Wiesz co, poczekaj sekundkę, bo coś ci się stało z dźwiękiem, jesteś strasznie przesterowany teraz. Ja jestem przesterowany? Tak, w trakcie się to stało. Mówiłeś było okej, okej, okej i nagle weszło na bardzo, bardzo duży przester w tym momencie, wszystko trzeszczy.
Gadanie Gadesa Podcasty, czyli zakłócanie ciszy Witajcie w kolejnym odcinku Gadania Gadesa i kolejnym odcinku z cyklu Rozmowy z Fachowcami, ale z fachowcami bez cudzysłowu. Dzisiaj goszczę u siebie, wirtualnie w prawdzie, ale jednak u siebie Krzyśka Buratyńskiego, którego na pewno kojarzycie, bo z tego co ja się dowiaduję na różnych grupach, to jesteś znany po prostu.
Ale nie tylko z tego, że jesteś znany, tylko jesteś znany w środowisku. Generalnie ludzie cię kojarzą, ale to i tak nie szkodzi. Ja tutaj przypomnę, że jesteś nie tylko realizatorem dźwięku, nie tylko muzykiem, ale też lektorem.
I tutaj nasuwa się pytanie, dlaczego nie jesteś podcasterem? Jesteś youtuberem w prawdzie, ale to nie jest to samo. Gdzie są twoje podcasty? Pytam się. Tak, tak, jestem youtuberem, nie jestem podcasterem. Cześć w ogóle, bardzo mi miło, dziękuję za zaproszenie, dziękuję, że tutaj mogę być.
Przyznam szczerze, że chyba największym problemem w tym momencie, żeby jeszcze robić podcasty, oprócz wszystkiego innego co robię, to jest fakt, że doba ma tylko 24 godziny, a ja jestem tylko jednym człowiekiem, który próbuje ogarnąć całą swoją, powiedzmy, markę osobistą i swoje media społecznościowe i kanał i tak dalej i tak dalej.
I już fizycznie po prostu mnie to przerasta czasem. A tworzenie dodatkowych formatów, podcastów, pilnowanie tego i tak dalej. Kto wie, być może gdzieś w przyszłości, down the road jak się mówi, coś takiego będę robił, ale w tym momencie ledwo wyrabiam z tym, co codziennie mnie czeka rano w studiu po prostu.
A co ci zajmuje najwięcej czasu? Taka lektorka, że czytasz na przykład jakieś audiobooki, czy jednak warsztaty i taka działalność, powiedzmy, edukacyjna? To znaczy, wiesz co, paradoksalnie, to znaczy paradoksalnie, no chyba to nie jest paradoksalne dla jakiegokolwiek przedsiębiorcy, który nas słucha, ale najwięcej czasu fizycznie w ciągu doby zajmują mi te rzeczy, które w ogóle nie są związane z moją pracą.
Czyli rzeczy takie jak właśnie media społecznościowe, pisanie maili, przygotowywanie wycen, kosztorysów, negocjacje z klientami, sprawy księgowe, prawne i tak dalej i tak dalej. No wiadomo jak jest po prostu. Jako, że to jest specyficzna branża, bycie lektorem, bycie realizatorem dźwięku i praca w studiu nagraniowym to jest taka dziedzina, w której ciężko jest skalować biznes, jak to się ładnie nazywa w dzisiejszych czasach, nie bardzo jest możliwość, żeby sobie nająć po prostu sztab ludzi, porozdzielać zadania i tak dalej, bo no umówmy się, jak ktoś zamawia mój głos, to to nadal musi być mój głos, prawda? Tak.
Jak ktoś zamawia mój mix swojego materiału, czy moje udźwiękowienie do filmu, no to fizycznie ja muszę po prostu siedzieć przed komputerem i to robić. No i w związku z tym jakieś ustalenia, wyceny, kosztorysy i inne rzeczy też siłą rzeczy muszę robić ja, bo gdybym nawet miał asystenta, czy sekretarkę, czy kogokolwiek takiego w firmie, to i tak prawdopodobnie z każdą jedną rzeczą i po każdym mailu od klienta i tak musiałbym wszystko opisywać i po prostu zrobiłby się głuchy telefon, więc to się mija z celem całkowicie.
Ale to widzisz, to powinieneś brać przykład z historii, na przykład w czasach Leonarda da Vinci, no to on mało kiedy malował obrazy, które wychodziły z jego pracowni, bo miał tam sztab ludzi, którzy robili obrazy Leonarda da Vinci.
On tam przychodził, trochę tam naszkicował, a cała reszta no to murówcza robota asystentów, a klient zadowolony. To znaczy tak, czasem takich spraw się nie da uniknąć i jeśli są jakieś zadania realizatorskie, które są powtarzalne i które są proste w miarę, to czasem je faktycznie zlecam gdzieś dalej.
Zdarza się, że na przykład przy, no jakiś czas temu przy takim projekcie, gdzie nagrywałem komunikaty do jakiejś aplikacji mobilnej i to były tysiące słów, wyrażeń i tak dalej, jakaś tam aplikacja z pocztówkami wirtualnymi.
Wprowadzało się jakieś tam konkretne parametry, aplikacja wyrzucała po prostu taką gotową wideowizytówkę dla dziecka od Mikołaja. Byłeś Mikołajem. Byłem Mikołajem, tak, tak, tak, żeby to raz. I wiesz co, że faktycznie miałem strasznie dużo roboty z nagraniem tego, a później się okazało, że tak naprawdę 80% całej pracy przy projekcie to jest cięcie tego i renderowanie pojedynczych plików, bo to było paręnaście tysięcy plików.
I gdyby to jeszcze było automatyczne renderowanie z automatycznym nazywaniem plików po prostu jako plik 001002 i tak dalej, to napisałoby się prosty skrypt i to poszłoby w miarę szybko, ale klient potrzebował, żeby te pliki były nagrane według po prostu tabelki w Excelu, co jak sobie wyliczyłem potrwałoby za dwa tygodnie mniej więcej, żeby zrobić.
No i takie coś na przykład podzleciłem po prostu innemu realizatorowi, bo w tym czasie ja mogłem się zająć innymi projektami i no finalnie było to sensowniejsze kosztowo i czasowo, żeby faktycznie oddelegować takie zadanie i dostać już gotowe pliki do wysłania klientowi.
Natomiast siłą rzeczy jeśli już mówimy o procesach kreatywnych, typu właśnie mix, nakładanie efektów, czy właśnie samo nagranie lektorskie, czy udźwiękowienie filmu, no to klient jednak chce, żebym fizycznie robił to ja. I ciężko jest takie coś oddelegować, bo klient może faktycznie wysłyszeć, że coś jest nie tak jak ostatnio.
A powiedz mi, bo tutaj też trwa taki odwieczny spór na różnych grupach czy forach między zwolennikami dobrej jakości dźwięku, no i zwolennikami tego, że można sobie wszystko w domu zrobić i nie ma w ogóle żadnego znaczenia.
No i tutaj każda strona ma jakieś tam swoje racje, ale powiedz mi, czy faktycznie da się w domu nagrać porządnie dźwięk, czy da się tak przygotować, oczywiście nie zamieniając całego pokoju na przykład w studio z spływającą podłogą, z kompletną adaptacją i tak dalej, ale czy jeśli komuś przychodzi do głowy, że chciałby nagrywać na przykład podcast, bo to w tych rejonach ja się poruszam najczęściej, to czy da się tak zrobić, że ja siadam, nagrywam, nie robię rewolucji w mieszkaniu, ale nagrywam i ten dźwięk jest dobry.
Czy jest jakiś sprzęt, czy jakieś sposoby, które to umożliwiają, czy jednak trzeba zainwestować dużo pieniędzy w porządne rozwiązania i dopiero wtedy się będzie miało porządny dźwięk? Jak ty na to patrzysz? Myślę, że definitywnie w dzisiejszych czasach da się nagrać dobry dźwięk w domu i to bez wielkich inwestycji, pod warunkiem, że te inwestycje są mądre.
O właśnie. Tak w skrócie bym to ujął. A rozwijając temat, pierwsza sprawa dobór mikrofonu. No właśnie, to jest pierwsze pytanie zawsze. Ktoś chce nagrywać, wbija na jakąś grupę. NT1A od razu. Słuchajcie, chcę nagrywać i od razu na całą listę pojemnościowych mikrofonów lektorskich.
To jest świetne do głosu. Tak, oczywiście, że tak. No wiadomo, że takie mikrofony są świetne do głosu, ale ja wbijam to do głowy każdemu z kim pracuję w czasie konsultacji, które prowadzę, czy na kanale, już nie raz o tym wspominałem, czy na blogu nawet o tym pisałem.
Specjalnie o tym jest właśnie artykuł, że jeśli nie mamy możliwości stworzenia pełnej adaptacji w pomieszczeniu i musimy sobie radzić z półśrodkami, to wtedy naprawdę nie warto w ogóle wydawać pieniądze na ten mikrofon pojemnościowy, bo nieważne jaki on będzie, czy taki za 250 zł, czy taki za 25 tysięcy zł, on zabrzmi tak samo źle.
I w takiej sytuacji, no jednak dużo sensowniejszym wydatkiem jest mikrofon dynamiczny. Niekoniecznie to musi być mikrofon dynamiczny od razu z najwyższej półki, ale niech to będzie dynamiczny ze względnie przyzwoitym brzmieniem, ze względnie przyzwoitym odwzorowaniem właśnie nagrania i to jest dużo sensowniejsza opcja na początek.
Plus do tego jest jeszcze taka kwestia, że ludzie podchodzą do adaptacji akustycznej bardzo często w taki zero-jedynkowy sposób. Znaczy kupię jakiś panel, coś tam sobie wrzucę gdzieś w przypadkowym miejscu w pokoju i już oczekuję, że wszystko będzie dobrze.
Albo jestem w pomieszczeniu, które jest całkowicie gołe, mam puste ściany, goły sufit i panele na podłodze, no to postawię sobie za mikrofonem ten taki reflection filter, prawda? Tak, ekrany takie są. Które po pierwsze w ogóle nie powinny być od tej strony montowane, jeśli już to powinniśmy siąść przecież w kącie pomieszczenia i się odizolować od reszty pomieszczenia tym filtrem.
A do tego wszystkiego, jeśli to jest tylko jedna lekko wygięta ścianka, to ona nie ma prawa wpłynąć na akustykę po prostu. Jednak potrzebujemy, żeby góra była odizolowana, żeby sufit nam po prostu nie odbijał, żeby podłoga nie odbijała itd.
I tego typu osłona akustyczna może być fajnym uzupełnieniem, jeśli na przykład mamy perski dywan na ścianie albo coś takiego. Ale wiesz co, ludzie tu się często śmieją z takich rzeczy, ale tak naprawdę, jeśli masz w pokoju na przykład miękkie kanapy, poduszki, masz zasłony w oknach, masz ten dywan miękki na podłodze, to będziesz miał na bang lepsze warunki do nagrywania niż w pomieszczeniu, gdzie są gołe ściany i twarde panele na podłodze.
Oczywiście, że to jest coś, czego ludzie nie doceniają, czy nie biorą w pewien sposób pod uwagę. Oczekują, że jeśli kupię tego NT1A, którego ja osobiście nie znoszę po prostu, nie chcę sobie narobić wrogów, ale naprawdę nie znoszę tego mikrofonu.
I żeby była jasność, to nie jest zły mikrofon, to jest po prostu zły mikrofon do języka polskiego. Tak w dużym uproszczeniu mówiąc. On paskudnie sieje na wszystkich polskich sybilantach i dlatego Polak w ogóle nie powinien takiego mikrofonu kupować.
No ale abstrahując od tego, kupuję taki mikrofon, daję taką ściankę za tym mikrofonem, maleńką 30-centymetrową z pianką po prostu, na którą wydaje się paręset złotych, czy nawet więcej i już oczekuję, że ta akustyka będzie znakomita.
A akustyka w pomieszczeniu jest czymś holistycznym powiedzmy. Wszystko gra w pomieszczeniu. Każda szafa, jeśli jest zamknięta, bardziej odbija niż kiedy jest otwarta. Zasłony, które są zwinięte i powieszone w kącie są dużo gorsze akustycznie niż zasłony, które są rozwinięte i które nam chłoną na całą ścianę.
I tak dalej i tak dalej. W momencie kiedy zaczynamy patrzeć na sprawy akustyczne holistycznie i zaczynamy wykorzystywać to co jest wokół nas, to jesteśmy w stanie osiągnąć dużo lepszą jakość. No ja lata temu, kiedy zaczynałem z home recordingiem i kiedy nie było jeszcze żadnych tego typu filtrów, jakichś tam ścianek takich i tak dalej i tak dalej.
Ja do tego jeszcze wynajmowałem mieszkanie, w którym nie mogłem nic nawet przybić do ściany, bo jak chciałem sobie obrazek powiesić na ścianie, to to już był problem po prostu, bo już właściciele słysząc stuk młotka biegli z dołu po prostu i była awantura.
No to ja sobie radziłem na różne sposoby. Jednym ze sposobów, taka ciekawostka, bo to chyba nikt tego nie stosował poza mną, przynajmniej nigdy nie słyszałem o czymś takim, ale taka ciekawostka, do tego pokoju, który wynajmowałem jeszcze na studiach kupiłem, z odzysku, no bo student, ale kupiłem łóżko piętrowe, takie antresolowe z Ikei i zrobiłem moje studio, moją przestrzeń do nagrywania pod łóżkiem, ponieważ miałem nad głową.
Wchodziłeś tam do środka? No tak, no ale to wiesz, łóżko na antresoli, wiesz, pod łóżkiem było prawie dwa metry wysokości, więc tam było sporo przestrzeni, normalna przestrzeń, normalna kabina praktycznie. No i nad głową bezpośrednio miałem materac po prostu, więc warunki akustyczne były całkiem przyzwoite, trochę w hałupniczym, partyzanckim sposobem, ale to działało naprawdę fajnie, boki jeszcze trochę tam zaadaptowałem, ścianę też wtedy jeszcze jakimiś piankami, później pamiętam, że wykorzystywałem jakąś kołdrę nawet, jedną specjalnie do tego kupioną, żeby jedna ze ścian była zrobiona z kołdry i powiem Ci, że te warunki akustyczne, biorąc pod uwagę, że były robione właśnie na studencką kieszeń powiedzmy wtedy, były naprawdę bardzo fajne, mnóstwo zleceń na tym zrobiłem, nawet chyba w tym miejscu i pod tym materacem wtedy zrobiłem swoją pierwszą czy pierwsze reklamy telewizyjne na przykład jako lektor.
A to widzisz, nie jesteś sam, bo wyobraź sobie, że jak ja zaczynałem tam dwa lata temu, to ja sobie adaptowałem wnętrze za pomocą materaca z łóżka córki, sobie go stawiałem z jednej strony, a na ścianie miałem wbite haki i na tych hakach miałem sznury i na tych sznurach wieszałem na przykład kołdry albo koce, nie wiem, wszystko, żeby tylko zakryć tą ścianę, bo była taka duża i goła i to rzeczywiście też pomagało, nie tak jak teraz, kiedy mam panele, ale no był to jakiś sposób.
Pewnie, że tak. I teraz takie podejście właśnie do spraw akustycznych, takie podejście, które wykorzystuje całą przestrzeń wokół, a nie tylko opiera się właśnie na jakimś jednym magicznym filtrze, czy jednej magicznej piance, która ma nagle załatwić całą akustykę w pomieszczeniu, to jest ta różnica w brzmieniu później, niestety.
A powiedz mi, jakie jest twoje podejście do szafy? Bo ja na przykład testowałem, jak robiłem takie odcinki, jak unikać pogłosu, to robiłem takie testy właśnie z mówieniem do szafy, czyli otwierałem, wchodziłem najpierw do sypialni, nagrywałem taki tekst właśnie w tej sypialni, gdzie się wszystko odbijało i było pełno pogłosu, po czym się odwracałem tylko do otwartej szafy i zaczynałem mówić i ten dźwięk brzmiał już diametralnie inaczej.
I teraz jest taka uwaga, bo ja spotkałem się z czymś takim, że ludzie doradzają, żeby wchodzić do szafy i nagrywać w szafie. Ja się już do tego nie posunąłem, ale generalnie mi się to wydaje już trochę ekstremalne, bo mam wrażenie, że jak już się będzie siedziało w takim małym wnętrzu, to ten dźwięk stanie się taki bardzo skotłowany i dudniący.
Ale nie wiem, próbowałeś kiedyś tak właśnie za czasów studenckich? Wiesz co, powiem Ci tak, tak, próbowałem, ja robiłem mnóstwo eksperymentów, nawet jednym z eksperymentów było to, że kiedyś od kolegi fotografa kupiłem za jakieś parę groszy taki namiot fotograficzny.
Jablędy stosowałem. Ale to taki namiot był, jak są wykorzystywane do na przykład prysznica na kempingu. Taki wysoki namiot dwumetrowy właśnie. I próbowałem właśnie z niego coś zrobić, jakąś taką kabinę nagraniową, tylko że niestety rozbiłem się o problem z wentylacją po prostu.
Jak był dobrze zaadaptowany akustycznie, na przykład właśnie piankami, czy jakąś kołdrą właśnie z zewnątrz, kocem i tak dalej, no to niestety, ale można się było udusić po dwóch minutach w środku po prostu. Także to nie działało.
Natomiast tak, próbowałem z szafą. Jako ciekawostkę powiem Ci, że w przyszłym tygodniu będę takie testy robił, dlatego że, wiesz co, przygotowuję teraz akurat kurs lektorski online. Taki duży, dość obszerny i między innymi właśnie będę dość mocno wchodził w kwestie sprzętowe, kwestie zarówno hardwaru, jak i software'u i tak dalej i chcę właśnie pokazać w praktyce, jak to wygląda, jak różne mikrofony brzmią w różnych pomieszczeniach.
Więc będę generalnie chodził po domu z mikrofonem i pokazywał, co gdzie, jak brzmi. I szafa jest jednym z tych miejsc. I teraz to, co mówisz, żeby wstawić mikrofon do szafy, a mówić z zewnątrz do tej szafy, jestem skłonny uwierzyć, że siedząc w szafie jest lepiej.
Z bardzo prostego powodu. Jeśli jesteś na zewnątrz, twój głos nadal leci wszędzie dookoła, odbija się od ścian, od sufitów, podłóg i zmultiplikowany z tymi wszystkimi odbiciami dopiero wpada do szafy. Jeśli wchodzisz do szafy, jesteś bliżej mikrofonu, jesteś pomiędzy tymi wszystkimi panelami akustycznymi w formie ubrań, to masz dużo mniej odbić, jesteś w stanie dużo niżej wykręcić na przykład właśnie gain i dzięki temu osiągnąć dużo lepszy sygnał.
Także przypuszczam, że tak. Ale wtedy byś musiał być dosyć blisko mikrofonu, żeby ci te wysokie częstotliwości nie uciekały, bo one jak będziesz siedział w takim bardzo wytłumionym pomieszczeniu, no to jednak te wysokie częstotliwości bardzo szybko giną, bo one są malutkie i one tam po prostu są wytłumiane bardzo szybko.
I wtedy zostanie tylko taki dudniący ten głos. Ja mam takie wrażenie, nie wiem, bo nie wchodziłem. Ale to już kwestia tego czy szafa będzie zamknięta czy otwarta oraz czy szafa będzie pełna ubrań czy pusta, bo w pustej na pewno będzie dudnienie jak w beczce.
Natomiast w szafie pełnej ubrań, zwłaszcza jeśli to miałyby być ubrania z delikatnych materiałów, no bo wiadomo, inaczej będą brzmiały męskie robocze dżinsy niż muślinowe sukienki na przykład, prawda? I wydaje mi się, że delikatne materiały w wielu warstwach naokoło nie będą powodowały dudnienia, one wytłumią po prostu te częstotliwości po drodze.
Tym sposobem zeszliśmy na temat mody, tak? Tak, bo właśnie chciałem powiedzieć, że to takie rozwiązanie bardziej dla pań, które mają szafy z sukniami, to sobie tam wejdą i będą miały fajniejszy ten dźwięk. A powiedz mi, jeśli chodzi o mikrofony same w sobie, jest też takie podejście, że na początku podcastowania wystarcza telefon i można sobie tam mówić do telefonu i to wiadomo, że rzeczywiście na początku, jeśli nie ma tam jakichś problemów takich, że właśnie jest jakieś syczenie albo dudnienie albo ktoś tak notorycznie pyka w ten mikrofon, co po prostu jest przykre w słuchaniu, no to okej.
Natomiast później następuje taki moment, że chcemy mieć lepszy dźwięk. No i powstaje problem zakupu mikrofonu. No i tu oczywiście też są te dwie szkoły, że rozwiązanie prostsze, czyli kupujemy mikrofon USB, podłączamy do komputera i nagrywamy.
Żadna filozofia. Drugi sposób, czyli taki tradycyjny mikrofon wymaga jeszcze interfejsu audio, żeby było do czego podłączyć i tak dalej i tak dalej. To jest większa inwestycja. No i ludzie decydują się na te mikrofony USB. Ja osobiście nie testowałem nigdy żadnego mikrofonu USB, ale mam takie pojęcie właśnie internetowe, że to jest słaba jakość.
Czy Ty możesz tutaj coś dorzucić do tego? Może sprawdzałeś jakieś modele? Może doradzasz jakieś modele na początek? No to ja jestem chętny, żeby posłuchać i się dowiedzieć. To znaczy tak, mikrofony USB są specyficznym wynalazkiem, one są znakomite w pewnych zastosowaniach, natomiast nie rozpatrywałbym ich do końca jako taką 100% alternatywę tradycyjnego setupu.
Mikrofon plus jakiś tam preamp, interfejs. Z tego względu, że tak, mikrofony na USB bardzo często na przykład, zwłaszcza te tańsze mikrofony na USB w ogóle nie mają żadnej możliwości monitorowania bezpośredniego. Direct monitoring występuje dopiero w tej średniej półce powiedzmy mikrofonu USB, co w niektórych zastosowaniach jest problemem oczywiście.
Kiedy chcemy po prostu poprowadzić z kimś wywiad, siąść przed mikrofonem i sobie pogadać, no to powiedzmy, że nie będziemy tego robić w słuchawkach. Można sobie pozwolić na to, żeby to nawet był ten Behringer C1U i tam nie ma gdzie wpiąć słuchawek, ale nam to nie przeszkadza.
Ja na przykład mam C1U w ogóle, jako ciekawostkę, mam ten mikrofon nawet gdzieś tutaj obok siebie, ale używam. Taki za 200 zł około. Nawet mniej, chyba 170 czy coś takiego i dosłownie kupiłem najtańszy możliwy. Raz, dlatego żeby go właśnie przetestować, żeby go pokazać na kanale, a dwa, wiesz co, że całkiem nieźle się sprawdza, kiedy jestem w terenie gdzieś i na przykład mam tylko do dyspozycji laptopa i chcę poprowadzić jakieś spotkanie na zoomie, chcę poprowadzić zajęcia itd.
Wiadomo, że jest to pojemnościówka, że akustyka wokół też jest dość ważna wtedy, ale też przy tej klasie mikrofonu nie na tyle, żeby nie móc go wykorzystać jako alternatywy po prostu dla mikrofonu wewnątrz laptopa. Więc to jest jedna sprawa.
Direct monitoring po prostu jeśli potrzebujemy słuchawki wpiąć, przy wielu takich mikrofonach nie ma takiej możliwości. Druga sprawa, ja na to zawsze zwracam uwagę na przykład początkującym lektorom, którzy wolą kupić mikrofon USB, bo wydadzą troszkę więcej naraz za sam mikrofon, no bo wersje USB są droższe oczywiście, ale nie muszą kupować interfejsu, więc finalnie rachunek jest niższy.
Ale z kolei, kiedy później przychodzi ten moment, a przychodzi zawsze, że już nam przestaje wystarczać ta jakość, którą mamy, to wtedy trzeba kupować wszystko od zera, a jeśli mamy mikrofon plus interfejs, no to wymieniamy mikrofon.
Połowa ceny, druga połowa dalej pracuje. Także to też jest kwestia indywidualnych preferencji. Jeśli chodzi o jakość mikrofonów USB, testowałem trochę, miałem u siebie w studiu parę różnych tego typu mikrofonów i rezultaty powiem Ci, że się wahają.
Niektóre są dobre, niektóre są no powiedzmy tanią opcją dosyć, ale parę mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło. Także cenowo na przykład przez ładnych parę lat używałem mikrofonu S-Electronics 2200 USB. Bo on ma dwie wersje, nie? On ma wiele wersji, on już był tyle razy reaktywowany i przebudowywany.
Swoją drogą świetne mikrofony, naprawdę bardzo je lubię, znakomite kapsuły, znakomite brzmienie. Ale wiesz co, przez bardzo krótki czas, przez dosłownie parę miesięcy, lata temu weszła na rynek taka wersja tego mikrofonu. Co się akurat stało w momencie kiedy mój poprzedni mikrofon po prostu umarł.
Weszła wersja tego mikrofonu, która była chyba pierwszą w ogóle na świecie mającą zarówno cały tor XLR klasyczny, jak i wbudowany interfejs USB z wyjściem słuchawkowym jeszcze. Czyli takie combo z układem. On był dość duży faktycznie, on był trochę masywny przez to ile elektroniki musieli upchnąć w środku, ale słuchaj, naprawdę znakomicie wyposażony mikrofon, jeszcze w ogóle miał pady, jakieś tam filtry górno i dolnozaporowe.
Także niesamowicie wyposażony mikrofon z bardzo fajną, bardzo dobrą kapsułą. Do tego ja go kupiłem za jakieś śmieszne pieniądze, nie pamiętam wtedy to było jakieś 1000 czy 1200 złotych chyba. I wiesz co, że pracował u mnie chyba z 5 lat, dzień w dzień po prostu.
Był nie do zajechania zupełnie. Używałem go w wersji XLR, bo jednak w studiu jest to dla mnie łatwiejsze. Natomiast nie jeden raz brałem go ze sobą po prostu gdzieś do torby, kiedy na przykład wyjeżdżałem, wiesz jak jest, lektor wyjeżdża na wczasy, przez 3 tygodnie mówię wszystkim, że wyjeżdżam, nie będzie mnie przez tydzień czy dwa.
W momencie jak tylko wsiadam do samochodu, ruszam spod domu, nagle telefon się zaczyna grzać, bo słuchaj, bo dogrywki do tamtego, słuchaj, bo klient prosi, słuchaj, bo potrzebujemy. Więc ja już przestałem się z tym szamotać i po prostu zawsze mam jakiś mobilny zestaw do nagrań ze sobą, żeby przynajmniej powiedzmy jakiś tam temp track pilot po prostu zrobić, nagrać.
I ten mikrofon faktycznie ze mną jeździł i nie raz go do laptopa podpinałem po prostu na USB, wpinałem słuchawki bezpośrednio do niego i nagrywałem i ta jakość była naprawdę bardzo dobra. I żeby było zabawniej, on nadal działa, ta cała ścieżka XLR-owa tam się uszkodziła już niestety, bo zasilanie fantomowego gdzieś tam przepaliło, ale jako USB nadal działa, już ma około 10 lat chyba.
Także rewelacyjny sprzęt. Jest parę takich alternatyw teraz już te wersje XLR plus USB też się pojawiają. Rode PodMic chyba ma taką opcję, że tam jest zarówno XLR jak i wersja USB. Wiesz co, to nie wiem czy PodMic ma, na pewno Shure wypuścił tego MV7.
Tak, tak, tak. Swoją drogą bardzo fajnie brzmiący mikrofon i faktycznie biorąc pod uwagę cenę i liczbę różnych funkcji, które posiada w tej cenie, no to jest dość racjonalną alternatywą podcastową czy lektorską właśnie domową dla SM7B.
Bo SM7B jest dobry, ale jednak jest dużo większą inwestycją, bo oprócz niego musimy mieć jakiś preamb jeszcze, musimy mieć interfejs i tak dalej, więc powiedzmy, że idąc do sklepu i kupując od zera taki mikrofon do zastosowań podcastowych czy lektorskich, no musimy w sklepie zostawić, no powiedzmy ze 2,5 może 3 tys.
zł. A MV7 działa na USB, działa z XLR, ma tam trochę fajnych bajerów też software'owych wbudowanych. On tam właśnie dużo rzeczy ma tam po stronie software'u. Tak, tak, tak. Jest to bardzo fajna, nowoczesna konstrukcja. Przyznam, że jeszcze jej nie testowałem osobiście, ale już parę osób, które znam testowało to trochę podpytywałem o różne rzeczy, takie o których się nie pisze w specyfikacjach powiedzmy.
I naprawdę za cenę, w której on chodzi w tym momencie na rynku wygląda to na znakomity mikrofon. Nie jest to to samo brzmienie co SM7B, ale mimo wszystko jest naprawdę bardzo blisko biorąc pod uwagę ten punkt cenowy, w którym jest.
No to słuchaj, to tu byliśmy w takich powiedzmy granicach budżetowych, a co zawodowy lektor ma u siebie w studiu? Na czym ty nagrywasz, czy na czym lubisz nagrywać, bo to podejrzewam, że to zmieniasz czasami, ale masz pewnie jakiś taki ulubiony zestaw od mikrofonu aż do obróbki w komputerze.
Na czym to obrabiasz? Przeprowadź nas przez ten łańcuch. Powiem Ci tak, mam trzy tory mikrofonowe, z których najczęściej korzystam. Pierwszy, ten który najbardziej lubię i wbrew pozorom on nie jest jakiś strasznie drogi, to nie są mikrofony z absolutnie najwyższej półki, ale za to znakomicie pracują z moim głosem i znakomicie odzwierciedlają właśnie walory mojego głosu w nagraniach lektorskich.
To jest AKG C414. Klasyka. Tak, mam cztery takie mikrofony u siebie w studiu, które też jak potrzebuję jeżdżą ze mną. Mam w ogóle dwie lokacje studia, w których pracuję dość często, więc te mikrofony jeżdżą ze mną jak potrzebuję.
Ten mikrofon jest wpięty do lampowego przedwzmacniacza SPL9844, czyli ten klasyczny gold mic, który już też ładnych parę lat pracuje w tym zestawie, przez który nawet teraz z Tobą rozmawiam, bo SM7B, przez który właśnie teraz mówię też jest wpięty do tego SPL.
I to wpada moim interfejsem, moim przetwornikiem ADDA, jest tutaj, to jest czasem zabawne dla specjalistów, X32 Behringera. O, no to proszę. Tak, konsola live'owa, która znakomicie spina moje studio po prostu. Daje tyle możliwości po prostu routingowych i wbudowane efekty i tak dalej.
Niesamowita sprawa i szczerze po wizycie, po pewnej sesji nagraniowej parę lat temu kolega, który jest muzykiem, artystą, sesyjnym i scenicznym i też ma swoje studio tutaj w Krakowie, pojechał do sklepu i też kupił X32, bo zobaczył o ile mi to ułatwia robotę po prostu.
Samo to, że na przykład w czasie sesji nagraniowej w ogóle nie obciążam komputera zewnętrznymi efektami do odsłuchów, tak jak to typowo się robi w studiach nagraniowych, bo ja wszystkie efekty przecież mam w desce od razu.
I pogłosy, i delay'e, i kompresory i tak dalej. Nagrywam czyściutki ślad bez żadnych efektów, natomiast w słuchawkach może być wszystko naraz. Także jest to duże ułatwienie, do tego sporo wlotów, sporo możliwości właśnie routingu, do tego przy okazji X32 mało kto o tym wie, ale w studiu może też pracować jako kontroler.
Można go zaprogramować tak, że fejdery po prostu sterują DAWem normalnie. O, a to tego to nie wiedziałem. No właśnie. To widzisz, a to dopiero niedawno do Rotkastera wprowadzili, że też można sobie fejdery użyć. Mało kto o tym mówi faktycznie, bo jednak umówmy się X32 jest stołem skierowanym głównie do live'owych zastosowań, a w studiu naprawdę sprawdza mi się znakomicie.
I używam go już od ładnych paru lat. No a wiesz, odpowiadając na kwestię tego, że preampy ma słabe, no nie są to preampy studyjne, umówmy się. Jak na live'a brzmią całkiem fajnie, są to midasy jednak, czy na licencji midasa, ale są to no przeciętej klasy preampy, ale z drugiej strony ja używam w studiu zewnętrznych preampów i wpuszczam dźwięk liniowo po prostu do interfejsu, więc tutaj nie ma żadnej różnicy jeśli chodzi o brzmienie.
No i to jest pierwszy tor. Drugi tor, który jest głównie skierowany na rynek amerykański, ponieważ ja nagrywam trochę po polsku, trochę po angielsku i zdarza mi się często współpracować np. z domami produkcyjnymi w Wielkiej Brytanii czy w USA.
Stany Zjednoczone uwielbiają nagrywać lektorów na shotgunach, na mikrofonach shotgunowych. A to zauważyłem, wiesz, to nawet na YouTubie widać, że właśnie amerykańscy YouTuberzy zwykle siedzą bez mikrofonu i mają jakiegoś tam zwykle tego Sennheisera, nie? MKH 416.
MKH 416, tak. I to jest właśnie mikrofon, którego używam w drugim torze, ewentualnie MKE 660 też Sennheisera, bardzo fajny mikrofon shotgunowy. I przyznam, że ja nie lubię tak nagrywać, no jednak lata siedzenia bezpośrednio przy sitku wyrabiają pewne nawyki, trochę ciężko jest się przerzucić na tego shotguna, który wisi nad głową itd.
Ale faktycznie na amerykański rynek bardzo często jest to wykorzystywane, plus zdarza się też, że nagrywam postsynchrony np. do filmów, no a postsynchrony do filmów też powinny być nagrywane mikrofonem shotgunowym, tak jak są nagrywane kwestie na planie po prostu.
No poza tym chyba tam też dużą rolę odgrywa jakaś gestykulacja, nie? Że jak się wczuwasz za bardzo, to mógłbyś troszkę chyba uderzyć w mikrofon. Także to jest ten drugi tor, też zazwyczaj z tego samego preampu korzystam, no chyba, że jakiś inny preamp jest potrzebny, no to mam tam jeszcze kilka w szafie, które wyciągam po prostu takich klasycznych tranzystorowych, bez lamp, bo nie wszyscy lubią lampę, ja lubię np.
I trzeci tor mikrofonowy, taki już mniej typowy, to jest wirtualny system mikrofonowy od Slate Digital, który mam od samej premiery, praktycznie byłem chyba jedną z pierwszych osób w Polsce, którego kupiły parę lat temu, kiedy się pojawił i naprawdę bardzo go lubię, ale do specyficznych zastosowań.
Wirtualny system mikrofonowy, czy tam Virtual Microphone System, VMS, to jest specjalny mikrofon ze specjalnym preampem i ze specjalnym oprogramowaniem, który jest w stanie emulować prawie każdy inny mikrofon po prostu w historii.
Oczywiście jak to bywa współcześnie z oprogramowaniem, nie dostajesz wszystkiego w pakiecie, musisz sobie kupować te pakiety itd. itd., ale nawet to co przychodzi w pudełku jest bardzo fajnym zestawem i powiem Ci, że uwielbiam używać tego mikrofonu, kiedy potrzebuję konkretnego specjalistycznego brzmienia, np.
trailery filmowe z tym takim ostrym, przesadnie skompresowanym, harczącym wręcz głosem. Ciężko jest to brzmienie ukręcić tak naprawdę czy na shotgunie czy na 414, a tam już mam też sprawdzone takie emulacje mikrofonów starych, zwłaszcza mikrofonów Neumannów itd., które znakomicie się do tego nadają.
W ślepych testach na YouTubie, które oglądałem przed zakupem jeszcze, nie spotkałem jeszcze kogoś, kto by rozróżnił faktyczny mikrofon od tej emulacji. Także jest to dobrej jakości, kosztuje trochę faktycznie, ale jest to dobrej jakości sprzęt i lubię go właśnie do specyficznych zastosowań.
Lubię też go np. dawać przed wokalistów czy wokalistki, kiedy zdarza mi się jeszcze czasem jakąś sesję wokalną poprowadzić, czy jakiś projekt płytowy zrobić u siebie w studiu. No to faktycznie to daje niesamowite możliwości, bo nawet nie muszę stawiać przed wokalistą czy wokalistką kilku mikrofonów, żeby sprawdzić, który będzie dobrze brzmiał na początku sesji, tylko stawiam jeden, a później sprawdzamy, która emulacja pasuje.
I mam do dyspozycji od razu kilkanaście mikrofonów od razu nagranych w dobry sposób. Także niesamowita sprawa i stosunkowo rzadko po nią sięgam, bo jest to trochę dodatkowej roboty oraz nie ukrywam, że np. przy codziennej pracy lektorskiej, no ten system Slejta jest troszkę paliwożerny, jeśli chodzi o komputer i moc obliczeniową.
A sam ten mikrofon dobrze brzmi? Sam mikrofon tak, dobrze brzmi i jest bardzo, bardzo wybitnie wręcz płaski w charakterystyce, więc też sam w sobie jest dobry. Także to jest fajny system, który szczerze mogę polecić, bo dobrze mi się spisuje już od ładnych paru lat i sporo godzin już u mnie wypracował w studiu.
No a umówmy się, jeśli w tym gotowym zestawie dostajemy, nie pamiętam, 8 czy 10 chyba emulacji mikrofonów, każdy z tych mikrofonów kosztuje 5000, 5 cyfrowe kwoty raczej, bo to są wiesz, wintage'owe mikrofony, SG800 jakieś takie z najwyższej półki sprzętu.
U47 Tak, tak, tak i to wszystko właśnie tam się znajduje i to są mikrofony właśnie mówię, z lat 70, 80 i tak dalej. To już w ogóle ciężko dostać fizyczny taki w dobrym stanie. Tak, oczywiście, że tak, więc myślę, że wiesz, taka stawka nawet, czy taka kwota, którą płacimy za taki mikrofon, też jest warta po prostu takiej inwestycji, jeśli potrzebujemy i jeśli takie brzmienie chcemy po prostu osiągnąć.
A powiedz mi, bo teraz podcasterzy zwykle też mają problem i pewnie do ciebie też takie sygnały dochodzą, że no nagranie nagraniem mamy gotowy sygnał w komputerze, ale teraz no się nas czepiają, że tam a to coś szumi, a to jest wiesz, to jest za głośno, a to jest za cicho i no trzeba się zająć teraz jeszcze tym sygnałem i go jakoś obrobić.
I to też nie jest takie hop siup, zwłaszcza dla osób początkujących, żeby sobie coś takiego zrobić. Czy ty znasz jakieś, czy mógłbyś polecić jakieś rozwiązania sprzętowe, bo z tym się ostatnio często spotykałem, że były pytania, czy są jakieś urządzenia, które można kupić niedrogo, że podłączasz mikrofon i one robią z tego taki dźwięk, że jak już to nagrasz, to już nie musisz nic robić, tylko od razu wiesz, leci to w sieć i koniec.
To się fachowo nazywa channel stripy zazwyczaj, ale pytanie, czy to do użytku domowego coś byś takiego widział, poza DBXem najbardziej popularnym chyba. A co można powiedzieć poza DBXem, który jest najpopularniejszy, najtańszy i robi robotę, umówmy się, robi robotę po prostu.
Nie jest to może studyjna jakość, np. lektorowi bym tego nie polecał, bo to jednak trochę szatkuje dźwięk, natomiast do zastosowań podcastowych, do zastosowań właśnie vlogowych itd. to się sprawdza, to się dobrze sprawdza nawet.
Ja u siebie akurat DBXa nie mam, chociaż przyznam, że rozważam, głównie przez to, że DBX prawdopodobnie u mnie zagości ze względów vlogowych stricte, bo ułatwia trochę jednak postprodukcję materiału, czy właściwie powoduje, że nie jest potrzebna postprodukcja materiału, a przy tym, kiedy kręcę swoje vlogi wszystkie, kiedy kręcę materiały na YouTube, a nadal korzystam z tych torów mikrofonowych, których używam w studiu na co dzień, no a wiesz, lampy się zużywają, lampy jednak kosztują trochę.
Także odpłukać jeszcze przez ostatnie 3-4 lata, jak ten SPL u mnie pracuje i jeszcze cały czas jest na oryginalnych lampach i sobie radzi, ale już liczę się z tym, że to może być jakaś tam końcówka, bo już jakieś potencjometry trzeba by wyczyścić, bo już coś tam możliwe, że lampy też będą do wymiany.
Więc rozważam tego DBX, natomiast u siebie korzystam z TC Helikona Voice Live, mam ten efekt podłogowy w ogóle, bo ja też trochę koncertuję, trochę występuję, rzadko, bo rzadko w czasach covida, ale zawsze trochę występowałem, koncertowałem.
I mam ten multi efekt podłogowy Voice Live Play, ten mniejszy i powiem Ci, że nawet miałem go już sprzedać, miałem się go pozbyć, no bo kurcze, nie ma koncertów, nie ma gdzie grać, nie ma gdzie go użyć nawet, leży i się kurzy.
Aż stwierdziłem, że podepnę go i zobaczę jakby on sobie poradził, gdybym chciał przez niego nagrać. Tam są dość ograniczone możliwości jeśli chodzi o obróbkę nie kreatywną głosu, bo oczywiście pogłosy, delay i inne rzeczy tego jest multum, natomiast kwestii takich jak kompresor, limiter i tak dalej niekoniecznie.
Chociaż wszystko jest na pokładzie i bramka szumu i właśnie kompresory, ale podpiąłem go, trochę się pobawiłem i okazało się, że daje całkiem fajne efekty, stąd też nie jestem pewien czy dbx u mnie jest potrzebny skoro Voice Live już jest po prostu w studiu.
Przy czym nie jest to typowy channel strip, jest to bardziej procesor efektowy po prostu do toru mikrofonowego i mówię bardziej live niż studyjny, ale mimo wszystko też daje takie możliwości, też daje możliwości opracowania tego dźwięku w czasie samego nagrania.
No właśnie, bo to jest jednak spora oszczędność czasu. Ja właśnie tak nagrywam, bo mam dbxa i zwykle jak nagrywam na przykład jakieś filmiki, czy nie wiem siostrze coś pokazuje, nagrywam filmik OBS-em to właśnie puszczam sobie przez tego dbxa, no bo tam nie potrzebuję aż takiej jakości.
Wystarczy, że wiesz nic nie szumi, że nie jest za cicho, za głośno i tak dalej i to dbx ładnie tego pilnuje, no i do takich niewymagających prac, w tym do podcastu też jak najbardziej myślę, żeby się nadał do czegoś takiego.
A powiedz mi w ogóle jak się do ciebie zgłaszają ludzie, to bardziej brakuje właśnie tej techniki, tej wiedzy o technologii, o sprzęcie, o obróbce, czy bardziej zwracają się do ciebie z pytaniami o sam głos, o pracę nad głosem, o tym jak mówić i które rzeczy według ciebie są ważniejsze, czy lepiej jest mówić dobrze do słabego urządzenia, czy mówić kiepsko do tego przysłowiowego Neumanna U87 na przykład? Wiesz co, zacząć trzeba od tego, że trafiają do mnie bardzo różni ludzie i wśród tych ludzi są właśnie np.
podcasterzy, czy lektorzy początkujący, czy mniej początkujący, ale są też ludzie, którzy trafiają do mnie, bo chcą się zająć swoim głosem, no bo takich rzeczy uczę, z takimi rzeczami pracuję, ale chcą się zająć swoim głosem, bo np.
są trenerami jogi, albo są przewodnikami turystycznymi, albo są menedżerami w korporacji, prowadzą raporty co popołudnie itd., itd., więc zastosowania są bardzo różne, więc powiedziałbym, że większość ludzi jednak trafia, żeby zająć się swoim głosem, a nie koniecznie sprzętem.
Natomiast kiedy już trafiają do mnie ludzie, którzy chcą robić vlogi, czy podcasty, czy właśnie pracować głosem jako lektorzy, jako aktorzy dubbingowi itd., no to sprzęt dość szybko zaczyna być ważny, umówmy się, bo najlepszy nawet głos nagrany np.
telefonem, no niestety, ale dalej będzie pozostawiał wiele do życzenia i nie jest w żaden sposób użyteczny komercyjnie. Nie jest to ani demo, ani możliwość zrobienia zlecenia, to jest co najwyżej pokazanie głosu, który się ma, a nie tego, co można użyć gdzieś tam komercyjnie.
Czyli, że jest potencjał, nie? Tak, potencjał, także myślę, że w tego typu zawodach, w tego typu pasjach to jest ważne, to jest bardzo ważne. No słuchaj, zresztą na przestrzeni przecież dekad niejeden reżyser, hollywoodzki, nie tylko hollywoodzki, przyznawał, bijąc się w piersi nieraz, że w filmie, czy w ogóle w multimediach, dźwięk jest ważniejszy niż obraz.
Ja się z tym zgodzę. I to jest bardzo częste, że przecież najstraszniejszy, czy najlepszy, jeśli chodzi o efekty specjalne film jest nijaki, jeśli nie ma dźwięku, albo jeśli dźwięk jest skopany w jakiś sposób. To dźwięk buduje napięcie, to dźwięk nas prowadzi przez fabułę, przez narrację, wizualnie nie jesteśmy w stanie tak mocno się zaangażować, tak mocno jakby wejść w to, co jest przed nami, w ten świat, który jest przed nami.
Wszystko jedno, czy mówimy o hollywoodzkim blockbusterze, czy mówimy o reklamie jogurtu po prostu w telewizji. Dźwięk faktycznie bardzo, bardzo robi robotę, więc im szybciej jesteśmy w stanie wejść na przynajmniej poprawny poziom tego dźwięku, tym lepiej, bo tym łatwiej po prostu później jest.
Ale chyba jest coś takiego, że postępuje taka profesjonalizacja, że nawet ludzie, którzy zaczynają dopiero, to przynajmniej już mają świadomość, że da się coś lepiej zrobić, że oni słyszą na przykład już jakieś audycje, jakieś podcasty, jakieś filmy na YouTubie, które mają lepszy ten dźwięk niż oni uzyskują.
I już ludzie zaczynają chyba trochę szukać odpowiedzi na pytanie, jak zrobić, żeby mieć tak samo dobrze. Bo kiedyś to się tym w ogóle nie przejmowano, dobrze, że w ogóle słowa były rozróżnialne, ale teraz jednak już zaczynamy chyba dochodzić do tego momentu, że ta jakość też zaczyna być ważna.
Wydaje mi się, że tak. Wydaje mi się, że ta świadomość, pomimo że ciągle raczkująca trochę, to jednak zaczyna się pojawiać, nawet jeśli ta świadomość jest taka właśnie, może nie do końca uświadomiona jeszcze. Ktoś przychodzi do mnie i mówi, że nagrywam coś tam na YouTubie, czy robimy jakiś podcast na przykład.
No i mam jakiś tam mikrofon, ale widzę, że ktoś tam coś robi na YouTubie i to brzmi zupełnie inaczej. No i teraz szukamy tego najsłabszego ogniwa. Co jest nie tak? Czy to jest kwestia głosu, czy adaptacji, czy mikrofonu, czy interfejsu, czy kabli, bo czasem nawet to jest tak prozaiczne, że to jest kwestia wymiany kabli, bo jest fajny mikrofon wpięty do fajnego interfejsu, ale kabel, a wziąłem jakiś tam kabel, bo się walał w salce prób gdzieś tam w kącie.
Po prostu okazuje się, że kabel po prostu ma przebicie i dlatego jest szum. No zdarza się. Albo nie jest ekranowany i po prostu się odzywa tor mikrofonowy za każdym razem, jak przychodzi SMS. Takie rzeczy się naprawdę zdarzają.
Tak, także ta świadomość powoli się zaczyna pojawiać. No niestety przeszkadza tej świadomości zalew po prostu takich miałkich i nie podpartych niczym ekspertów na forach, na grupach facebookowych i tak dalej. W pewnych gatunkach muzycznych, na przykład w pewnych rodzajach muzyki, czy nagrań i tak dalej bardzo często są tacy domorośli eksperci, którzy twierdzą zawsze, że to jest nieważne na czym nagrywamy, bo liczy się ten talent, albo liczy się ta nawijka, albo liczy się ten power, ten flow, a cała reszta jest nieważna i w ogóle i tak dalej.
A tutaj zwykle padają jeszcze przykłady, że ten i ten tak właśnie robił i proszedł, a teraz jest gwiazdą. Tylko, że on teraz już nie nagrywa w ten sam sposób. Tak, dokładnie. Poza tym trzeba brać pewną poprawkę na to, że nawet jeśli 20, 30, 50 lat temu ktoś nagrywał w szopie narzędziowej, czy w garażu, jak ich troje na przykład i nagrywali za pomocą tanich mikrofonów i sami się miksowali, sami to obrabiali i tak dalej, ale to też nie oznaczało, że nie mieli wiedzy na ten temat.
To też nie oznaczało, że to było robione byle jak i na odwal i generalnie nagramy i surówkę od razu wrzucamy na grupę na facebooku, żeby się chwalić. Tylko to mimo wszystko było dobre i to mimo wszystko było poprawne, a to w jakim miejscu, czy w jakich warunkach akustycznych to jest robione, to już jest drugorzędna sprawa.
To jest tak jak ktoś chce wejść we współpracę lektorską z jakimś klientem i chce oferować swoje usługi lektorskie, no i pyta mnie, czy może nagrywać takie rzeczy w domu, czy musi iść do studia. Ja mówię słuchaj, jedyną odpowiedzią na to pytanie jest, czy jesteś w stanie w domu zrobić to samo co w studiu, bo jeśli tak, jeśli zadbasz o akustykę, o mikrofon i tak dalej i nagrasz coś, co brzmi porównywalnie do tego, co jest w studiu, to kogo to obchodzi, gdzie to było nagrywane.
Liczy się efekt, prawda? I to jest główny temat, a tak jak mówię, jest wielu domorosłych ekspertów, którzy przekonują wszystkich dookoła, że można to robić trochę na odwal, trochę byle jak i tak jakoś będzie po prostu, i tak będzie w porządku.
A to już trochę też nie te czasy są. Przy małej dostępności takich mikrofonów, czy sprzętu home recordingowego 20, 30 czy 50 lat temu, gdzie w ogóle nie było praktycznie żadnego home recordingu, albo był, powiedzmy w bogatych krajach, gdzie kogoś było stać na dobry mikrofon, dobry preambi, jeszcze drogiego studera taśmowego, no to w Polsce tego w ogóle nie było.
W Polsce rynek home recordingowy raptem idzie do pierwszej komunii, ma gdzieś koło 10 lat, może 12, może troszkę więcej. Wiesz co, ja pamiętam, że na początku lat 2000 pojawiła się taka karta dźwiękowa jeszcze na ISA, Jilemo Maxi Sound, coś takiego, Home Studio.
Ja ją miałem, bo ona była w Estradzie i Studio zareklamowana jako piękna karta i tam można było chyba nawet 8 śladów rejestrować i w ogóle, wiesz, cudawianki. No po czym się oczywiście okazało, że jak ją włożysz do tego peceta, to ona nie ma żadnego ekranowania i tam się takie rzeczy działy z dźwiękiem, że włosy się jeżyły na głowie, ale już jakieś zaczątki były.
Słuchaj, no pewnie, że tak, no tak samo jak później, wiesz, MU0404 i tak dalej się pojawiały różne, ale słuchaj, to nadal były początki, które były domeną ludzi, których było też na to stać. A tak, no to była droga karta. To jest odpowiednik tych, wiesz, 50 lat temu tych Studerów, które kosztowały tyle co mały samochód po prostu, nie? Tak.
Także, owszem, słuchaj, no technologia była i technologia home recordingowa, no słuchaj, Pro Tools pochodzi z 93 czy 94 roku, tak, więc już powiedzmy, że cyfrowy zapis na komputerze, na pececie już jest możliwy od prawie 30 lat, ale mimo wszystko to była cały czas tak droga technologia, że poza zasięgiem większości ludzi, którzy, no na przykład chcą po prostu zobaczyć jak to jest być lektorem, czy popracować głosem, czy nagrać podcast, nie? Dlatego mówię, że ta szeroka dostępność home recordingu w Polsce, no raczkuje dopiero.
Ja bym powiedział, że to jest gdzieś w granicach, no 15 lat maksymalnie. Wcześniej to była zabawa dla ludzi, których było na to stać. Kiedy ja kupowałem swój pierwszy mikrofon i interfejs, to odkładałem kasę dość długo i faktycznie, no robiłem research, jeszcze wtedy to nie było takie proste, bo to internetu za bardzo nie było, jeszcze stron, forów internetowych, nie było tego wszystkiego.
I mój research polegał na tym, że robiłem research z moim profesorem od elektroakustyki na Akademii Muzycznej po prostu i on mi tłumaczył na co zwrócić uwagę, co jest, co warto, czego nie warto, do czego dołożyć i tak dalej i tak dalej.
I finalnie kupiłem taki sprzęt bardzo początkujący, to był nowy całkowicie wtedy S-Electronics X1, który dopiero wchodził na rynek. Bez S? Bez S, jeszcze nie było S-ki wtedy. Mikrofon, który nie był zły, no ale powiedzmy, że odpowiada tym mikrofonom, które teraz kosztują po 200, po 300 złotych może, a kosztował znacznie, znacznie więcej wtedy.
I do tego jeszcze interfejs leksikona. Miałem kupić leksikona alfę, ale dołożyłem, kupiłem omega wtedy. Rozumiem, że te literki nie są bez znaczenia. Tak, był większy. Nie, przepraszam, to nie była omega, to była delta chyba wtedy, bo były trzy rodzaje w zależności od wielkości, ja chyba miałem delta wtedy.
Ale w każdym razie, czy lambda? Nieważne, dawno temu to było. W każdym razie bardzo drogie sprzęty, na które ja jako student naprawdę musiałem mocno zaciskać pasa i grać mnóstwo jobów, bo grałem jako pianista wtedy w barach, żeby w ogóle na to odłożyć, zarobić, żeby jednocześnie nie odcięli mi prądu w tym samym czasie.
I to było coś, w ogóle wejść w to wszystko, wejść w ten sprzęt, wejść w posiadanie takiego sprzętu, to było coś niezwykłego. Home recording całkowicie raczkował dopiero i te sprzęty były toporne. To były czasy Windowsa XP jeszcze, to było aż tak dawno temu.
I to było super, to było fajne, ale nadal to nie było popularne. No bo Estrada i Studio było taką niszą, że w ogóle nie można tego było nigdzie dostać przecież. Wiesz, czytanie w ogóle o tym sprzęcie, czytam, gdzie to w ogóle się kupuje.
Oczywiście, że tak. Ja pochodzę z małego miasteczka, to tam w ogóle sklep muzyczny to tylko sprzedawał cymbałki i flety dla dzieci ze szkół podstawowych. Tak, oczywiście, że tak. To było wszystko. Tak, oczywiście, że tak. Także generalnie mówię, to wszystko raczkowało i tak, był taki sprzęt, były możliwości technologiczne.
I to już nie był wtedy jedyny mikrofon, ten który kupiłem, było ich już kilka na rynku, ale były drogie, były ciężko dostępne, nie były dobre jakościowo. Bo tak jak patrzę teraz z perspektywy czasu i porównuję tego X1 sprzed lat do mikrofonów, które teraz kupuję, nawet tych tanich takich właśnie, które kupuję do testów albo kupuję gdzieś tam, żeby na przykład poprowadzić na nich zajęcia wokalne, bo te mikrofony lubią spadać ze statywów.
Nie wiadomo dlaczego. To jakość te paręnaście lat temu była znacznie niższa po prostu. Słuchaj, mój pierwszy X1, ja go mam do dzisiaj, bo on się spalił gdzieś tam po drodze, zostawiłem go w szafie po prostu. Wyobraź sobie, że on się rozpłynął prawie w pudełku.
Coś było na rzeczy z lakierem, którym był malowany i kiedy za długo leżał w piance poliuretanowej w pudełku, to po prostu cała farba z niego spłynęła. On leży w takiej kałuży własnej farby po prostu. To już jest taki unikat zupełny teraz.
Trochę tak, ale to mówię, te mikrofony były naprawdę parszywej jakości wtedy, interfejsy tak samo i wieczne problemy ze sterownikami i to była straszna mordęga po prostu. A teraz kurcze, idziesz sam mikrofon USB, taki plug and play, wybierasz i przebierasz, który Ci się podoba, jaki kolor, czy na takim statywie, czy z nóżką, czy z popfiltrem wbudowanym, czy co chcesz.
Ale wiesz co, w ogóle z ciekawostek to Ci powiem, że ja teraz skończyłem test kilkunastu mikrofonów, przy czym testowałem też takie najtańsze. Wszedłem po prostu do jakiegoś media eksperta, czy czegoś, najtańszy mikrofon jaki mieli tam za 50 złotych na przykład i Ci powiem, że w takim rzeczywiście zaadaptowanym pomieszczeniu to nagrywasz i nie ma wstydu.
Na pewno lepiej wypada niż mikrofon w telefonie i po prostu ja tego słucham i mówię, kurcze, za 50 złotych. Tak, to ja mam taki mikrofon też właśnie w Carrefourze z kolei kupiony, bo był w promocji za 89 złotych. A to już na bogato.
Wiesz co, stwierdziłem tak, mikrofon pewnie będzie do niczego, ale kurcze, ten sam statyw kosztuje 40 złotych i popfiltr kolejne 4 złotych. Mam też taki zestaw, że jest na ramie, jest popfiltr, jest gąbeczka. Jest jakiś tam tracer, czy jakiś tam, wiesz, za jakieś grosze kupiony po prostu i on naprawdę nie jest zły.
Właśnie o to chodzi, że nawet ta technologia, mimo tego, że to wcale nie jest pojemnościówka, to jest elektret. Paskudny, parszywy elektret po prostu, bo rozebrałem go, w środku jest 16 milimetrowa elektretowa po prostu membrana i to i tak nie brzmi źle w porównaniu z tym, co 20 lat temu było dostępne jako topowe po prostu na rynku.
Także takie rzeczy, wiesz, warto brać pod uwagę, nawet ostatnio pomagałem komuś w przygotowaniu takiego setupu pod nagrywanie kursów online. I tenże programista, bo to jakieś tam kursy programowania, ma jeden mikrofon, już nie pamiętam numeru modelu, ale Fimi, któryś 6669 czy coś takiego.
Któryś z tych właśnie takich elektretów małych, marketowych powiedzmy, on nie kosztował wcale dużo. Słuchaj, naprawdę bardzo fajne, solidne brzmienie z tego się udało ukręcić. Oczywiście, że to nie jest coś, co bym polecił lektorowi, bo do nagrań lektorskich to się nie nadaje, ale do podcastu, do kursu online, do vloga i tak dalej, naprawdę za niewielkie pieniądze można mieć naprawdę bardzo fajną jakość.
To słuchaj, przechodzimy do tego punktu, o którym Ci wspominałem jeszcze zanim zaczęliśmy nagrywać, czyli największy mit branży audio, z którym się spotkałeś i który chciałbyś zwalczyć, korzystając z nadarzającej się okazji.
Bo wiesz, mam takie zasięgi, że po prostu teraz, jak teraz powiesz, to już nikt w to nie będzie wierzył. No to słuchaj, spośród wszystkich różnych mitów, które mi przychodzą teraz do głowy, bo ile się głupot nasłuchałem przez te ostatnie naście lat w tej branży, to można by książkę tylko o tym napisać, ale nie wiem, czy ktoś wspominał u Ciebie kiedykolwiek o wytłoczkach od jajek na ścianach.
No nie, nikt nie wspominał, a to jest zapomniany mit, już nikt w to nie wierzy. Nie, nie, nie, to absolutnie nie jest zapomniany mit, żyje i ma się dobrze, niestety po prostu. Żyje i ma się dobrze w dzisiejszych czasach. Wydawało mi się, naprawdę, też mi się wydawało, że to już jest relikt PRL-u.
Że skoro nie było nic, no to wytłoczki już jako... Tak, te garaże tapetowane wytłoczkami. Tak, tak, tak, to zrobimy te wytłoczki na ścianach, okleimy wszystko po prostu dookoła i jakoś będzie. Lepsze to niż nic, poza tym, no oglądało się gdzieś tam w magazynach szmuglowanych w podziemiu i krążących po całej dzielnicy, oglądało się w magazynach jak tam Led Zeppelin albo zdjęcie w studiu, no i widać te pianki na ścianach, te dyfuzory, to wszystko gdzieś tam w Los Angeles i tak dalej.
No to co wygląda tak samo? Zawsze takie piramidki. Tak, no to wygląda dokładnie tak samo, nie? No to zróbmy tak, żeby wyglądało tak samo. Jeszcze się malowało przecież na fantazyjne kolory i tak dalej. No i to jest, też mi się zawsze wydawało, że to już dawno umarło, ale nie, absolutnie nie.
Nie ma tygodnia praktycznie, żebym gdzieś na którymś forum czy na którejś grupie na Facebooku nie widział jakiegoś tematu, w którym ktoś poleca, że do zrobienia warunków akustycznych, do zrobienia ustroju akustycznego w pomieszczeniu wystarczą wytłoczki.
Po co w ogóle kupować cokolwiek? Pójdziesz na targ, weźmiesz 50 wytłoczek i tyle, nie? No i w ogóle nie przemawia do tych ludzi, do tych apologetów tych wytłoczek. Nie przemawia to, że już na AGH nawet były robione badania po prostu.
Dosłownie, profesor Hołoniewski kiedyś opowiadał, że na AGH, na Wydziale Inżynierii Akustycznej, robili badania, chyba ktoś nawet doktora do tym robił. Czy te wytłoczki faktycznie wpływają na warunki akustyczne pomieszczenia? Nie, wszystkie możliwe badania wykazały, że nie, w żaden sposób nie wpływają, nie pogarszają, ale też nie polepszają.
Po prostu jest dokładnie tak, jakby ich nie było. No dokładnie. I to do nikogo nie przemawia po prostu, bo wychodzą właśnie ci wspomniani domorośli eksperci, wychodzą z założenia, że a skoro 30 lat temu mojemu ojcu w garażu to wystarczyło, to mi też to wystarczy, nie? A to ja się nie spodziewałem, że to aż tak daleko wiesz zaszło, że aż naukowcy się nad tym pochylili, ale to musiało już komuś dopiec, wiesz.
Tyle razy o tym słyszą, mówię, nie, ja to muszę udowodnić, że tak w ogóle nie jest. Jeden z moich profesorów właśnie od elektroakustyki na Akademii Muzycznej, mówiąc o wytłoczkach, mówił tak. Jeśli budujesz swoje domowe studio i chcesz zrobić adaptację akustyczną i chcesz poprawić warunki akustyczne w prostym jednym kroku, to absolutnie nie oklejaj ścian wytłoczkami, tylko otwórz okno.
Oczywiście chodziło mu o to, że kiedy otwieramy okno, wypuszczamy dźwięk na zewnątrz, to jest najdoskonalsza pułapka akustyczna, praktycznie jaka jest, bo otwarcie okna powoduje po prostu, że przestajemy być w zamkniętym pomieszczeniu, które odbija.
Wypuszczamy dźwięk na zewnątrz, więc mniej odbić trafia do mikrofonu. Co jest dobre oczywiście, jeśli nie mieszkamy na przykład tak jak ja wtedy w centrum Krakowa, na najbardziej ruchliwą ulicą, gdzie na czwartym piętrze i tak przez cały dzień było 40-60 dB szumu z ulicy ciągle.
Ale to już mówiąc całkiem serio, wiesz, to jest całkiem niezła rada, jeśli ktoś chce nagrywać bez pogłosu, to niech po prostu gdzieś wyjedzie daleko za miasto i nagrywa w otwartym terenie. Tak. To tam nie będzie miał absolutnie żadnego pogłosu, bo to na wyżej wiatr.
Oczywiście, że tak, bo pogłos zawsze jest odbiciem od jakiejś powierzchni, jeśli nie ma żadnych powierzchni dookoła, nie ma odbić. Natomiast on zawsze mówił właśnie w taki sposób, żeby nam to wbić do głów, nam młodym adeptom właśnie, że jeśli chcesz poprawić akustykę w jednym prostym kroku, to po prostu zamiast wybijać wytłoczki wszędzie, otwórz okno i przez nie wyskocz.
Ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha, ha. O nie, to jest naprawdę straszny akcent na koniec odcinka. To jest straszny akcent, ale wbiło się w głowę, bo naprawdę to aż tak mocno jest gdzieś zakorzenione, ta zabawa z tymi wytłoczkami po prostu.
I to chyba o to chodziło, żeby pokazać na drastycznym przykładzie, jak bardzo głupim pomysłem to jest. Ale coś w tym jest faktycznie. Tak jak mówiliśmy na początku, jest tyle różnych nawet domowych po prostu sposobów na zajęcie się akustyką, że wiesz co, chyba by mi było nawet w dzisiejszych czasach, szkoda mojego czasu na to, żeby się bawić z wytłoczkami, z klejeniem ich itd.
Bo to jest kupa roboty, żeby to wszystko pokleić, pomalować, żeby tak wyglądało. Oczywiście, że tak, a przy tym wiesz, jedyny efekt akustyczny, jaki otrzymujesz, to jest efekt placebo. Bo ja rozumiem, że jak ktoś już poświęcił dwa dni, żeby wykleić cały pokój wytłoczkami, to będzie wmawiał sobie, że to lepiej brzmi.
Ale nie brzmi po prostu. No tak, tak samo lepiej jest powiesić jednak koc na ścianie niż plakat, bo to jest podobna sprawa. Masz cienki papier, który niewiele zdziała, niestety, jeśli chodzi o dźwięk. Dobrze Krzyściu, to wiesz, poczekaj, poczekaj.
A nie, bo ja tu jeszcze jedno mam, jeszcze się nie żegnamy. Bo jeszcze znalazłem tutaj na mojej karteczce jedno pytanie, co kiedyś już wynikło gdzieś na grupie którejś, czy na twoim YouTubie. Te systemy text to speech, które mają ambicje zastąpić lektorów i mają zastąpić w sumie mówiących ludzi.
Jest coś takiego, bo na razie to jest jeszcze raczkujące troszkę, zwłaszcza w Polsce. Czy chcielibyśmy troszkę uświadomić ludzi, którzy posługują się własnym głosem, żeby nie dawali się nabrać na tego typu praktyki, które już się pojawiają, że zgłasza się firma, która szuka głosów takich źródłowych do nauki tych programów wszystkich.
I zwykle oni nawet chyba całkiem nieźle płacą za coś takiego, tylko że to jest taki strzał w kolano tak naprawdę. Jak się na to popatrzy, no bo sprzedaż swój głos, a za pięć lat, no to wszyscy ci powiedzą, nie chcemy cię wynajmować do nagrywania głosu, bo mamy tutaj edytor tekstu, w którym wpiszemy to, co ma być powiedziane i tyle.
Co ty na to? No powiem ci tak, no niestety, ale wiadomo, można walczyć z tym postępem, ale on i tak przyjdzie i po prostu przejedzie po nas jak walec drogowy. Więc wcześniej czy później takie coś powstanie. Już są takie systemy.
U nas w Polsce jeszcze są raczkujące i są bardzo niedoskonałe. Co jest wypadkową tego, że po pierwsze mamy bardzo trudny język, a dwa, że jesteśmy tak małym rynkiem odbiorców w skali świata, że to się po prostu nie opłaca.
Natomiast w anglojęzycznych krajach i w ogóle jeśli chodzi o rynki angielskie, czy to USA, czy to właśnie cała reszta świata, takie systemy są i działają już naprawdę dobrze. Przy czym ja słuchałem tego i naprawdę angielski jest już imponujący.
Tak, jest imponujący i powiem ci, że w wielu filmach, ja już się łapię na tym, no ja mam jednak ucho wytrenowane pod tym kątem, a łapię się na tym, że oglądam jakiś filmik gdzieś na YouTubie. No taka prosta sprawa na przykład.
Jakieś filmiki dotyczące analiz giełdowych na przykład. Krypto, jakieś tam inne tego typu. Potężna ilość materiału. Codziennie praktycznie nagrywana po kilka filmów nawet na kanale dziennie. No bo sytuacja jest płynna, zmienia się, trzeba to analizować i tak dalej.
Mnóstwo takich kanałów w tym momencie już się przerzuca właśnie na syntezatory mowy. Bo to łatwiej przygotować. Tak, i te syntezatory mowy raz, że ułatwiają produkcję znacznie, bo nie trzeba czekać, żeby lektor coś nagrał i odesłał, tną koszty w gigantyczny sposób oczywiście.
Tak, bo tu odpada ta obróbka. Tak, ale przy tym też wiesz, przy takich ilościach materiału, przy takim turnaround tak zwanym, czyli jak szybko gotowy materiał możemy już wmontować, to jest niesamowite ułatwienie. Przy niedużych kosztach de facto, a w języku angielskim i w takim prostym czytaniu, takim właśnie informacyjnym, gdzie nie trzeba specjalnie prowadzić narracji, czy specjalnie opowiadać, modulować głosem i tak dalej, to naprawdę czasem łapie się na tym, że dopiero po trzech, po czterech zdaniach coś mi się zaczyna w mózgu odpalać, że coś tu nie gra, że coś to chyba nie jest prawdziwy człowiek.
No ale mimo wszystko trzy, cztery zdania, a nie tak, że jedno słowo, tak jak z lektorem Iwoną było, że jedno słowo i już wiadomo, że to Iwona, prawda? Ale to miało swój klimat, słuchaj. Iwona to jest na zawsze w sercach. Tak, tak, oczywiście, ale mimo wszystko, tak jak mówię, w języku angielskim to już jest w tym momencie duże zagrożenie, czyli już istniejąca po prostu forma tworzenia nagrań głosu.
W języku polskim myślę, że to jeszcze trochę potrwa, zwłaszcza, że, i to mówię z perspektywy lektora i patrząc po nastrojach wśród kolegów lektorów w Polsce, no jest bardzo mocna opozycja względem tego. To znaczy unikamy, przestrzegamy się wzajemnie, kiedy pojawiają się takie zapytania, kiedy pojawiają się takie projekty, bo pojawiają się co parę tygodni nowe.
Nowa firma szuka głosu do szkoleń, nie wiedzą gdzie to będą umieszczać, więc chcą wykupić wszystkie możliwe prawa, dobrze płacą, no bo wiadomo, cena działa trochę na wyobraźni, jeśli za 10 czy 12 godzin gotowego materiału ktoś chce nam zapłacić od razu pięciocyfrową stawkę, powiedzmy, że to jest tydzień pracy w studiu po to, żeby zarobić od razu kilkadziesiąt czy nawet sto kilkadziesiąt tysięcy, to działa na wyobraźni, oczywiście, że tak, ale z drugiej strony potencjalnie to może być sznur na szyję dla lektora.
A może nie ma się czego bać, bo branża muzyczna jest już z tym oswojona, bo od kiedy mamy samplowane instrumenty, od kiedy mamy całe orkiestry, które dla zwykłego człowieka brzmią identycznie jak prawdziwe, to jest nie do rozróżnienia już na dzisiejszym etapie.
Ja już nawet bym poszedł dalej, że już nawet nie tylko dla laika, dla zwykłego człowieka, bo też trochę w tym siedzę, no bo jestem muzykiem z wykształcenia po prostu i też mi się zdarza zajmować produkcją, aranżacją i tak dalej, no to wiesz co, ja wiem, że Vienna Symphonic Library to już 20 lat temu prawie, ale tak na marginesie jeden z moich kolegów skrzypek, po usłyszeniu tego dema skrzypcowego w Vienna Symphonic Library już paręnaście lat temu, stwierdził, że nie ma sensu to, co on robi.
Zajął się tańcem. Ale nie, wiesz co, ja tu się do końca nie zgodzę, bo mi się wydaje, że teraz się trochę tak wykrystalizowało, że z jednej strony mamy te zlecenia takie właśnie budżetowe, typu zrobić szybką jakąś muzykę do trailera albo jakąś piosenkę albo coś takiego i mamy ten rynek takich tych high-endowych muzyków, gdzie nie mają ograniczenia, jeśli chodzi o koszty.
Tak na przykład się cały czas nagrywa jednak muzykę do filmów hollywoodzkich. Nikt tego nie nagrywa jeszcze w taki sztuczny sposób, że kompozytor to nagrywa u siebie w domu, przychodzi już z plikiem WAV i patrzcie co mam, tylko jednak cały czas się wynajmuje te orkiestry, te sale i płaci się za to, bo jeszcze chyba ktoś słyszy te różnice.
To jest jedyne wytłumaczenie. Hollywood się zawsze rządziło swoimi prawami, także jeśli chodzi o pieniądze. Ja powiem Ci ciekawostkę pewną. Mockupy właśnie robione za pomocą wirtualnych instrumentów stały się częścią produkcji muzyki filmowej w Hollywood jako etap pomiędzy kompozycją a nagraniem orkiestry.
I one są teraz całkowicie normalne. Kompozytor pisze partyturę, partytura trafia na mockup, gdzie ktoś programuje wszystkie instrumenty, żeby to właśnie odtworzyć i właściwie dla większości słuchaczy to już by wystarczyło jako soundtrack do filmu, bo to brzmi jak żywa orkiestra.
Ale to pozwala też wprowadzić pewne zmiany, pewne jeszcze jakieś smaczki kompozytorskie itd. zanim z tą partyturą wejdziemy po prostu przed orkiestrę i nagramy całość. No ale umówmy się, to już są budżety z klasy nieograniczonej.
W Polsce to w pewien sposób zawęża rynek, bo w tym momencie tylko największe i najdroższe projekty stać na to, żeby faktycznie nająć orkiestrę, nająć żywych muzyków itd. Stąd też bardzo często w polskiej kinematografii teraz się już spotyka trochę takie ograniczanie liczby muzyków, że już rzadziej to jest orkiestra, częściej może jakiś zespół jazzowy, jakiś kwartet, kwintet, coś tam się dzieje, trochę inaczej ta ścieżka dźwiękowa wygląda.
A jak przychodzi co do czego i trzeba całą orkiestrę, to zazwyczaj jest to cyfrowa orkiestra. Przy czym też ta technologia związana z AI idzie do przodu bardzo. Bo teraz Native Instruments wypuściło ile? Ze dwa lata temu niecałe Cremona Quartet.
Wtyczkę. Niesamowita jest. Zrobiłem na niej kilka projektów i jest nie do odróżnienia po prostu skrzypce. Jeśli się naprawdę posiedzi trochę nad tym, żeby je zaprogramować, nie do odróżnienia. Tak, bo to już jest kwestia programowania tego, bo naprawdę i to i Joshua Bell, to też jest fantastyczne.
Swoją drogą East West chyba wypuścił na przykład wirtualny chór. Nie wiem czy widziałeś. A mam. Mam akurat. No to więc właśnie, wirtualny chór, programujesz sobie słowa, śpiewasz wszystko co chcesz. Także to idzie w takim kierunku i wiesz, z nagraniami lektorskimi, z podcastami, text to speech, to też idzie w tym kierunku.
Tylko też jest taka kwestia, że na przykład nie wszystko zrobisz w takim programie. Jeśli chcesz na przykład stworzyć muzykę, jakąś współczechę tak zwaną i na przykład chcesz, żeby ktoś trzymając skrzypce w ręku na przykład nie pociągał smyczkiem po strunach, tylko na przykład drzewcem smyczka uderzał o pudło rezonansowe.
Albo żeby grał, nie wiem, parasolem. No to wiadomo, tego nie zrobisz w programie, najmujesz właśnie muzykę asesyjnego. To samo z nagraniami lektorskimi. Jeśli potrzebujesz przeczytać kolejny informacyjny odcinek na przykład właśnie o tym co się stało na Forexie dzisiaj, no to automat ci to odczyta.
Tak, ale pijanym głosem na przykład. Ale ty się śmiejesz, ale to jest właśnie taka nisza, że teraz przeczytaj to na przykład sepleniąc. No automat ci tego nie zrobi. Tak, oczywiście, że tak, ale właśnie do tego zmierzam, że czy to charakterystyczny głos, czy to po prostu kwestia narracji, intonacji jakiejś.
Bo jednak zupełnie inaczej się czyta właśnie informację. Dzisiaj na autostradzie A4 wydarzyło się coś tam i coś tam, głos jest płaski, nic się nie dzieje. A inaczej się czyta, no ja parę dni temu czytałem audiobooka bajki po prostu i mój głos po prostu jeździ po całej swojej skali w górę i w dół, czego w tekstach informacyjnych w ogóle się nie używa, prawda? Ale to jest właśnie taka dziwna tajemnica, którą ja poznałem w praktyce, że jak się dziecku czyta bajkę albo opowiada, to ma się tak zdarty głos.
Ja mogę na przykład rozmawiać w ten sposób jak my teraz, to ja mogę wiesz, przez parę godzin pewnie byłbym w stanie mówić. Ale jednak jak córce czytam bajkę i wiesz, i tutaj udaje jakiś głos, tam udaje jakiś głos, to po prostu pół godziny i mam...
Tak, tak. No nie da się, nie da się, nie da się bardziej. Dokładnie, dokładnie tak. Także wiesz, podsumowując jakby te kwestie tekstu, speech, myślę, że to gdzieś w przyszłości jest i tego się nie uniknie. Zwłaszcza, że są też takie systemy, przecież Adobe już pokazało trzy lata temu swój system, to to Adobe właśnie Veeo, już nie pamiętam teraz nazwy, ale jest filmik na YouTube, jak pokazali to na jednym konwencie właśnie, nagrali jak facet mówi, a potem przepisywali słowa, które były w tym tekście i jego głos automatycznie te słowa czytał w nieodróżnialny sposób, tylko, że to jest algorytm Adobe, który nie jest powszechnie dostępny, bo boją się, że jest zbyt niebezpieczny po prostu.
Nawet wojsko do niego nie ma dostępu z tego, co mi wiadomo. Aha, to akurat, akurat tu bym nie był taki tego pewny. Ja to wiem, ale wiesz, no mimo wszystko to też świadczy o tym, nawet jeśli to jest tylko kwestia PR-u, to jednak świadczy o tym, że mają świadomość tego, że to jest racjonalne zagrożenie powiedzmy.
No także wiesz, myślę, że ku temu idzie, ale nadal pozostawia to pewne nisze, których automat nigdy nie zastąpi po prostu. Teraz kwestia tego, żeby w miarę możliwości być w takiej niszy po prostu. No właśnie. Bo w tym momencie wiesz, u nas na polskim rynku na przykład jeszcze cały czas ludzie czytają artykuły w portalach internetowych.
Jeśli popatrzymy na przykład na WP, w Onecie i tak dalej, tam są bardzo często właśnie artykuły czytane. Jest artykuł z wersją dla osób niewidomych i jest po prostu do odtworzenia. To czytają ludzie. Natomiast na zachodzie w tym momencie to już wszystko czytają automaty.
Zresztą spotkałem się już też z takim wątkiem na jednym forum amerykańskim, że można by to wykorzystać do pracy lektorskiej. To znaczy, żeby stworzyć syntezator, ale na zasadzie jakichś tantiem czy NFT-s, bo to konkretnie chodziło o technologię właśnie blockchainową, żeby ten głos nadal pozostawał własnością lektora i żeby lektor na przykład mógł proste zlecenia sprzedawać z tego syntezatora.
Czyli taka sygnatura, że to jest... Trochę tak, trochę tak, że to jest mój głos, ja go sprzedaję, ja biorę za niego pieniądze, ale to czyta mój automat po prostu. Twoje cyfrowe ego. Tak, czas pokaże czy to jest racjonalna alternatywa, czy to w ogóle ma sens i nie przewidzimy tego, co za 10 czy 15 lat nas czeka na tym rynku.
A jeszcze zamierzamy być. Tak, tak. Za te 15 lat. Dobrze Krzyśku, to ja dziękuję bardzo i tak już nam się tutaj strasznie przedłużyło. Mam nadzieję, że nie sprawiłem Ci tym kłopotu. Bardzo dziękuję Ci za udział w dzisiejszym programie.
© 2024 Konrad Leśniak