Powrót

114 W terenie. O zestawie Saramonic Blink900 B2 i nie tylko

Gadanie Gadesa w terenie. Witajcie w kolejnym odcinku podcastu Gadanie Gadesa. Tym razem jest to odcinek nagrywany w akcji. Pierwszy chyba tego typu, nie przypominam sobie, żebym nagrywał. Kiedyś wprawdzie próbowałem nagrywać w czasie jazdy rowerem i o mało co nie rozbiłem sobie Tascama X8, bo chciałem koniecznie Tascamę X8 nagrywać i zestawem binauralnym Rolanda.

No i skończyło się to tym, że się wywróciłem na zakręcie, na jakiejś leśnej dróżce. Najadłem się strachu, że właśnie sobie stłukłem całego X8, ale na szczęście jego torba okazała się odpowiednio pancerna i wytrzymała. Więc...

no ale nie zmienia to faktu, że od tego czasu raczej przestałem jeździć z rejestratorem i się nagrywać w czasie jazdy. Natomiast dzisiaj mam taką możliwość, bo testuję zestaw Saramonic Blink 900. Taki zestaw dwóch nadajników i jednego odbiornika.

Pomyślałem, że wezmę ze sobą na przejażdżkę, przyczepię sobie nadajnik do bluzy. Nie wiem, dlaczego jakiś samochód mnie śledzi. Przyczepię sobie nadajnik do bluzy, odbiornik schowam razem z rejestratorem gdzieś w torbie i spróbuję tak się ponagrywać w czasie jeżdżenia.

No i właśnie postanowiłem i zrobiłem. I teraz jadę, mam do klapy bluzy przyczepiony nadajnik zaopatrzony w taki malutki, można nawet powiedzieć słodki deadcat. Taki malutki deadcat przyczepiony dosyć solidnie, bo deadcat ma taki specjalny uchwyt z tworzywa i wtyka się w odpowiednią szczelinę w nadajniku.

No i w ten sposób całość się trzyma razem. Jest mała szansa, żeby tego deadcata zgubić. Jest malutki, więc pewnie byłoby to łatwo zrobić. Z tego względu nie nagrywam zestawem binauralnym Rolanda, bo tam mam takie deadcaty, które się trzymają na słowo honoru.

I zawsze mam obawę, że mi jeden z nich wypadnie albo oba i gdzieś zgubię. Tutaj raczej takiego ryzyka nie ma, więc postanowiłem, że sobie sprawdzę, jak to będzie. Tak jak wspomniałem, albo może nie wspomniałem, bo już nie wiem, odbiornik jest w torbie razem z rejestratorem Zoom F3 i jedyny minus tego całego setupu, który mam dzisiaj jest taki, że nie mam monitoringu.

To znaczy nie słyszę tego, co się nagrywa, więc dopiero w domu się okaże, czy to nagranie się będzie nadawało do publikacji w ogóle. To też jest jakiś tam rodzaj testu tego całego zestawu. No i albo to będzie jako taki odcinek ciekawostka, albo może to będzie część testu tego zestawu.

Jeszcze nie wiem. Ale dosyć zabawnie się jedzie, gadając do samego siebie. Zwłaszcza tutaj na wsi, gdzie właśnie teraz się znajduję. Bo możecie wierzyć lub nie, ale ludzie dziwnie patrzą na kogoś, kto jedzie rowerem i mówi sam do siebie.

No i trudno. Co zrobić? I tak już jestem dziwakiem, bo chodzę z aparatem, robię zdjęcia kwiatom, więc ludzie wiedzą, że nie jestem normalny. Co zrobić? W każdym razie, na ten zestaw Saramonica wpadłem dosyć przypadkowo, bo razem z tym, że zacząłem robić live'y na YouTubie, to pojawiła się taka pokusa, żeby wykorzystać mikrofon krawatowy, ponieważ mikrofon kierunkowy, który używałem sobie do tej pory, dwóch sobie już używałem w sumie, ale wtedy używałem jednego i wydawało mi się ciągle, że muszę strasznie się pilnować, żeby mówić do niego z odpowiedniej odległości, żeby ten sygnał był czytelny, głośny itd.

No i pomyślałem sobie, że być może wypróbuję krawatówkę. Przypnę ją do siebie, więc obojętnie, gdzie tam się będę ruszał, gdzie będę się kierował, czy w stronę komputera, czy w stronę kamery, czy jeszcze w stronę rodkastera, to zawsze mój głos pozostanie czytelny.

Taki byłem jeszcze wtedy naiwny. Tak sobie myślałem, że tak to będzie działało. Rzeczywistość dosyć szybko zweryfikowała te moje buńczuczne plany, ponieważ ten mikrofon krawatowy, który miałem, czyli Esperanza EH-178, oczywiście nie nadawała się do niczego, głównie z tego powodu, że była bardzo szumiącym mikrofonem.

Czy jest, bo nadal mam przecież ten mikrofon, jest nadal bardzo szumiąca i jest dookólna, więc sprawdziłem, czy nie ma przypadkiem krawatówek kierunkowych. No i okazało się, że są. I tak trafiłem na dosyć budżetowy model Behringera, Behringer Love Go BG, nie wiem, jakiś taki dziwny symbol.

No i zamówiłem sobie taki kierunkowy mikrofon krawatowy. Myślałem, że to będzie bardzo dobre rozwiązanie. On będzie zbierał głównie jakby do góry, nie będzie rejestrował tego, czy będzie rejestrował znowu wicher. Chyba niestety jestem skazany na podmuchy.

Jestem ciekawy, jak to tutaj wypadnie. Ach, jej. No i tak sobie naiwnie myślałem, że właśnie ten kierunkowy Behringer będzie sobie zbierał sygnał w górę, czyli przypnę go sobie tam, gdzie się przypina mikrofony krawatowe, a zamiast zbierać wszystko dookoła, będzie zbierał tylko to z góry, czyli głównie mój głos.

Głównie mój głos. No i bardzo się pomyliłem, bo się okazało, że jednak odległość tego mikrofonu od ust jest spora, bo to gdzieś wychodzi prawie 30 cm, jeśli to zmierzyć. No i to jest wystarczający dystans, żeby już wpadało do mikrofonu wszystko, mimo tego, że to jest jakaś kardioida niby, czy nawet superkardioida.

Więc tak naprawdę zysku nie było żadnego. Mikrofon też szumiał, więc stwierdziłem, że bez sensu, bez sensu taki układ. A pojadę sobie może jeszcze tutaj lasem. No, że bez sensu ten mikrofon jednak. I że powinienem jednak zainwestować w jakiś trochę lepszy krawatowy.

Może będzie fajniejszy. No i obejrzałem kilka testów. Jakie budżetowe, ale takie nieprzesadnie budżetowe mikrofony są proponowane. No i szybko się natknąłem na model Rode SmartLav, a później na jego nową wersję, czyli SmartLav+.

No i podobno ta wersja właśnie SmartLav+, była jakaś już lepsza, z dużo mniejszymi szumami. No i na filmikach takich pokazowych na YouTubie, rzeczywiście wypadała całkiem fajnie. Przesłuchałem te filmiki. Niby były takie bez obróbki.

Stwierdziłem, że rzeczywiście fajnie, nie szumi mocno. Biorę. No i zamówiłem sobie, poczekałem. SmartLav dotarł. No i się okazało, że szumi tak samo mocno jak ten Behringer, ale ma trochę przyjemniejsze brzmienie. Tutaj muszę oddać sprawiedliwość, że faktycznie ten SmartLav nie brzmi źle, no tylko szumi.

Więc bez odszumiania, czy jakichś bramki szumów, się raczej nie obejdzie przy korzystaniu z krawatówek. Niestety, ani SmartLav, ani Behringer nie sprawdziły się podczas nagrywania live'a, czyli podczas takich prób, które robiłem do drugiego live'a.

Okazało się, że niestety poziom rejestrowanych zakłóceń, głównie dźwięku mojego komputera, jest tak wysoki, że jak dla mnie nieakceptowalny. Więc niestety zrezygnowałem i drugiego live'a nagrywałem za pomocą Synco D2 i Jay-Z Vintage 11.

No i oczywiście tej Esperance, którą pokazywałem jako przykład, jak źle może brzmieć krawatówka. No, ale przy okazji właśnie tych testów do filmu, okazało się, że nawet gdyby SmartLav brzmiał rewelacyjnie, był mało szumiący i zbierał tylko to, co ja chciałbym, żeby on zbierał, to i tak miałbym kłopot z jego użyciem, bo on ma bardzo krótki kabelek.

To jest kabelek, który ma chyba 1,20 m, jeśli dobrze pamiętam teraz. Więc malutko. W sytuacji, gdybym chciał podłączać się do Rodecaster'a, to jest o wiele za mało. Zacząłem się rozglądać za zestawami bezprzewodowymi, bo wiem, że siostra B używa jakiegoś zestawu BOYA WM4, czy czegoś podobnego.

Więc pomyślałem, że taki właśnie zestaw by mi się przydał. No, ale jak zacząłem oglądać, to się okazało, że wcale BOYA nie jest takim najlepszym wyborem. I lepiej zrobiłbym, gdybym kupił sobie taki zestaw, który ma już nadajniki ze zintegrowanym mikrofonem i możliwość podpięcia do tego jeszcze krawatówki.

No i tak trafiłem właśnie na całą rodzinę Saramonic Blink, na Rode Wireless GO. Nawet synko też ma jakieś swoje G2A2 chyba, tak się nazywa ten mikrofon. Więc trochę tych zestawów było. Ostatecznie zdecydowałem się właśnie na Saramonica, z tego względu, że ma on fantastyczną sprawę, jaką jest etui zintegrowane z powerbankiem.

Można po prostu wszystkie trzy urządzenia, czyli dwa nadajniki i odbiornik, odłożyć do etui i one się natychmiast zaczynają ładować z tego powerbanku. I to dla mnie jest rewelacyjne rozwiązanie, bo ja bym zawsze zapominał, że muszę podpiąć najpierw to, potem to, potem tamto, naładować najpierw odbiornik, nadajnik, albo wykombinować gdzieś jakąś znowu taką kostkę z kilkoma portami USB, żeby sobie ładować jednocześnie wszystko.

No i dla mnie to etui z ładowarką to jest po prostu coś rewelacyjnego. No i dlatego właśnie zdecydowałem się na Blinka i jako, że już dojeżdżam do domu, zaraz będę sprawdzał, czy to dzisiejsze nagranie nada się na taki właśnie eksperymentalny odcinek gadesa na rowerze.

Powrót