[muzyka] Witajcie w kolejnym odcinku podcastu "Gadanie Gadesa". W kolejnym odcinku z cyklu "W terenie". Przy czym jest to ten z odcinków "W terenie", gdzie testuję sprzęt. A dzisiaj jest to nie byle co, bo najnowszy, najbardziej rozbudowany model systemu bezprzewodowego od firmy Rode, czyli Rode Wireless Pro.
Nagrywam ten odcinek oczywiście jadąc na rowerze, co być może słychać, a być może nie. Natomiast nagrywam go jednocześnie oboma nadajnikami, które przychodzą w zestawie. Przy czym do jednego z nadajników mam podpięty mikrofon krawatowy, tak że będę się w trakcie odcinka przełączał.
To znaczy wy będziecie słyszeli raz sygnał prosto z nadajnika, a drugi raz z mikrofonu krawatowego. Tradycyjnie odsyłam do rozdziałów, gdzie będzie napisane, który fragment jest z czego. No ale zanim jeszcze zacznę omawiać ten zestaw, to może w ogóle o co tutaj chodzi, bo nie wszyscy musieli słyszeć odcinek dotyczący Saramonica Blink 900, czy też Rode Wireless Go 2, albo Mozosa MX1.
To wszystko są bardzo do siebie podobne zestawy bezprzewodowe, gdzie dostajemy odbiornik i dwa nadajniki. Nadajniki są wykonane w postaci takich kosteczek, takich pudełeczek malutkich, które można sobie przyczepić np. do koszuli, czy do bluzy, czy do kurtki.
Kosteczki te zawierają mikrofony, takie krawatowe dookólne. No i ten sygnał z nadajników jest transmitowany do odbiornika. Z kolei odbiornik można podłączyć np. do rejestratora audio, albo do kamery wideo, no i w ten sposób nagrywać np.
rozmowę dwóch osób. Albo jakieś samodzielne nagrania w rodzaju tego, które właśnie teraz robię ja. No i główna różnica między tymi wszystkimi zestawami, które są obecne na rynku, główna różnica tkwi w tym, czy nadajniki potrafią samodzielnie nagrywać dźwięk.
Ponieważ jest kilka zestawów, które to potrafią i dużo więcej zestawów, które wymagają użycia odbiornika i jakiegoś zewnętrznego urządzenia nagrywającego. Np. Rode Wireless Go 2, którego używałem do tej pory, ale też Rode Wireless Pro są tymi zestawami, które nagrywać potrafią.
Czyli każdy nadajnik jest jednocześnie takim małym rejestratorem audio, jednokanałowym. I możemy sobie dzięki temu brać na nagrania tylko same nadajniki, nie musimy nawet korzystać z odbiornika, prawdę mówiąc. No i żeby być szczerym, to ja korzystam w zasadzie zawsze tylko z tego sposobu.
Czyli jadąc na rower biorę tylko i wyłącznie nadajnik. I to mi w zupełności wystarcza do tego, żeby nagrywać. Teraz np. jest bardzo duży podmuch wiatru, więc możecie posłuchać jak sobie ten zestaw radzi z wiatrem. Na mikrofonie krawatowym jest deadcat, tak samo na nadajniku, więc powinny sobie z takim podmuchem poradzić, ale to możecie ocenić.
No właśnie przed chwilą mocno wiało. No i zasada działania, czy korzystania z tego zestawu jest właśnie taka. Więc zakładamy na siebie te nadajniki, ewentualnie do nadajnika podłączamy mikrofon krawatowy i nadajnik chowamy do kieszeni, a mówimy do mikrofonu krawatowego.
I albo nagrywamy to za pomocą nadajników, całą rozmowę np. Albo kierujemy to do odbiornika i nagrywamy jakimś urządzeniem, do którego podłączymy odbiornik. Możemy korzystać oczywiście z obu wariantów jednocześnie, żeby się zabezpieczyć, ale w zasadzie jeśli już nagrywamy w samych nadajnikach, to nie za bardzo jest sens jeszcze targać ze sobą odbiornik i podłączać, chyba że chcemy mieć już w kamerze np.
gotowy dźwięk. No to jak najbardziej może nam to troszkę oszczędzić czasów postprodukcji. No i dobrze, myślę, że tytułem wstępu tyle na razie wystarczy wiadomości. I teraz może o tym, co dostajemy w zestawie firmowym od producenta.
Bo być może osoby, które pamiętają odcinek o Rode Wireless Go 2, pamiętają też, że tam bardzo narzekałem na fakt, że firma Rode poskąpiła wyposażenia. No zestaw Wireless Pro jest pod tym względem zupełnie odmienny. Tutaj mamy pełno wszystkiego, do tego stopnia, że mamy osobne etui właśnie na te wszystkie dodatkowe gadżety.
No i tak, w zestawie znajdziemy oczywiście dwa nadajniki z mikrofonami wbudowanymi plus odbiornik. Znajdziemy dwa mikrofony krawatowe Lavalier 2 firmy Rode. Znajdziemy dwa magnesy z metalowymi nakładkami, do tego za chwilkę jeszcze wrócę.
Znajdziemy kabelki, dwa USB, takie USB-C na USB-C, jeden USB-C na Lightning i jeden kabelek audio mini TRS. To są te rzeczy, które znajdziemy. Plus oczywiście detkety, czyli zarówno na nadajniki jak i na te mikrofony krawatowe dostajemy od producenta detkety.
Plus jeden zapasowy na nadajnik, czyli trzy w sumie dostajemy na nadajniki, a dwa na mikrofony krawatowe. Tak to wygląda. No i myślę, że jeśli chodzi o wyposażenie, to pozostaje jeszcze kwestia etui, bo dostajemy dwa bardzo podobnie wyglądające etui.
Przy czym jedno to jest rzeczywiście takie pudełko do schowania tychże wszystkich gadżetów potrzebnych. Natomiast drugie to jest etui ładowarka Powerbank, gdzie możemy schować nadajniki i odbiornik. Dobra, teraz krótka przerwa, bo muszę nadać paczkę z mikrofonami do kolegi Rafała.
Więc wybaczcie, czas na obsługę aplikacji. Paczkomatu, otwórz skrytkę, no i próbujemy. Paczka jest duża, więc mam nadzieję, że będzie akurat wolna skrytka. Dobra, jest, ale wysoko. Moment, będę musiał się postarać, żeby tę pakę włożyć.
Dobra, uwaga, uwaga, już mi się paczka zaczęła zamykać. Jest trochę utrudnienia, bo paczka jest naprawdę duża, a musiałem ją rowerem przywieźć. Więc Rafał, jeśli słuchasz to, właśnie w tym momencie przesyłka ruszyła do ciebie.
A ja wsiadam i nagrywam dalszą część tego odcinka. Wspomniałem o tych etui i co jest ważne, to właśnie w porównaniu do Rode Wireless Go 2, to jest to etui ładowarka. Tego zabrakło w Rode Wireless Go 2. I to mi bardzo, bardzo przeszkadzało wówczas.
Możecie pamiętać, że bardzo sobie narzekałem na to, że do ładowania zestawu muszę używać jakichś małych, osobnych kabelków, wszystko podłączać osobno. No to była katastrofa. Bardzo to było irytujące. Na szczęście firma Rode już wcześniej wprowadziła podobne etui dla właśnie zestawu Rode Wireless Go 2.
Obecnie kosztuje ono około 400 zł. I trzeba je sobie oczywiście dokupić. Tu na szczęście dostajemy to etui już w komplecie, w cenie. I to jest bardzo dobre. Pomijając już fakt, że do ładowania wystarczy nam teraz już tylko jeden kabelek, którym podłączamy całe etui i wszystkie elementy w środku się ładują w tym momencie.
No to dodatkowo w ten sposób też możemy transmitować dane. Czyli podłączamy jednym kabelkiem do komputera i możemy i aktualizować firmware, i konfigurować wszystkie podłączone urządzenia, i zgrywać pliki, itd., itd. Wszystko to za pomocą jednego kabelka podłączonego bezpośrednio do etui.
Mnie osobiście bardzo to cieszy, bo to upraszcza po prostu korzystanie takie codzienne z tego zestawu. Co tam dalej? Było o wyposażeniu. A, miałem o tych magnesach powiedzieć, bo to jest też bardzo fajna rzecz, którą RODE nie wiem czy podpatrzyło u kogoś, czy samo wymyśliło, ale jeśli ktoś używał kiedykolwiek tego typu zestawu, to wie, że bardzo kłopotliwe było mocowanie nadajników na koszulkach typu T-shirt.
Bo w zasadzie jedyną dostępną możliwością było przypięcie tego nadajnika na kołnierzyku od T-shirta. No ale jeśli ten kołnierzyk nie był jakiś taki gruby i mocno trzymający się, no to nadajnik się na nim tak kołysał, ściągał tę koszulkę i w ogóle było to bardzo nieprzyjemne, bo nadajniki wprawdzie są małe, ale są jednak dosyć ciężkie, dużo cięższe od mikrofonów krawatowych np.
Więc one tam potrafiły zmieniać położenie w trakcie nagrania, i generalnie było to bardzo niewygodne. Więc firma Rode wymyśliła coś takiego, że dołączyła takie specjalne metalowe blaszki, które nakłada się na klipsy. Te klipsy, którymi się przypina nadajniki np.
do ubrania, czy do jakiegoś paska, czy do czegoś, to można nałożyć takie metalowe nakładki i dostajemy też magnesy. Więc magnes wkładamy pod koszulkę, nadajnik przyczepiamy np. na wysokości piersi, tam gdzie powinien być, tam gdzie np.
ja mam teraz nadajnik, no i w tym momencie mamy wszystko skonfigurowane. No i wygląda to dużo lepiej, w ogóle umożliwia przypięcie nadajnika w takiej korzystnej pozycji. Swoją drogą ja się dziwię, dlaczego same klipsy nie są zrobione po prostu z metalu, tylko trzeba nakładać na nie jakieś metalowe blaszki.
To tak trochę wygląda jakby Rode wpadło na ten pomysł w ostatniej chwili. W każdym razie jakoś to działa, wprawdzie po założeniu takiej blaszki na klipsa będzie ciężko ją zdjąć, bo one bardzo tak ściśle na ten klips wchodzą.
Więc zastanówcie się, czy chcecie na pewno mieć tę blaszkę na klipsie. I moja taka druga uwaga do magnesów jest taka, żeby uważać później przy odpinaniu nadajnika, bo takie naturalne się wydaje, że po prostu szarpiemy za nadajnik, żeby go odpiąć od bluzki, ale w tym momencie magnes puści i ten magnes, który mamy w środku, po drugiej stronie, on po prostu poleci w dół.
No i to już może być nieciekawe, zwłaszcza w warunkach terenowych, a w sumie urządzenie jest przeznaczone dla tego typu warunków, więc prawdopodobnie będzie to stale. Ja już szukałem tego magnesu, bo wpadł mi gdzieś w trawę.
On jest czarny, więc w warunkach ograniczonej widoczności możecie się trochę naszukać takiego magnesu, więc uczulam, żeby wyrobić sobie odruch, żeby przytrzymać ten magnes przy zdejmowaniu. To taka praktyczna uwaga. Jak wspomniałem, do tego zestawu dołożono dwa mikrofony krawatowe i są to mikrofony, które normalnie można kupić sobie osobno, czyli model Lavalier 2.
Taki mikrofon pojedynczy kosztuje około 400 zł. Teoretycznie powinien być dużo lepszy od Smart Lava Plus, którego miałem do tej pory, którego próbowałem używać, ale poziom szumów mnie po prostu zniechęcił. Tutaj dużej różnicy nie ma.
Nie mam przy sobie tego Smart Lava, więc nie dam wam pokosztować tej różnicy. Generalnie jest trochę lepiej, mi się wydaje, jeśli chodzi o jakość dźwięku samego. Jeśli chodzi o szumy, tak sobie. Więc na dwoje babka wróżyła, chociaż mi osobiście bardziej podoba się dźwięk z mikrofonu krawatowego niż z mikrofonu wbudowanego w nadajnik.
Ale każdy będzie się musiał kierować swoim własnym gustem i swoją własną oceną. Dźwięk z nadajnika może się podobać, chociaż według mnie jest troszkę zbyt stłumiony. I to nawet bez deadketta. Teraz słuchacie oczywiście z deadkettem, ale tutaj odeślę was może do live'a, gdzie prezentowałem nagranie bez deadketta i nie było jakiejś specjalnej różnicy.
Ten deadket jest brzmieniowo dosyć przezroczysty, więc to nie ma znaczenia. Zresztą na zewnątrz i tak będziecie musieli tego deadketta przypinać, bo podmuchy wiatru wam będą niszczyły nagrania po prostu i tyle. Taka moja uwaga.
Jeśli chodzi o czasy, to czasy pracy tego zestawu to jest około 5,5 godziny. Tak w praktyce. Z mojej praktyki wynika, że to jest bardziej 5,5 godziny. Producent wprawdzie deklaruje, że to może być ponad 6 godzin. Raz mi się zdarzyło rzeczywiście, że nadajnik tyle wytrzymał, ale zazwyczaj bliżej jest tego 5,5 godziny niż 6 godzin.
Więc ja bym bardziej celował właśnie w tę niższą wartość. Podobnie jest z odbiornikiem. Oczywiście wszystko zależy od tego, czy transmitujemy ten sygnał, czy go nie transmitujemy, ile tam urządzeń jest podłączonych, czy jest generowany timecode, czy nie i tak dalej.
O timecode to za chwilkę jeszcze powiem. Więc powiedzmy, że 5,5 godziny. Jeśli chodzi o czas nagrywania, to każdy z nadajników ma, z tego co pamiętam, 32 GB tej wewnętrznej pamięci i może nagrać chyba do 40 godzin surowego nagrania WAV, czyli takiego nieskompresowanego pliku WAV.
Czyli nie tracimy wtedy jakości, mamy pełną jakość, którą dostarcza to urządzenie. No to 40 godzin możemy zgromadzić na jednym nadajniku, zanim będziemy musieli wyczyścić to urządzenie. Co jest istotne, a o czym jeszcze do tej pory nie powiedziałem, dlaczego w ogóle zdecydowałem się na wypróbowanie tego zestawu, bo w końcu miałem Rode Wireless Go 2, który jeśli chodzi o jakość dźwięku, to się specjalnie jakoś nie różni moim zdaniem.
Zresztą możecie sobie wrócić do odpowiedniego odcinka i posłuchać jak Wam się to widzi. Natomiast to co ma Rode Wireless Pro to jest zapis 32-bitowy. A wiecie, że ja lubię nagrywać w terenie zwłaszcza 32-bitowo, ponieważ daje mi to pewną taką gwarancję, że nie będę miał żadnych przesterowań, nawet jeśli coś się zdarzy niespodziewanego, czego nie sposób przewidzieć przed wyjazdem na przykład w teren.
Tutaj mamy zapis 32-bitowy, więc możemy sobie spokojnie nagrywać, jeśli nie przesteruje się sam mikrofon, albo nie zostanie na przykład zgnieciony wiatrem, bo tego to już nie odzyskamy tak czy owak. W każdym razie jeśli nie przesterujemy mikrofonu zbyt głośnym dźwiękiem, to wszystko da się odzyskać i tutaj nie ma w zasadzie znaczenia jaki ustawimy poziom zapisu, zawsze można to odzyskać w postprodukcji.
Tak w praktyce wychodzi rzeczywiście. Więc to jest też fajna sprawa, chociaż uczciwie powiem, że w Rode Wireless Go 2 nie zdarzało mi się często łapać jakichś przesterowań. Zwykle miałem poziom ustawiony na tyle nisko, żeby nawet nagłe szczekanie psów nie przesterowywało mi niczego.
Później sobie to pogłośniałem. Same szumy własne tego urządzenia przy nagrywaniu są na tyle spore, że to pogłośnienie i tak niewiele zmienia, bo na zewnątrz to nie jest słyszalne tak naprawdę, a we wnętrzach nie używam tego zestawu.
Było o tym jak jest fajnie, jakie jest bogate wyposażenie. Czas powiedzieć co nieco o wadach tego zestawu. Nie każdy się musi z nimi zgodzić, bo jak dla mnie największą wadą tego zestawu jest konieczność korzystania z Rode Central, czyli oprogramowania firmy Rode.
To nie to, że to oprogramowanie jest jakieś kiepsko napisane, chociaż tutaj miałbym parę uwag, ale zostawmy to. Chodzi o to, że trzeba z tego korzystać, że to jest obligatoryjne, obowiązkowe. Chodzi o to, że już przy okazji Rode Wireless GO 2, już mi wyszedł taki problem, że nie da się skasować nagrań bez posiłkowania się właśnie tym oprogramowaniem.
Można sobie skopiować pliki, bo po podłączeniu nadajnika do komputera, ten nadajnik pojawia się jako napęd, jako dodatkowy napęd, więc możemy sobie np. w eksploratorze Windows wejść, tutaj oczywiście mam na myśli system Microsoft Windows, ale na Macu też to jest możliwe oczywiście, więc możemy sobie wejść na taki napęd i zgrać z niego te pliki gdzieś tam do naszego własnego folderu.
No i to jest jak najbardziej fajne, bo np. kiedy jesteśmy gdzieś na wyjeździe u kogoś, chcemy zgrać takie pliki szybko, no to możemy to zrobić bez instalowania żadnego dodatkowego oprogramowania, czego np. możemy nie móc zrobić, bo możemy zgrywać te pliki do kogoś, kto nie chce tam instalować oprogramowania Rode, albo możemy nie mieć uprawnień do instalacji oprogramowania na takim komputerze, a możemy chcieć zgrać na niego plik WAV.
To są dwie różne rzeczy. No niestety bez tego oprogramowania możemy co najwyżej kopiować pliki, nie możemy ich usuwać, więc nie możemy np. wyczyścić tego naszego urządzenia. I tutaj zgoda, bo czytałem fora na ten temat, oczywiście pisałem tam też swoje zdanie, no i na forach część użytkowników nie widzi problemu, bo twierdzą, że no to trzeba sobie zainstalować Rode Central na smartfonie, i sobie kasować za pomocą smartfona.
To jest niby racja, ale jak wiecie ja używam starego dosyć telefonu, no i na nim niestety Rode Central zainstalować się nie da. Po prostu sklep Pleja pokazuje, że system nie jest kompatybilny i tyle. Więc jeśli macie nowoczesny smartfon, no to rzeczywiście można sobie zainstalować i się trochę tego problemu pozbyć.
Użytkownicy trochę starszych telefonów, z trochę starszym systemem będą tej możliwości pozbawieni, będą musieli korzystać z aplikacji desktopowej na komputerze. No właśnie będą musieli, nie będą mieli wyboru, trzeba to po prostu zrobić.
Jeśli chodzi o obsługę plików w ogóle, to poza tym, że nie można kasować, to bardzo irytującą cechą urządzeń firmy Rode, i to już się pojawiło z pierwszym Rodecasterem i trwa do tej pory, jest nazewnictwo tych plików. Ja już o tym pisałem do Rode kilka razy w takich zgłoszeniach serwisowych, żeby firma Rode zrobiła to, co robią inni producenci rejestratorów audio, czyli żeby nazywała pliki dodając na przykład ciąg znaków zbudowany na podstawie daty i czasu.
To spowoduje, że te nazwy plików będą unikalne i łatwe do posortowania na przykład. Niestety firma Rode robi to tak, że nazwy plików wyglądają tak, że jest to rec0001, potem oczywiście rec0002 i tak dalej, i tak dalej. Numerki sobie rosną, ale tylko do momentu, kiedy zgramy te pliki do komputera.
Jeśli je usuniemy z nadajnika, numeracja się resetuje i znowu mamy rec0001, i tak dalej, i tak dalej. No i jak się możecie domyślić, kiedy będziemy zgrywać sobie te wszystkie pliki do jakiegoś jednego folderu, gdzie trzymamy nagrania z zestawu bezprzewodowego, no to te pliki zaczną nam się mieszać, zaczną nam powstawać konflikty nazw, być może sobie nadpiszemy jakieś stare pliki nowszymi, i tak dalej.
No będzie z tym zamieszanie. Gdyby to były daty, no to jest dużo mniejsza szansa, bo po prostu te pliki będą się zgrywały i będą jeszcze nam się ładnie sortowały po nazwie chronologicznie. Dla mnie jest to naturalne, jako osoba, która często jeździ właśnie w teren, nagrywa, korzysta z tych urządzeń, zgrywa te pliki później do komputera, no to dla mnie to jest naprawdę bardzo irytujące, że firma Rode tego nie robi.
Ja już sobie to rozwiązałem, oczywiście na własny użytek, bo mój program do zgrywania plików, File Importer, pisałem o nim na blogu zresztą, jest na to przygotowany i on sobie zmienia w locie przy zgrywaniu plików z urządzeń, on po prostu im od razu nadaje taką nazwę zgraną z daty utworzenia danego pliku i dzięki temu ja mam u siebie w komputerze już te pliki ładnie ponazywane, nie mam konfliktów nazw i tak dalej, ale firma Rode tego nie zrobiła niestety.
Tutaj ja jeszcze w tym zgłoszeniu serwisowym dotyczącym właśnie Rode Wireless Pro też zasugerowałem, że dobrze by było, gdyby system nazewnictwa był troszkę inny w każdym z nadajników, żeby było wiadomo, że to są pliki zgrywane z jednego nadajnika, a to są z drugiego, bo one mogą mieć te same daty na przykład, jeśli to są pliki z tej samej sesji, to jeśli zaczniemy nagrywać w tym samym momencie, to one będą miały takie same nazwy.
Ja u siebie to rozwiązałem tak, że jeszcze do nazwy dodaję literę napędu, ale firma Rode mogłaby po prostu nazwać te nadajniki A i B na przykład i dodawać te literki już do nas w plików i to by naprawdę dużo rozwiązało. Z firmy Rode jak zwykle dostałem taką odpowiedź na te moje pomysły, która się pojawia za każdym razem, że jest to interesujący pomysł, weźmiemy to pod uwagę, no i nic się z tym nie dzieje, więc widocznie jest mnie za mało, żeby wywrzeć jakiś nacisk na firmę.
Moim zdaniem takie nazewnictwo, jakie tutaj jest, jest niepraktyczne i irytujące. Co ciekawe, bardzo mało recenzentów w ogóle zwraca na to uwagę i wydaje mi się, że to wynika z faktu, że oni właśnie jedynie recenzują to urządzenie, dostają je na powiedzmy dwa dni, ponagrywają trochę, zgrają to sobie, być może nawet konflikt im się nie zdarzy, jeśli tylko zgrywali raz te pliki, żeby sprawdzić czy to działa.
Zgrywali raz i nie wiedzą w tym problemu, ale jeśli ktoś zacznie nagrywać regularnie, będzie musiał zgrywać te pliki, będzie musiał walczyć z tym systemem nazewnictwa, no to raz dwa dojdzie do tego, że to nie jest wygodne i moim zdaniem to jest bardzo dziwne, że firma RODE nie zmienia tego, mimo że użytkownicy zgłaszają to.
Uważam, że jak ja to zgłaszam, dostaję odpowiedź, to to dotarło. No dobra. To jest taka główna wada i to zarówno tego Wireless Go 2, jak i Wireless Pro, tu się nic nie zmieniło. Tak samo zresztą jest z RODECasterem 1, on też miał takie dziwne nazewnictwo.
Co ciekawe w RODECasterze 2 już jest lepiej, bo tam katalogi są ładnie ponumerowane, mają daty w sobie i mają jakieś numerki porządkowe i tam niby wszystko jest fajnie, no ale w innych urządzeniach jakoś firma RODE tego nie zrobiła.
Dobra, koniec o tym, bo czuję, że już za długo to trwa. Dobra, druga wada też jest tak naprawdę subiektywna, bo dotyczy również użytkowników starszych telefonów. Mianowicie chodzi o to, że tym zestawem, który dostajemy od firmy RODE, nie da się analogowo nagrywać za pomocą starszych telefonów, czyli tych, które mają jeszcze analogowe gniazdko TRRS, ponieważ nie mamy kabelka TRRS.
Ten, który jest w zestawie, to jest zwykły TRS i jeśli podłączymy taki kabelek do smartfona, no to smartfon wykryje podłączone słuchawki, a nie podłączony mikrofon, więc nie będzie nagrywał dźwięku z odbiornika. Jeśli chcemy nagrywać takim smartfonem analogowo, to musimy sobie dokupić specjalny kabelek SC7, ewentualnie sobie sprokurować jakąś przejściówkę.
Nie wiem, czy to jest w ogóle warte, wspominam po prostu dla porządku, że tak to działa. Natomiast obejście jest bardzo proste, to znaczy musimy podłączyć odbiornik za pomocą USB do takiego smartfona i wtedy będziemy bez tego dodatkowego kroku konwersji z cyfrowego na analogowe, a potem znowu z analogowego na cyfrowe, będziemy mogli to sobie nagrywać.
Więc być może to jest taka zachęta od firmy RODE, żeby zrezygnować z analogowego przesyłania sygnału. No dobra, to w kwestiach takich ogólnych to by było tyle. Jeszcze dodam może parę słów na temat funkcji, która bardzo firmie RODE wydaje się ważna i to ona tak naprawdę niejako wpłynęła na nazewnictwo całego zestawu, że tutaj mamy te literki PRO, że to jest taki profesjonalny zestaw, a wynika to właśnie z tej nowej funkcji, której nie było wcześniej, a mianowicie z tego, że odbiornik w zestawie jest także generatorem time-coded.
No i teraz dla osób, które nie są zorientowane jeśli chodzi o nagrywanie wideo i obróbkę, ja też nie jestem taką osobą, ale trochę doczytałem, trochę poeksperymentowałem i coś tam wiem, więc się wypowiem. Generalnie time-code to jest kod czasowy, jak można się domyślić z nazwy, czyli generalnie chodzi o to, że istnieje w naszym systemie nagrywania bardzo dokładny zegar, który generuje taki kod czasowy możliwy do odczytania przez inne elementy tego naszego systemu.
Chodzi o synchronizację. Jeśli ktoś nagrywał kiedykolwiek kamerą i dźwięk nagrywał jakimś zewnętrznym urządzeniem, to myślę, że jest duża szansa, że spotkał się z tym, że po jakiejś chwili dźwięk rozjeżdża się z obrazem. Czyli mamy dźwięk, który na początku jest zsynchronizowany jakimś klaśnięciem, ale po pewnym czasie zaczyna się rozjeżdżać i albo dźwięk idzie szybciej, albo obraz idzie szybciej, no i trzeba ciąć wtedy klipy, jakoś je tam rozciągać, dopasowywać itd.
Żeby tego uniknąć, wymyślono coś takiego właśnie jak timecode. Dostarczaniem timecodu zwykle zajmuje się osoba odpowiedzialna za dźwięk, czyli to do jej obowiązków należy przygotowanie takiego generatora, podłączenie wszystkich urządzeń, tak żeby się same synchronizowały z tym generatorem.
No i w efekcie każde nagranie, które powstaje na przykład na planie filmowym, wszystkie te nagrane pliki, wideo i audio mają w sobie osadzony ten bardzo dokładny kod czasowy, przez co można je bardzo, bardzo łatwo zsynchronizować już podczas obróbki.
I tak naprawdę do tego służy ten timecode. Zrobiłem sobie testy. Test polegał na tym, że nagrałem fragment wideo za pomocą aparatu Fuji X-S10, no i oczywiście nagrałem też dźwięk za pomocą nadajnika z Rode Wireless Pro. No i potem zadanie było takie, żeby zgrać oba te pliki do DaVinci Resolve, czyli mojego edytora wideo, no i zsynchronizować obraz z dźwiękiem.
Czyli ustawiłem odbiornik z Rode Wireless Pro w ten tryb właśnie dostarczania timecodu. Tam jest kilka tych trybów, bo timecode w tym urządzeniu jest generowany jako sygnał audio, który jest na przykład nagrywany przez kamerę jako ścieżka audio.
Więc musiałem ustawić odpowiedni tryb w odbiorniku. Musiałem ustawić liczbę klatek, jaką mam ustawioną w kamerze, żeby to się wszystko ładnie poustawiało. Później musiałem jeszcze podłączyć odbiornik do kamery kabelkiem audio, bo niestety mój aparat nie ma osobnego wejścia timecodu.
Profesjonalne kamery, owszem, mają takie osobne wejście, gdzie można przekierować wtedy timecode. Niestety ja takiego wejścia nie mam, więc musiałem nagrać timecode jako ścieżkę dźwiękową po prostu. No i nagrałem sobie, też coś tam powiedziałem do tego nadajnika.
Później w DaVinci Resolve musiałem jeszcze wydobyć timecode z plików, bo on nie jest widoczny tak sam z siebie, tylko trzeba wykorzystać odpowiednią funkcję, która wyciągnie ze strumienia audio timecode i zaaplikuje go do tej ścieżki wideo.
Ostatecznie wszystko zadziałało, film się zsynchronizował, tylko to trwało bardzo długo, bo po pierwsze musiałem o tym pomyśleć wcześniej, musiałem wszystko poustawiać, skonfigurować, połączyć, nagrać. No i problem jest też w tym momencie taki, że jeśli mamy dwie kamery, to już jest kłopot, żeby podać ten timecode do obu kamer jednocześnie.
Można tam niby zrobić sobie jakiś splitter tego kabelka audio. No to do dwóch kamer może jeszcze się da, nie próbowałem, ale może się da. Do trzech? Nie wiem. Może też by się dało, trudno powiedzieć. No ale to już są takie bardzo chałupnicze metody, więc wydaje mi się, że Rode Wireless Pro jako generator timecodu sprawdza się tak sobie, zwłaszcza w takich bardziej rozbudowanych konfiguracjach, gdzie właśnie ten timecode byłby faktycznie potrzebny do czegoś.
Bo jeśli mamy tylko kamerę jedną i nagrywamy dźwięk, no to ta synchronizacja jest potrzebna tak sobie, zwłaszcza jeśli używamy na przykład takiego programu jak DaVinci Resolve, który potrafi zsynchronizować tylko na bazie plików audio.
Oczywiście może być tak, że nasza kamera nie sięgnie tego dźwięku, nie nagra się w kamerze, więc wtedy rzeczywiście ten timecode może się okazać przydatny. I zgoda, lepiej go mieć niż go nie mieć. Natomiast nie robiłbym z niego głównej zalety całego systemu.
Dobrze, że jest, ale nie sądzę, żeby profesjonaliści generowali sobie timecode z urządzenia od firmy Rode. Chyba nie, chyba tak nikt nie będzie robił. Gdyby jeszcze ten odbiornik potrafił to generować bezprzewodowo na przykład, jako taki nadajnik bluetooth, no to może to by miało wtedy jakiś sens.
Może gdyby firma Rode jeszcze dodatkowo oferowała odbiorniki takiego timecode'u. Na razie wydaje się, że to jest mało przydatne, więc tak tylko wspominam dla porządku. No i dobra, może jakieś słowo podsumowania, bo gadam i gadam i się odcinek znowu wydłuża.
A to jest jego czwarta wersja, znowu muszę się Wam przyznać, że nagrywam i nagrywam do skutku te odcinki, bo naprawdę zawsze później przy przesłuchaniu okazuje się, że albo odcinek wyszedł przegadany, albo nie powiedziałem właśnie o jakiejś rzeczy.
Strasznie to jest męczące, ale dzisiaj czwarta próba, mam nadzieję, że już ostateczna, bo za tydzień będzie publikacja, więc mam nadzieję, że się już z tego dzisiejszego nagrania uda odcinek przygotować. Dobra, więc moje słowo podsumowania.
Czy ten sprzęt jest wart swojej ceny? Obecnie zestaw Rode Wireless Pro kosztuje około 1800 zł, więc jest drogi. Jednocześnie nie ma zbyt wiele alternatyw takich rzeczywiście sensownych. Jest Rode Wireless Go 2, czyli ten wcześniejszy model, ale nie ma tego etui, nie ma mikrofonów krawatowych, więc gdyby to chcieć dokupić, to bardzo łatwo Rode Wireless Go 2 stanie się dużo droższe od Rode Wireless Pro.
Więc jeśli komuś na tych elementach zależy, to już lepiej kupić sobie wersję Pro, szczerze mówiąc. Alternatywą taką rzeczywistą jest np. DJI Mic 2, czyli taki zestaw od firmy produkującej akcesoria do dronów, więc można się skusić na to.
Szczerze mówiąc chciałem nawet kupić tego DJI Mic 2 zamiast Rode Wireless Pro, bo miałem już Rode Wireless Go 2, bo ten zestaw od DJI też jest 32 bitowy, też ma ładowarkę etui itd. więc jest bardzo zbliżony, ale na wszystkich filmach, dosłownie na wszystkich filmach, które oglądałem, dźwięk z DJI wydał mi się dużo gorszy niż dźwięk z Rode Wireless Pro.
A ten sam oceniam jako taki, powiedzmy, że akceptowalny, bez rewelacji, więc myślę, że z DJI Mic 2 byłby trochę mniej akceptowalny. Nie wiem, być może jeszcze sobie w ciągu sezonu przetestuję te DJI Mic 2, to dam Wam znać jak one wypadają.
Natomiast wydaje się, że one są póki co najbliższą konkurencją dla Rode Wireless Pro. Jeśli ktoś by rozważał zakup takiego zestawu, to w tę stronę może spojrzeć. Na koniec tylko jeszcze dodam taką dosyć chyba istotną informację, bo już jestem któryś raz z rzędu pytany o to.
Pozdrawiam m.in. Rafała, Mateusza, Łukasza i Marikę. Jak się ten zestaw sprawdza we wnętrzach? No cóż, sprawdza się tak sobie i będziecie się mogli o tym przekonać za tydzień, nie za tydzień chyba jeszcze nie, za dwa tygodnie będzie publikowany odcinek z pewną rozmową, którą robiłem jednocześnie za pomocą Rode Wireless Pro i za pomocą moich mikrofonów kierunkowych, żeby właśnie się przekonać co we wnętrzach sprawdzi się lepiej.
No i wtedy będziecie mogli ocenić, który zestaw się sprawdził faktycznie lepiej. Moim zdaniem zestaw zwykłych mikrofonów kierunkowych jest o wiele lepszym rozwiązaniem do nagrywania rozmów niż taki zestaw bezprzewodowy. On się sprawdzi w terenie, owszem, ale we wnętrzach ja bym zdecydowanie jednak postawił na mikrofony kierunkowe, które zbierają dużo mniej zakłóceń z pomieszczenia, dużo mniej pogłosu, no i po prostu się przyjemniej je obrabia, więc moim zdaniem do nagrań we wnętrzach jednak kierunkowe mikrofony, ewentualnie jakieś dobre krawatówki być może, nie? Lepiej by się sprawdziły.
Póki co nie mam jeszcze dostępu do dobrych czy bardzo dobrych krawatówek, więc nic więcej wam tu nie powiem, ale mnie osobiście bardziej przeszkadza wszechkierunkowość takich mikrofonów właśnie takich jak w tych nadajnikach albo mikrofonów krawatowych.
Po prostu one za dużo zbierają. Ja nie lubię tego w rozmowach, żeby było pełno dźwięków otoczenia. Wolę jak jest wyraźnie słychać to, co ktoś mówi, ale to też zależy od preferencji. W tej rozmowie ja tak zrobię, że na końcu odcinka będzie jeszcze taki segment, gdzie właśnie puszczę fragment tej samej rozmowy, ale nagrany za pomocą Rode Wireless Pro, tak że każdy będzie mógł sobie ocenić jak w tych samych warunkach akustycznych sobie poradziły oba zestawy.
© 2024 Konrad Leśniak