Gadanie Gadesa. Rozmaitości. Witajcie w kolejnym odcinku podcastu Gadanie Gadesa z cyklu Narzędziownik Podcastera. Dzisiaj klasyka podcastingu, czyli model niegdyś uważany niemal za kultowy, no bo był tani i dobry, rzecz rzadko spotykana, możecie sami potwierdzić.
Mówię o Samsonie Q2U, mikrofonie hybrydzie, pozwalającemu nagrywać zarówno w sposób, nazwijmy to, profesjonalny, czyli przez złącze XLR, ale także przez wbudowane gniazdo USB. No i właśnie to gniazdo USB oraz dodatkowe gniazdko słuchawkowe do monitoringu nagrywanego dźwięku w czasie rzeczywistym, to jest coś, co bardzo spodobało się na rynku podcasterskim.
Drugim, nie mniej ważnym czynnikiem była cena. Na rynku polskim jeszcze parę lat temu wynosiła nawet poniżej 300 zł. Obecnie nie jest już niestety tak różowo, bo mikrofon kosztuje w okolicach 400 zł, chociaż czasem uda się kupić go nieco taniej.
Ale wracając do samego mikrofonu. Z wyglądu jest to typowy mikrofon Estradowy, do trzymania w ręku, dość podobny do Shura SM58, przynajmniej w tej mojej starszej edycji, bo jest jeszcze wersja nowsza Samsona, utrzymana w ciemniejszych tonach i bardziej przypominająca Behringera XM8500.
W przypadku Samsona, porównując go na przykład do Shura SM58, rączka jest mniej smukła, bo musiały się w niej zmieścić układy przedwzmacniacza i interfejsu audio, a u dołu gniazda przyłączeniowe. Samson to mikrofon dynamiczny, z podobnym do Shura SM58 zakresem przenoszonych częstotliwości od 50 do 15 tys.
Hz. I faktycznie oba mikrofony brzmią dość podobnie, choć Q2U wydaje mi się nieco jaśniejszy. W komplecie z mikrofonem dostajemy gąbkę przeciwpodmuchową, dwa kable, jeden USB, jeden XLR, no i niestety dość tandetny plastikowy statywik z odłączalnym uchwytem.
O ile do jakości i wykonania samego mikrofonu nie mam specjalnych uwag, krytycznych, no to cała reszta jest już taka sobie. Ale docenić należy, że w ogóle jest, bo dzięki temu osoba dopiero zaczynająca przygodę z podcastowaniem może praktycznie z marszu zasiąść do nagrywania.
Brakuje w zestawie tylko słuchawek, ale podejrzewam, że większość osób znajdzie w domu jakieś słuchawki z wtykiem mini-jack. W sumie nawet ten kiepski statywik ma swoją zaletę, a jest z nią odłączalny korpus, który można odkręcić i uzyskać w ten sposób solidną metalową przedłóżkę statywową ze standardowymi gwintami 5,8 cala po obu stronach.
Mnie na przykład umożliwiło to wreszcie wygodne zamocowanie szura SM7B do ramienia PSA1. SM7B ma dość niefortunnie umieszczone gniazdko XLR, które znajduje się tuż obok mocowania statywowego, co sprawia, że jeśli na przykład w ramieniu mamy duży metalowy kołnierz służący do dokręcania, no to może się okazać, że nie będziemy w stanie przykręcić SM7B do samego ramienia, tylko właśnie będziemy potrzebować takiej przedłóżki.
Od razu dodam, że słuchacie oczywiście tradycyjnie nagrania wykonanego standardowo dla moich mikrofonowych testów, czyli poprzez kabel XLR, niezmiennie ten sam kabel Rolanda. Całość podłączona jest do rejestratora Tascam DR-100.
Za to w opisie znajdziecie link do porównawczego nagrania z tego rejestratora oraz nagrania dokonanego w trybie USB. Na szczęście da się nagrywać oba sygnały jednocześnie, no i mogłem taki test przeprowadzić. W tamtym porównaniu, kiedy porównywałem XLR z USB, użyłem kabla dołączonego do zestawu z mikrofonem.
W końcu zapewne większość nabywców będzie korzystała właśnie z niego, przynajmniej na początku, jeśli zaczną używać interfejsu audio. Która mnie dość nieprzyjemnie zaskoczyła, była bardzo niewielka głośność sygnału z USB. Mimo ustawiania w systemie wzmocnienia na 100%, no to z ledwością dobijałem do takich minus 22-20 dB, czyli dosyć kiepsko.
Całe szczęście, że sam sygnał jest w miarę czysty i ma szumy mniejsze niż ten przez XLR, dlatego po pogłośnieniu okazuje się, że szumy nagrane przez USB są o około 5, a czasem nawet 6 dB słabsze niż przez XLR. Nie wiem, czy tam się dokonuje jakieś przetwarzanie tego sygnału, czy też może to jest zasługa krótszej drogi do tego przedwzmacniacza wbudowanego, tak że nie zdążą się pojawić jakichś szumy.
Nie mam pojęcia, w każdym razie sygnał różni się troszkę, ten nagrywany przez USB, od tego nagrywanego przez XLR, choćby tym, że ma mniej niskich częstotliwości. Na wykresie spektrograficznym widać wyraźnie, że częstotliwości niskie są po prostu wycięte i częstotliwości odpowiedzialne za szum są dużo niższe.
Więc coś tam jest robione odmiennie, być może jest to kwestia tego interfejsu audio i przedwzmacniacza, być może jest tam też jakaś obróbka, trudno powiedzieć, wydaje mi się, że raczej to pierwsze, bo nikomu chyba nie chciałoby się robić jakichś specjalnych układów dla takiego taniego mikrofonu.
Przy okazji ponarzekam, że mikrofon nadal wyposażony jest w gniazdko USB mini. Mówię nadal, bo producent odświeżył jakiś czas temu ten mikrofon, dlatego nowsze wersje są teraz takie ciemne i przypominają tego Behringera 8500.
Z niewiadomych przyczyn producent postanowił nie wymieniać gniazdka, czyli nadal mamy gniazdko USB mini w mikrofonie, a co za tym idzie, jeśli na przykład popsuje nam się kabel, który dostaliśmy razem z mikrofonem, to coraz trudniej będzie nam kupić nowy, jakiś zastępnik.
No bo teraz już w zasadzie w sklepach można znaleźć tylko kable USB C oraz mikro USB. Tych mini USB już praktycznie nigdzie nie ma, więc jest to pewna wada moim zdaniem. Nie wiem dlaczego producent tego nie zrobił. Zwłaszcza, że konkurencja, na przykład Maono HD300T albo Audio Technica ATR2100X mają już właśnie gniazdka USB C.
A tutaj nadal USB mini. Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Wróćmy jednak do testu. Samsung ma charakterystykę kardioidalną, no i z przodu z odległości mniej więcej 10-15 cm brzmi tak. Tak brzmi z boku pod kątem 90 stopni, a tak brzmi nagrywany z tyłu.
Jeśli chodzi o efekt zbliżeniowy, to tak brzmi mikrofon z odległości mniej więcej 2 cm. Tak ponownie z 10-15 cm. Tak z mniej więcej 30 cm. A tak z odległości 1 m. Mikrofon jest niestety dosyć podatny na głoski wybuchowe. Odcinek nagrywam z wykorzystaniem oczywiście popfiltra.
No i w tym ujęciu frazy testowe nie stanowią żadnego problemu. Piekarz Piotrek przyniósł pizcę, peperoni po południu oraz poproszę papier pakowy do pakowania paczek. Ale w momencie kiedy odsunę popfiltr. Piekarz Piotrek przyniósł pizcę, peperoni po południu oraz poproszę papier pakowy do pakowania paczek.
Producent dostarcza razem z mikrofonem gąbeczkę, która zasadniczo nie jest zła i frazy testowe z jej wykorzystaniem brzmią następująco. Piekarz Piotrek przyniósł pizcę, peperoni po południu oraz poproszę papier pakowy do pakowania paczek.
Przy okazji zabawy z gąbką zwróciłem uwagę na małą czarną gumkę, którą zamocowano na grillu tego mikrofonu. Teoretycznie jest ona bardzo fajna, bo umożliwia amortyzację przy odkładaniu mikrofonu na przykład na blat stołu czy biurka.
Jednak bardzo utrudnia założenie gąbki, bo po prostu gąbka się po niej nie może ślizgać. A że ta gumka nie jest w żaden sposób przyklejona, tylko wsunięta w specjalny rowek, no to przy zakładaniu gąbki zaczyna się rolować i zjeżdża z grilla.
No i generalnie po drugiej czy trzeciej próbie założenia gąbki z jednoczesnym utrzymaniem tej gumki w jej miejscu, po prostu zrezygnowałem z tego i gumkę zdjąłem z mikrofonu, no bo szkoda mi było nerwów. Jeśli chodzi o odporność na stuki, no to jest ona następująca.
Stukam w statyw i w obudowę mikrofonu. Jako, że jest to mikrofon powiedzmy, że estradowy, przynajmniej z kształtu, no to jeszcze test przekładania z ręki do ręki. Na koniec testu fragment lektorski, czyli Hugh Lofting i dr.
Doolittle i jego zwierzęta. Pokój był bardzo mały, bez okna i o niskim suficie. Całe umeblowanie składało się z jednego tylko krzesła. Dokoła ścian stały wielkie beczki przyśrubowane do podłogi, aby nie staczały się na siebie podczas chwiania i kołysania statku.
Nad beczkami na drewnianych hakach wisiały cynowe dzbany różnej wielkości. Mocna woń wina przesycała cały pokój. W środku zaś, na podłodze, siedział mały, może ośmioletni chłopaczek i płakał gorzko. Cóż można rzec na koniec, poza dużą podatnością na podmuchy i takim sobie wyposażeniem, nie mam specjalnie nic do zarzucenia Samsonowi, no może poza aktualną ceną, bo 400 zł to już sporo jak na pierwszy mikrofon.
To sprawia, że warto przyjrzeć się bezpośredniej konkurencji, czyli np. audioteknicę ATR2100X, która ma nad Samsonem kilka przewag, np. głośniejszy sygnał oraz gniazdko USB-C zamiast USB mini. Można także rozważyć Maono HD300T, który kosztuje poniżej 300 zł, a również ma gniazdko USB-C i dodatkowo całkiem sensownie działający popfiltr zamiast gąbki oraz tłumiące drgania mocowanie mikrofonowe.
Inny konkurent, czyli Shure MV7, jest już ponad dwa razy droższy od Samsona, więc myślę, że nie jest tak naprawdę konkurencją. Tak czy owak, tego typu mikrofony, czyli takie hybrydy USB i XLR, wydają się sensowną opcją dla osób rozpoczynających zabawę w podcastowanie.
Można na początku zrezygnować z inwestycji w interfejs audio, ale jeśli bakcyl nagrywania nas wciągnie, no możemy wtedy zainwestować w ten interfejs i tylko w interfejs, bo nie musimy wymieniać mikrofonu. Moim zdaniem lepiej jest kupić właśnie taką hybrydę jak Samson Q2U czy Maono HD300T niż jakiś marketowy, superprofesjonalny mikrofon pojemnościowy.
© 2024 Konrad Leśniak