Powrót

097 Narzędziownik podcastera. Aktywator sE DM2 T.N.T

Gadanie Gadesa. Rozmaitości. Witajcie w kolejnym odcinku podcastu Gadanie Gadesa z cyklu Narzędziownik Podcastera. W odcinku 28 czyli no w sumie już dawno temu skończyłem, tak mi się wtedy przynajmniej wydawało, zabawę z aktywatorami, czyli boosterami, takimi małymi przed-przed wzmacniaczami służącymi do pogłaśniania sygnału z mikrofonów dynamicznych, no czy też wstęgowych.

Aktywatory działają w taki sposób, że podłącza się do nich taki mikrofon właśnie dynamiczny, a z drugiej strony spina się je z urządzeniem nagrywającym. Urządzenie nagrywające musi potrafić podawać napięcie phantom, no i wówczas sygnał z mikrofonu jest podbijany o mniej więcej 20 do 30 dB.

Pozwala to uniknąć rozkręcania do maksimum słabszych przedwzmacniaczy, które po takim rozkręceniu zaczynają zwykle dosyć mocno szumieć. Przyznam, że w tamtych czasach, a było to już prawie dwa lata temu, chorowałem na mikrofon Shure SM7B, no i chciałem nie tyle wzmocnić sygnał z tego mikrofonu, co pozbyć się szumu z nagrania.

Wypróbowałem wtedy większość aktywatorów, które były obecne na rynku, od tych najtańszych, czyli Clark Techniców, przez Fetheada, po Cloudliftera i SE Dynamite. Dopiero rozmowy z mądrzejszymi ode mnie uświadomiły mi, w czym tak naprawdę tkwi problem z SM7B.

Jeśli naprawdę komuś przeszkadza szum z nagrań wykonanych tym mikrofonem, powinien zaopatrzyć się w mocny i niskoszumowy przedwzmacniacz, no albo w Channel Strip z bramką szumów, w rodzaju DBX-a 286S. Pan Tomasz Wróblewski zasugerował też, że powinno pomóc zastosowanie przedwzmacniacza z niewielką impedancją, mniejszą niż standardowe 1200 ohmów.

Zabawę aktywatorami zarzuciłem, no bo okazała się ona bezowocna. SM7B też na dłuższy czas trafił do skrzynki, no i wyciągałem go sporadycznie. Przestawiłem się po prostu na mikrofony pojemnościowe. Gdzieś pod koniec 2021 roku usłyszałem, że firma SE Electronics, producent DM1 Dynamite, jednego z najlepszych aktywatorów, które miałem wówczas w ręku, wypuściła następcę tego aktywatora o symbolu DM2 TNT.

Wytrzymałem z testem do końca 2022 roku, a kiedy to rzeczony TNT zawitał do mojego domowego studia i mogłem się przekonać, czy faktycznie jest on w jakimkolwiek stopniu lepszy od swojego starszego brata. Podobnie jak w przypadku DM1 Dynamite, także DM2 TNT trafia do użytkownika w szykownym opakowaniu.

Tym razem jest to niebieska alaska trotylu, a nie czerwona alaska dynamitu. Wygląda może troszkę gorzej, ale też efektownie. Urządzenie jest identycznych gabarytów co Dynamite, tyle że w kolorze niebieskim zamiast czerwonego.

Aktywator ma średnicę standardowego w tyku XLR i długość około 10 cm, czyli jest dosyć smukły. Ale co ciekawe jest nieco lżejszy od starszego brata, co troszkę mnie zdziwiło, bo w końcu musi mieć chyba troszkę więcej tych podzespołów w środku.

Nowością są przełączniki wmontowane w boczną ściankę. Są to takie przełączniki dosyć charakterystyczne dla wyrobów firmy SE Electronics, bo na przykład mikrofon SE8 ma też zrobiony w ten sposób tłumik i filtr górnoprzepustowy.

Tym razem jednak do przełączania producent dostarczył mały niebieski śrubokręcik. Kiedyś były takie z maszyn do szycia i się ustawiało głowice w starszych komputerach 8-bitowych. To tutaj jest podobny, tylko niebieski. Jednym z przełączników jest tłumik, którym można ograniczyć wzmocnienie sygnału z 30 dB do 15 dB.

O ile Dynamite chwalił się wzmocnieniem rzędu 28 dB, ja zmierzyłem mniej więcej 29 dB, a nawet trochę ponad, no to już TNT rzeczywiście ma deklarowane wzmocnienie 30 dB. Takie też mi w pomiarach wyszło. No i to jest naprawdę potężny zastrzyk mocy, który spokojnie wystarczy do praktycznie wszystkich pasywnych mikrofonów na rynku, przynajmniej do tych, o których istnieniu wiem.

Ciekawszy jest drugi przełącznik sterujący impedancją wejściową. Można ją ustawić w olbrzymim zakresie od 50 ohmów do 10 megaohmów z przystankami na 200, 360, 1500, 2700, 6800 i 100 000 ohmów. Oczywiście w pierwszej kolejności musiałem koniecznie zbadać, czy ta regulacja w jakikolwiek sposób wpływa na szum w nagraniu.

SM7B wyskoczył zatem ze skrzynki, w której leżakował do tej pory, no i zajął miejsce na statywie, czyli tutaj, gdzie aktualnie wisi podczas tego nagrania. A ja zacząłem kręcić regulacją impedancji, no i z niedowierzaniem kręciłem też głową.

Już spieszę z informacjami. Otóż regulacja impedancji wpływa wprawdzie na moc rejestrowanego sygnału. Przy 50 ohmach sygnał jest najsłabszy, taki najcichszy, zaś od wielkości 2700 ohmów osiąga już praktycznie maksimum. Natomiast rejestrowany szum jest niemal stały.

To znaczy, też troszkę rośnie wraz ze wzrostem impedancji, ale faktycznie trochę wolniej. Natomiast na samym początku jest na tyle silny, że nagrywanie przy impedancji 50 ohmów w zasadzie mija się z celem. Z moich pomiarów wynika, że optimum jakości sygnału uzyskuje się przy nastawie 6800 ohmów, chociaż też 2700 jest bardzo zbliżone.

No i tutaj mogę Wam pokazać na czym polega ta różnica. Czyli teraz mam ustawiony mikrofon na 2700. No i teraz przełączę go na przykład na 50 ohmów. To jest mikrofon ustawiony na 50 ohmów. Jak słyszycie jest dużo, dużo ciszej, chociaż szum jest podobnej wielkości co przed chwilą.

Teraz przestawię go powiedzmy na 6800. Teraz jest wielkość 6800. No i dalsze podnoszenie impedancji, czyli 100000 i 10 megaohmów, już nie zwiększa drastycznie mocy sygnału i też nie zmienia szumu. Więc tak naprawdę od 6800 już nie ma sensu podbijać tej impedancji.

Zostawię sobie 6800 i tak brzmi sygnał. Ja tutaj ten fragment gdzie bawię się tymi przełącznikami załączę też w postaci surowej, będzie można sobie pobrać, link znajdzie się w opisie odcinka. Natomiast tutaj możecie sobie na żywo zobaczyć jak to wypada.

Z ciekawości podłączyłem nawet do drugiego wejścia rejestratora aktywator DM1 Dynamite no i dokonałem testów porównawczych. Okazuje się, że przy wspomnianej impedancji 2700 lub 6800 ohmów TNT jest praktycznie nie do odróżnienia od Dynamite.

Oba dają wzmocnienie rzędu 30 dB. No tutaj zgoda, że Dynamite ma to wzmocnienie o te 0,5 dB może mniejsze, no ale w praktyce to jest nie do odróżnienia. Więc oba dają sygnał podobnej mocy, no i nagrywany z podobnym szumem. Obojętne było czy podpinałem te aktywatory do Tascama DR100, czy do Tascama X8, czy też do Rotcastera, wszędzie proporcje były zachowane i nigdzie w żadnym przypadku TNT nie wykazał jakiejkolwiek swojej przewagi.

A na pewno nie była to przewaga druzgocząca. No czy zatem jest to złe urządzenie? No nie, jest to bardzo dobry aktywator, wydaje mi się, że obecnie najlepszy na rynku. A choćby możliwość ograniczenia wzmocnienia do 15 dB zamiast 30 może być dla niektórych osób sporą zaletą.

Bo przy okazji testów Dynamite pojawiały się głosy, że 30 dB to czasem już za duża wartość. Pod względem mechanicznym jest to nadal świetny kawał sprzętu, wykonany starannie i solidnie, a także efektownie opakowany. No w zasadzie ma on tylko jedną wadę, jest po prostu o wiele za drogi.

O ile już Dynamite kosztujący obecnie około 480 zł jest bardzo drogim aktywatorem, to TNT kosztuje w granicach 650 nawet do 700 zł. Gdyby ktoś miał już kupować takie urządzenie i regulacja 15-30 dB nie byłaby dla takiej osoby istotna, to z ręką na sercu polecam raczej Dynamite, a jeszcze bardziej Fetheada za około 300 zł.

TNT jest wprawdzie tańszy od sięgającego już naprawdę chorych 800 czy nawet 900 zł Claudio Cl1, ale jego zakup po prostu się nie opłaca, przynajmniej moim zdaniem. Na koniec jeszcze taka ogólna uwaga na temat stosowalności aktywatorów.

Osobiście widzę sens ich kupowania tylko w przypadku używania urządzeń rejestrujących z nienajlepszymi przedwzmacniaczami, których rozkręcanie powyżej połowy czy trzech czwartych skali zaczyna generować naprawdę potężne szumy.

Jednak jeśli mamy wydać na aktywator prawie 700 zł, no to może po prostu lepiej kupić porządniejszy interfejs audio albo jakiś rejestrator. Tego typu gadżety, jak właśnie TNT, powinny kosztować w granicach 100-150 zł. I mówię to świadomie jako posiadacz obu modeli od SE Electronics, jako posiadacz Fetheada, Clark Technica i Cloudliftera.

Z moich testów praktycznych, no nie są to pomiary laboratoryjne, ale takie po prostu testy praktyczne podłączania i nagrywania, te aktywatory różnią się wyłącznie końcowym wzmocnieniem i budową fizyczną. Najsłabsze wzmocnienie zapewnia o dziwo najdroższy w tym zestawieniu Cloudlifter, dając 19-20 dB realnego wzmocnienia.

Potem na liście znajduje się Clark Technic CT1, około 20-21 dB. Fethead to już 24-25 dB wzmocnienia, takiego rzeczywistego. No i potem są już oba SE z 30 dB. Co do budowy, poza Cloudlifterem, wszystkie aktywatory dają się podłączyć bezpośrednio do mikrofonu, wymagając tylko jednego kabla XLR.

Tym samym podtrzymuję ostatecznie swój wniosek z wcześniejszych testów aktywatorów, że są to urządzenia w istocie zbędne. Takie zbędne gadżety, które co najwyżej mogą poprawić wygodę pracy. Wygodę w tym sensie, że na przykład w Rodecasterze, kiedy zmieniam mikrofon z SM7B na pojemnościowego Lewita, no to przy SM7B używam Dynamite albo TNT i w tym momencie nie muszę się przejmować zasilaniem Phantom i zmianą poziomu, ponieważ SM7B plus aktywator daje mi taki sam poziom jak Lewit LCT 440 podłączony bezpośrednio, więc nie muszę wchodzić do ustawień i konfigurować tego mikrofonu, po prostu podłączam zamiast SM7B i aktywatora podłączam LCT 440 albo odwrotnie.

Powrót