[muzyka] Witajcie w kolejnym odcinku podcastu "Gadanie Gadesa". Chciałbym dzisiaj zainaugurować nowy cykl "Retrospekcje", który wprawdzie nie potrwa pewnie długo, ale mam nadzieję, że okaże się przydatny. Będzie chodzić w nim o ponowne omówienie czy przyjrzenie się sprzętowi testowanemu w moim podcastie już jakiś czas temu, żeby przyjrzeć się mu współcześnie z perspektywy czasu i z perspektywy doświadczeń.
Po co to robić? Bo zauważam, że część sprzętów sprawdziła się i sprawdza nadal, część nie sprawdziła się w ogóle, a do części zmieniłem nastawienie. Retrospekcje nie będą zatem bardzo techniczne, czyli to nie będzie ponowny test taki jak był w narzędziowniku, chociaż może pojawią się w nich pewne sprostowania czy wyjaśnienia, których w momencie testowania lata temu nie byłem jeszcze świadom.
Bardziej jednak mają to być takie właśnie wrażenia po czasie, wyniki obserwacji czy praktyczne uwagi. Zacznę od, nikogo to chyba nie zdziwi, od Shura SM7B, który jest jednym z najstarszych elementów mojego studia nagraniowego i niewątpliwie wywarł duży wpływ i na mnie, i na podcast.
Zrozumiem też, jeśli niektórzy z Was okażą się już trochę zmęczeni tym tematem, bo o SM7B wspominałem w moim podcastie dosyć często, ale nie da się ukryć, że pasuje on jak ulał do tematu i będzie chyba dobrym materiałem do testowania nowego cyklu.
Nie będę naturalnie po raz kolejny omawiał historii SM7, na szybko powiem tylko, że jest to mikrofon dynamiczny, który w ostatnich latach zdobył niebywałą popularność za sprawą kanałów youtubowych i podcastów. Taka jest moja teoria.
Zawdzięcza to nie tylko chyba takiemu bezpiecznemu brzmieniu, ale moim zdaniem charakterystycznemu wyglądowi. On fajnie wygląda. Nie bez wpływu na popularność zapewne pozostaje też duża odporność SM7B na podmuchy, bo tzw. popy są częstym problemem osób dopiero zaczynających uczyć się mówienia do mikrofonu.
Łącząc zatem wszystko to ze sobą dostajemy ładny mikrofon, w pewien sposób bezpieczny brzmieniowo, bez kłujących esek, bez popów, dosyć też elegancki można powiedzieć, chociaż to jest oczywiście bardzo subiektywne. A sukces został przypieczętowany dosyć paradoksalnie wysoką ceną, która dodaje takiego smaczku ekskluzywności, czyli jeśli mamy ten mikrofon, no to jesteśmy w klubie, jesteśmy poważnym graczem.
Taki miałem obraz SM7B, kiedy po ponad roku prób z amatorskim nagrywaniem audiobooków zdałem sobie sprawę, że mimo wszystko potrzebuję mnóstwa, mnóstwa ćwiczeń i praktyki. Audiobooki nagrywałem wtedy bardzo porządnym, skądinąd mikrofonem pojemnościowym WARP AUDIO WA87, który może też doczeka się swoich retrospekcji, ale moje studio wyglądało zupełnie, zupełnie inaczej.
Dużo rzeczy musiałem każdorazowo montować i mocować tuż przed nagraniem, między innymi właśnie mikrofon. WA87 ma wielki uchwyt elastyczny, na domiar złego dokręcany do mikrofonu, więc montaż za każdym razem trwał i trwał. Ktoś może zapytać, dlaczego nie miałem tego mikrofonu po prostu zamocowanego na stałe, tak jak teraz mam na ramieniu mikrofonowym.
No nie miałem ramienia mikrofonowego na przykład, a dodatkowo bardzo się bałem o ten mikrofon, bo był on względnie drogi, a taki drogi mikrofon pojemnościowy wiszący bez osłony tuż przy otwartym oknie nie wydawał mi się dobrym pomysłem, więc po nagraniach pracowicie wszystko rozkręcałem, chowałem do szuflady itd.
Myślę, że jest to w pewien sposób zrozumiałe. Potrzebowałem zatem dobrego pancernego mikrofonu do codziennej roboty i takim mikrofonem jawił mi się wtedy SM7B. Taki solidny, zabezpieczony gąbką, polecany przez wiele osób, świetnie brzmiący.
Idealny. Tyle, że jeszcze wtedy nie wiedziałem o nim wszystkiego. Urządzeniem nagrywającym w moim studio w tamtych czasach był, w co może trudno dzisiaj uwierzyć, mały amatorski rejestrator Tascam DR-05. Spinałem go sprzed wzmacniaczem Golden Age Pre 73, który kupiłem na potrzeby Warm Audio WA 87 i dzięki temu mogłem nagrywać bez włączonego komputera.
Wtedy bardzo mi na tym zależało, bo komputer hałasował strasznie, był jeszcze zupełnie niewyciszony, więc spośrednictwa interfejsu Focusrite Claret, podłączonego do peceta, korzystałem bardzo rzadko. Niestety Tascam DR-05, jak każde takie amatorskie urządzenie, ma dość kiepskie wejście audio MiniJack.
Już w przypadku podłączenia Golden Age'a z Warm Audio WA 87, to wejście MiniJack dostarczało mocno zaszumiony sygnał, no a co dopiero po podłączeniu Shura SM7B, który jest mikrofonem mającym niespotykanie cichutki sygnał wyjściowy, o czym właśnie wtedy jeszcze nie wiedziałem.
Wtedy wydawało mi się, że mikrofon to mikrofon, wszystkie dają taki sam sygnał i jest tak po prostu ten świat urządzony, że cokolwiek podłączymy, to będzie miało ten sam poziom głośności. Okazało się, że wcale tak nie jest.
Zawód był ogromny i o czym przekonałem się w późniejszych latach, nie tylko ja się tak zawiodłem na nagraniach z Shura SM7B. Mnóstwo osób nakręconych filmikami, nagraniami zachwalającymi ten mikrofon Shura, zainwestowało w niego i przeżyło podobne do mojego rozczarowanie.
Dlaczego tak się dzieje? No otóż okazuje się, że nie każdy tak samo odbiera szum w nagraniach. Niektórzy przechodzą z takim szumem do porządku dziennego, nawet go nie zauważając, inni traktują go po prostu jako cechę nagrania i uczą się takie zakłócenie eliminować, na przykład za pomocą obróbki.
Ze zdziwieniem odkryłem, że jest całe mnóstwo osób, którym słaby sygnał z SM7B i szumy w nagraniu w ogóle nie przeszkadzają. Ja zdecydowanie do tych osób nie należałem i jeśli Wam także szumy w nagraniach przeszkadzają, to moja rada jest taka - uważajcie na SM7B.
Żeby już skończyć o szumach, są one zależne w przypadku mikrofonów dynamicznych praktycznie w całości od jakości urządzenia nagrywającego. Ja w tym momencie odcinek nagrywam rejestratorem Tascam DR-100 MK3, który ma przeciętnej jakości przedwzmacniacze o wzmocnieniu 56,5 dB, czyli ciut ciut za słabe dla SM7B.
Szumy własne są tutaj na poziomie -124 dBu, więc jak się przysłuchacie, to wysłyszycie, że to nagranie troszkę szumi, bo nie będę go pod tym względem obrabiał. Natomiast teraz, po krótkiej przerwie, żeby można było sobie dokładnie posłuchać różnicy w szumach, podłączę inny rejestrator, troszkę lepszy.
I już mówię do SM7B podpiętego do Sound Devices Mix Pre-6 drugiej generacji. Myślę, że różnica w poziomie szumów jest słyszalna bez większych problemów, być może nawet na zwykłych głośnikach, chociaż dla niektórych także to nagranie z DR-100 nie było jakieś dyskwalifikujące.
To jest ta jedna z ważnych rzeczy, których nauczył mnie właśnie mikrofon Shura oraz inne mikrofony dynamiczne, które w tamtych czasach zdarzało mi się testować. Jeżeli chcemy mieć mniej szumów w nagraniu z mikrofonu dynamicznego, trzeba zainwestować w urządzenie o niskoszumowych i mocnych przedwzmacniaczach.
W praktyce z moich doświadczeń wynika, że takie urządzenie nagrywające powinno mieć szumy własne na poziomie przynajmniej -127 dBu i wzmocnienie w okolicach 70 dB. Na razie ciągle takich urządzeń nie ma specjalnie wiele, ale zaczynają się powoli pojawiać.
Ja mogę polecić Mix Pre, Rodecaster 2 i Rodecaster Duo, Zoomy F3, F6 i F8. To są naprawdę sprawdzone i bardzo dobre urządzenia. Oczywiście do mikrofonów pojemnościowych aż taka jakość preampów nie jest potrzebna, one są dużo bardziej wybaczające, natomiast troszkę mniej wybaczają warunki akustyczne.
Wypada może też poruszyć sprawę tak zwanych aktywatorów, bo z powodu SM7B właśnie zdobyłem sporą ich kolekcję. Chodzi o boostery, przedprzedwzmacniacze, czyli takie małe urządzenia, które podłącza się między mikrofon a urządzenie nagrywające i te urządzenia wykorzystując zasilanie Phantom potrafią podnieść poziom sygnału z mikrofonu dynamicznego.
Mam w zasadzie wszystkie popularne modele, czyli Fethead, Dynamite, TNT, Cloudlifter, Clark Technic i jeszcze jakieś Millennium. O ile każdy z nich faktycznie podnosi poziom sygnału o przynajmniej 20 dB, a TNT i Dynamite o praktycznie 30 dB, to w praktyce nie daje to nic w kontekście szumów, chyba że mamy do czynienia z naprawdę kiepskimi przedwzmacniaczami o potężnych szumach własnych.
Osobiście nie spotkałem takiego urządzenia, żeby aktywator faktycznie dał jakiś realny zysk w kontekście tych szumów w nagraniu. Praktycznie to samo zawsze dało się uzyskać po prostu nagrywając 24 bitowo bez żadnego boostera i pogłaśniając nagranie w postprodukcji o te 20 czy 30 dB.
Efekt takiego pogłośnienia praktycznie w obu przypadkach był ten sam, czy to zrobiliśmy w postprodukcji, czy to zrobiliśmy za pomocą tego urządzenia. Oczywiście przy transmisjach live, gdzie nie ma jak inaczej podbić głośności sygnału, aktywatory mogą się przydać, ja nie mówię, że one są zupełnie nieprzydatne, ale zasadniczo nie są to urządzenia, w które warto pakować pieniądze.
Takie jest moje zdanie, bo temat dość mocno właśnie dzięki SM7B zgłębiłem. Brzmienie Shura SM7B to jest kwestia gustu, wiadoma sprawa, ale nie da się ukryć, że szczególnie w polskich warunkach może się to brzmienie okazać przyjazne.
Język polski jest naszpikowany eskami, eszkami i wszelkiego rodzaju sybilantami, a SM7B jest pod tym względem wyjątkowo tolerancyjny i nagrania z niego nie kłują w uszy, są takie przyjemnie pluszowe, jeśli można tak to ująć.
Z warunkiem wszakże, że nie podbije się prezencji, co da się w tym mikrofonie zrobić przełącznikiem na tylnej ściance i z czego ja przez pierwsze lata chętnie korzystałem, ale dzisiaj uważam, że to podbicie jest jednak ciut za mocne i wolę ewentualne rozjaśnienie robić w postprodukcji dopiero, gdzie mam większą kontrolę nad tym co i jak jest podbijane.
Dzisiejszy odcinek, żeby nie było, jest nagrywany w trybie neutralnym, czyli takim płaskim, bez podbijania prezencji i bez osłabiania dolnego pasma. Teraz powiem może coś kontrowersyjnego dla niektórych osób, bo moim zdaniem SM7B to nie jest dobry mikrofon dla lektorów, to znaczy dla takich zawodowych lektorów, którzy czytają rzeczy komercyjnie i którym zależy, żeby wysyłane do wydawcy pliki miały maksymalnie dobrą jakość bez obróbki.
To jest świetny mikrofon dla speakerów radiowych, dla podcasterów, do prowadzenia rozmów, a już zwłaszcza w sytuacji, gdy adaptacja akustyczna w pomieszczeniu, gdzie się nagrywa, mówiąc oględnie nie zachwyca. Do SM7B trzeba z racji jego słabego sygnału mówić z bardzo bliska, więc stosunek głosu do odpowiedzi pomieszczenia jest tutaj wyjątkowo korzystny.
No tylko właśnie trzeba mówić z bliska. 10 cm to już jest dużo w przypadku tego mikrofonu, takie 5 powinno być ok. Sprawę ułatwia fakt, że mikrofon całkiem sprawnie radzi sobie z głoskami wybuchowymi, chociaż warto ćwiczyć technikę mikrofonową i nie pykać prosto w czubek mikrofonu, chyba że założyliśmy alternatywną grubą gąbkę, którą producent dostarcza razem z mikrofonem.
Tak czy inaczej w SM7B sama budowa mikrofonu sprawia, że jest on naprawdę odporny na podmuchy i nie chodzi tylko o samo odsunięcie kapsuły i osłonięcie jej siatką. Coś tutaj jest w tej budowie takiego, że to po prostu działa, bo np.
bardzo podobnie zbudowany Presonus PD70 nie ma aż tak dobrej ochrony. Przechodząc już powoli do podsumowania. Żeby być sprawiedliwym, Shure SM7B nie zdobył popularności tylko dzięki reklamom i tylko dzięki poleceniom na YouTube.
To jest faktycznie kawał dobrego, solidnego mikrofonu, tyle tylko, że trzeba po prostu umieć się z nim obchodzić, mówić głośno z bliska, podłączyć do dobrego przedwzmacniacza i być może nawet troszkę obrobić po fakcie i nie oczekiwać jakości i detaliczności rodem z pojemnościówek.
Czy kupiłbym ten mikrofon jeszcze raz? Z jednej strony mając już obecne doświadczenie - nie. Mam lepsze mikrofony w domowym studio i nie bez powodu SM7B spędza długie miesiące leżąc zamknięty w skrzyneczce. Wyskakuje z niej praktycznie tylko do testów i do porównań, bo było nie było jest w pewnym sensie punktem odniesienia jako taki niepisany broadcastowy standard.
Z drugiej jednak strony bardzo dużo się nauczyłem próbując nagrywać za pomocą SM7B. To przez niego przetestowałem tyle różnych aktywatorów, rejestratorów i innych urządzeń mających poprawić jakość nagrania. To przez niego przetestowałem całe morze od szumiaczy, nauczyłem się korzystać z bramek szumów, ekspanderów, kupiłem wręcz iZotope RX standard dla Spectral DeNoise - notabene jeden z najlepszych od szumiaczy rzeczywiście.
I zacząłem lepiej rozumieć parametry, które w specyfikacjach mikrofonów podają albo unikają ich podawania producenci tych mikrofonów. Czy poleciłbym SM7B komukolwiek do nagrywania? Chyba nie. Nie dlatego, że ten mikrofon moim zdaniem źle brzmi, czy jest kiepski.
Nie, nie, nie. On jest naprawdę fajnym mikrofonem i z moim głosem bardzo mi się podoba jego brzmienie. Ale nie poleciłbym go po pierwsze dlatego, że trzeba mieć właśnie tę całą wiedzę, która powoduje, że da się go używać albo się nie da go używać skutecznie.
A poza tym moim zdaniem nadal jest on zbyt drogi jak na to co oferuje. To jest moje oczywiście zdanie. Dużo lepiej wypada na jego tle np. Shure Beta 58A. Daje zdecydowanie mocniejszy sygnał, ma nie tak ciemne brzmienie, które właśnie nie każdemu może się podobać w takiej ciemnej odmianie.
Zachowuje bardzo dobrą odporność na podmuchy, a cenę ma ponad połowę niższą niż SM7B. Tylko wygląd nie taki. To jest jednak taki mikrofon estretowy z wyglądu i to nie każdemu może pasować. Zdecydowanie za to odradzam SM7B osobom bez doświadczenia, które kierują się tylko jego internetową sławą.
Usłyszały o nim, zobaczyły go gdzieś i po prostu go pożądają, a nie mają jeszcze te osoby ani dobrego urządzenia nagrywającego, ani doświadczenia w obróbce. Takie osoby mogą się bardzo rozczarować tym jak zabrzmią pierwsze nagrania z tego mikrofonu, zwłaszcza jeśli oczekują studyjnego bezszumowego brzmienia rodem z pojemnościówki.
I to chyba tyle w kwestii pierwszej części retrospekcji. Dajcie znać czy taki format Wam odpowiada i czy faktycznie wnosi coś nowego. A może macie swoje typy z pierwszego czy drugiego sezonu podcastu, czyli jest jakiś sprzęt, który wówczas pojawił się w narzędziowniku, a o którym chcielibyście posłuchać moich obecnych wrażeń.
Chętnie przeczytam o propozycjach czy pytaniach, na które chcielibyście poznać odpowiedzi, a jeśli nie, to sam wybiorę coś odpowiedniego. Tymczasem to tyle ode mnie na dzisiaj. Do usłyszenia. Napisy/Audiodeskrypcja WYTFURNIA.PL [KM] .
© 2024 Konrad Leśniak