siada się gdzieś tam w jednym pomieszczeniu i teraz jest jedna osoba zwana mistrzem gry, która jest no takim swego rodzaju Bogiem w tej grze, taką metaistotą, która może dużo więcej niż cała reszta i zadaniem mistrza jest prowadzenie tej gry, żeby ona tam nie zeszła na manowce.
Natomiast cała reszta wybiera sobie jakieś swoje postacie, no wybiera albo losuje, zależy jak tam się przyjmie w danej sesji. Czyli ja na przykład siadam i chcę być właśnie krasnoludem, który jest nie wiem, złym krasnoludem, bo wszystkich zaraz zabija jak ich zauważy, a na przykład Karolina siada i jest nie wiem, elfką, bo takie masz imię na Facebooku, że musisz być elfką, nie ma wyboru.
No mogłabyś być też jakąś czarodziejką, też bym to widział, taką czarną czarodziejką, też złą, to byśmy byli w jednej drużynie. I teraz mistrz gry wymyśla nam jakąś fabułę, czy początek fabuły, stawia nas na przykład nie wiem, u podnóża jakiejś góry i mówi, że musimy teraz iść tam i tam, zdobyć na przykład jakiś zaczarowany pierścień, no i my ruszamy, rozwijamy tą całą fabułę, pojawiają się nowe postaci, pojawiają się różne zdarzenia, wchodzimy w interakcję, możemy rozmawiać ze sobą itd.
Czyli gramy samymi sobą, czyli my wymyślamy dialogi, my wymyślamy co się ma zdarzyć, nie do końca wszystko jest takie swobodne, ale mniej więcej na tym to polega, że po prostu udajemy kogoś i w pewnym momencie nawet się stajemy tym kimś.
I tak wygląda taka gra fabularna, jak ktoś tego spróbuje, no to jest duża szansa, że mu się spodoba. I to na pewno, ale ogólnie na YouTubie bardzo dużo sesji jest, ludzie udostępniają swoje sesje, więc można sobie to zobaczyć.
Nie jest to to samo, bo oglądanie to tak jak z tą muzyką, jak gra, to jest coś innego. Ale jak na przykład ktoś nigdy nie miał z tym styczności, nigdy nie widział, to ma taki podgląd jak to mniej więcej wygląda. Tak, bo inaczej można wtopić dużo godzin, bo taka jedna sesja potrafi trwać.
Jest też wymagająca, tak też fizycznie, psychicznie. Dla mnie to najlepsze czasy to tak do trzech godzin jak sesja gra, bo dłużej to już za długo. Ale ogólnie nie trzeba, przy stole też się spotykaj, bo w dobie pandemii graliśmy przez Discorda właśnie i przez Roll20.
Roll20 to jest właśnie strona dostosowana do takiej gry zdalnej RPG i tam można jakieś plansze sobie dobierać, jak na przykład w Dungeons & Dragons jak się gra, to tam gracze mają mnóstwo jakiejś mocy. Tak, statystyk, nie? Statystyk, tak, które są ważne i fajnie na przykład figurek się używa przy tych rozgrywkach, żeby to technicznie dobrze wszystko wyglądało.
Umiejscowienie jakichś potworów i tak dalej, no to faktycznie używaliśmy, tak jak na żywo graliśmy, no to jakąkolwiek z jakiejkolwiek planszówki braliśmy figurki i to były takie nasze pomoce, no to właśnie na rolu coś takiego jest.
Oprócz tego jakieś mapy można przyłożyć, no wszystko, to co potrzebne jest do grania i bardzo ułatwia ta strona granie przynajmniej zdalnie. Znaczy w ogóle plusem tych gier jest to, że w zasadzie tutaj nie ma ograniczeń. Znaczy jeśli ktoś się zdecyduje na jakąś konkretną grę czy konkretny system, uniwersum, no to tam pojawiają się reguły, ale w zasadzie...
Ja mam złotą zasadę. Zasad można czasami używać. Tak, tak, one są do ułatwienia, nie? Jak ktoś nie ma za bardzo pomysłów, no to wtedy może zerknąć do podręcznika, co tam się zwykle robiło, ale tak naprawdę wszystko zależy od mistrza i od graczy.
Jeśli oni się mówią, że nie wiem, są wampirami, które chodzą w biały dzień po dworze, to ktoś im zabroni. Nawet jest w uniwersum wampir Masquerada, także... No dokładnie, ale chodzi mi o to, że nie trzeba jakby znać tych wszystkich światów, bo tam jest kilka takich klasycznych, czy kilkanaście nawet, a nawet kilkadziesiąt takich klasycznych światów, typu właśnie światy takie podobne do tego świata tolkienowskiego, z elfami, krasnoludami, niziołkami i tak dalej.
Są takie światy bardziej nakierowane na smoki, na rycerzy, tego typu klimaty, ale są też nowoczesne, takie cyberpunkowe na przykład, gdzie akcja się toczy gdzieś tam w przyszłości i mamy jakieś tam, nie wiem, wszczepy, które rozszerzają nasze możliwości.
Także tu można nawet sobie wymyślić zupełnie swój własny świat, swoje własne zasady. Wszystko zależy od mistrza i tego, jak on będzie potrafił przekazać jakby te swoje reguły, czyli może nie swoje, tylko tej sesji akurat, w której gracze uczestniczą, ale można się umówić na wszystko.
W zasadzie jeśli się gracze wszyscy dogadają, no to, nie wiem, można latać w powietrzu albo nie wiem, cokolwiek. I to jest właśnie najbardziej fascynujące w tej grze, że nigdy nie wiadomo, nawet jak się idzie do kogoś, z kim już się kiedyś grało, albo jest hasło, że pogramy sobie w tym i w tym świecie, no to nigdy nie wiadomo, co tam się wydarzy.
Wydaje mi się, że to jest ten największy magnes tego typu gier. I to wciąga, niesamowicie wciąga, bo to naprawdę, jak taki serial wygląda, ale jeżeli kampanię taką robimy, kampanię, kronikę, tam różnie nazywają. Bo to można na wiele sesji rozłożyć.
I wtedy mamy swoją postać, która, nie wiem, tam tydzień po tygodniu na przykład przeżywa kolejne przygody i ma swoich tam kompanów w rogu. Jedyny minus, że nie zawsze da się zgrać się tak razem. No tutaj ten czas to jest najgorsze.
I też mistrz gry cały czas musi wymyślać jednak. Dlatego mistrzem gry nie każdy może zostać. To nie w sensie, że nie wolno, tylko trzeba mieć pewne predyspozycje do bycia. Trzeba czas mieć. Trzeba czas, żeby to przygotować wszystko, bo to jednak, taka sesja powinna być przez mistrza przemyślana przynajmniej.
Już nie mówię, żeby tam musiał sobie wszystko na kartkach napisać, chociaż to też jest ułatwienie, ale żeby chociaż pomyślał, o czym będzie ta gra. No bo tak, ja brałem udział w takich grach, gdzie mistrz po prostu wymyślał na bieżąco.
To nie było wciągające, bo nie było w tym jakiejś ciągłości. To, że wchodzimy do pokoju i o, tu jest wilkołak, a za chwilę do drugiego pokoju i o, tu jest smog. No to może wejdziemy do trzeciego i tam będzie wielki robot. Cokolwiek.
Ale do czego to zmierza, to nikt nie wie. Powiem szczerze, że jestem fanką bardziej narracyjnych też sesji, gdzie bardziej przegadamy sobie jakieś tam wątki kryminału, wątki polityczne. Takie bardziej dojrzałe wtedy są te sesje.
Nie tylko walka i rzucanie kośćminy. Powiem szczerze, jeżeli chodzi o walkę, to mnie to trochę znudziło, bo to jest... co tam, włączę sobie jakieś MMO, no to sobie powalczę, nie? A tak to wolę zdecydowanie sobie pogadać. Tak, no zwłaszcza, że walka jest taka mało fascynująca.
No i też rzucasz kośćmi. Na początku super fajnie, że opisujesz te scenki, że tu tak jego podciąłeś, tutaj tak, a tu fireballem wrzuciłeś i takie różne bzdury. A tu atak krytyczny. Tak, ale po chwili już tego nie opisujesz, bo ci się nie chce jak jest jakaś tam figura, nie? Tak, no bo tutaj takie wyjaśnienie, że walki zwykle wyglądają tak, że gracze są zaopatrzeni w kości.
Znaczy są na stole czy gdzieś kości, które decydują o tym, czy powodzi się atak, że ktoś macha mieczem, żeby kogoś trafić, no to on rzuca kostką i w zależności od tego, jakie on ma te statystyki swoje, czyli czy jest silny, czy jest zwinny, czy jest zmęczony itd.
Tutaj mnóstwo rzeczy można brać pod uwagę. W niektórych uniwersach to aż do przesady. Najwięcej tych parametrów to były te początki RPG-ów, jak te pierwsze Dungeons & Dragons wyszło. No dramat, nie dla mnie teraz. Bez Excela to nie podchodź.
Tak, no naprawdę statystyki dosłownie wszędzie, wszędzie, wszędzie. I to wcale nie ułatwiało, ale wiadomo, te osoby, które w tamtych latach grały, no to na pewno były tym zafascynowane, bo to było coś nowego, ale wiadomo, z biegiem czasu to zaczęło ewoluować, tych zasad było coraz mniej.
Znaczy zasady były, ale no, podręcznik gracza nie zajmował kilka tomów. Jedyna jakby wada tych gier to jest, jak się właśnie zdecyduje na jakiś taki dziwny system, gdzie jest dużo notowania, przeliczania i takich rzeczy, nazwijmy to wprost, administracyjno-biurowych.
To trochę psuje przyjemność z gry, natomiast czasem jest to konieczne, no bo trudno, żeby ten biedny mistrz, nie wiem, wszystko to trzymał w głowie. Dlatego na każdej sesji jest zawsze podręcznik, którego można zajrzeć. Tak, tak, tak, więc wydaje mi się, że jeśli ktoś nie miał do czynienia, a chciałby, no to tak jak Karolina tutaj podpowiedziała, warto sobie zobaczyć na YouTubie, jak to wygląda w praktyce, bo ludzie nagrywają po prostu takie sesje, można sobie podejrzeć, jak w to ludzie grają, a jeśli to się spodoba, no to można zacząć.
Czy ty byś miała jakiś system do polecenia dla początkujących, który by był najlepszy, taki najprostszy, ale jednak nie taki trywialny? Świat Tulu? Ciężko mi powiedzieć, bo teraz pytanie, w jakiej konwencji miałaby być gra.
Jeżeli horror, no to faktycznie Zew Ktulu byłby fajny, bo ma bardzo proste zasady. Tylko to jest dla fanów horroru właśnie. Jak ktoś lubi high fantasy takie do maksimum, no to na pewno wtedy Dungeons & Dragons byłby idealny, ale wersja, ta najnowsza, piątka.
Tak, już bez tej takiej przeszłości, nie bo w piątce tam odcięli sporo rzeczy. Tak, tam już jest dużo łatwiej. Czyli jak ktoś lubi smoki, czarodziejów, to Dungeons & Dragons. Tak, jak ktoś lubi low fantasy, no to wtedy Warhammer na pewno, ale nie powiem, które edycje, bo Warhammera tak nie znam.
No ja też nie znam, jakoś mnie nie ciągnęło nigdy do tego świata. Podobno ten najnowszy, tak trochę, nie wiem, dla fanów Warhammera może to będzie straszna rzecz, którą powiem, ale trochę przypomina Wiedźmina mimo wszystko, tym takim surowym klimatem.
No i właśnie tego Wiedźmina też polecę, bo przynajmniej ja się na nim uczyłam grać, jeśli chodzi o mistrzowanie. No i względnie prosto jest jakby poznać świat, niektórzy może już go znają, bo przeczytali opowiadania. Łatwo, ze względu na to, że jest dużo takich materiałów, z których można czerpać.
Po pierwsze książki fabularne, które Sapkowski napisał, po drugie wszystkie trzy gry. No i jeszcze mamy serial przecież, nie? Tak, serial wychodzi przecież. Też do samego Wiedźmina można i korzystać z innych źródeł, bo w samej Trójce w Dzikim Gonie było mnóstwo takich aluzji do różnych dzieł, chociażby...
Ten szlachecki motyw, tam ci chodzi. Aha, tak, von Everetz. Von Everetz właśnie. To też, to jakby inne książki były wrzucane tutaj, więc można czerpać z wszystkiego. Nie to, że to tylko do Wiedźmina, to znaczy do każdego uniwersum można coś tam wrzucić.
Wiedźmin, no przynajmniej to co było opisywane w samej grze, tu dużo było takich naszych klimatów. Tak, cały wątek przecież Czerwonego Barona, tam i te gusła, jakieś gopło, nie? Eweretzowie to też była taka jakby na Polska szlachta, nie? Tak, tak, te czuby na wygolonych łbach.
Tak, a z drugiej strony mamy Toussaint, który bardzo mocno się kojarzy z południową Francją. Znaczy, no trzeba przyznać, że Sapkowski bardzo sprawnie wymieszał różne konwencje. Sprawił, że ten świat jest bardzo bogaty, a jednocześnie jest dosyć realistyczny.
Więc nie trzeba się za bardzo tam zastanawiać, co się stanie, jeśli będzie to, czy to. Są te potwory, ale to nie jest na zasadzie takich magicznych smoków, jak są u Tolkiena na przykład. Nawet nie trzeba tych potworów wrzucać do samej fabuły.
Tak, tak, no wystarczy, że ma się tą świadomość, że one są w tym świecie, ale sam świat jest bardzo taki właśnie bliski, przynajmniej polskiemu czytelnikowi, czy graczowi. Zdecydowanie. I też dla mnie Wiedźmin jest o tyle fajny, że porównując z innymi uniwersami, typu właśnie Dungeons & Dragons, Warhammer, Wiedźmin jest jednak szczuplejszy.
Bo jakbym miała przykładowo... Póki co. Ale nie, naprawdę jest szczuplejszy, o jakieś tam niekoniecznie zasady, ale opisy tego wszystkiego. Bo to już jest tak opisane w tych grach przykładowo, że więcej nie trzeba. Tak jak na przykład patrzę na Warhammera, to mnie zniechęca na przykład granie w to, z perspektywy mistrza gry, że tak naprawdę nie chciałobym się przebrnąć przez te wszystkie książki.
Tak, no w starych edycjach Dungeons & Dragons to też, jak się widziało, podręcznik dla mistrza gry, który miał, no tak z tego co ja pamiętam, to z 7 centymetrów grubości najmniej. Ktoś sobie z Niemiec chyba przywiózł, bo to po niemiecku było.
Nie polecam, ale rzeczywiście to wtedy na nas zrobiło bardzo duże wrażenie, jak kolega właśnie wyjął. To było na studiach, graliśmy gdzieś w akademiku i on po prostu wyjął tam ze swojej torby z podłóżka takie tomiszcze wielkie, 7 centymetrów najmniej miało grubości.
Większość to właśnie tabelki, schematy i jakieś takie przykierowania ze strony na stronę. Rzecz niepotrzebna tak naprawdę. Ale z drugiej strony widzisz, na podstawie właśnie tych RPGów, które były tworzone gdzieś tam w latach 80.
Nawet wcześniej. No to tak naprawdę dzięki nim to była baza, żeby stworzyć gry takie komputerowe. Tak, bo komputery się bardzo dobrze nadały właśnie, żeby przenieść tam te wszystkie tabelki. Bo niestety w tych starych systemach, jak się gra teraz współcześnie jako wersję fabularną, no to bardzo, ale to bardzo dużo zależy od mistrza gry.
Jeśli on ma te wszystkie reguły w małym paluszku i on się orientuje we wszystkim i nie musi każdej pojedynczej rzeczy sprawdzać w podręczniku, to jest w porządku moim zdaniem. To są bardzo bogate światy i bardzo ciekawe, ale warunek jest taki, że trzeba mieć dobrą ekipę do gry, która wie jak w to grać, mistrz się orientuje, mistrz...
Przede wszystkim jak nikt nie psuje tej gry, bo zdarzały mi się sytuacje, że są jakieś śmieszki. Ja tego nie lubię bardzo. Są trolle, nie? I to nie takie w sensie Tolkien'a. Wiadomo, są momenty, gdzie nie da się. Jest taka scena, że trzeba się zaśmiać i czasami nawet przerwę zrobić, ale bez przesady, żeby celowo coś robić.
No tak, bo zdarzają się takie sceny, do których się dochodzi w pewnym momencie, że podejmuje się jakieś dramatyczne decyzje wręcz. Jeśli ktoś tak gra z wczuciem, no to on czuje wagę tego i raczej nikt się wtedy nie śmieje, ale rzeczywiście są tacy, którzy muszą śmieszkować z wszystkiego.
I jak ktoś rzuca takie głupkowate komentarze właśnie śmieszkowe, no to cały czar pryska i w zasadzie nikt więcej już się nie wczuje w to, bo trudno się wczuwać w jakieś dramatyczne sytuacje. Ale pamiętam, mi się teraz jedna sesja przypomniała.
Prowadził przyjaciel i to zdalnie graliśmy. Swoją drogą to od niego się w sumie zaczęło, że tak RPGami się bardziej zainteresowałam, bo tą baniaką cały regał ma w tych wszystkich systemach, RPGach i tak dalej, prowadził ze Wktulu.
I była taka akcja, że weszliśmy do pewnej starej posiadłości i ta posiadłość była nawiedzona trochę. I zeszliśmy do piwnicy. Tak, zeszliśmy do piwnicy. Już nie pamiętam czemu, jak i po co. W każdym razie otwieramy drzwi, a tam wychodzą zwłoki jakiegoś gościa.
Ale to było tak opisane, że jak my stamtąd wybiegliśmy, to byłam w takim napięciu, że to jest szok po prostu. Bo on zaczął z nami biec, iść czy coś i jeszcze my się przez przypadek rozdzieliliśmy. Nie wiedzieliśmy dokąd biec, co robić.
I nagle przyjaciel mówi, no to na następną sesję dowiedźcie się co się stało dalej. A, to taki cliffhanger wam zrobił, zawieszenie. Tak, właśnie w takim serialu. Normalnie w taki moment trafił, że to była masakra dla mnie, a później nie mogłam się pozbierać po tej sesji, bo byłam tam.
Po prostu tam byłam. Tak się czułam. Ale to z Lovecraftem i tym jego uniwersum tak łatwo można się tam wczuć, bo to zdawałyby się normalne okoliczności, normalne jakieś domy, oczywiście jakieś wiktoriańskie itd. To tylko w jakimś czasie coś wychodzi, że coś jest nie tak.
Tak, i tam jest właśnie ten klimat taki ciężki, że nie wiadomo czy tam otworzysz szafę i coś tam wypadnie, czy nie wypadnie. To jest taki bardzo duży mistycyzm. Ja pamiętam, że ja się z tym zetknąłem pierwszy raz z gry komputerowej.
Alone in the Dark była taka gra, dawno temu. I ona mnie po prostu strasznie wciągnęła. Ja dopiero się potem dowiedziałem, że ona jest właśnie zbudowana w tym świecie i zacząłem czytać przez to Lovecrafta. I właśnie to były pierwsze moje gry fabularne w tym świecie.
I te wszystkie dziwne rzeczy, że człowiek to wcale nie musi być człowiek, bo może się okazać, że on się przeobrazi w coś strasznego. Ale właśnie Lovecraft jest ciekawy, bo to wiesz, niby horror, horror. Dla mnie to jest bardziej groza, bo ja jednak widzę groza bardziej.
Ale to co mnie na przykład kręci, to ten właśnie mistycyzm. Że tak jak są różne filmy, książki grozy, gdzie w sumie uśmiechniemy się, ale Lovecraft to w taki sposób opisuje, że naprawdę potrafi przerazić, bym powiedziała. Tak, bo tam jest bardzo dużo rzeczy niezrozumiałych.
Że są jakieś istoty, które coś robią, my nie wiemy co. On ma mnóstwo takich opowiadań, że na przykład człowiek schodzi do jakiejś groty i tam znajduje jakąś maź, coś się z nim zaczyna dziać. Nie wiemy w ogóle o co chodzi. I to jest wszystko w ramach tego uniwersum, są ci wielcy przedwieczni itd.
I to jest bardzo wciągające i angażujące, a przy tym straszne. Więc jak ktoś ma słabe nerwy, to pewnie Lovecraft to nie jest dobre na początek. Ale jeśli ktoś się lubi bać i być niepewny co się dzieje, no to wydaje mi się, że to jest dobry wybór.
I nikt raczej nie powinien żałować. Tak mi się wydaje. Chociaż nie na dłuższą metę, bo za którymś razem to już dla mnie ten klimat był po prostu za ciężki. Więc w mojej ocenie to jedno strzał, albo na dwie sesje, ale raczej tak nie dłużej, bo za ciężko jest, przynajmniej dla mnie.
Dobrze, wiesz co, to ja ci bardzo dziękuję za te wszystkie wyjaśnienia. Nie wiem w sumie na kogo teraz wyszłaś. Czy jesteś bardziej muzykiem, czy bardziej instrumentalistką, czy bardziej mistrzem gry? Ja jestem hobbystą, ja się interesuję wszystkim.
Tak, hobbystą. Zawód hobbysta. Także ja mam nadzieję, że tutaj słuchacze docenią, że odkrywaliśmy wszystko po kolei i okazało się, że doszliśmy do momentu, który nie dla każdego był na początku oczywisty. Myślę, że chyba całkiem dobrze nam poszło.
Jak myślisz? Chyba tak, rozgadałam się całkiem. Dobrze, to ja ci bardzo dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że mimo przeciwności technicznych uda się ten odcinek w końcu opublikować. Nie ma innej opcji. Dobrze, to ja ci dziękuję bardzo.
© 2024 Konrad Leśniak