10 mikrofonów, wybór, szafa, nie mam co na siebie włożyć, 10 t-shirtów, dajesz. Gadanie Gadesa Podcasty, czyli zakłócanie ciszy Witajcie w kolejnym odcinku podcastu Gadanie Gadesa. Tym razem goszczę u siebie Kaję. Kaję znacie, Kaję Mikołaszewską, znacie z Nerdów Nocą na przykład, ale możecie ją znać z wielu różnych innych miejsc, o czym tutaj mam nadzieję, że się dowiemy.
Że zdradzi nam troszkę tajemnic. Z grubsza, wiesz co, nie wiem co o tobie powiedzieć. Czy bardziej, że jesteś podcasterką, czy bardziej, że jesteś grafikiem, czy bardziej, że jesteś takim retro nerdem. Jak byś wolała się definiować, czy w ogóle się nie definiować? W ogóle, w ogóle się nie definiować, ponieważ każda rzecz, w którą się wsiąka, zaczyna być częścią życia.
I w pewnym momencie jakby trudno powiedzieć, co jest ważniejsze. Rzeczy się robią ważniejsze w kontekście. Jak jestem w pracy, to wiele osób nie wie, czym się zajmuję po robocie. A w tych różnych rzeczach towarzyskich po robocie, czasami ludzie nie wiedzą jedna o drugiej, a czasami wiedzą i wtedy czują się, ja też się wtedy czuję taką, wiesz, częścią takiej kliki, która więcej wie.
Ha, ha. Ja to też znam, że tak, wiesz, ja mam na przykład znajomych, którzy właśnie są tak ze świata retro na przykład, bo o tym też będziemy rozmawiać, mam nadzieję. I to jest takie uczucie fajne, że masz kogoś, kto wie, o czym ty mówisz.
Że jak mówisz, a pamiętacie ten boot error na przykład na C64, albo Black Boxa, i wiesz, powiesz Black Box i od razu wiesz, kto wie, kto znał coś takiego. Tak, czasami na przykład w pracy siedzisz i coś tam, wiesz, wywala się, bo zawsze się coś wywali i mówisz, ach, guru meditation.
I od razu, od razu wiadomo, kto w pokoju wie, o co chodzi. Natychmiast się ludzie prostują na krześle, wiesz, surokatki, spotykamy się wzrokiem, okej, dobra, będziemy się kolegować, okej. Jeszcze ta, jak to się mówiło, żebrząca łapka Amigi, nie, z tą dyskietką taką na początku.
Wsuń dyskietkę do środka. Są takie hasła, które się rzuca i wtedy się znajduje tę grupę, która ma wspólną przestrzeń, nie wiem, kulturową na przykład, nie. Albo chociażby się wychowywała. Z tytułu Saromka i Tomka, tak, wiesz, nie, jedni znają cytaty z tytułu Saromka i Tomka.
I to są na ci ludzie, tak, a są, a są ludzie, którzy jakby słyszą żart i okej. I wtedy wiemy, że osoba nie czytała i mamy parę rzeczy do wyboru, to znaczy albo zapoznać osobę z częścią naszego, tego, co nas kształtowało, albo okej, dobra, to wiemy już jedną rzecz i jedziemy dalej.
Więc tak, tak, jak najbardziej. Ale swoją drogą powiem ci, że akurat komiksy z tytułem Saromka i Tomka strasznie na mnie wpłynęły. Ja sobie nie zdawałem sprawy, wiesz, dopóki nie stałem się dorosły i w pewnych momentach zaczynały mi przychodzić same do głowy te cytaty.
I mówię sobie, kurczę, ten pan Chmielewski, to jednak miał łeb na karku, nie, i te wszystkie rzeczy pasują. Wtedy się tego jeszcze nie wiedziało, bo tam duża część cytatów jest taka, że ty to przeczytasz, cię to bawi, jak jesteś dzieckiem, ale dopiero potem zaczynasz rozumieć, nie, że to miało drugie, albo nawet i trzecie dno momentami.
To Baranowski był w tym mistrzem. Komiksy Baranowskiego były wszystkie pieniądze. Tak, kudłaczek i bombelek. Skąd się bierze woda sodowa i nie tylko. Te wszystkie rzeczy, wiesz. Ale wodzu, co wódz? To ja przepraszam, ale spotykasz sępa na pustyni, ten, pamiętasz tę kartkę, gdzie on ten...
Tak, tak. I kto to wymyślił, sępa na pustyni? I ta gwiazdka, i dopis na dole, nie ja, autor. I na mnie to, jak byłam dzieckiem, po prostu wywarło gigantyczne, nie wiem, piętno wrażenie, nie wiem, jak to ująć, ale wiedziałam, jako dziecko nie miałam aparatu, wiesz, pojęciowego, żeby zrozumieć, co tutaj zachodzi, że tutaj jest przebijana czwarta ściana i że autor bierze z nami udział w tym.
Nie wiedziałam o takich rzeczach, ale po prostu wiedziałam, że tutaj się dzieje jakaś prawdziwa magia. I jak kudłaczek i bombelek wychodzą i tak uważaj za niski rysunek, jeden z nich się wali w górę ramki. I mnie to wszystko rozsadzało czaszkę, jak byłam dzieckiem i byłam tym absolutnie zachwycona.
I kiedyś poprosiłam pana Baranowskiego, którego miałam przyjemność poznać osobiście. Zazdroszczę. Jeszcze są okazje tak naprawdę. Na przykład czasami przyjechał ostatnio na Pixel Heaven, dwa lata temu czy trzy, już nie pamiętam, teraz te lata płyną inaczej, więc można było nawet się z nim pościskać.
A ja go spotkałam kiedyś wieki temu na jakimś wieczorku autorskim i potem jeszcze sobie korespondowaliśmy mailowo, teraz jest na Facebooku, więc można też napisać mu coś w komentarzu, wrzuca tam swoje i komiksowe prace, i te malarskie, które są przepiękne.
Chciałabym kiedyś zarobić dużo pieniędzy, żeby mieć któryś z obrazów abstrakcyjnych na ścianie, bo są, też są oszałamiające. Ale wracając, tak, jak byłeś dzieckiem i czytałeś właśnie Baranowskiego albo Chmielskiego, albo no kurde, no Kajka i Kokosza też.
No też, no nawet Jonkę i Jonka i Kleksa przecież. Tak. Tam też było całkiem sporo takich śmiesznych tekstów. Teraz byśmy powiedzieli, że to były takie memetyczne teksty, prawda? Tak, tak. Bo one chodzą, ale też, dobra, umówmy się, że też nie było wielu komiksów, jak byliśmy mali, żeby się na nich wychowywać, więc hello.
One na szczęście były niezłe, ale... Tak, ale były zaczytane zawsze, nie? Tak. Ja wszystkie te stare zeszyty to mam takie, że już kartki same się tam uwalniają. Tak, niestety tak. Jakieś tam plamy z herbaty na przykład. Ale one się, tak jak mówisz, one się potem przydają w życiu albo docierają na przykład do człowieka na innym poziomie, jak jest starszy.
Ale na przykład ten tytuł z Romek i Atomek, w którym on był drukarzem i tam był wyjaśniony cmyk, to jest coś, czego ja się nigdy później nie musiałam nauczyć. Ja to wszystko wiedziałam już jako, wiesz, kilkulatka. Ale to w zasadzie każda ta księga, nie? Nie wiem, jak prasolotę na przykład zwiedzali te różne epoki na przykład.
Wiesz, wszystko się zgadza, nie? Albo z Kopernikiem, te podróże w czasie, nie? Pamiętasz, pieniądz to forza, forza to grunt, grunt to ziemia, ziemia to matka. Matka to anioł, anioł to stróż, stróż to dozorca, dozorca to gospodarz.
Powiedz mi, po co człowiek, który ma czterdzieści ileś lat, pamięta coś takiego? Jak jest inny powód? No, to jest właśnie po to, że wiesz, mówisz komuś, znajdujesz tą nić porozumienia. Dokładnie. I to już burzy, wiesz, burzy mur, nie? Naprawdę.
Tak. I to już taki wspólny cytat, to naprawdę się zmienia podejście później, nie? Do człowieka. Bo wiesz, że ten ktoś, on czytał to co ty, nie? On pamięta to, czyli to było ważne. I przeżywał to samo w tych samych momentach, skoro zapamiętał te same rzeczy.
No. No i widzisz, ja właśnie dlatego mówię, że ty jesteś młodsza, bo ty zaczynałaś od Amigi, tak można powiedzieć. A ja zaczynałem wcześniej. Ja też zaczynałam wcześniej, po prostu to jest pierwszy komputer, w którym się zakochałam.
Wcześniejsze to były komputery. No co ty mówisz, nie ma takiej możliwości. Ja osobiście nie znam nikogo, kto by się nie zakochał w swoim pierwszym komputerze. Naprawdę. Byłabyś pierwszym przypadkiem. Hmm. Chyba, że miałaś tylko takie z doskoku u kogoś.
Miałam tylko z doskoku. Powiem więcej, Amigę też na początku miałam tylko z doskoku. Ja sobie pierwszą Amigę kupiłam, nie wiem, w 2000 chyba dopiero. Nie miałam kasy, więc wszystko było z doskoku. Ale byłam w o tyle innej sytuacji, że wychowywałam się w muzeum miar i wag.
Ja zabawki liczące, ważące, mierzące i tego rodzaju rzeczy miałam od maleńkości, zanim jeszcze umiałam prawdopodobnie pisać i czytać. Czyli byłaś otrzaskana z techniką. Więc nie imponowało mi to, że jest maszyna, która umie zrobić to czy tamto.
Ona musiała to zrobić tak, żeby zrobić na mnie wrażenie. Więc dopiero, rozumiesz, dopiero Amiga. Ja wcześniej grałam na Atari. Na Atari grałam w Hammurabi'ego wcześniej, wcześniej w tymi pecetami, tam, nie wiem, 286 to chyba było, czy nawet jeszcze starsze jakieś.
Pierwsza tego rodzaju maszyna, jaką widziałam tak, wiesz, no nie w muzeum czy coś, to był, nawet nie pamiętam co to było, ale to była konsola do gier wideo, w tym klasycznym rozumieniu. Na automatach przecież grałam dużo wcześniej.
Jeszcze jako zupełnie małe dziecko były te flipery. I centipede było. Ten wąż taki, co tak schodził. Tak. I tam rzucało się pieniążek, dziadek mnie zabierał, on tam sobie gadał z jakimiś ludźmi, a ja sobie po prostu łupałam w to centipede straszliwe.
Potem właśnie w te flipery, dziadek nie bardzo chciał, żebym grała we flipery, bo wtedy się człowiek bardzo ekscytuje i krzyczy i potrząsa urządzeniem, a w te takie zwykłe z joystickiem konsole, to mniej było tej agresji fizycznej.
No chyba, że to bijatyka była, no to wtedy wiesz, to inna sprawa. No ile ja miałam lat, tam, nie wiem, 6 czy coś, no bez przesady. I ta pierwsza to był właśnie, nie pamiętam jaka to była konsola wideo, ale pamiętam, że właśnie sąsiadka, dzieci, to się podłączało do telewizora, te telewizory były wtedy jeszcze...
Niezbyt barwne pewnie. Tak. Przed wszystkim one były wypukłe i wszystko inaczej było. I tam jeździliśmy takim samochodzikiem, pozioma gra, jechało się od lewa do prawa i były takie dołki, które trzeba było poprzeskakiwać i balet w drewnach.
To Moon Patrol chyba. Brzmi jak Moon Patrol i to chyba był Moon Patrol, teraz nie mogę sobie przejść. No James Bond, bo James Bond też był podobny, tylko się jechało z lewej na prawą. Ale nie, w Moon Patrol też się jechało z lewej na prawą.
Zawsze wszystko się idzie, idzie się w prawo zawsze. Jak któregoś dnia zobaczę tę grę, którą myśmy wtedy właśnie jeździliśmy tam wtedy u tej cioci, bo to nie były sąsiadki, to wszystko były ciocie i wujkowie. Tak, no ci z komputerami to rzeczywiście.
No ja też w podstawówce miałam do czynienia z właśnie z tymi starymi pecetami, gdzie można było grać na przykład w Snoopy'ego, ale przede wszystkim w Prince of Persia. O właśnie, bo cię chciałem zapytać, jaka gra na początek.
Ja miałem Prince of Persia na Amidze, to była pierwsza. Jeszcze podłączone do takich, wiesz, fajnych głośników dużych. Także jak ta krata się zatrzaskiwała, i się zaczynało biegać. Tak, a potem ten obleśny dźwięk tego przecinania.
Tak, ale on był naprawdę taki soczysty, nie? Tak, uch. Jeszcze mi się zawsze to bieganie podobało, takie tap, tap, tap, tap, takich bossych stóp, naprawdę świetna gra, świetnie dopracowana. No i animacja. Była super. Po ciemku z zamkniętymi oczami.
Mieliśmy w podstawówce pracownię i tam właśnie można było grać w Prince of Persia, czarno-białe monitory, wszystko to, więc tam jest ten moment, w którym musisz wybrać, który wypijesz elixir. Tak. Tak naprawdę nie widzisz koloru, więc to fifty-fifty się ginęło trochę.
Ale to nie była moja pierwsza gra. Moja pierwsza gra to właśnie było to, że jedziemy tym samochodzikiem i skaczemy. Potem grałam bardzo dużo w Tetris, bo koleżanka dostała peceta od rodziców. A co z lemingami, przepraszam bardzo? Później, dużo później.
Później? Amigę pierwszy raz zobaczyłam w dziewięćdziesiątym chyba drugim roku. Nadal będę obstawiać, że jestem starsza od ciebie i w którymś momencie odsłonimy ten sekret. Dobrze. Bo ja grałam też na klawiaturze, grałam w Prince of Persia.
Pierwszy raz widziałam Atari, prawdopodobnie Atari, dlatego, że pamiętam grę Hammurabi. I pamiętam, że ona mi nie zaimponowała jakoś wstrząsająco, bo umówmy się, to wyglądało tak jak trochę, nawet mam wrażenie, że trochę gorzej niż telegazeta.
No to trochę takie było, wiesz? W telewizorze. Tak, to były ramki, teksty. Pamiętam, że było chyba przetłumaczone na polski, ale tutaj głowy nie dam. Graliśmy z rodzicami u kumpla z podstawówki. Tak, to było w podstawówce i on tam, tak, podłączony do telewizora, i właśnie graliśmy w tego Hammurabi'ego.
I to była bardzo fajna zabawa dla ludzi w każdym wieku, a dla całej rodziny była także super. Problem z grafiką wtedy to był taki, że trzeba było po prostu się z tym pogodzić. Dzisiaj to już jest ten rozdział, że są ci, którzy absolutnie to odrzucają, bo to, wiesz, ta stara grafika, nie.
Nie, nie, nie, nie, nie. Jest ta grupa, która tak, wiesz, patrzy sobie na te piksele. Ale w to się fajnie gra, nie. Ale w to się fajnie gra. I sobie gra. Absolutnie tak. To grywalne było w opór. I to w pamięci mięśniowej zostaje.
Jak ja po wielu latach przerwy usiadłam do, nie wiem, do wielu rzeczy, kurde, no powiedzmy do tych pinballi. W ogóle nie miałam problemu, to mi zajęło dwie minuty i po prostu znowu grałam tak jak kiedyś. I szlifcy wytrzymają? Teraz te współczesne? Teraz mam wrażenie, że bardziej szkoda mi klawiatury niż kiedyś.
Nie wiem czemu. Być może dlatego, że w międzyczasie musiałam ileś klawiatur naprawić i teraz patrzę na to inaczej. Się przychodziło ze szkoły, wiesz, torba w kąt i dawaj. I jedną grę, nie. I jedną grę jakąś tam, bo wtedy nie było za dużo.
Więc tam się upało w te gry po wiele godzin cały czas w te same. Się tam te wyniki maksowało i tak dalej. A jak jeszcze ktoś przyszedł i można było grać na przemian, to już w ogóle to był czad, jak się można było z kimś tak trochę porywalizować, wpisać się na tę listę.
Te trzy literki, każdy miał swoją ksywę na trzy literki. Dlatego ja mam taką ksywę, że ma trzy literki. Ale serio to z tego jest, żeby na listach się wpisywać? Czy tak ci wyszło przypadkowo? To się złożyło kilka rzeczy. Szukałam sobie ksywy, żeby była trzyliterowa, żeby móc się wpisać w highscory.
A z drugiej strony chciałam jakby coś fajnego, żeby... Ja naprawdę mam na imię Kaja. To jest moje imię od urodzenia i ono samo w sobie brzmi troszeczkę jak ksywa i jest dość krótkie, więc skracanie krótkiego imienia jest w ogóle dość skomplikowane jako proces, bo musisz po prostu wybrać, którą literę kochasz najmniej.
Ciągle coś nie tak, ale z pomocą wtedy przyszedł mi program na Amigę, który się nazywał Say i szukałam, co jak wpiszę, to będzie brzmiało Kaja. To był ten syntezator taki, że można było sobie tam wpisywać. Jak ja tego zazdrościłem kuzynowi, że...
Ja chciałem z tego sobie samplę robić, żeby do muzyki swojej wygrywać. Jezus Maria, teraz mi przypomniałaś, że było rzeczywiście coś takiego. Było coś takiego, było 1500 rzeczy, były jeszcze takie highscore, co miały 3 litery, co się w ogóle tylko wpisywałam KKK.
Teraz wiem jako dorosły człowiek, że to nie był najlepszy pomysł. No zdecydowanie nie. Ale u nas nie. U nas nie, u nas to ten... Ale znowu, masz 6 lat, to nie wiesz takich rzeczy. Próbuję sobie przypomnieć jakieś jeszcze gry w międzyczasie.
Pamiętam, że grałam w Bubble Bobble. O, to było. Ja grałem tylko na tym, na C64. Miałam tylko i wyłącznie pożyczone komputery przez wiele lat. Albo właśnie chodziłam do kogoś grać, albo grać, bawić się komputerem. To nie tylko grać, bo to wtedy jeszcze człowiek rozpykiwał, jak działa ten system operacyjny, jak go można zhakować, co tu jeszcze można zrobić oprócz tego, co się da zrobić.
I to strasznie zostaje w człowieku. Też znowu w podstawówce, żeby móc więcej czasu spędzać w pracowni informatycznej, to wkładało się dyskietkę w taki sposób, żeby się komputer zepsuł i pani musiała cię zawołać z innej lekcji, zwolnić cię z jakiejś nudnej lekcji, żeby to naprawić.
Wszystko ogólne są sposoby. Tak. Praktyczne umiejętności psucia i naprawiania, po prostu miały wymierne korzyści z tego płynęły. Można było różne rzeczy robić. Różne rzeczy się robiło. Pamiętam też na Amidze był ten program, który tak troszeczkę rył ci dyskietkę, żeby ostatni raz z niej móc jeszcze sczytać.
Rozgrzać ją na tyle, żeby sczytać jeszcze te dane, zanim ta dyskietka umrze doszczętnie. Obrazy wracają. Boże, jakie ciepłe wspomnienia. Ale tam obrazy, a zapachy. Mi właśnie teraz, wiesz, do nosa mi uderzył zapach, który towarzyszył robieniu dziurek w dyskietkach, żeby przerobić 720 kilo na 1,4.
Robiło się otworek. Ja miałem specjalny taki kolec, który sobie na pracy technice zrobiłem w podstawówce i sobie go rozgrzewałem na gazówce i wtedy dziureczka i już dyskietka jest dwa razy większa. Ach, pięknie. No ja nadal mam najlepsze skojarzenia z zapachem, wiesz, cyny rozgrzanej.
I komputer też musi pachnieć tym, że pracuje i że jest ciepły, bo inaczej coś jest nie tak. Właśnie, taki rozgrzany, nie? Rozgrzana elektronika ma ten swój zapach taki. Kurczę, ale się rozmarzyliśmy się. Ale powiedz mi, właśnie, bo ja tak o tym retro to też nie bez powodu cię tutaj zahaczam, o to retro.
Bo prawdę mówiąc, nie wiem czy wiesz, dlaczego ja cię w ogóle poprosiłem tutaj o rozmowę. Nie mam pojęcia i w ogóle zapomniałam o cokolwiek spytać, ponieważ jestem ciągle w biegu, ale z przyjemnością się dowiem. No właśnie, bo widzisz, ja się zacząłem zajmować podcastami jakiś rok temu, no ale zanim zacząłem nagrywać swój, no to zacząłem słuchać jakichś tam innych.
No i trafiłem oczywiście na nerdy nocą. A, no widzisz. I zacząłem od sputników. No wiem, bo chyba, chyba po prostu gdzieś ktoś na grupie tak mówił, że posłuchajcie sobie o sputnikach, na nerdach. No to oczywiście zacząłem sobie słuchać, no i super, nie? To mi się bardzo podobało.
Ale potem trafiłem na starożytność. I to po prostu, wiesz co, ja to mam takiego hopla trochę na punkcie historii, zwłaszcza starożytnej, a zwłaszcza Rzymu. Ale tam o Rzymie to jeszcze, jeszcze trochę. Dojedziemy, dojedziemy do Rzymu.
Ale jak zacząłem sobie słuchać tego, wiesz, no to po prostu wsiąknąłem w to. No i później mówię sobie, kurczę, co to są za ludzie, nie? No wiesz, no spotkaj teraz kogoś, kto ci będzie w środku nocy opowiadał o tym, jak tam, wiesz, Sumeryjczycy tam walczyli z kimś, nie? Albo jak tam odkrywano, że otwór w domu, na środku służył do tego, żeby kurczaki tam się wychowywały, nie? No to mówię, kurczę.
Tak jest. Kto takie rzeczy umie, nie? No i zacząłem tam o was szukać informacji. Kaja, Kaja, skądś to kojarzę, nie? I właśnie wyszło mi gdzieś, że ktoś kiedyś o tobie wspominał, bo ja z kolei mam takich dwóch kolegów, Borsuka i Larka.
Nie wiem, czy ty ich kojarzysz. Oni właśnie mają jakieś tam swoje kanały. Borsuk teraz ma w ogóle jakieś Borsuk TV, tam robi live'y z przechodzenia jakichś gier. Larka pamiętam, bo Larek robi, robi gierki fajne. Tak, tak, tak.
I Softcik. On teraz w ogóle Joysticki produkuje, nie? W ogóle tam szaleństwo, nie? Kawał dobrej roboty robi, no. Tak, tak, tak. Naprawdę, solidne rzeczy. Zresztą z nimi już też tutaj rozmawiałem na tym swoim podcaście. I właśnie gdzieś ktoś kiedyś wspominał o tobie, że cię gdzieś spotkał chyba, wiesz? Nie wiem, czy na Pixel Heaven, czy na jakimś takim zlocie.
W każdym razie obiło mi się o uszy. Więc mówię, o kurczę, to jakiś retron. No i zacząłem tam szukać o tobie różnych informacji. W ogóle ci powiem, że ustalić na podstawie tego, co się znajduje w necie, czym ty się zajmujesz, to jest po prostu jakieś zadanie dla brygady agentów.
Bardzo się cieszę. Bo czytasz sobie, nie? O, grafika. O, obróbka głosu. O, retro, nie? O, jakieś artykuły w jakimś jednym fanzine, w drugim fanzine, w jakiejś kurczę, Republice, tak? Republikacja, przepraszam. Republikacja, nie? Republikację to sama założyłam, bo się męczyłam troszeczkę, że nie ma gdzie publikować dobrych wiadomości.
A na blogu znikają, więc będzie taki serwis, tak? Tak. I SNAFU, i to, i tamto, i DTP. To jedna osoba, czy to jest kilka, nie? Tylko się tak, wiesz, pokrywają imiona i nazwiska. Ale ustaliłem, że to wszystko ty. No i wtedy naszło mnie takie pytanie dosyć oczywiste.
Dlaczego w takim razie nie robisz podcastu o retro? Jest dużo podcastów o retro. No właśnie nie. No właśnie nie. Tak by się wydawało, bo ja nawet kilka znalazłem, ale z reguły to jest tak, że one są albo krótkie, w sensie, że ktoś tam zrobił kilka czy kilkanaście odcinków i już sobie dał spokój.
I chyba nie znalazłem żadnego, tak mi się wydaje, jeszcze działającego. Albo źle szukałem. Też może tak być, że po prostu nie znalazłem, bo wyszukiwarka w telefonie słabo działa, na przykład. Ale nie znalazłem za dużo tego typu materiałów.
No i tak się zastanawiałem, dlaczego ty, skoro tam, wiesz, jeździsz na te imprezy, bo akurat na YouTubie to znalazłem, nawet wywiady jakieś z tobą też są. Więc pod tym względem to tak. No. O wiem, wiem, dla Szafy z Grami, dla Łukasza.
Tak, no Szafa z Grami, to też. Bardzo fajnie, bardzo jestem zadowolona z tej rozmowy, akurat jest ekstra. A jeszcze do tego znalazłam ten, jakoś mniej więcej w tym czasie, kumpel, który nagrywał właśnie na początku lat 90. na swoją pierwszą kamerę VHS różne rzeczy i przysłał mi właśnie nagranie, jak pierwszy, czy tam, jeden z pierwszych razy, kiedy siedzę przy Amidze i gram w pinballa i mam to nagrane, mam materiał dowodowy na te dni, kiedy zakochiwałem się w Amidze na zabój.
To ja chyba nie mam żadnego filmu, jak gram przy moim Atari. Tam rzadko kiedy ktoś wchodził do mojego pokoju, wiesz, bo to było straszne miejsce wtedy. A ja byłam u kolegi i przyszedł drugi kolega, który miał kamerę i tylko dlatego, rozumiesz.
Trzeba grać u znajomych, którzy mają więcej sprzętu. No tak, no wtedy mniejszy wstyd, nie. Zawsze możesz powiedzieć, to nie jest mój pokój. Ja nie mam takiej góry czegoś tutaj i drugiej góry czegoś tam. Oczywiście, że masz, wszyscy wtedy mieli tej góry.
Oczywiście, że masz, ale to możesz powiedzieć, że nie masz, nie. Ale nie ma materiałów dowodowych, tak jest. No to mnie zaskoczyłeś. Myślałam, że jest więcej o retro, ale być może po prostu teraz są te różne media, nie, bo są podcasty, ja mam parę audycji na tematy, można je ogólnie rzecz biorąc powiedzieć retro i zamierzam w ogóle wrócić do tego wątku.
Na pewno są streamy, na pewno na Twitchu są i na YouTubie są jakieś streamy. Jeśli chodzi o YouTuba i o Twitcha, to tak, to tam się znajdzie sporo materiałów, ale takich, żeby sobie właśnie, wiesz, ktoś posiedział, powspominał jak to było, tak jak teraz przed chwilą sobie rozmawialiśmy.
Szafa z grami. Szafa z grami, tak, to się zgadza. I tam w ogóle, ja ci powiem, że szafa z grami to mnie wciągnęła. Ostatnio tam sobie oglądałem. Właśnie przez to, że wiesz, przygotowywałem te materiały o tobie, to zaraz, kurczę, poznajdowałem, znalazłem tą szafę z grami.
Szafa z grami jest świetna. Świetnie po prostu i jakościowo to są materiały pierwsza klasa. Super. Odpowiadając na twoje oryginalne pytanie, dlaczego... Dlaczego nerdy nocą nie są retro, to w gruncie rzeczy odpowiedź już była wcześniej, to znaczy ja się praktycznie nigdy nie byłam w stanie się zajmować jedną rzeczą naraz.
I znaleźć można na nerdy nocą audycję z ludźmi. Mam tam z Extendem wywiad, mam z Kaloszem fantastyczną rozmowę pełną wspomnień. To jest takie dobre retro ta rozmowa. Kalosz jest fantastycznym rozmówcą o Cytadeli. Rozmawialiśmy.
Czyli Cytadela to ten mokry sen amigowców o tym, żeby mieć duma. Jeden z licznych. I to jakby nadal ten sen jest śniony. Ale ostatnio już jest sukces. KK zrobił coś absolutnie fantastycznego. Widziałam niedawno. To właśnie na tej relacji z Pixel Heaven.
Ostatnio tam były chyba zajawki na tym pokazane. Tak. To był ostatni Pixel. To naprawdę powiem, że wow. Jak na to patrzyłem. Jednak się dało. Te wszystkie 20 lat zapewnień Amiga da radę zrobić. Amiga da wszystko radę zrobić. Wszystko da radę zrobić.
Naprawdę to musi być taki programista jak KK, który wiesz postanawia coś zrobić. On to po prostu robi. Magia. Czary z mleka. Więc nagrywanie podcastu tylko na jeden temat to nigdy nie było coś, co ja bym mogła robić. No bo sam powiedziałeś.
Jak próbujesz ustalić czym ja się w zasadzie zajmuję to znajdujesz pięć rzeczy. Jak jeszcze pogrzebiesz to jeszcze znajdziesz troszkę. I każda z tych rzeczy mnie interesuje. Czasu jest niestety tylko tyle. Bardzo nad tym ubolewam.
Doba jest za krótka i w ogóle czas jest za krótki. Życie jest za krótkie i w ogóle wszystko to jest źle wymyślone jak dla mnie. Ponieważ chciałabym móc każdej z tych rzeczy poświęcić wiesz wszystko naraz teraz. Rozumiem cię bardzo dobrze.
Już dostałam diagnozę i dostałam odpowiednie tabletki, żeby móc funkcjonować w świecie, w którym jednakowoż istnieje czas, którego nie rozumiem. I żeby móc robić różne rzeczy równolegle jednocześnie i jednocześnie także robić je po kolei, a nie wszystkie naraz.
I lepiej mi się żyje odkąd mam te tabletki. Wszystkie osoby, które męczą się w tym świecie zachęcam, żeby pójść po fachową pomoc, bo naprawdę można otrzymać coraz lepszą. I mogę nagrywać podcasty o wszystkim. Przecież to ja decyduję o czym będę nagrywać.
Więc będzie i o tym, i o tym, i o tym. I będzie o historii, i będzie o kosmosie, i będzie o przyrodzie, i będzie o ludzkich sprawach, które też mnie osobiście ogromnie interesują. Wszystko zależy od tego jakiego gościa zaproszę, albo jakiego gościa złapię na jakiejś imprezie, na którą jadę i o czym sobie będziemy rozmawiać.
Cieszę się, że moje problemy są na tym poziomie, że nie mogę się ze wszystkimi spotkać i nagrywać wszystkiego, co bym chciała. Ale już wiesz sprzętowo jesteś przygotowana. Podtrak, mikrofony, wszystko jest już w gotowości. W czasach, kiedy miałam tylko rekorder i wiesz, i mikrofon, to gdybym ich nie miała, to bym miała komórkę.
To jest jedna z tych rzeczy, które czasami człowiek musi inaczej się udusić. To znaczy, gdybym miała cokolwiek, to by to wystarczyło, żebym mogła nagrywać te rozmowy, bo tak naprawdę moje życie przed podcastem i moje życie z podcastem różnią się tylko i wyłącznie tym, że mam sprzęt do nagrywania i go włączam, kiedy z kimś rozmawiam.
Bo wcześniej po prostu wszystkie te rozmowy na tysiące fantastycznych tematów, po prostu zostawały, wiesz, między nami, albo w tym pokoju, albo coś takiego. A teraz, teraz mogę je także nagrać, obrobić i wrzucić innym ludziom, żeby też mieli enjoyment.
To byłoby za mało dla mnie. No tak, tak, tylko, że wiesz, ja nie mówię o tym, żeby zastępować nerdy, tylko robisz obok. Bo ja słyszałem, że to teraz tak się robi, że jak chcesz robić na różne tematy, to musisz mieć różne podcasty.
Tak, tak, tak, tak to się robi. Ja tak o sobie usłyszałem, bo ja mam właśnie, wiesz, tak trochę technicznie na swoim podcaście, plus mam te rozmowy takie, że mam jakichś ciekawych ludzi, z którymi chcę sobie porozmawiać, no to sobie robię te gadułki.
No i też ostatnio słyszałem, że o, tak nie możesz robić, bo teraz, wiesz, no są tacy, co tylko chcą te techniczne rzeczy, to po co im ten odcinek z rozmową, są rozczarowani, że akurat teraz trafia się taki odcinek, a nie ten, co oni by chcieli i tak dalej.
I że właśnie mam robić, wiesz, dwa osobne kanały, tutaj rozmowy, a tutaj technika, nie? No ale to, wiesz co, ja stwierdziłem, że to takie jest... Bo mnie i to, i to ciekawi, a po co mamy o to rozdzielać między, między te dwa jakieś kanały i pilnować obu i robić tylko takie, wiesz, zamieszanie trochę.
Powiem ci z pozycji całego mojego gigantycznego autorytetu wielkości dwóch mrówek, że możesz, możesz robić absolutnie wszystko, na co masz ochotę i tylko jakby trzeba wiedzieć po co. Bo tak jak o tym zacząłeś mówić, to jak ty go powiedziałeś, że nie możesz robić tego tak czy tak.
Kilka lat temu był Międzynarodowy Dzień Podcastów, jeden z dorocznych, już nie pamiętam w którym roku to było, gdzie wygłosiłam prelekcje na temat tego, jakie zasady obowiązują w podcastingu i w jaki sposób ja i moje nerdy nocą nie robią sobie z tych zasad absolutnie niczego, a co gorsza, nie ponoszą żadnych strat w związku z tym, że nie przestrzegają tych zasad.
I tak, to może faktycznie tak, mój autorytet wielkości dwóch mrówek jest dlatego, że jestem tym, jak to się mówi po polsku, enfanterible polskiego podcastingu. Ale wiesz co, jest rzeczywiście coś takiego, że są zasady, że na przykład musisz robić to, musisz robić to, musisz tak obrawiać, musisz tak robić, żeby wszystko było dobrze.
Ale to nie są zasady na tym poziomie, wiadomo, że jakby możesz nie obrabiać swojego podcastu i wtedy będzie mniej przyjemny do słuchania, tak, możesz nie zrobić obróbki dźwięku, możesz nie zrobić redakcji treści, możesz się nawet nie przygotować do nagrania, tak, wszystko możesz, tylko to będzie miało jakieś tam odbicie nad tym, jakim przeżyciem dla twojej publiczności będzie twoja audycja, tak, bo jak będzie męczącym, to po prostu będzie to jedyna wspólna przygoda, tak.
A jak będzie przyjemna do słuchania i będzie pozostawiać publiczność z jakimś takim trochę niedosytem, ale trochę z takim zadowoleniem, że spędziliśmy razem czas, to wrócą, wrócą po więcej. Więc jeżeli nagrywasz na przykład dwa rodzaje audycji, bo jeden jest, to są testy techniczne, a drugi to są rozmowy z ciekawymi ludźmi, no to masz także taką ścieżkę do wyborów, w której obcowanie z twoim podcastem, to jest obcowanie z tym, co ciebie interesuje i to też jest wartość i to całkiem duża, nawet powiedziałabym jedyna w swoim rodzaju.
Znaczy wiesz, ja dlatego się w ogóle tym nie przejmuję, bo ja w ogóle nie rozumiem takiego podejścia, który jest bardzo popularny i które mnie trochę, no może nie irytuje, ale tak mnie troszkę zaskoczyło, jak się zacząłem podcastami zajmować, że jest strasznie duża presja na to, żeby ten podcast czemuś służył.
Wiesz, że to nie jest tak, że ty nagrywasz, bo ci to sprawia przyjemność, bo chcesz sobie o czymś porozmawiać, bo po prostu utrwalasz jakieś swoje myśli i tak dalej, swoje hobby. Tylko to musi być tak, że ty musisz się wytrenować, musisz mieć cel biznesowy, musisz mieć wytyczone punkty.
I ja się zgodzę, że oczywiście takie podcasty też są na pewno potrzebne i one mają jakieś tam... Być może są ludzie, którzy są w stanie się zmobilizować do robienia czegoś na przykład stale czy regularnie, jeżeli nie mają planu i celu.
I ok, to jest też w porządku. Tylko nie róbmy takiego gatekeepingu, że jeżeli twój podcast nie robi tego, tego i tego i nie ma celu biznesowego i nie jest nastawiony na to, żeby pozyskiwać coraz to nową publiczność na takie, a takie sposoby, że coś jest z twoim podcastem nie tak, bo zupełnie nie.
To też jest tak, że jakby można pisać poradniki. Tak, no ale każdy podcast jest marką, bo każdy podcast jest jednak czyjś i jest o czymś zazwyczaj. Haha. No tak, ale to jest taka ta marka w pojęciu takim biznesowym, że ty musisz dbać o to, musisz tam wiesz rozwijać się, musisz mieć ten plan, jak to pójdzie, w którą stronę i tak dalej.
Można, ale jakby nie ma obowiązku. Tak, ale jeśli tego nie robisz, to jesteś wiesz, to nie jesteś poważnym podcasterem, to jesteś jakimś takim wiesz, mamelukiem takim. Wiesz co, każde takie gadanie, że na przykład właśnie nie jesteś prawdziwym podcasterem, albo nie jesteś prawdziwym graczem, albo to, to wszystko to jest gatekeeping i uważam, że należy z tym aktywnie walczyć, nie tylko machać na to ręką, tak jak, no bo machać na to ręką i tak będziemy, bo i tak chcemy robić to, co robimy, nie.
Ale moim zdaniem trzeba to aktywnie zwalczać, to znaczy każda osoba, która mówi, że coś nie jest prawdziwym czymś tam, bo to i tamto, w momencie kiedy obcuje z czymś, co robi ktoś wiesz, z pasją jakąkolwiek, z jakąś inwestycją ze swojej strony i z jakąś radością, która się z tym wiąże, to są osoby, którym po prostu trzeba powiedzieć, że nie robią dobrze ani w artystę, czy w człowieka, czy w twórcę, w kogoś kto to robi, ani nie robią dobrze w środowisko, ani nie robią dobrze dla siebie i tak naprawdę ich zachowanie jest naganne.
Tak uważam. No tak, tak, tak, trochę jest, nie? Fight me on this, ale ja wiem, że mam rację, to znaczy mówienie ludziom, że ich podcast nie jest prawdziwym podcastem, tylko dlatego, że i tutaj lista zasad, które są bardzo arbitralne, to znaczy wymyślone przez kogoś innego, a nie przeze mnie.
To znaczy, ja to czego się nauczyłem przez ten rok, kiedy robię ten swój podcast, to jest właśnie to, że możesz robić zupełnie co chcesz, bo są też takie zasady, ja teraz też próbowałem na przykład przez dłuższy czas ustalić, co jest ważniejsze, czy to o czym mówisz, czyli treść, czy forma, czyli jak to nagrywasz, jak to przedstawiasz, jak to obrabiasz, nie? Bo tu są jak zwykle takie rozjazdy i są tacy, którzy mówią, że obojętnie jak nagrasz, czym nagrasz, nawet ziemniakiem, tak, byle było ciekawie, jest spokoj.
A drudzy mówią, nie, bo jeśli nie mówisz dobrze, nie mówisz, nie wiem, wyraźnie na przykład, nie mówisz interesująco i tak dalej, no to uratuje cię sprzęt. Kupisz super mikrofon, super sprzęt, nagrasz to, to już będzie, wiesz, głos jak z radia i to cię ratuje.
I to są takie, wiesz, te dwie skrajności, jak zwykle ze skrajnościami bywa, no to prawda jest gdzieś po środku, nie? Czyli no musisz zadbać trochę jednak o coś, żeby no ludziom na przykład było po prostu przyjemnie, nie, tego słuchać.
Nie możesz mieć wszystkiego gdzieś tylko dlatego, że wiesz, no ci się nie chce, bo zwykle to tak jest, że nie robię tego, bo mi się nie chce, bo to szkoda czasu i tak dalej, i tak dalej. I wrzucasz na przykład jakieś nagranie, gdzie jest pełno popów, nie, gdzie wiesz, wszystko syczy, gdzie wszystko szumi.
I no nawet jeśli ty mówisz tam ciekawe rzeczy, to mi osobiście jest ciężko tego wysłuchać. A jak sobie jeszcze pomyślisz, że kurczę, jeszcze teraz masz 20 odcinków nagranych tak samo, źle, no to to nie jest, nie jest dobrze.
Ja już zdarzało mi się naprawdę, że jak był ciekawy podcast, to ja sobie zgrywałem mp3, ja sobie obrabiałem, żeby móc ich słuchać. Naprawdę, robiłem już takie rzeczy, ale to nie świadczy dobrze od twórcy, któremu się nie chciało tego zrobić, żeby to było przyjemne w odbiorze, nie.
To zależy jaki kto ma cel troszeczkę. No ale celem jest chyba to, żeby ktoś cię wysłuchał. No więc różnie z tym bywa. Kiedyś robiłam znowu prelekcję o tym, jak robić takie podcasty, żeby ludzie chcieli ich słuchać. I ona była strasznie długa.
Ja ją muszę kiedyś nagrać osobno i na przykład wydać ją jako szkolenie albo coś takiego. Przy czym ja to zawsze mam problem z monetyzacją, bo ja bym najchętniej wszystko rozdała za darmo i dzięki temu miała jakby lepsze rzeczy dookoła, ale niestety nie da się jeść wtedy.
Tak, mam tak samo. Potrzebuję także niestety zapłacić rachunki i jeść, a wszystkie te rzeczy zabierają czas. Ale pytałam na początku ludzi, znaczy proponowałam, żeby zadali sobie pytanie, dlaczego w ogóle robią podcast i po co go robią.
I że to są dwa osobne pytania. I jeżeli ktoś robi na przykład podcast z potrzeby serca albo to jest dla kogoś narzędzie ekspresji, takie w gruncie rzeczy porównywalne do tego, że nie wiem, masz bloga i piszesz. Albo malujesz obraz po prostu.
Malujesz obrazy albo właśnie nagrywasz podcast albo piszesz piosenki, nie wiem, no są rzeczy. Jaki masz cel tworzenia tego podcastu, to też można znowu mieć różne. Można mieć taki cel, że chcę mieć dwa tysiące osób, które mnie słuchają i potem coś z tymi osobami robić albo nie, ponieważ nie ma obowiązku robienia z ludźmi rzeczy.
Możesz mieć to właśnie jako swoje narzędzie biznesowe czy marketingowe do jakiegoś swojego biznesu. I to też jest ok. Jakby ten środek komunikacji, jakim jest podcast, nadaje się do mnóstwa rzeczy. Jak człowiek sobie zada te pytania i będzie wiedzieć w zasadzie dlaczego decyduje się na podcast akurat jako medium i jaki cel chce osiągnąć, to wtedy jest prościej.
Bo na przykład wyobrażam sobie, że istnieją w kosmosie takie osoby, które potrzebują wydać podcast po to, żeby mówić, że mają podcast i nie zależy im ani na słuchalności ani w zasadzie na niczym. Tylko żeby było. Tylko żeby było i wtedy jeżeli ci nie zależy na tym, żeby ludzie mieli przyjemność ze słuchania tego, to zostawiasz te wszystkie yyyy i te wszystkie mlaśnięcia i klaśnięcia i ten podcast nie jest sympatyczny do słuchania, bo po prostu jest fizycznie męczący wtedy.
I jakby ok, ale jakiś tam cel swój w rodzaju, że wydałem podcast i teraz mogę powiedzieć, że wydałem 50 rzeczy, a wśród nich podcast i masz, wiesz, splendish jest, jest spoko, a to, że nikt tego nie słucha drugi raz, nie wraca do tego, to jest jedna rzecz.
W sumie o tym nigdy nie myślałem w ten sposób. No może, może, nie wiem. Jak już chce się robić, to trzeba to robić tak, żeby samemu mieć z tego przyjemność, więc jeżeli masz przyjemność z tego, że wypuszczasz podcast, który jest nieprzyjemny, no już nazwijmy sprawy po imieniu, jest męczący do słuchania, no to ok.
To jakby nie będę słuchać, jakby to nie jest dla mnie, a też ja jako publiczność nie oczekuję rzeczy, których mi się nie obiecało, bo dużo gorzej się czuję, jak ktoś mi obiecuje, że fascynujący będzie teraz, fascynująca audycja, a ja po pięciu minutach po prostu twarz mi spływa i nie czuję się ani trochę zafascynowana, ani nic takiego.
Więc jeżeli ktoś mi obieca, że teraz będzie trudna rozmowa na jakiś tam temat, to ja jestem gotowa na trudną rozmowę, ale jak ktoś mi powie, że ona jest wesoła i nie wiem, fascynująca, a nie jest, to wtedy ja się czuję jako odbiorca, ktoś mi ukradł mój czas, a czas jest jedynym zasobem nieodnawialnym.
I nie chcę, żeby ktoś mnie ograbiał z czasu. To jest nie fair. Więc znowu, tak, zastanawiasz się, co chcesz osiągnąć. Ja rozmawiam z ludźmi przez całe życie dużo i lubię słuchać, jak coś jest ciekawe, a fizycznie nie jestem w stanie słuchać i się skoncentrować, jeżeli coś nie jest ciekawe.
To, czy coś jest ciekawe, czy nie, to jest w ogóle osobny worek ze smokami, bo... No to jest jakby w ogóle coś, czego tak się trudno nauczyć w ogóle. Trudno komuś powiedzieć, jak on ma mówić w interesujący sposób. Jest kilka sposobów.
To znaczy, jeżeli cię coś autentycznie kręci i znasz się na tym wystarczająco dobrze, to nie musi być bardzo dobrze, ale wystarczająco dobrze, jeżeli coś cię kręci, to jesteś w stanie zarazić ludzi, którzy cię słuchają swoim entuzjazmem do tego.
Oni mogą nic nie zapamiętać, ale wiesz, dajesz im w gruncie żyw przeżycie. Dla mnie rozmowy z ludźmi to jest jakieś tam przeżycie, z którego ja chcę też coś mieć. Fizycznie nie jestem zdolna uczestniczyć w rzeczach, które są nudne, ponieważ tak mam skonstruowany płat czołowy.
Dowiedziałam się niedawno, że to nie jest moja ekscentryczna cecha charakteru, tylko to jest absolutnie moje fizyczne uwarunkowanie. I bardzo się cieszę, bo dzięki temu moje alibi jest mocniejsze. I podcast też jest jakimś przeżyciem.
To znaczy, to jest moje przeżycie, jak ja z kimś rozmawiam, przeżycie tego kogoś, kto mi opowiada o czymś. Ja robię taki podcast, że jestem gospodynią swojego gościa, czy swojej gościni i rozmawiamy na jakiś tam temat, na który ja czasem udaję, a czasami nie udaję, że nie znam się na nim wystarczająco dobrze.
I dzięki temu jest ciekawa rozmowa, bo jak ja będę wiedziała wszystko, to po co mi gość, nie? I jeżeli ja chcę wypuścić jakieś swoje dzieło, to znaczy nie w sensie dzieło, że to jest wielkie dzieło Matejki, tylko po prostu płótna rzeczywiście ogromne, jak mawiał mój pan od Polskiego, to...
Bezlitasny był. To ja chcę, żeby ludzie, którzy słuchają mojego podcastu, mieli chociaż część tego przeżycia, które mam ja, kiedy rozmawiam z kimś, kto opowiada o czymś, co jest dla tego kogoś fascynujące i mnie to zaraża.
W związku z czym dbam o to, żeby to było przeżycie, wiesz, na tym każdym poziomie, w sensie, żeby to zmysłowo było fajne, żeby tego się przyjemnie słuchało. Robię to najlepiej jak umiem i też uczę się w czasie. Jakościowo mam górki i dołki, bo z różnych powodów.
Cześć kocie. Nauczyłam się, wiesz, lepiej obrabiać, a potem zmieniłam mikrofon, musiałam się nauczyć od nowa i tak dalej. Mam kilka odcinków, które nie mają wystarczająco dobrej jakości, ale tak, znaczy, wystarczająco dobrą, ponieważ ludzie tego słuchają, odnoszą się do tego i się cieszą z tych audycji, ale ja nie jestem zadowolona.
No ale to jest też osobna ścieżka. To przeżycie, to ja myślę o tym, z czym chcę zostawić kogoś, kto był tak dobry i wydał ileś godzin swojego życia na to, żeby spędzić czas przy naszej rozmowie, więc przyjemne do słuchania, żeby to było ciekawe, żeby tam nie było dłużyzn, żeby wyeliminować wszystkie rzeczy, które nie są niezbędne i do przeżycia i doniesienia jakiejś tam treści, no bo każda z tych rozmów jest o czymś.
I co człowiek zapamięta, to jest jego sprawa, ale to jak się człowiek będzie czuć po wysłuchaniu podcastu, to już jest sprawa, na którą mam trochę wpływu. Masz taką łatwość usuwania tego, co nagrałaś, bo ja na przykład mam z tym ogromny kłopot, żeby powiedzieć sobie, ach nie, to trzeba ciach, ciach i wyrzucić.
Szkoda jest tego, bo tak mówię sobie, no to jednak była ta rozmowa, ja o tym mówiłem, gość o tym wspomniał, no tak jakoś mi szkoda tego usuwać. Nie mam jeszcze tej łatwości. Ja tu mam taką wewnętrzną redaktorkę i po prostu wiem, że niektóre rzeczy są wartościowe dla kogoś, kto nie był tu i teraz, albo są ciekawe, albo są częścią tego przeżycia, a niektóre rzeczy zupełnie nie są.
Nawet zobacz, nie masz problemu z tym, żeby wyrzucić z nagrania tego fragmentu, w którym ktoś kaszle. No nie, nie, nie. Nikomu to kaszlenie nic nie daje. Są też takie fragmenty rozmów, z których nic nie wynika, nic nie wnoszą.
Myśl nie została skończona na przykład i w związku z tym to była część rozmowy. Bo jest też wiele rzeczy, które przechodzą bez problemu w rozmowie na żywo, albo jak robisz wykład, albo gadasz z kimś na imprezie, ale podcast to też jest pewna formuła.
No taka odrębność jednak, nie? Ma wszystko. Tak, to jest nagranie, ono będzie całe i ono już będzie zawsze takie, jak je wypuścisz, tak? To jest zamknięta forma też, nie? Wiadomo, możesz wrócić, wyedytować, ale to już jest z tyłu sklepu.
Ale tak naprawdę to jest zamknięte, to nie jest coś, co możesz sobie dowolnie edytować za pół roku, jak zmienisz stanie i wypuścić. No to już jest właśnie to dzieło. To jest właśnie to dzieło, jakkolwiek by na to nie patrzeć.
To jest już to dzieło, to ono jest zamknięte i ludzie, którzy wysłuchają w pierwszym miesiącu, ty po dwóch miesiącach coś zmienisz, oni nie będą tego słuchać drugi raz. To już poszło, to już jest. W związku z czym, znowu jak lecę na przykład przez nagranie, to staram się, żeby takich momentów było jak najmniej, no bo znowu to jest podcast, możemy się przygotować z moim gościem, możemy mieć listę w punktach i jakby też troszeczkę moje zadanie jako gospodynie jest takie, żeby dopilnować, żeby mój gość dokończył myśl, od której już zaczyna odpływać, ponieważ tak super nam się gada, tak? Ale tak, żeby podgonić, więc żeby te owieczki jednak szły w jedno miejsce i jak tego nie dopatrzę, no to czasami jest to mój błąd, a czasami to po prostu trzeba wywalić, no.
Nie będzie tego, to nie będzie część przeżycia, którą będzie miała publiczność podcastu. To jest coś, czego ja się jeszcze muszę nauczyć, jeśli chodzi o takie nawet sterowanie trochę rozmową, wiesz, bo ja tutaj, wiesz, żeby nie było, to ja tu mam.
Ja tu mam listę, nie? To nie jest tak, że ja cię tak, wiesz, puszczam luzem i mówimy o czymkolwiek. Staram się trochę tym sterować, ale faktycznie ja mam coś takiego, że w momencie, kiedy zaczynam się ekscytować tym, co ty mówisz, bo na przykład, wiesz, robimy te dygresje takie na różne tematy ciekawe i mnie to strasznie fascynuje już.
Ach, kurcze, stare komputery, możemy gadać do północy, nie? Na ten temat. Tak, tak. I faktycznie spróbuję zrobić coś takiego, że jak będę sobie edytował ten dzisiejszy odcinek, to zobaczę, czy tam niektóre z tych dygresji rzeczywiście można by wtedy troszkę skrócić albo usunąć nawet.
Zobaczymy, to może taki eksperyment będzie. Bardzo dobrze, będę materiałem eksperymentalnym. Ja to mam naprawdę troszeczkę prościej, bo jednak ostatnio więcej, praktycznie wszystkie audycje, jakie nagrywam, to są na jakiś temat, tak? Więc my mamy w punktach rzeczy i patrzę, jaki jest następny punkt, bo do czegoś zmierzamy albo właśnie robimy sobie przerwę na siku i będziemy kontynuować.
To patrzę, czy odpowiedzieliśmy sobie na te pytania, które ja bym miała. Ja jako publiczność, no bo też znowu jako gospodarz, jesteś awatarem publiczności, musisz powiedzieć to wszystko i zadać te wszystkie pytania, których publiczność nie może, ponieważ może tylko słuchać podcastu, bo podcast nie jest na żywo.
Więc też masz takie zadanie, żeby jednak na to spojrzeć, żeby zobaczyć, czy pytania zostały zadane i czy odpowiedzi zostały udzielone w sposób satysfakcjonujący. Patrzę na następny punkt i dobra, czyli teraz będziemy rozmawiać o tym, zobaczmy, czy tu jeszcze coś zostało w tym poprzednim.
Nie, nic, ok, dobra, jedziemy dalej. I też znowu, to też jest formuła podcast. Ja mam dżingle na przykład i te dżingle przedzielają jednak nie losowo, tylko jednak w konkretnych miejscach ja je daję, a daję je w konkretnych miejscach po to, żeby i publiczność wtedy ma moment, żeby zrobić ten wdech-wydech i wie, że to jest koniec jakiegoś kawałka albo zapowiedź jakiegoś następnego, który się zacznie muzyczką.
No ale ty to robisz dopiero przy edycji, nie? Nie robisz tego na bieżąco. Nie, w trakcie się absolutnie nie da, bo też są takie audycje, w których skończyliśmy gadać na przykład ze złym majorem Witkiem i słuchaj, musimy jeszcze dograć tutaj trzy zdania o tym i wstawić je tam, bo zapomniałam o tym powiedzieć, a to jest jednak istotne.
Więc dogrywamy, ja muszę wyciąć, przełożyć, no to wiesz. Takich rzeczy jest tysiąc, znaczy jedna rzecz jest taka, że nagrywasz z potrzeby serca i robisz podcast, bo lubisz to, haha, ale jak zdajesz sobie sprawę z tego w jaki sposób, no sam słuchasz podcastów, prawda? Czego oczekujesz, czego się spodziewasz, co by cię drażniło, to jakby robisz tak, żeby u ciebie tego nie było, no i tyle.
Ja mam taki przykład, o Jezu, słucham jakiegoś podcastu, słuchałam go przez chwilę, nie zapamiętałam ani kto to robi, ani jaki był tytuł, ale zrozumiałam jakoś, czytając, że osoba, która to prowadzi, nie pamiętam czy zajmuje się storytellingiem, czy narracją, czy czymś takim, nie pamiętam kto to był.
I puściłam sobie ten podcast i faktycznie gościem był jakiś człowiek, który też się zajmuje przemawianiem i pracą z publicznością, więc świetny zestaw, tak? Jedna osoba, która wie o co chodzi w tym, co się chce przekazać i druga, która umie to robić i zna techniki wręcz, nie? Czyli takie combo śmierci.
Dobre combo. Poradzą sobie z wszystkim. Poradzą sobie ze wszystkim, a ja, jako znowu osoba z publiczności, dowiem się rzeczy, które mogą być dla mnie przydatne. Puściłam sobie ten podcast i nie wiem, chyba 7 minut wytrzymałam, nie pamiętam, ponieważ gospodarz zadał jakieś pytanie, ewidentnie miał przygotowane pytania, co się chwali, zadał jakieś pytanie swojemu gościowi, gość odpowiedział najlepiej jak mógł, no naprawdę super się słuchało tego gościa, po czym gospodarz powiedział, a co byś powiedział o czymś tam, o czymś tam.
I takie niezwiązane pytania, takie z kartki przeczytane. I po prostu ja usłyszałam, to jest taki, wiesz, tłuczone szkło nagle masz w głowie, po prostu szyba pęka. Ten człowiek, gospodarz, nie słuchał swojego gościa, nie obchodziło go, co on powie, nie ma pytania, nie jest, nie ma feedbacku, nie ma, nie ma między nimi żadnej dynamiki.
Zadaje pytanie, a potem mówi, aha, a teraz to, a teraz to. I wiedziałam, że ja nie chcę uczestniczyć w tym przeżyciu, ponieważ będę się bardzo irytować. Ja staram się tego nie robić u siebie, ale... Ja osobiście mam dokładnie takie same właśnie odczucia jak słucham wywiadu, który nie jest wywiadem, tylko jest odpowiadaniem na pytania.
Tak naprawdę. To nie jest, nawet nie, może to nawet jest wywiad, a nie jest to rozmowa. Bo rozmowa to jest taka, że ty o coś pytasz, ja odpowiadam. Potem nawet ty możesz zapytać, ja odpowiadam, a to ja pytam, ty odpowiadasz.
I no wiesz, my mówimy o czymś, o czym sobie tam ustaliliśmy, ale to jest jednak jakaś wymiana myśli, że ty coś mówisz, ja coś mówię. No i ja bym właśnie tak chciał podchodzić do tego typu rozmów. Bo takie odpowiadanie na pytania to jest tak jakbyś nagrywała po prostu materiał coachingowy.
Tak nagrywasz, ktoś sobie wiesz to przesłucha, to pozna odpowiedź na pytanie A, na pytanie B, na pytanie C, dowie się tam czegoś. No i dobra, nie można powiedzieć, czasem pewnie to jest nawet jakaś wartość dodana z tego. Bo faktycznie jeśli się goście przygotowali, no coś z tego wyciągniesz.
Ale żeby to było przyjemne w słuchaniu i żebyś się w to wciągnęła, no to już nie. To jest bardziej jak słuchanie takiego wykładu, na który musiałaś przyjść, siedzisz sobie, aha, aha. Ale ok, materiały szkoleniowe też są potrzebne i podcast też jest dobrą formułą do tego, żeby dawać ludziom materiały szkoleniowe, których mogą sobie posłuchać w trakcie jak robią coś innego.
Super, ale jakby trzeba wiedzieć co się robi i co się chce osiągnąć. Te wszystkie takie rzeczy właśnie. Więc tak, dla mnie, dla mnie osobiście przeżycie, jakie mogę zaproponować mojej publiczności, które niekoniecznie będzie tym, co publiczność będzie przeżywać, no bo to nie jest ten teatr tych laleczek ciągniętych za sznurki.
A marionetek? Tak jest, to takie nie jest. Ja tu robię coś tak, jak ja bym zrobiła dla siebie, najlepiej jak się da w danych warunkach i tak dalej, no bo wiadomo, nie zawsze jest niedziela, ale ja robię coś, z czego ja bym miała przyjemność i liczę na to, że ludzie są niektórzy tacy jak ja i to jest moja publiczność.
W związku z czym, jeżeli ja bym się przy tym dobrze bawiła, to być może ludzie, nie wiem, pod jakimś względem tacy jak ja, też będą mieć z tego frajdę. I o, jak mówiłeś o tych rzeczach, co musisz robić jako podcast. To jest te 55 list o tym, jak powinien prawdziwy podcast wyglądać i w jaki sposób się powinien rozwijać.
I nigdy w życiu nie zrobiłam sobie żadnej reklamy, ani niczego takiego. Sposób w jaki nerdy nocą się rozchodzą po świecie, zasada się tylko i wyłącznie na tym, że ktoś komuś je poleci. Tak, ja potwierdzam, bo ja tak samo się dowiedziałem gdzieś, po prostu znalazłem link.
Ej, tutaj gadają o sputnikach, nie? Posłuchajcie sobie o sputnikach. Jesteś częścią, tak, tego wielkiego łańcucha. Ja wypuściłam audycję pierwsze. Pierwsze były z Radkiem Teklakiem, który jest fantastycznym rozmówcą i ja z nim mogę godzinami o czymkolwiek.
I musieliśmy sobie specjalnie znaleźć temat taki, który będzie miał jakąkolwiek strukturę poza nami, dlatego rozmawialiśmy o serialach. Ponieważ to była rzecz, którą mogliśmy zrobić po kolei, nic nie zgubić po drodze i jednocześnie rozmawiać, ponieważ naprawdę, możemy godzinami.
I naprawdę polecam, jeżeli ktoś chce mieć znakomitego gościa w podcaście, to Radek jest, wszystkie pieniądze. I wypuściłam tę audycję i on wysłał swoim znajomym, ja wysłałam swoim znajomym. Minęło niewiele czasu i jakby rozeszło się to, jak jakieś takie niechorobliwe porównanie.
Teraz wyleciały mi wszystkie z głowy, bo jest późno, ale rozeszło się. Rozprzestrzeniło się, jak COVID po świecie. Dziękuję ci bardzo, zupełnie niedrastyczne porównanie, właśnie takie. Może bolisz dżumę. No prawda? Tak. Pożary też nie, nie, nie, no nie wiem.
Jak coś w każdym razie rozprzestrzeniło się, bardzo szybko. Viralowo, viralowo się rozprzestrzeniło. Znaczy nie wiem, czy viralowo, ale ludzie sobie polecają. I teraz znowu, jakby w tej metodzie docierania do publiczności, mówiąc tym profesjonalnym językiem podcastu, jest ukryta jego największa zaleta.
To znaczy ludzie polecą coś, co im się podobało. Jak się im nie podobało, to nie polecą. Jak im się podobało, to polecą komuś, komu sądzą, że też się spodoba. Szanse na to są wysokie, bo ludzie się znają nawzajem. W sensie, dobra, jeżeli temu mojemu koledze się coś podoba, to ja wiem, że mi się nie będzie podobało, to więc powiem okej, okej, okej i nie posłucham.
Ale tamtej mojej koleżance, wiem, że mi się podobają podobne rzeczy, to spróbuję, skoro ona robi coś tak dużego, jak powiedzenie na głos, że coś jej się podobało i że ona mi poleca, to jest duży ruch wbrew pozorom. Ludzie nie szafują tak bardzo swoimi aprobatami wbrew pozorom.
Tak, no bo to troszkę bierzesz na siebie odpowiedzialność, że mówisz, że to jest fajne, a ktoś mówi, no stary, no przecież to nie da się tego słuchać, to co ty mi tu polecasz. I twoja wiarygodność cierpi tak naprawdę. Tak, więc znowu wygrywasz na tym, że ludzie, którym ty się podobasz, polecają się ludziom, którym się podobają podobne rzeczy i zawsze w gruncie rzeczy będę miała więcej zadowolonej publiczności niż niezadowolonej.
To będzie duża różnica, zawsze będzie parę osób, którym się nie podoba. Jest jeden człowiek, któremu się rozumiesz nie podoba mój śmiech i on z jakiegoś powodu wysłuchał kilkadziesiąt audycji, w których każda zaczyna się od piętnastosekundowej rozbiegówki, w czasie której ja się śmieję.
I ten człowiek się rozumiesz z własnej woli męczył, żeby posłuchać, żeby mu się dalej nie podobało, a potem jeszcze żeby mi napisać, że nie podoba mu się mój śmiech i mogłabym się nie śmiać. I w ogóle to najlepiej, żeby mnie nie było w tym podcastie.
Po co ty robisz podcast? Mogłaby cię tam nie być, w ogóle byłby lepszy wtedy. Tak, byłby lepszy, gdyby mnie nie było w nerdach nocą, które nazywają się nerdy nocą, tak, bo to jest moi znajomi i ja. No ale to, wiesz co, poczta pantoflowa to nie od dzisiaj jest takim najlepszym nośnikiem.
Najlepsza jest poczta pantoflowa. Tak, no polecenie przez znajomych to jest po prostu najwyższa forma takiego komplementu, bo to, że ty się wiesz, rozreklamujesz, wykupisz reklamy na Facebooku, czy gdziekolwiek, porozsyłasz newslettery i tak dalej, no to wiadomo, że tak z marketingowego punktu widzenia to jest rzeczywiście skuteczne zazwyczaj, jakoś tam.
Ale żeby właśnie zdobyć taką publiczność stałą, że ktoś cię rzeczywiście będzie słuchał, bo jemu się to spodoba, a nie dlatego, że kliknął w link albo dostał na maile taką informację, no to rzeczywiście to wydaje się być bardziej długofalowo skuteczne niż tylko opłacanie jakichś reklam, bo tak to też zdobędziesz jakąś tam część, audytorium, to na pewno.
Zależy, na czym ci zależy, bo jeżeli chcesz, żeby jak najwięcej ludzi miało świadomość faktu, że istniejesz, że twój podcast istnieje, no to faktycznie wykupujesz reklamy. Ludziom jak raz mignie nazwa twojego podcastu, to potem jak ją słyszą drugi raz, to będą już kojarzyć, że ją znają, nie? I to jest fair zabieg.
Nie mówię nie, mi akurat na tym aż tak nie zależy, więc jakby nie czuję tej potrzeby, więc tego nie robię, ale jeżeli będę chciała to zrobić, to wiem jak. Następna rzecz, bardzo ważna w podcastach, ludzie, którzy ich słuchają, subskrybują se RSS-a w apce do słuchania podcastów.
Mam tak, mam tak. Tak, tak, ja także. I jeżeli mój ulubiony podcast z jakiegoś powodu, albo jakiś, który go słucham, nie wyda czegoś w tym miesiącu, to nie ma problemu. Przecież ja nie będę chodzić i odsubskrybowywać w tej apce, bo życie jest za krótkie, żeby bezpiecznie wyciągać urządzenia USB.
Nie będę chodzić i odsubskrybowywać i potem szukać, czekać informacji, kiedy oni wreszcie wypuszczą następny odcinek. Tylko umówmy się, jak ktoś Cię już raz dodał do swojego RSS-a, do tej swojej apki, to Ty już tam mieszkasz.
Już nic nie musisz robić, musisz tylko nagrywać następne audycje. Tak, no zwłaszcza, że wiesz, te apki mają mechanizm, że jak się pojawi nowy odcinek, to zaraz Ci skacze na początek. Więc ja rzeczywiście tak mam, że mam listę tam chyba 80 podcastów w tej aplikacji i większość ma po prostu już, wiesz, ostatni odcinek na przykład w marcu zeszłego roku.
Ale są, bo ja tam znalazłem ciekawe rzeczy. Może będę chciał wrócić, może się reaktywują i wrzucą coś nowego. Niech sobie to będzie. No to nie są tysiące rzeczy, żebym ja się tam miał pogubić na tej całej liście. Ale rzeczywiście to tak działa, że niestety jesteś teraz gdzieś tam właśnie na dole, bo dawno nie był.
Już niedługo, już niedługo. Liczę na to. Jestem, jestem już, o, wczoraj siedziałam, montowałam troszeczkę. Mamy nagrany odcinek, jest w produkcji, w sensie, teraz go tylko skracam z grubsza. Robię i montaż i redakcję. I teraz chyba jestem na etapie redakcji, a montaż będzie później, ale tak naprawdę częścią montażu jest skracanie tego, co sobie zostawiłam na później z tego pierwszego przebiegu.
Robię ten pierwszy przebieg, dobra, nazwijmy to tak. Właśnie, tu się możesz rozwlec na ten temat, wiesz, bo mnie to strasznie ciekawi, jak to obrabia. Także możesz sprzedawać jakieś triki, haki, coś takiego. To zaraz, to zaraz do tego wrócę.
Anegdota jest taka, że siedzę, ściągam, tam skracam, wyrzucam te momenty, kiedy poszliśmy sobie zrobić więcej do picia, albo trzeba było nagle kota przewinąć, albo coś. I jest taki moment, już jest godzina 58, no bo to mi się wyświetla w czasie nagrania na tym urządzeniu, a w moim programie do edycji widzę, że jest godzina 24.
Czyli wycięłam 20 minut nagrania, zbędnych rzeczy, a jeszcze wytnę, jeszcze będzie więcej wycięte z tego kawałka. I strasznie mi to rozśmieszyło, że tak się tak bardzo kurczy w produkcji. I to jest taki moment, że nagrałem sobie półgodzinny odcinek, taki zadowolony, aż mi pół godziny wyszło.
No i potem zacząłem sobie to ciąć. I te wszystkie embolofazje, mlaśnięcia, jakieś takie beztchnięcia. No i te chwile, żeby się zastanowić. Z pół godziny, słuchaj, 8 minut wywaliłem takich rzeczy. I mówię sobie, jak, no miało być pół godziny, jest 20 minut.
To niesprawiedliwe. Puść jakąś muzyczkę na koniec, to się dopcha. To jest niesprawiedliwe, że tyle tego uciekło. Ja to wolę. Wolę mieć łatwiej kijek pociankować, niż go potem pogrubasić. Wolę wycinać, niż martwić się, że mam za krótkie.
Ja wiesz co, nie mam czegoś takiego, że mam coś za krótkie. Mi też się jeszcze nie zdarzyło, ale wyobrażam sobie taką abstrakcyjną sytuację, w której mam coś za krótki. Pytałeś o proces. Właśnie, wracając do procesu. Bo wiesz co, w ogóle chciałem cię zapytać, tak.
To jest najważniejsze pytanie naszej rozmowy. O, dajesz, dajesz, czekaj. Bo wiesz co, mój podcast miał się skończyć w styczniu. Miałem przeświadczenie, że dobijam powoli do 50 odcinka. Więc w sam raz, żeby stwierdzić, że porobiłem sobie podcast.
Ciach. Bo nie mam już o czym robić. I co? Jesteś w stanie przestać? No i właśnie, jak już sobie tak postanowiłem, że a, dobra, zrobię sobie, nagram tylko ten 50 odcinek, że to będzie takie, wiesz, podziękowanie, bla, bla, bla.
Ale jak sobie już to postanowiłem, to później sobie pomyślałem tak, że warto by było jeszcze przepytać jakichś takich podcasterów, różnych ludzi. W tym jakichś technicznych przede wszystkim. No bo mam techniczny podcast, no to dlaczego nie porozmawiać z technicznymi ludźmi o tej technicznej stronie podcastowania.
Oczywiście, to się przyda. Tak. No i postanowiłem sobie wypisać, nie zrobiłem sobie listę, że tam na przykład tutaj realizator dźwięku, tutaj na przykład lektor, tutaj na przykład trenerka głosu. No i doszedłem do ciebie akurat.
To był ten moment, że wiesz, zacząłem szukać tych informacji na twój temat i mówię sobie, wrzucę Kaję. Bo ona, ona to jest taka, wiesz, dziwna, bo tak się wydaje, że ona to jest, znaczy w dobrym znaczeniu tego słowa, że ona, wiesz, i potrafi coś powiedzieć, i głos ma dobry, i jeszcze dodatkowo tak się wydaje, że jest techniczna.
Zapytam ją, wiesz, czego używa do nagrywania, jak obrabia, czy sama obrabia, czy lubi tę stronę i tak dalej, i tak dalej. I to mam zaznaczone tutaj na mojej karteczce, że tutaj jest takie pytanie, że mam cię zapytać właśnie o te rzeczy, ale żeby cię najpierw zmiękczyć odpowiednio, no to był ten wstęp cały z retro.
Więc teraz, więc teraz nareszcie dochodzimy do takiego clue odcinka, czyli do pytania, jak ty się zapatrujesz w ogóle na techniczną stronę podcastowania. Czy lubisz te sprzętowe sprawy, typu właśnie, że rozważałaś na przykład zmianę mikrofonu, kupowałaś jakiś lepszy, żeby mieć lepszy dźwięk, czy na przykład te urządzenia rejestrujące cię fascynują, bo na przykład umożliwiają coś tam, co ci jest potrzebne, czy chciałabyś coś zrobić.
No i czy lubisz na przykład obrabiać podcast, bo to jest ta rzecz, która mnie najbardziej irytuje, to nie jest to, że ja nie lubię obrabiać, tylko to mnie najbardziej irytuje, bo to jest najbardziej czasochłonne i ja nie potrafię znaleźć sposobu, żeby to skrócić.
Bo na wszystko inne znalazłem sposób, jak zrobić to, jak zrobić to. Tutaj kupujesz sprzęt, tam robisz sobie jakąś sztuczkę, wszystko da się poskracać, ale niestety z tą obróbką to po prostu się nic nie da zrobić. No musisz to przesłuchać raz, musisz to przesłuchać drugi raz.
Najlepiej jeszcze później trzeci raz po jakimś czasie, żeby tak wiesz, ze świeżym uchem tego posłuchać. I no nijak się tego nie da ominąć i to mnie irytuje w tym wszystkim. Ja to lubię, ale mnie to irytuje. Więc chciałem teraz ciebie podpytać o te techniczne aspekty, techniczną stronę nerdów.
Jak to wygląda? Kto się tym zajmuje? Ty wszystko robisz, czy? Wszystko ja robię. Tak, wszystko na twojej głowie. Wszystko od początku do końca ja robię. Naprawdę mój gość, czy gościni ma tylko przygotować swój temat. Niektórzy sobie robią notatki, niektórzy nie.
Niektóre osoby są w stanie bez planu mówić przez pięć godzin. Niektóre osoby potrzebują sobie wszystko przygotować, łącznie z rzeczami, o których wiedzą, że zapomną. Wiesz, jak już ustaliliśmy, że jestem neuro nietypowa, to ja też mam tendencję do tego, że większość bliskich mi osób jest nietypowa neurologicznie, więc jakby zmagamy się czasami.
No z czegoś to się wzięło. Tak, więc z niektórymi problemami jakby zmagamy się podobnie i każdy ma jakieś sposoby i na przykład zły major Witek nie dość, że ma te tematy, które są na szczęście dość chronologiczne, tak, większość z nich, ale nie wszystkie, bo jak rozmawiamy o filozofii, to nie rozmawiamy chronologicznie, więc musimy mieć.
No to się chyba nie za bardzo da. Można próbować, ale żeby się dobrze bawić, musimy to robić inaczej i to jest tak naprawdę zdanie klucz, to znaczy każdy z tych elementów procesu, także właśnie od zaplecza robienia podcastu, musimy się dobrze bawić.
I ja jestem w stanie przesłuchać wielokrotnie i właśnie po kawałkach takiego nagrania, ta audycja, którą teraz nagraliśmy, następna część w Kosmosie, nagranie ma trzy godziny, pół godziny od razu z założenia to jest wyjście na siku i picie wody i kaszlenie i tak dalej, ale nadal to jest długie, to jest za długie tak w ogóle i nie będzie takie długie po obróbce, bo też człowiek jak jest bardziej zmęczony, to mówi wolniej, a ja to wszystko oczywiście przytnę i skrócę i będzie dokładnie takie jakbyśmy rozmawiali.
Tylko przez te półtorej godziny czy tam dwie, no ale tak czy inaczej. Każdy z tych etapów musi nam sprawiać frajdę. Kiedy mój gość jest na przykład w środku pandemii wymęczony psychicznie, to on nie przygotuje fajnych notatek, ponieważ ledwo żyje i wszystkie siły, jakie potrafi czasami mieć, luźne po pracy, wyda na to, żeby utrzymywać się wiesz na powierzchni wody tego wszystkiego, a nie na, nie będzie mieć ekscytacji z robienia notatek, a nawet powiedziałabym, że nie zmusi się do robienia notatek, ponieważ bardzo trudno się zmusić do czegoś, na co się nie ma siły albo tak naprawdę przestrzeni umysłowej.
Więc znowu, jeżeli notatki powstaną z miłości, to praca z tymi notatkami też będzie fajniejsza, prawda? Więc też jakby my musimy sobie mnożyć powody, dla których to jest fajne. Powiedzmy, że mam to nagranie, tak? Powiedzmy, że nagraliśmy, że mam gościa, który umie mówić, więc to nie będzie problem, ma głos, którego lubię słuchać, inaczej bym nie zaprosiła kogoś.
Znowu jakby to wszystko się troszeczkę kręci wokół przyjemności, ale nie w taki prymitywny sposób, tylko wiesz, nagrywam rozmowy. No tak, no przez siebie wszystko musisz przefilterować. Tak, tak, to jest najlepszy filter ever.
Słucham godzinami kogoś, kogo lubię słuchać. Po prostu, to jest tak proste. Więc znowu, teraz będzie obróbka tego nagrania. Mam tu głos kogoś, kogo lubię słuchać. Nie zmagam się z tym problemem, że nie lubię swojego głosu, ponieważ lubię mój głos i już.
Część ludzi ma z tym problem i wiem czemu. Mam jedną z tych teorii czemu. To znaczy, to jest to, że jak sam się słyszysz, to jak mówisz w życiu, to się słyszysz tak ze środka głowy, nie? Już dawno, dawno temu, kiedy jeszcze mój dziadek, żeby mieć mnie trochę z głowy, jak byłam jeszcze takim brzdącym zupełnym, on mi dawał taki mikrofon, mam go tam gdzieś i ten taki magnetofon do nagrywania, ten taki płaski, wiesz, u nitra.
I odkryłam wtedy, że mój głos brzmi inaczej u mnie w głowie, a inaczej brzmi, kiedy go słyszę z zewnątrz. I po prostu, dzięki temu, jako dziecko, byłam oswojona z tym konceptem. I nie musiałam się z tym zmagać później. Następna rzecz, która powoduje te problemy z głosem, jest to, że po prostu rzadko słyszymy swój głos i też rzadko pracujemy swoim głosem, wiesz, my ludzie zwykli, cywilni normalni ludzie, bardzo rzadko musimy pracować swoim głosem w sposób, w sensie używać go jako narzędzia do czegoś.
A ja miałam taką przygodę w życiu, że byłam przez chwilę w szkole muzycznej i znowu miałam odwaloną całą tę pracę też mentalną, ponieważ uczyli nas tam, jak używać tego głosu, jak on brzmi, co słyszeć, żeby dowiedzieć się czegoś tam i w jaki sposób wydać go, żeby było coś tam.
Ja już tego oczywiście wszystkiego nie pamiętam, ale znowu to było parę lat po prostu treningu głosu jako narzędzia. Więc znowu, jak ja słyszę swój głos, to nie tak, że jestem zakochana w swoim głosie i mogę się słuchać godzinami.
Bo hello, znowu, po co byłby mi potrzebny gość, gdybym była zakochana w swoim głosie. Po prostu nie mam problemu, lubię go. Słyszę, jak mnie coś drażni w moim głosie, wiem co z tym wtedy zrobić. Jak nie usłyszę tego w trakcie, to w obróbce, potem się męczę przez chwilę, się krzywię, bo słyszę, że powiedziałam coś takim tonem, z którego nie jestem zadowolona.
Ale jakby nie róbmy z igły wideł. Nie ma się nad czym rozpieszczać, a zawsze w każdym momencie, w którym zastanawiam się, czy ktokolwiek się zastanawia, że jego głos jest nieznośny do słuchania, to musi sobie tylko przypomnieć, że przez ostatnie tyle lat życia, ile mamy w kalendarzu, ludzie nas jakoś słuchają i nie uciekają.
Czyli chyba jest ok. Może nie mogą, bo jesteśmy ich szefami. No ale kiedyś nie byliśmy. I jakoś nadal mamy jakiś przyjaciół, mamy bliskie osoby, mamy żonę, męża, czy kogokolwiek, kto spędza z nami czas. Czyli to nie jest upiorny głos.
Też trzeba trochę wyjąć głowę z dupy, bo nie jesteśmy centrum świata, nie jesteśmy najważniejsi na świecie. I fakt, że nasz głos brzmi tak, czy tak, to nie wybuchnie od tego wojna. No do cholery. Można się odprężyć. No dobra, ale to wiesz co, no to jeśli nie masz problemu z przesłuchiwaniem tego materiału, bo sobie go tam słuchasz i nie męczysz się przy tym, no to jak powiedz mi walczysz z czymś takim, co na przykład mnie dopada, że ja się wkręcam w tę rozmowę, którą słucham i zamiast czyścić to nagranie, to ja po prostu zaczynam słuchać.
A później nagle mija 20 minut, a ja mówię, kurczę, muszę się teraz cofnąć i muszę to wszystko poprawiać. A 20 minut no w plecy. Nie masz czegoś takiego, że się tak wiesz zasłuchasz i przestaniesz być edytorem, tylko zaczniesz być słuchaczem w trakcie? Słuchaczką.
Walczymy o feminatywę dla naszych dzieci. Staram się siadać do tej obróbki jak najszybciej po nagraniu, żeby mieć jeszcze tę rozmowę na świeżo w głowie. Jak mi się to nie uda, to jest trudniej. To nie jest bardzo trudne, ale jest trudniej.
Więc jak siadam, skończyliśmy nagrywać tego, kawka, dziękuję bardzo, tararara, ja wtedy słuchawki i siadam do cięcia. Jest trochę łatwiej, bo to co mówisz, nie muszę się tak skupiać, nie muszę sobie słuchać dla przyjemności, tylko po prostu mam na świeżo co tam było mówione, pamiętam z grubsza co było przed czym, co po czym, co zwróciło moją uwagę i już.
I to jest tak, że najpierw, zawsze mam gościa albo gości nie, dwie ścieżki. Mam swoją ścieżkę i ścieżkę drugiej osoby. Więc pierwsza rzecz, którą robię, na zupełnie przyziemnym, technicznym poziomie, biorę te ścieżki, każdą osobno i ją tak trochę czyszczę.
Wiadomo, wtedy nie słuchasz treści, tylko słyszysz czy to dobrze brzmi, kiedy robisz to całe czyszczenie. Więc tam wiesz, tutaj odszumianie, tutaj podbicie jakichś tam tonów, żeby każdy brzmiał jak najlepiej, wiesz, pod ten głos, który tam ma, jakieś tam zdjęcie tych takich najbardziej oczywistych problemów.
I wtedy tak, nie skupiasz się na treści, lecisz, żeby to dobrze brzmiało, tak z grubsza przez większość, żeby nie było tych ślistów. I to jest wszystko bardzo ważne, bo to mi też w następnym kroku podniesie komfort tego, co muszę robić później.
Więc warto to zrobić teraz. I jak już mam takie obrobione te dwa głosy, puszczam je sobie wiesz, na multitracka i też znowu znam swój pokój. To tak, to całe gadżeciarstwo, te wszystkie interfejsy, mikrofony, wiesz, to ja z jednej strony strasznie, ja lubię mieć ładne rzeczy, ale problem jest taki, który nie jest od wczoraj, tylko jest od ponad 40 lat, to znaczy ja nie mam pieniędzy.
Tak serio, po prostu to nie jest coś, co ja umiem, to jest coś, czego ja zawsze potrzebuję i to jest podejmowanie decyzji, czy mam na żarci dla siebie i dla kotów, czy kupię sobie nowy statyw, który będzie lepszy od poprzedniego, to nie jest żaden wybór, ponieważ nigdy nie będzie tego statywu.
Na szczęście ludzie mnie lubią i zdarza mi się dostać prezent i to jest jedna z najprzyjemniejszych rzeczy na świecie. Więc jak szukam sobie statywu, to najpierw sobie szukam statywu, najpierw sobie znalazłam taki statyw, żeby on był tani i żeby robił to, co trzeba i on skrzypiał i się zginał, więc był wiesz, obwiązany jakimiś gumkami i sznurkami, żeby nie zmieniał pozycji w trakcie, żeby mi mikrofon wiesz, nie odjeżdżał w trakcie.
Wszystkie te takie rzeczy i tak, żeby go nie można było ruszać albo coś, więc tak. Potem minęły dwa lata, udało mi się uzbierać na koszyki, żeby wiesz, każdy kot, który oczywiście się interesuje, żeby mi tych trzasków nie robił, bo wtedy musimy całe zdanie od początku powiedzieć, a ja tego nie lubię, ponieważ nagrywanie zdania od początku to już nie jest to samo, co powiedzenie go pierwszy raz.
Wszystko się ekscytuje, a staram się mieć gości i gości niektóre naprawdę wiesz, przeżywają to, co mówią. Poza tym wiesz, takie przerywanie w trakcie, powtórzmy to, no to. I wtedy całe to napięcie tak trochę kiśnie i ja też słyszę, jak są jakieś takie rzeczy sztuczne.
Ja nie chcę sztucznych rzeczy, więc tak naturalnie to się musi odbywać, no ale kot i tak naturalnie przyjdzie i walnie, tak, więc koszyki, więc uzbierałam na koszyki, miałam koszyki i tak dalej i tak dalej. Więc całe kompletowanie sprzętu to była trochę wypadkowa tego, czego ja potrzebuję i wiem, jak to zrobić tanio i wiem, jak by to wyglądało, gdybym miała pieniądze.
I czasem się uzbiera pieniądze, czasem publiczność się zrzuci na coś tak naprawdę, bo tam wiesz, patronite, jakieś coś tam, coś tam i z tych wszystkich datków też się mi czasami udaje właśnie odłożyć taki budżet, żeby w sprzęt wsadzić.
I wypadkowa trochę tego wiesz, że coś wychodzi i przychodzi do mnie jakiś wiesz, zaprzyjaźniony podcaster i mówi, zobacz, zobacz jaką sobie rzecz kupiłem, patrz jakie to jest fajne i co ono potrafi. I ja wtedy tak na to patrzę i tak robię, o, o, o, chcę to, rozumiem, wiem już czemu chcę to.
I wrzucam to sobie na wish listę i czekam aż stanieje. Ale to ja mam tak samo zupełnie. A już najgorzej to jest na YouTubie gdzieś coś obejrzeć. I tam ktoś ci pokaże, a tutaj mam teraz takie super ramię, które wiesz, mogę w dowolnym momencie.
No więc właśnie ja też bym chciała wszystko naraz, ja też bym chciała wszystko, to co zobaczę, to chociaż żeby mieć do testów. Ale, ale znowu, bycie człowiekiem biednym wyrabia bardzo fajne odruchy. To znaczy jesteś fajny, podoba ci się, chcesz mieć i zastanawiasz się, czy ja tego na pewno potrzebuję, w jaki sposób to mi skomplikuje proces, czy to mi ułatwi życie, czy to będzie kolejna rzecz do pilnowania i tak dalej i tak dalej.
Znajdujesz sobie dla swojego zdrowia psychicznego powody, dla których fajnie by było to mieć, ale nie potrzebujesz tego aż tak pilnie i dzięki temu jakby ten żal, że nie możesz wszystkiego mieć naraz, nie jest już taki bolesny.
Tak, a poza tym to wcale nie jest dobrze, jak się ma za dużo naraz. Bo jak ja zaczynałem, to wiesz, jako muzyk już miałem na przykład bardzo dużo kompresorów albo wtyczek różnych różnistych, oprogramowania całe może. No i teraz, a czym to teraz robić? Może tym, a może tym, a może tym? Tak, tak.
© 2024 Konrad Leśniak