Gadanie Gadesa. Podcasty, czyli zakłócanie ciszy. Witajcie w kolejnym odcinku podcastu Gadanie Gadesa z cyklu "Gadułki". Dzisiaj mam dosyć specjalnego gościa, bo całą połowę "Torby reportera i podcastera", czyli Katarzynę Błaszczyk.
Dzień dobry, Kasiu. Dzień dobry. Bardzo mi miło Cię tutaj gościć. Wiem, że masz mało czasu, więc ja się tak wstrzelam i urywam Ci troszkę tego Twojego czasu. Ale no w końcu się przełamałem, wiesz, żeby Cię zaprosić tutaj do mojego podcastu.
Bo słuchaj, w Twoim przypadku chciałem już podyskutować, czy porozmawiać na konkretny temat, bo do tej pory zwykle rozmawiałem ogólnie o podcastingu, o tym jak nagrywać, jak rozmawiać i tak dalej. Ale w Twoim przypadku wiem, że Ty lubisz się zajmować nagrywaniem dźwięków w ogóle.
Nie tylko rozmów, ale w ogóle lubisz nagrywać dźwięki. I wiem też, że nie tylko nagrywasz takie prawdziwe dźwięki, typu rzeczywiście padający deszcz, ale umiesz też robić foleye, czyli udawać dźwięki. Nagrywasz dźwięki, które sama udajesz.
Tutaj ten klasyczny przykład orzecha kokosowego, żeby udawać bieg konia. Z tego co słyszałem, to umiesz też tego typu rzeczy robić. I ja chciałbym właśnie porozmawiać troszkę dzisiaj o tle. Bo o tym jak nagrywać głosy, no to wiadomo jest mnóstwo poradników.
Ale co zrobić z tłem, jak je nagrywać, czy ono jest potrzebne, do czego jest potrzebne. I jak zrobić, żeby było interesujące i uzupełniało całą rozmowę. No bo w sumie tło powinno mieć jakąś rolę w nagraniu, a nie tylko po prostu jest, bo się przypadkiem nagrało.
Takie przynajmniej mam wrażenie. Możesz mnie wyprowadzić z błędu. Poczekaj, poczekaj, bo mamy tutaj dużo, dużo różnych wątków, jak dla mnie. Tak, tak. Dlatego ja chciałbym tak po kolei. Bo nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale na samym początku nagrywania zwykle ludzie chcą nagrywać ciszę.
Chcą takie sobie warunki stworzyć, żeby mieć w ogóle kompletną ciszę w nagraniu. Bo wtedy się wydaje, że to jest nagrywane w studio, jest profesjonalnie. No i nie da się ukryć, że też jest to wtedy prostsze w montażu. Bo nie trzeba tam niczego dopasowywać i niczego specjalnego robić z takim nagraniem.
Ale po jakimś czasie okazuje się, że fajnie by było mieć coś w tle, bo inaczej to może być to takie trochę suche, niefajne i tak dalej. Ja jakby przeszedłem tę całą drogę i wiem, że ludzie przechodzą tę drogę. I teraz Ty już jesteś dużo dalej i chciałbym się od Ciebie dowiedzieć, czy to jest taki naturalny bieg rzeczy? I jak wchodzić w to nagrywanie tła? Co robić na początku? Czy na początku nagrywać takie naturalne tło? Czy są jakieś dalsze etapy tego budowania tła i budowania nastroju w nagraniu? Myślę, że chcesz porozmawiać o dosyć dużym temacie i musimy trochę to uporządkować.
Bo zacząłeś od foleyi, które nie mają... Znaczy one są na samym końcu. One są na samym końcu, jak chcesz już dobarwić. Potrzebujesz konkretnego dźwięku, nie? To tak nie jest? To znaczy one dla mnie w ogóle... Ja owszem, czasami je robię, ale Ty cały czas mówiłeś, że ja to potrafię, że Ty umiesz to robić.
No tak. Ja myślę, że każdy to potrafi robić, kto zajmuje się dźwiękiem chociaż trochę. Jest mnóstwo poradników jak to robić. Natomiast ja nie jestem zwolenniczką akurat wsadzania sztucznych dźwięków w materiał. Jestem przeciwniczką wsadzania tego typu rzeczy.
One są świetne do filmów. Ale jako reportażystka, czyli jako osoba zajmująca się szeroko pojętym opowiadaniem historii dźwiękowo, czyli również z wszystkim tym, co się dzieje wokół mnie, czasami musiałam je robić, bo dźwięk nagrany przeze mnie na przykład w trakcie nagrań terenowych nie był wystarczająco dobry, albo brzmiał jak coś innego.
Czyli to jest tak naprawdę ostateczność, żeby się już jakoś tam poratować. No dobra, to w takim razie co zrobić, żeby nagrać dobre tło od razu, żeby nie musieć sztukować tego już w postprodukcji? Tutaj też ja bym to rozgraniczyła, bo mówiłeś o ciszy i chyba od tego bym zaczęła.
Mówiłeś o tym, że każdy podcaster na początku drogi chciałby sobie stworzyć odpowiednie warunki akustyczne do pracy. Te warunki są oczywiście ważne, bo jeżeli teraz słuchacie tej rozmowy ze mną, to Konradzie poprosiłeś mnie, żebym ja nagrywała się na mój rekorder, to jest Zoom H8 z niezwykle czułym mikrofonem.
To jest dosyć duży sprzęt i ciężki, ponieważ postawiłam go na stoliku, to na pewno profesjonaliści wysłyszą to, że tutaj ten stolik się odbija i nie ma opcji, żeby się nie odbił, tym bardziej, że nic na niego nie położyłam, powinnam była położyć jakiś materiał, być może teraz jakbym cokolwiek położyła, na przykład moją bluzę, to usłyszycie różnicę.
A przy okazji tego usłyszycie jak idę po bluzę, czyli moje kroki, usłyszycie odkładany długopis. Znaczy wierzę, że to słychać, bo oczywiście Zoom to wycina w trakcie nagrywania. Tak, Zoom to wycina, a my rozmawiamy teraz przez komunikator Zoom.
No i to wszystko ma oczywiście znaczenie. Cały mój pokój ma pewną akustykę, na którą ja się mogę godzić lub nie, jako dźwiękowiec. Ja akurat akceptuję to, że nie jestem w warunkach studyjnych. To mi się bardzo podoba, że nie jestem w warunkach studyjnych.
I zaraz też zrobimy pewien eksperyment, ale najpierw ta bluza, bo zobaczymy czy będzie lepiej. Dobra. Dobra. I co? Jest różnica? Szczerze mówiąc przez Zooma nie słychać. Podejrzewam, że będzie słychać już w tym materiale gotowym, kiedy przyślesz mi to swoje nagranie, bo wierzę w to, że rejestrator rzeczywiście jest w stanie to nagrać, bo sam używam rejestratorów i wiem, że potrafią te drobne niuanse przechwycić i zarejestrować.
Na pewno. I teraz ten mój rejestrator stoi na stole. Ja staram się tego stołu w ogóle nie dotykać, bo on stoi na stole. Mógłby wisieć, wtedy też byłoby inaczej. Czyli to ma wszystko znaczenie. I teraz moje pytanie jest takie. Mówiłeś o ciszy, o tym, że początkujący podcaster chce sobie zrobić warunki studyjne, chce mieć cicho.
To jest oczywiście bardzo ważne w nagraniu lektorskim, żeby było cicho. Jeżeli bawimy się w to, że robimy rozmowy albo, że mówimy do mikrofonu. No bo jeżeli są jakiekolwiek głosy w tle, to one się nagrają. Ale ja mam do ciebie pytanie.
Ty siedzisz w takim domowym studiu. Zgadza się. Ale co teraz słyszysz? Teraz słyszę zupełnie nic, bo tak mam zrobione to studio, że nie słyszę zupełnie nic. Znaczy wiesz, ja tu jestem otoczony adaptacją akustyczną i tak dalej, więc mam to w miarę opanowane, bo pierwszy rok podcastowania spędziłem na tym, żeby właśnie zrobić sobie to studio, żeby tutaj mieć cicho.
Natomiast drugi rok podcastowania spędziłem na tym, żeby wyjść z domu i nagrywać w terenie. Taki paradoks właśnie. Nie da się nie słyszeć nic. Tak, tak, tak. Ja wiem, że tutaj zawsze jest tak, że jest trochę szumu. Słychać jakieś odległe odgłosy zza okna, słychać psa, który zacznie szczekać, bo akurat listonosz przyjdzie i tak dalej.
Te dźwięki się pojawią, ale zadbałem o to, żeby one były możliwie jak najcichsze, żeby móc je później łatwo usunąć z nagrania. Na przykład jeśli będę miał taką potrzebę. Bo w momencie kiedy ja na przykład nagrywam testy mikrofonów albo testy różnych urządzeń, to muszę mieć powtarzalne warunki.
I tak naprawdę to studio jest mi po to, żebym mógł każdy mikrofon rejestrować w tych samych warunkach, żeby można było na przykład porównać poziom szumów, który z takiego mikrofonu wychodzi. Natomiast w samych rozmowach niekoniecznie taka zupełna cisza mi się podoba.
Ja na razie ją sobie tak stosuję, bo mówię, to jest łatwiej w obróbce, to ja sobie tutaj troszkę ułatwiam. Natomiast mnie zadziwia to, co robicie z Hanią, że jedziecie do jakiegoś miejsca, którego nawet nie znacie, bo jedziecie kogoś odwiedzić, żeby go nagrać w jego własnym domu.
I teraz jak wygląda takie dostosowanie się do tego, co jest na miejscu, bo zazwyczaj nie wszystko Wam będzie pasować. Ja wiem, że chcesz nagrać jakieś tło dźwiękowe, ale pewnie nie wszystko z tego tła, które zastaniesz na miejscu, będzie pasowało.
Ja tutaj znam anegdotę z lodówką i mięsem, wiem, że można zawsze prosić osobę, żeby się dostosować, ale czy zdarza się, że szukasz jakiegoś miejsca już tam w tej lokacji, gdzie będą najlepsze warunki do nagrywania? Czy po prostu nagrywasz tak, jak jest, że gospodarz zawsze siedzi przy stole w kuchni? No to nagrywasz przy stole w kuchni.
Okej, to znowu zacznę od twojego psa. Czyli ty psa wycinasz, ja psa bym podgłaśniała. Ba, wzięłabym sobie tego psa w miejscach, w których bym go potrzebowała. Czyli na przykład w momentach, kiedy mój rozmówca albo ja, bo mimo tego, że ja jestem radiowcem i mam ten background radiowy, to ja też nie zawsze ładnie mówię do mikrofonu, szczególnie jeżeli z kimś rozmawiam.
Bo wtedy ja bardziej skupiam się na tym, żeby ta sytuacja była jak najbardziej komfortowa dla nas, jak najbardziej intymna, a nie na tym, co tam technicznie ja mam w parametrach. Ja mam te słuchawki na uszach, staram się, żeby to było dobrze zrobione technicznie, ale to nie jest mój priorytet.
Bo ja wiem, że w postprodukcji na koniec dnia dużo da się z tym dźwiękiem zrobić. Natomiast, o ciekawe, właśnie teraz burknęło mi w brzuchu i jestem ciekawa, czy słuchacze to usłyszeli. No właśnie, ale tutaj trzeba zwrócić uwagę, że chyba wszystko zależy od przeznaczenia tego nagrania.
Bo jeśli tobie chodzi o nagranie rozmowy z kimś, no to tutaj te dźwięki takie naturalne, one nie będą przeszkadzały. One właśnie będą tworzyły ten klimat, że ktoś jest na wsi, słychać jakieś, nie wiem, muczenie krów. Znaczy tutaj też bez przesady, że jeśli ktoś dołoży te sztuczne krowy i sztuczne kozy, i jeszcze koguta, który pieje, no to można mieć aż przesyt tych wszystkich dźwięków.
Ale zasadniczo trzeba sobie po pierwsze postawić pytanie chyba, do czego te dźwięki tła mają służyć i czy one będą nam potrzebne w nagraniu. Ale wiesz, to jest w ten sposób, że ja też nagrywam jako producentka w studiu. Na przykład za niecały tydzień mam normalnie zamówione studio, gdzie ludzie przyjdą, usiądziemy i nagramy profesjonalną rozmowę.
Czyli ja będę dziennikarką, oni będą odpowiadać na moje pytanie, będziemy się bawić w radio. Będziemy udawać radio, to znaczy będziemy robić radio tak naprawdę. No właśnie i dlaczego nie w domku na wsi ta rozmowa? Dlatego, że klient sobie tak zażyczył, że klient tak chce.
Skoro klient chce udawać radio, to ja bardzo proszę. Czy chce się zabawić w radio, czy po prostu chce, żeby to było radio. Bo to będzie radio tak naprawdę. To będzie taki podcast radio. OK, mnie to w radiu nigdy nie interesowało.
Nie lubiłaś siedzieć w studiu? Nie, nie. Ja nie siedziałam w studiu. Ja siedziałam w studiu, jak mnie koledzy tam zapraszali. Głównie jak wygrywałam jakieś konkursy, to oni wtedy, potem była emisja audycji i potem mnie zapraszali.
Natomiast ja nie siedziałam w studio. Ja nie prowadziłam audycji. To dla mnie było zawsze nudne. To znaczy jest rzeczywiście taki efekt, że jak się cały czas nagrywa w studio i w tej ciszy, to z czasem to wszystko zaczyna być takie monotonne.
Nie ma tych nieprzewidywalnych rzeczy, które się dzieją właśnie w terenie. Bo ja w zeszłym roku poznałem właśnie to uczucie, kiedy ludzie mnie zagadywali, albo właśnie jakieś tam zwierzę przebiegło, albo coś się stało takiego niesłychanego, co nie przyszło mi wcześniej do głowy.
Nie przewidziałem tego. I stwierdziłem, że to jest właśnie bardzo fajne i chcę iść znowu nagrywać, żeby znowu coś się zadziało. Coś nad czym ja nie do końca mam kontrolę. I to mi się podobało na przykład. No ale wiesz, bo to trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, co ja tak naprawdę lubię robić i czego ja chcę.
Ja za ten tydzień z górką bardzo chętnie pójdę do studia, bo dawno nie byłam. To będzie urocze, że będę mogła nagrać profesjonalną rozmowę jako dziennikarka, bo rzeczywiście nasze ostatnie projekty jako "Torba reportera i podcastera", to były projekty dokumentalne, czyli duże audycje dokumentalne, albo w ogóle reportaże, czym sami byliśmy zszokowani, bo nie wiedziałyśmy, idąc w podcasty, że będzie taka możliwość, żeby klienci płacili za nagrania terenowe.
A tutaj oni płacą za dokumenty. Czyli robicie to, co robiłyście kiedyś. Robimy to, co robiłyśmy w radiu, za dużo lepsze pieniądze, mówiąc szczerze. I z większą satysfakcją, no bo nie ma nad nami tych różnych ale, które były w radiu.
Ale z chęcią wrócę do tego studia, bo się już stęskniłam, bo to jest znowu taki projekt i fajnie, że będzie można się pokazać znowu od tej strony i w takim projekcie. To też jest cenne, umiejętność prowadzenia rozmowy studyjnej.
A czym to się różni od umiejętności prowadzenia rozmowy w terenie? Kiedy jesteś u kogoś i z nim rozmawiasz, a jesteś w studiu i rozmawiasz z tą samą osobą na przykład. To wtedy to się różni, sposób prowadzenia rozmowy w tych dwóch sytuacjach? Myślę, że tak, że diametralnie się różni sposób prowadzenia rozmowy i sposób prowadzenia nagrania.
Kiedy jestem z kimś w terenie, to pewnie, że jest ten moment, kiedy gdzieś siadamy. No bo najczęściej to były bardzo długie rozmowy, kilkugodzinne rozmowy. Żeby zrobić reportaż jest taka potrzeba, żeby rzeczywiście tego bohatera poznać, żeby dotrzeć też do rzeczy, których on sobie sam bardzo często nie uświadamia.
Uświadamia sobie dopiero podczas tej rozmowy z reporterem, z reportażystą. To jest ciężka praca fizyczna, bo wymaga dużej takiej gotowości właśnie na to, co zastajemy w tym danym miejscu. A po drugie to jest bardzo ciężka praca psychiczna.
Czyli takim moim celem, kiedy idę na nagranie terenowe, jest jakby wydobycie z tego bohatera na ten moment, na który jestem z nim w emocji. Ale żeby te emocje pobudzić, to najczęściej nie mogę z nim tylko siedzieć w tym jednym miejscu.
Ja uwielbiałam nagrywać bohaterów w działaniu, czyli robić z nimi wspólnie coś, choćby to było w obrębie ich domu. Ale to co, na przykład mówiłaś komuś, żeby płot naprawiał, a ty stałaś obok i on sobie trzaskał młoteczkiem i Ci w międzyczasie opowiadał? Coś takiego? Tak, tak.
Bywało. Jeżeli to miało związek z reportażem, tak? Jeżeli miało związek... To wiesz, nagrania terenowe to nie jest tak, że jadę na miejsce i od razu robię cały reportaż. No to jest pewien proces, też proces oswajania bohatera i zaprzyjaźniania się z nim.
Potem taki może dosyć ciekawy przykład, kiedyś dostaliśmy do zrobienia materiały na zlecenie. To nie były do końca reportaże, ale miały pójść w naszym paśmie, więc każdy z nas się starał, żeby była to jednak opowieść o czymś więcej.
Ja dostałam taki temat solary. Solary w sensie te panele słoneczne? Panele słoneczne, tak. No ciężko wydobyć emocje z panela słonecznego, bo panel słoneczny jest rzeczą, a nie osobą. Więc pojechałam do gminy, która słynęła z tego, że te solary zakładała, bo chodziło o promocję takiego źródła pozyskiwania energii.
Rozumiem. Pojechałam do gminy, gdzie prawie wszyscy mieli te solary, bo szły tam ogromne dotacje i po prostu umówiłam się z urzędnikami, że oni mnie poprowadzą od domu do domu. I ci ludzie opowiedzą mi o tych instalacjach, ale nie tylko mi opowiedzą, ale mi też je pokażą.
No i moją taką rolą jako reportera było wtedy namówienie tych ludzi, żeby weszli ze mną na dach i pokazali mi te solary. I biegałaś tam z rejestratorem po dachu? No, taką mam pracę. Fajnie, no ja bym też chętnie sobie po dachu pochodził.
To znaczy, wiesz, nie trzeba było wychodzić, wystarczyło wejść po tych schodkach i zobaczyć, jak to funkcjonuje. Ale też, wiesz, oni mieli na przykład w łazience jakieś bojlery, jakoś gromadzili tę energię, więc oni to wszystko mi pokazywali, te pomieszczenia techniczne.
No i teraz coś zupełnie innego, urzędnik miał przyjechać z dziennikarką, rozumiesz, stół zastawiony, ugina się właśnie tutaj od jedzenia, a ta baba chce zwiedzać, oglądać solary, które są na dachu, więc trzeba tam wejść. I co w tym ciekawego w ogóle, nie? Tak, ale to budowało pewną, no, jakiś ruch w tym reportażu, pokazywało też bardzo często jakieś dodatkowe rzeczy, które się działy i że może te solary nie są takie fajne do końca.
Bo na przykład, a to nie wyszło w instalacji, a to nie wyszło w instalacji. A to nam zajmuje za dużo miejsca na przykład, nie? Bo to jest tak, że każdy medal ma dwie strony, no ale ogółem oni byli zadowoleni, oni zawsze byli zadowoleni z tych solarów, no ale jak to Polacy, mieli też różne problemy.
Aż w końcu namówiłam tych urzędników, którzy tam się mną opiekowali, żebyśmy pojechali po prostu do domu, gdzie te solary były instalowane. I ja towarzyszyłam firmie takiej, takiej, która zakładała solary, po prostu towarzyszyłam im w zakładaniu takiego solaru.
No i też miałam ruch w audycji, wiesz, robotnicy mówią specyficznym językiem. Tak, zdecydowanie. Ale to jest fajne, to się ludziom podoba, tego się słucha. Wyobraź sobie, że ta sama audycja miałaby miejsce w studiu. Urzędnik gminy X opowiadałby, jakie to piękne jest gmina X, bo ma tyle solarów.
Do tego jeszcze szef w tej firmy, która zakłada i on też by mówił, jak to im fajnie idzie, to zakładanie. Oczywiście. A do tego jeszcze ta instytucja, która chciała promować energię. I powiedz, czy te solary byłyby naprawdę wypromowane? No, podejrzewam, że ludzie by posłuchali tego troszkę jak reklamy tak naprawdę.
By nie było tego przełożenia, jak to rzeczywiście będzie potem. Ktoś założy, to jak on się z tym czuje, gdzie ma plusy, gdzie ma minusy tego rozwiązania. Nie, no to, to ja to rozumiem. Tutaj oni słyszeli tych robotników, to przyciąga ucho.
Ten urzędnik i tak powiedział to, co ma powiedzieć. Ja to skróciłam do trzech minut, bo to nudne jest. Na pewno nie dla urzędnika! Ale to jest problem urzędnika. Ja mówię o odbiorcy. Moim celem jest zainteresowanie słuchacza i tak naprawdę też sprawdzenie, jak funkcjonują te solary.
Słuchacz ma mi wierzyć. Ja chcę być wiarygodna. A jak chcę być wiarygodna, to muszę dotykać świata. Nawet jeżeli robię o solarach. A nie tylko wierzyć w to, co mówi mi urzędnik. Oczywiście ja nie dyskredytuję takich audycji, w których występują urzędnicy.
Tylko to nie było to w radiu, co mnie najbardziej interesowało. Takie audycje są, były i będą. I to jest ok. Ludzie też lubią taką formułę. Ale ja uważam, że pojechanie w teren, pokazanie na przykład, jak funkcjonują solary, jest bardzo cennym doświadczeniem też dla odbiorcy.
On tam jest ze mną wtedy. On tam ze mną jest. Ale słuchaj, no bo w takim razie te nagrania w tle, do których cały czas wracam, czy one nie są w tym wypadku czymś, co uwiarygadnia całą sytuację? Że Ty rzeczywiście jesteś na miejscu.
To nie jest scenka zainscenizowana gdzieś tam w studio, że Ty wzięłaś aktora, który udaje robotnika, który coś tam mówi. Tylko Ty faktycznie byłaś tam, weszłaś na ten dach, słychać wicher, który wiesz, Tobą targa. No powiedzmy oczywiście, bo chyba aż tak daleko to nie było, ale miejmy nadzieję.
Pamiętam, że nie było wiatru w ten dzień. To był dobry dzień na nagrania. Nie było wiatru. No właśnie, ale było słychać, jak ktoś tam coś dokręca, albo stuka, albo chodzi, przekłada i tak dalej. W takim razie można traktować te nagrania tła, jako coś, co uwiarygadnia całe nagranie.
Które mówi, że Ty byłaś i to troszkę podnosi jednak wartość takiego nagrania. Tak, ale pod warunkiem, że słuchacz, nawet jeśli to zrobiłam, nie wychwyci tego, że nagranie nie pochodzi z miejsca, w którym ja jestem. Tak jak mówię, nawet jeśli to zrobiłam, dlatego, że wielokrotnie wykorzystywałam swoje nagrania terenowe, z innych miejsc, wsadzając je w inne reportaże.
W sumie teraz ja chciałem przejść do takiego pytania, jak to zrobić, żeby dobrze nagrać właśnie to tło. Czy ty się posługujesz jakimiś specjalnymi metodami, typu, że jeden rejestrator rejestruje tło, drugi rejestruje rozmowę i Ty to jakoś łączysz, czy w ogóle nagrywasz tylko rejestratorem i to, co się nagra, to jest OK? I ewentualnie, jeśli już nagrywasz wszystko w jednym, to jak robić podczas montażu, żeby nie było słychać cięć? No bo czasem jednak słychać w tle coś, na przykład ruch uliczny, jeśli zrobisz cięcie, no to będzie słychać, że coś tam przeskoczyło, albo samochód był najpierw po lewej stronie, a teraz już jest nagle po prawej, bo zabrakło tam trzech sekund w międzyczasie.
Czy jak teraz technicznie się za to zabrać? To też jest kilka tutaj punktów, czyli pierwszy punkt, jak nagrywać. Ja nie jestem realizatorem dźwięku i ze względu na to, że w radiu nie było możliwości, żeby jeździł z nami realizator dźwięku, na nagrania, chociaż w latach 70 było to powszechne, że w ogóle jeździł wóz transmisyjny cały na reportaż, na nagrywanie reportażu.
Dzisiaj to nie do pomyślenia, nie? Tak, był dźwiękowiec, który dbał właśnie o to, żeby to wszystko ładnie nagrać i być może wtedy, ale ja tego nie wiem, na 100% była taka możliwość, żeby grać z kilku mikrofonów. Ja byłam w radiu w czasach, kiedy na wszystkim oszczędzano, kiedy oszczędzano na nas i my dostawaliśmy do dyspozycji jeden rejestrator.
Często był to rejestrator niezbyt dobrej jakości i mieliśmy sobie poradzić. I jeden mikrofon. A najwyżej coś się jeszcze poprawi po fakcie, nie? Najwyżej będzie postprodukcja, a jeżeli będzie to super temat, to oddamy to do Teatru Polskiego Radia, gdzie są realizatorzy dźwięku profesjonalni, bo my montowaliśmy i realizowaliśmy naszą audycję sami i wtedy się będziemy zastanawiać z tym realizatorem dźwięku, co tutaj zrobić, żeby to poprawić.
No, bo też umówmy się, ale już mniej więcej od 20 lat technika, taka audio, pozwala nam na bardzo dużo, no, ma duże możliwości, tak? Nawet ze słabego nagrania. No coraz większe, nie? Zrobić lepsze nagranie. Więc, ale dla mnie na przykład, ponieważ sama się montowałam, sama się realizowałam, to ważne było, żeby nagranie było dobrej jakości, żeby było dobrze zrobione, nie miałam sprzętu, nie miałam nawet tej drugiej osoby, no, bo musiałabym sama o to dbać, to byłoby bardzo skomplikowane, a chciałam dbać o rozmowę, a nie o sprzęt.
Ale ważne było, żeby nagrać to na tyle poprawnie, żebym później mogła to sama zmontować. I jest kilka bardzo prostych patentów, jak montować nagrania terenowe i na przykład to, o czym powiedziałeś, czyli co zrobić, jeżeli wycięłam kawałek ulicy, bo akurat mi tam coś, czyli jakiś dźwięk mi to zakłócił.
No właśnie. No, dokładnie. No więc wycinam oczywiście to, co mi tam zakłóciło, to może być wiatr, to bardzo często jest wiatr. I co robię, żeby nie było wrażenia, że jest tam dziura, że jest tam pusto? No oczywiście, jeżeli da się to sfade'ować.
Tak, czyli tak nałożyć na siebie z takim płynnym przejściem. Tak, takie płynne przejście, no, to super, bo czasami się da. Szczególnie jeśli chodzi o ulicę, samochody. No, ale jeżeli już mamy samochód przejeżdżający bardzo blisko, na przykład tak...
to jest to problem. No i wtedy trzeba wziąć ten sam rekorder, wyjść na ulicę i nagrać takie... i położyć jedno na drugie. To, które nagrałam poprawnie, trzeba podłożyć głośniej. Położyć głośniej niż to, które jest nagrane niepoprawnie.
No i wtedy słuchacz tego nie wysłyszy. Wprawne ucho realizatora dźwięku wysłyszy to prawdopodobnie. No, ale de facto dobra realizacja akustyczna, to jest taka realizacja, której w ogóle nie słychać. No i teraz jakbym się tak dobrze zastanowiła, ile moich reportaży, ale ja robiłam 4 w miesiącu, czasami 5, było naprawdę dobrze zrealizowanych, no to na pewno to nie były wszystkie 4 i wszystkie 5 w miesiącu.
Czyli nie były zrealizowane na poziomie realizatora. Ale to jest kwestia taka, pamiętaj, że radio też wycina pewne pasma, więc i tak oni, słuchacze tego nie słyszeli. No i jeszcze wszystko zależy też na czym ten słuchacz tego słucha, bo jeśli on używa jakichś kiepskich słuchawek albo jakiegoś tam bzyczka, no to on w ogóle w większości rzeczy może nie słyszeć.
Ważne, żeby ten głos się w ogóle przebijał, nie? Żeby można było coś zrozumieć. To jest najważniejsze w montażu, gdzie używamy jakichkolwiek dźwięków innych, czy jest jakieś skomplikowane tło, typu ulica, które może być głośne, że głos musi być nagrany zawsze najgłośniej.
Czyli głos musi być słyszalny. Jeżeli stoję z moim bohaterem na ulicy i jest to Marszałkowska w Warszawie, to ja wiem, że nie powinnam mu zadawać żadnych trudnych pytań. Ja tylko tam nagrywam brudy na "przejścia". Dlatego, że to nie ma sensu, bo go nie słychać, tak? Ja go słyszę, bo stoję bardzo blisko, ale mikrofon, który, akurat jeszcze mój mikrofon, czyli ja używam mikrofonów stereofonicznych, które łapią bardzo szeroko.
To jest po prostu strzał w kolano. Ja wiem, że ja to będę musiała wyrzucić. Oczywiście, ja się musiałam tego nauczyć, czyli popsuć kilka nagrań. Ale pamiętam, że całkiem niedawno nagrywałam Cezarego Harasimowicza i rozmawialiśmy o tym, że on był w szkole muzycznej i poszliśmy pod taką szkołę muzyczną, która była niedaleko jego mieszkania obecnego.
Zresztą też tamtejszego, bo on mieszka w takiej specyficznej dzielnicy Warszawy, o której zresztą opowiadaliśmy. I cały czas w tej rozmowie nie pojawiał się jego ojciec. Jego matka z ojcem się rozstali. To jest taka warszawska historia, też może trochę znana, może trochę nieznana, ale on bardzo rzadko mówi o ojcu.
I nie udało mi się w jego mieszkaniu zmusić go do tego ojca. On się wymykał, tak? I zawsze mu się udawało o tym ojcu nie powiedzieć, nawet przy drzewie genealogicznym. Co było trudne, bo ja zadawałam tę pytanie. To znaczy, jak dodajesz pytania, a ktoś nie odpowiada, to to też coś znaczy.
I on nagle przy tej szkole muzycznej, gdzie jechało mnóstwo samochodów, zaczął mi opowiadać o tym ojcu. No widzisz, a to specjalnie, żebyś właśnie nie nagrała. Nie wiem, czy jest aż tak świadomy dźwiękowo, ale może tak być, może tak być.
Ja pamiętam, że ja wtedy wręcz go pociągnęłam fizycznie, to znaczy ja go przestawiłam. Ustawiłam go na ścianę bardziej, tak? Żeby jakby nie zaburzać tego jego wywodu, ale równocześnie, żeby mieć to nagranie. Czyli zmieniłam kierunek rozmówcy.
Ale to rozumiem, że tak sprytnie, że ty się przesunęłaś, a on się wtedy do Ciebie obrócił, że ty go chwyciłaś za ramiona i tak. Nie, nie, ja go nie chwyciłam za ramiona, ale ja mu wskazałam gestem i ja się obróciłam. Po czym jak skończył tę myśl, no to on był też taki zszokowany, że to się dzieje, więc mu wyjaśniłam, że po prostu tutaj jest lepsza akustyka w tym miejscu i ja chcę, żeby to tutaj, że teraz tu będziemy rozmawiać, no i to jakoś poszło.
Jeżeli idziemy na nagrania terenowe, to musimy mieć w sobie też taką gotowość, żeby zrobić coś takiego. Nagranie jest dla mnie priorytetem. Tutaj mi się nasuwa jeszcze taka dosyć chyba istotna rzecz, że w tym wszystkim jest istotny taki drobiazg techniczny, którym są słuchawki.
Bo jeśli ty nie będziesz słyszała tego, co nagrywasz, to nawet może ci nie przyjść do głowy, żeby coś zmienić w tej sytuacji, żeby właśnie obrócić kogoś albo oddalić się od czegoś. No, bo jak będziesz tylko obserwować jakieś paski na tym rekorderze, to niewiele mówi.
Warto mieć słuchawki na uszach, takie, które dają jakiś obraz sytuacji, co tam tak naprawdę wpada w te mikrofony. Na każdym szkoleniu "Torby reportera i podcastera" pierwsze, czego dowiadują się osoby, o podcastingu i o tym, jak dobrze nagrywać, jaki sprzęt sobie kupić, pada jedno sformułowanie.
Musicie... efekty specjalne, czyli mój pies... To nawet Zoom to przepuścił. Bo mój pies to jest duży pies. Draka, cicho bądź! Cicho bądź! To możesz sobie wykorzystać. Gdzie mnie źle utniesz, to możesz wsadzić mojego psa. Tak jest.
Tak zrobię. Cicho siedzimy. Cicho. Dobra, niech też się nagrywa. Będzie sławny. Ona już jest bardzo sławna. To suka jest. A to jest ta sama, co tam biegała z Tobą? W tym lesie? Tak, tak. Która rowerzystę podczas nagrań próbowała zjeść.
Pobawić się. Więc słuchawki są bardzo istotne i teraz jakie te słuchawki mają być? Muszą to być słuchawki nauszne. Najlepiej do nagrań terenowych niech będą to słuchawki zamknięte, bo wtedy wiadomo, że słyszymy to, co się nagrywa, a nie to, co słyszymy, bo po prostu to jest.
A to jest jednak różnica pewna i też zależy od tego, jakie mamy ustawienia na rekorderze i jakich używamy mikrofonów. Nagrania bez słuchawek można ryzykować w pomieszczeniach. To znaczy, jeżeli ja siedzę z rozmówcą i on siedzi na kanapie i wiem, że to potrwa jeszcze z dwie godziny, no to mogę ściągnąć te słuchawki, bo tam się raczej nic akustycznie nie zadzieje.
A nawet jeżeli się zadzieje, to na pewno będę o tym wiedziała, bo to już będzie takie mocne zadzianie się. Pytałeś, czy nagrywać w kuchni przy stole, no to kuchnia zawsze była odradzanym miejscem, ze względu na ilość urządzeń elektrycznych, czyli tą lodówkę sławną, bo te stare lodówki tak buczały, i tego się nie dało wyciąć.
Poza tym kiedyś ludzie mieli jarzeniówki w kuchniach. I one bzyczały z kolei. Dokładnie. Więc jarzeniówki się gasi, nie zapala się ich, nawet jeżeli nagrywamy w salach konferencyjnych, to jest ważne akurat. Ale współczesny w kuchniach, no, mnie to zostało, no, nie nagrywam w kuchni, ale nie ma tych dźwięków, no bądźmy szczerzy, współczesne lodówki są ciche i wcale nie buczą.
Naprawdę to jest takie pasmo, które da się już wyciąć, nawet jeśli się wgra, więc też możliwości techniczne poszły do przodu. Tak, tak, tak. No teraz już można dosyć precyzyjnie te rzeczy usuwać. Jeśli chodzi o takie oczyszczanie tła, poza cięciem jeszcze robisz różne takie rzeczy bardziej zaawansowane, na przykład stosujesz może edycję spektralną, żeby usuwać tylko jakiś tam drobny element, no, nie da się tego wyciąć, ale może da się ściszyć akurat ten konkretny dźwięk, który przeszkadza.
Robisz też takie zaawansowane rzeczy? Powiem tak, to zależy, zazwyczaj, jeżeli chcę uzyskać taką wiarygodność nagrania, to raczej pracuję na takich bardzo prostych zasadach, czyli ewentualnie właśnie ściszam coś, zgłośniam, to jest bardzo precyzyjne, bo ja potrafię w jednym słowie zrobić ściszenie i zgłośnienie kilka razy.
To jest bardzo też taka praca na ucho. Z takich rzeczy, które robię na koniec, no to ewentualnie jakiś equalizer i normalizer. Jeżeli mam jakieś zepsute nagranie, to przyznam, że wolę do takiego zmiany spektrum, wolę poprosić realizatora dźwięku, żeby mi to zrobił, bo wiem, że zrobi to dobrze, a ja nie jestem przekonana, że zrobię to tak, jak bym chciała, więc po prostu zdarza się też tak i tak było przy "Zełeńskim", że część nagrań zostało poprawionych przez realizatora dźwięku.
Ale tam było dużo rozmów telefonicznych, które zawsze troszkę tak wypadają kiepsko pod względem jakości. Tak, to znaczy to nie jest do końca w moich kompetencjach. To też zależy, co realizuję, no, bo są takie projekty, gdzie nie ma pieniędzy na realizatora, no to wtedy nie oddam, albo jak oddam, to tylko po znajomości, no to też się zdarza.
A jeśli chodzi o te dodatkowe dźwięki, które czasem nam ratują skórę, bo maskują na przykład jakieś momenty przejścia albo jakąś edycję, czy ty za każdym razem nagrywasz je na nowo, tak docelowo do tego materiału, który akurat edytujesz, czy budujesz sobie jakąś taką bazę dźwięków i później mówisz sobie, a tutaj potrzebuję tylko takiego dźwięku ulicy, więc wrzucasz sobie dźwięk ulicy z dysku, który masz już tam wiesz, w dziesięciu rodzajach nagrany, czy właśnie gromadzisz te dźwięki, czy za każdym razem jednak bierzesz torbę i idziesz w to miejsce, gdzie da się nagrać taki dźwięk na nowo.
To zależy, jak mi jest prościej. To znaczy mam bazę, ale jeżeli uważam, że szybciej będzie wyjść z domu i to nagrać, to to robię, bo jestem mega leniwa i nie chcę mi się przekopywać baz i reportaży. Bardzo często robię tak, że pamiętam, tak miałam w radiu, bo wtedy byłam bardziej na bieżąco ze swoimi produkcjami terenowymi, że pamiętałam, w którym reportażu była taka ulica i sobie z tamtego reportażu ją wyciągałam, bo ja zachowywałam wszystkie nagrania.
To już są plusy doświadczenia, nie? Jeśli ma się już tych materiałów to jest dosyć dużo. To znaczy na pewno ja mam tyle materiałów, że jestem pewnie bardzo wiele dźwięków po prostu w stanie znaleźć, które gdzieś kiedyś nagrałam.
Ale to trzeba mieć dobrą pamięć. To fakt. Albo takich, które wiesz, udają jakieś dźwięki, no bo ja na przykład miałam taką fazę w życiu, że nawet wyjeżdżając na jakieś wakacje, to brałam ze sobą rekorder. Ja jestem w tej fazie.
Jeżeli, OK. Jeżeli ktoś mi mówi, że na przykład no mamy temat i to jest temat historyczny powiedzmy. I ja mam tam o tym, że no powiedzmy o wojskach Andersa. Tak było w przypadku takiego projektu dla IPN-u, akurat robiłam o Karpatczykach.
No i to były rozmowy, ale chciałam je ubarwić jeszcze jakimiś dźwiękami. No i tutaj się bardzo mocno zastanawiałam, bo nie dość, że temat był o zdjęciach, że pan nie żyje, to jeszcze w początkowej fazie nie mieliśmy żadnego członka rodziny.
Więc to było bardzo trudne, bo takie trochę bez emocji. I ja sobie przypomniałam, że no przecież ja po pierwsze byłam w Izraelu. Więc jeżeli jest mowa o Żydach i o różnych jakichś tam właśnie żydowskich zwyczajach, to ja je mam.
Po drugie, byłam w Azji, więc mam też takie dźwięki, które mogą udawać różne rzeczy, tak. Robiłam kiedyś reportaż o Libanie, więc mam takie dźwięki, które ktoś mi dał z kolei. Ale konkretnie z Libanu, bo tu trzeba chyba dosyć dbać o to, żeby to było rzeczywiście z tego miejsca, żeby się nie okazało, że robisz na przykład jakieś dźwięki z Maroka, a tam gadają po chińsku na przykład.
Jak ktoś zna język, no to już będzie taki zgrzyt. Czy nie zwracasz na to uwagi? Zwracam na to uwagę. Oczywiście ja myślę, że między chińskim a arabskim jest dość duża różnica. Jestem ją w stanie rozróżnić. Natomiast pamiętaj, że jeżeli mamy nagrane coś po arabsku, to w jaki sposób wpadniesz, czy to jest z Libanu, czy z Egiptu? Naprawdę musisz być specjalistą.
Tak, ale wiesz, teraz jest coraz częściej tak, że ktoś, kto tego posłucha, akurat będzie takim specjalistą i akurat Ci to wytknie. To jest złośliwość okoliczności. Zawsze się taki ktoś znajdzie. Ja chyba nie przejmuję się tak bardzo takimi rzeczami.
Bo dla mnie to nie... takie dźwięki spełniają pewną rolę, może nawet nie ilustracyjną, ale mają wprowadzać pewien klimat. To nie jest prawda czasu, prawda wiesz, albo może to właśnie jest. Prawda czasu, prawda ekranu, tak? Prawda reportażu radiowego nigdy nie jest prawdą rzeczywistą.
Nie może nią być. Dlaczego? Bo reportaż ma 15 minut, 20, 30, 40, nawet 50, a życie toczy się cały czas. Czy ja naprawdę z Hanią stworzyłyśmy portret Wołodmira Zełeńskiego? Nawet poprzez oczy innych? Nie. Nie, oczywiście, że nie.
On jest żywą postacią. On cały czas... trwa wojna. Cały czas się wszystko zmienia. Postrzeganie ludzi, tak jak ludzie jego odbierają, się zmienia i będzie się zmieniać, bo musi się zmieniać, dopóki on żyje, będzie się zmieniać i po śmierci będzie się zmieniać.
Tak, dlatego pomniki są niebezpieczne, nie? Lepiej nie stawiać ludziom pomników, żeby się nie okazało, że coś się później zmieni. Ale za życia? No za życia albo krótko po śmierci, nie? Kiedy, wiesz, jeszcze nie wiemy wszystkiego, bo jeszcze gdzieś tajemnice są skrywane.
Tak mi się wydaje, że to jest troszkę ryzykowne mimo wszystko. Dlatego potem pomniki się burzy, tak? Słynne burzenie pomników. Ale po co jej się stawia? To jest dla mnie tajemnica. Słuchaj, zawsze będzie tak, że będziemy tą historię odgrzebywać.
Natomiast ja tylko mówię o tym, że zawsze taka forma jak reportaż, czy dokument, czy nawet wywiad, ja w ogóle uważam, że dziennikarstwo jest subiektywne. Neutralnie można podać informację i tego też wymagam od informacji, chociaż coraz rzadziej takie słyszę, czyli co, gdzie, kiedy.
Bez komentarza najlepiej. Pytanie dlaczego już jest bardzo niebezpieczne. Tak, no bo to już jest komentarz. Ale może po co, tak? Czyli na przykład po co się spotyka Rada Miejska? Czyli dnia tego i tego, o godzinie tej i tej, w mieście takim i takim spotyka się Rada Miejska, by to i to.
To jest informacja prasowa. No, dobra, tak. Wszystko inne jest jakąś formą dziennikarstwa, a każda forma dziennikarstwa jest subiektywna, tylko że w reportażu dążymy do prawdy. Czyli moim obowiązkiem jako reportera jest opowiadać prawdę, do której chcę dotrzeć.
Ja chcę dotrzeć do jakiejś prawdy. Czyli ja próbowałam dotrzeć do prawdy o tym, jak ludzie postrzegają Wołodymira Zełańskiego. Ale uwaga, konkretni ludzie i w konkretnym czasie. Jeżeli robimy reportaż o jednej osobie, to ja staram się pokazać jej prawdę, ale moimi oczami.
No bo to jest mój wybór na koniec dnia. Czyli to nie jest historia, którą mi opowiada pan X, czy na przykład Konrad, tylko to jest moja historia o Konradzie. To jest duża różnica. No zdecydowanie. Zdecydowanie inna. Znaczy wiesz, już samo to, że rozmowa potrafi wydobyć różne rzeczy, które są nieuświadomione przez taką osobę, z którą rozmawiasz.
Że ty zadając jakieś konkretne pytania, powodujesz, że ta osoba może zacząć myśleć o pewnych rzeczach, o których nie myślała do tej pory. No i w ten sposób na przykład pokaże ci, jaki ma do tego stosunek. I to też może zmienić postrzeganie tej osoby, no bo do tej pory ona nie myślała na przykład o jakiejś sprawie.
Teraz już myśli, ma jakiś osąd na ten temat i ci go zaprezentuje, a w swojej historii, którą opisała na przykład w książce wcześniej, w ogóle tego tematu nie poruszała, bo albo poruszała, ale trochę nie wyszła tutaj, bo jeszcze nie zadziałały te emocje, które wyszły dopiero w rozmowie.
No bo to jest też pewna interakcja, tak? Czyli prowokujemy osobę do myślenia też. Właśnie, a słuchaj, bo jedna rzecz, o której zapomniałem w sumie, żeby Cię zapytać o nią, powiedz mi, jakie jest twoje podejście do muzyki jako tła? Czy muzyka może być dobrym zastępnikiem tła, jeśli go nie mamy? Nagraliśmy po prostu w studio, ale nie chcemy, żeby było tak bardzo sterylnie i cicho, więc wrzucamy tam jakąś muzykę.
Czy to należy jednak przemyśleć, dobrać odpowiednio tę muzykę, czy jednak wrzucić cokolwiek, byle tam sobie coś plumkało w tle? Jaki Ty masz stosunek do muzyki jako tła w nagraniu? Po pierwsze, nie lubię jak plumka. Mam stosunek negatywny do plumkania.
Szczególnie, jeżeli plumka przez cały czas, to bardzo mnie irytuje. Bo dla mnie muzyka powinna spełniać jakąś rolę. Jeśli ma być przerywnikiem, OK. W audycjach radiowych też się tak robi. Czyli na przykład mamy jakąś audycję, pani X rozmawia z panem Y, ble, ble, ble, ble, ble, ble, ble, a teraz puścimy państwu kawałek muzyczny, super.
Albo nawet nie ble, ble, ble, ble, ble, ble, tylko jest ble, ble, ble, ble, ble, ble i ten kawałek muzyczny się wyłania powolutku, też OK. Natomiast jeżeli cały czas mi plumka, to naprawdę działa mi to na nerwy. Nie wiem, czy tylko mnie, bo po prostu nie lubię plumkania, czy ogółowi ludzkości.
No, bo ja wtedy zachodzę w głowę, po co? Ale jeśli to jest dopasowane, na przykład trwa rozmowa o klubach jazzowych w latach czterdziestych, no i w tle leci sobie jazz z lat czterdziestych, cichutko. Później rozmowa przechodzi na inny ton i muzyka się zmienia, tak żeby się dopasować.
Trochę tak jak w filmie. OK, ale to wtedy ta muzyka pełni pewną rolę. Tak. To wtedy mamy muzykę ilustracyjną. Tak, tak, tak. Jest właśnie świadomym tłem. Nie jest byle jakim tłem, żeby nie było ciszy, tylko jest elementem tego całego nagrania, który ma wpływać na odbiór.
Osobiście nie lubię tego zabiegu, ale tak on jest stosowany, czyli muzyka ilustracyjna. Może dlatego, że rzadko się tego używa w reportażach. To znaczy w reportażach ta muzyka powinna mieć inną rolę. Najlepiej jest, jeżeli również angażuje emocje odbiorcy.
Ale pewnie jasne jest, że czasami po prostu jest przerywnikiem, bo go potrzebujemy. Natomiast muzyka ilustracyjna jest dla mnie tautologią, czyli mówię o czymś i słyszę coś, ale jak najbardziej jest dopuszczalna i wręcz konieczna w audycjach o muzyce.
No, tak. Bo taki jest ich cel. Jak Ty jako praktyk unikasz tej sytuacji, że nagrywasz i w tle słychać muzykę, bo rzeczywiście gdzieś tam leci, ale to jest muzyka, która jest obwarowana przepisami o ochronie praw autorskich i tak dalej, i tak dalej i emisja tego typu nagrania powoduje, że musisz oczywiście uiścić opłaty dla ZAIKS-u i tam tych innych organizacji.
Czy starasz się nie nagrywać, czy jakoś wyciszasz wtedy to tło? Jakie masz praktyczne podejście? Ja w ogóle staram się nie nagrywać muzyki. To znaczy absolutnie nigdy nie robię rozmów, kiedy gra muzyka, dlatego, że w postprodukcji to jest zabawa, niepotrzebna, a często nie da się tego po prostu już wyciąć.
Ja nigdy nie umawiam się w miejscach, gdzie ta muzyka jest stała. Dlatego, że wiem, że moje materiały są montowane. W związku z tym, że są ostro montowane i to nie jest taki montaż, wiesz, że Ty sobie utniesz kawałek naszej rozmowy i przełożysz w inne miejsce.
Ja czasami przekładam jedno słowo albo pół słowa w inne miejsce, bo jest mi potrzebne, żeby ktoś zrobił "mhm" w danym momencie. A to mi się tak zdarza, na przykład westchnięcia takie, że pasuje takie "heee", takie westchnięcie i ono jest tylko w jednym miejscu nagrania, a potrzebuję go w drugim.
To też zdarza mi się przenieść je w inne miejsce. W związku z czym no jednak dbam o to, żeby akustyka pokoju, czy jakiegoś cichego miejsca, czy nawet lasu, jeżeli cała rozmowa jest w lesie, spoko, tak, czy na zewnątrz. Natomiast dbam o to, żeby to nie była muzyka, ponieważ ten montaż w muzyce już naprawdę jest bardzo łatwo zauważalne.
Jeżeli się tak zdarza, no to staram się znaleźć ten utwór i po prostu go podłożyć. Ale tak jak mówisz, powstaje tutaj problem praw autorskich. No właśnie. Jeżeli muszę wykorzystać jakiś fragment i tak było na przykład w Zełeńskim, to robię z tego scenę.
Czyli proszę mojego bohatera, żeby mi to pokazał. Czyli ja nie biorę de facto tego fragmentu muzycznego tak od sobie, tylko ktoś ze mną siada do komputera i razem słuchamy tego krótkiego fragmentu, czy oglądamy ten krótki film.
To możemy zrobić, prawda? Czyli tak ogrywasz po prostu. Ja to ogrywam, tak. No ale to jest kwestia po prostu taka, że sama forma mi na to pozwala. No to prawda, bo to nie zawsze się tak da, nie? Zupełnie nie wiem, jak powstają na przykład podcasty o filmach, gdzie wykorzystuje się fragmenty filmów.
Czy to jest tak, że to są jakieś darmowe trailery? Nigdy tego nie zgłębiałam. To jest w sumie bardzo ciekawy temat. Nigdy to nie było potrzebne. To jest właśnie taki drażliwy temat tego cytatu, dozwolonego cytatu, a wykorzystania nielegalnego, za które już trzeba by płacić.
A powiedz mi, czy podczas takich nagrań w terenie miałaś jakąś zabawną sytuację, czy może mrożącą krew w żyłach, ale taką, która ci utkwiła w pamięci i pamiętasz ją do tej pory i chciała być może przekazać ją osobom, które nagrywają, żeby się miały na baczności na przykład, albo żeby nie zrobiły czegoś takiego, jak na przykład, nie wiem, wpadnięcie do stawu z kaczkami, albo jakaś inna tego typu przygoda.
Oj, widzę, że coś masz! Tutaj cały czas u mnie słychać dźwięki poruszającego się pana, który tutaj coś robi i remontuje, więc przepraszam za to. Natomiast nie przypominam sobie żadnej sytuacji pod tytułem mrożąca krew w żyłach.
To znaczy, kiedyś rzeczywiście kazano mi zejść do kanału z mikrofonem, do takiej studzienki kanalizacyjnej. Takiej pod ulicę? Tak, ale to nie miało nic wspólnego z robieniem nagrań tak naprawdę. To było związane z tym, że my z okazji jakiegoś tam lecia studia, reportażu i dokumentu mieliśmy sesję zdjęciową.
I fotograf wymyślił sobie, że ja będę miała sesję w tej studzience kanalizacyjnej i że mam tam wejść. Przynajmniej trochę, żebym tak się wyłaniała z tym mikrofonem. Tak czy tak? Ale to jest właśnie, wiesz, duże poświęcenie, że nawet gdzieś tam w tych kanałach biegasz i nagrywasz.
Fajny pomysł. Jako fotograf popieram. No tak. To w sumie było bardzo, bardzo ładne zdjęcie. Więc taką miałam przygodę kiedyś z wodą. To sobie nie przypominam. Nagrywałam różne akcje na wodzie, bo kiedyś też robiłam o wodnym pogotowiu ratunkowym.
No ale to są w miarę takie bezpieczne nagrania, bo to jedziesz ze specjalistami i po prostu oni cię też chronią. Jeżeli coś naprawdę się dzieje, to ty praktycznie nie wychodzisz wtedy. Czy nie jesteś tym typem takiego ryzykanta, który dla nagrania wespnie się na szczyt wieży Eiffla, żeby nagrać, nie wiem, sępa, który tam sobie przysiadł na szczycie? Nie, nie.
Ja nie jestem typem ryzykanta zdecydowanie. A zdarzało ci się nie włączyć nagrywania? Czy zdarza ci się nadal nie włączyć nagrywania? Przez przypadek? Czy zapomnisz o tym, żeby włączyć i przeprowadzasz całą rozmowę i się okazuje, że się nie nagrało? Całej to nie, bo jednak patrzę w międzyczasie.
Może zauważyłeś, że tutaj też patrzę cały czas, także widzę, że się nagrywa. Także bez przesady. Całej to nie, ale zdarzało mi się tak, że na przykład nie włączyłam na początek rozmowy i myślę, że dalej się będzie zdarzać. To są takie normalne rzeczy.
Takie moje najciekawsze wspomnienia reporterskie to są jednak z Brazylii, to była duża podróż i musiałam tam sama podróżować po kraju, który wówczas jeszcze też nie był tak cywilizowany, jak jest pewnie teraz, bo to było jednak wiele lat temu.
Ale też nie przypominam sobie żadnej takiej... Ja w ogóle jestem taką osobą, która się nie bardzo boi. Może dlatego zostałam reporterką. Może tak. Pamiętam, że szliśmy kiedyś właśnie z bohaterem jakąś ciemną uliczką i on właśnie tak się upierał, żeby przejść do światła, bo to jest Brazylia i zaraz ktoś wyskoczy z nożami, a ja w ogóle nie rozumiałam, o czym on mówi.
Także jak taka fajna uliczka, że w ogóle dla człowieka... Na Pradze nie był. Tak, nigdy nie. A ja mieszkałam wówczas na Pradze, więc myślę, że tak, że ta uliczka wydawała mi się niezwykle sympatyczna. No w różnych miejscach nagrywałam, naprawdę.
Ale chyba najtrudniejsze takie nagrania wbrew pozorom, to nie są te nagrania, gdzie jest jakieś takie niebezpieczeństwo dla mnie. Najtrudniejsze nagrania to są nagrania na oddziałach dziecięcych w szpitalach. Czyli bardziej takie emocjonalne nagrania.
Tak, to zdecydowanie. Czy w jakichś hospicjach. Szczególnie jeżeli podczas zrobienia reportażu, a to mi się zderzało, po prostu ci ludzie umierali. To znaczy, nie podczas nagrań, ale przychodziłam raz i byli i przychodziłam kolejny raz i już ich nie było.
No to są trudne miejsca, tak naprawdę. Dla mnie. Dla mnie oddziały dziecięce były niezwykle trudne. Na przykład dziecięcy oddział białaczkowy, gdzie no tam są dzieci naprawdę chore. I takie wchodzenie przez śluzę, dezynfekowanie mikrofonu, dezynfekowanie sprzętu, dezynfekowanie siebie, ubieranie się.
Teraz może nam jest to bliższe, bo jesteśmy po pandemii. Widzieliśmy, jak ci ludzie wchodzili w pandemię w tych ochraniaczach. Na oddziałach białaczkowych to de facto tak wyglądali pielęgniarze. Wiele lat temu, bo ja byłam na takim oddziale wiele lat temu, no to było dla mnie takie przeżycie, które pamiętam.
Że właśnie wszystko tam musiałam wydezynfekować i że było to przejście przez tą śluzę. Że to nie było tak, że od razu się tam znalazłam. No i później te dzieci, które po prostu były podłączone czasami do jakiejś niesamowitej ilości czegoś, czego nie potrafię nazwać.
No, ale też takie, które tam wiesz, chodziły, czy nawet biegały. No bo wiadomo, że one też były w różnym stanie. No i hospicja. No wiesz, czasami też na przykład, takie pamiętam trudne nagrania, to na przykład takie wymagające fizycznie dla mnie, ale też psychicznie to na przykład kiedyś w nocy w Koninie w noclegowni dla mężczyzn.
Bo tam po prostu śmierdzi. I to tak na maksa. Tak. Jestem w stanie to sobie wyobrazić, bo czasem w tramwaju jeden wystarczy, taki właśnie człowiek, który jest od dłuższego czasu nieumyty i naprawdę to są ciężkie warunki. Z tym się akurat spotkałem.
No i to jest też takie, wiesz, że to, jak to potem, jak tą atmosferę, ten klimat, gdzie tutaj akurat zmysł powonienia gra rolę, a nie zmysł słuchu, jak to oddać w twoim materiale, żeby słuchacz aż poczuł, jak tam strasznie śmierdzi.
I to jest wyzwanie dla reportera. No dla mnie na przykład jest to bardzo fajne wyzwanie. Obawiam się, że znowu wywala nas z Zooma. No ja myślę, że się zbliżamy powoli do końca, bo chciałem cię tylko jeszcze zapytać, czego się życzy reporterowi? Zdrowia, szczęścia, pomyślności.
A nie jakiegoś, wiesz, zatkania mikrofonu albo innego typu rzeczy. Ja czasami życzę pięknych dźwięków, albo żeby świat brzmiał pięknie, albo żeby świat brzmiał bogato. No coś tam wymyślam, ale... Nieskończonych akumulatorów.
O, właśnie, nieskończonych akumulatorów. Na pewno można coś wymyślić. Na pewno. Dobrze, Kasiu, ja ci bardzo dziękuję za udział w tej audycji. Myślę, że ja osobiście się na pewno dowiedziałem wielu nowych rzeczy. Myślę, że słuchacze również.
© 2024 Konrad Leśniak