[muzyka] Witajcie w kolejnym odcinku podcastu "Gadanie Gadesa" z cyklu "Retrospekcje". Dzisiaj mówię do jednego z chyba najbardziej zapomnianych, czy może niedocenianych mikrofonów w mojej kolekcji, czyli mówię do Rode NT1 5 generacji.
To jest w sumie niesamowite, jak bardzo taka ogólna postawa producenta potrafi zniechęcić do używania produktów tego producenta. A z tym właśnie ja mam do czynienia tutaj w przypadku NT1. Sam NT1 5 generacji jest mikrofonem pod kilkoma względami, powiedzmy, że kontrowersyjnym i na pewno nie został do końca dobrze przemyślany.
Do dzisiaj mam wrażenie, że to miała być taka wersja demo z jednej strony połączenia bardzo popularnego mikrofonu NT1 od firmy Rode z taką opcją USB. I dodatkowo jeszcze w tej części USB firma Rode chciała koniecznie przetestować nowe przedwzmacniacze Revolution.
Tak się złożyło, że Rode NT1 5 generacji mam w zasadzie od samiutkiego początku, czyli od jego debiutu rynkowego, bo wręcz zamawiałem go w momencie, gdy nie można go jeszcze było kupić w polskich sklepach. Do mnie on przywędrował z Niemiec konkretnie i byłem zapewne jednym z pierwszych użytkowników tego mikrofonu w Polsce.
Dzisiaj myślę, że może trzeba było jednak poczekać chwilkę, przyjrzeć się testom, przyjrzeć się recenzjom i podjąć bardziej racjonalną decyzję, która doprowadziłaby pewnie do tego, że dzisiaj miałbym w skrzynce nie Rode NT1 5 generacji, tylko NT1 Signature.
Taki troszkę młodszy mikrofon, który powiedzmy, że jest następcą NT1 5 generacji. Takie to były czasy, że bardzo chciałem przetestować chwalony tu i ówdzie model NT1, on jest naprawdę bardzo popularny, czy był popularny, ta czwarta generacja.
Przy czym należy rozróżnić NT1 i NT1A, który też jest popularny, ale to jest zupełnie inny mikrofon. Dodatkowo byłem też bardzo ciekaw jakości przedwzmacniaczy Revolution, którymi firma Rode się wtedy bardzo chwaliła. Nie miałem jeszcze wtedy Rodecastera 2 i nie wiedziałem czy ostrzyć sobie na niego zęby, czy te przedwzmacniacze są rzeczywiście aż tak rewelacyjne.
Kiedy więc dotarło do mnie pudło z NT1 5 generacji, byłem pod bardzo dużym wrażeniem. Pudło było ogromne i kryło w sobie wiele innych pudeł z różnymi dobrami, czyli z mikrofonem, z uchwytem elastycznym, z popfiltrem, z kablami USB i XLR, z takim specjalnym kapturkiem do osłaniania mikrofonu przed kurzem.
No powiedzmy, że pełna profeska. No i rzuciłem się oczywiście do testowania, do nagrywania i znów byłem pod bardzo dużym wrażeniem. Mikrofon brzmiał bardzo dobrze, ja wtedy bardzo lubiłem jasne brzmienia, a tutaj właśnie mamy do czynienia z takim brzmieniem, chociaż jest też sporo dołu i to trzeba docenić.
I to brzmienie wydaje mi się nadal bardzo, bardzo atrakcyjne. Do tego dokładamy bardzo niskie szumy własne tego mikrofonu i one tutaj są naprawdę mikroskopijne. Przypomnę, że poziom szumów w NT1 5 generacji to jest około 4-4,5 dB ważonych krzywą A, czyli mniej więcej tyle, ile deklaruje LUID w modelu LCT540S.
No przypomnę, że LUID nazywał ten swój mikrofon najcichszym pod względem szumów mikrofonem na rynku, więc to też ma swoją wymowę. Moim zdaniem te wszystkie cechy to jest naprawdę niemały wyczyn w stosunkowo niedrogim mikrofonie, zwłaszcza jeśli uwzględnimy to całe wyposażenie, czyli uchwyt elastyczny, popfiltr, kable i tak dalej.
I gdyby tylko NT1 5 generacji nie miał części USB, to zapewne używałbym go stosunkowo często i dobre wrażenie pozostałoby mi na dłużej, a prawdopodobnie już na zawsze. No niestety ta część USB tutaj jest, firma RODE się nią chwali, no a ja niestety postanowiłem obadać jak się ma sprawa z tą częścią USB, no bo w końcu to tam czaiła się ta obiecywana przez RODE rewelacyjna jakość przedwzmacniaczy Revolution, no i różnych efektów, które można zapinać w czasie rzeczywistym na ten sygnał.
Podłączyłem zatem mikrofon do komputera, uruchomiłem RODE Central i okazało się, że chociaż mikrofon został wykryty, to jednak nie daje żadnego sygnału i nie można go użyć. Zainstalowanie sterowników EJZO, które dostarcza producent, nie udostępniło mikrofonu w programach DAW i w dużej części edytorów audio, więc z jednym słowem bieda.
RODE Central tu trzeba przyznać, że dał radę zaktualizować firmware tego mikrofonu i nawet przez chwilę się łudziłem, że to pomoże, ale niestety nie pomogło. W trybie USB mogłem używać NT1 tylko ze sterownikami Windowsowymi, takimi standardowymi, przez co nie był dostępny ten mikrofon np.
w oprogramowaniu Steinberga, które wymagało wówczas wyłącznie sprzętu ze sterownikami EJZO. Teraz to już nie jest taki problem, bo Steinberg zrobił swój własny, taki wirtualny sterownik EJZO do dowolnego sprzętu audio, więc można już teraz i w Cubase i w WaveLabie czy tam w Nuendo używać tego typu urządzeń, ale niestety takie standardowe sterowniki wówczas, no i dzisiaj też, wprowadzają sporą latencję.
Wydawałoby się, że tutaj latencja nie ma nic do rzeczy, bo to jest w końcu mikrofon, ale niestety tutaj to ma znaczenie, bo Rode wymyśliło, żeby NT1 5. generacji pozbawić gniazdka słuchawkowego, a tym samym też odsłuchu bez opóźnień, czyli takiego odsłuchu prosto z mikrofonu.
Zgłoszenie problemów ze sterownikami EJZO do firmy Rode nie wniosło niczego nowego, a było to istotne, bo sterowniki EJZO dogadują się bezpośrednio ze sprzętem i one są przez to dużo szybsze i oferują znacznie niższą latencję niż te sterowniki Windowsowe, które mają jakieś dodatkowe warstwy do przejścia i to opóźnia całą transmisję.
Kiedy zgłosiłem ten problem do firmy Rode, no to firma najpierw zaprzeczała, że coś tutaj jest nie tak, potem się przyznała, że jednak tam coś chyba jest nie do końca dobrze i obiecała zająć się tą sprawą, ale dopiero kiedy dopytałem po kilku miesiącach, czy coś się ruszyło, czy coś jest rozwiązane, no to się okazało, że w tym czasie znaleziono obejście dla tego problemu, bo inni użytkownicy też mieli ten problem i się okazało, że da się to obejść i to w bardzo trywialny sposób, to znaczy trzeba zamienić podczas instalacji sterownika w ścieżce instalacji O przekreślone, to z nazwy firmy Rode, trzeba zamienić na zwykłe O i w ten sposób zainstalować sterownik i wtedy wszystko działa.
Jest takie obejście, firma Rode do tej pory nie poprawiła swoich sterowników, one nadal proponują ścieżkę z tym O przekreślonym, więc jeśli ktoś nie wie o tym problemie, no to będzie się musiał jeszcze trochę pozmagać, a jeśli już wiadomo, no to można odinstalować te niedziałające sterowniki, zainstalować jeszcze raz, zmienić literkę i wszystko nagle zaczyna działać.
Przyznam, że to całe zamieszanie z serwisem Rode, z tymi ciągłymi ściemami, brakiem reakcji, wolną reakcją na maile, mocno podkopały moją sympatię do tej firmy, a ta sympatia już wcześniej była trochę podkopana po zmaganiach bardzo podobnych ze sterownikami do Rodecastera, tej pierwszej generacji, do jedynki.
W efekcie, tak mi się wydaje, że to właśnie przez to całkiem straciłem serce do NT1, piątej generacji, który w związku z tym bardzo rzadko pojawiał się na ramieniu mikrofonowym w moim domowym studio, mimo, że tutaj muszę obiektywnie powiedzieć, że nie ustępuje np.
Lewittowi LCT 440. To są naprawdę równorzędne mikrofony. Wprawdzie brzmienie NT1 piątej generacji trudno uznać za łagodne, zresztą tak samo jak w przypadku tego Lewitta, zwłaszcza w polskim języku, gdzie jest pełno głosek syczących, czyli sybilantów, ale też nie ma jakiejś dużej tragedii, wydaje mi się nawet, że NT1 ma troszkę łagodniejszy dźwięk niż LCT 440, a sama jakość sygnału do dzisiaj wzbudza uznanie i trudno jest znaleźć w tej cenie wiele mikrofonów pojemnościowych o podobnej jakości.
Tyle tylko, że w mojej opinii jeszcze lepiej jest kupić właśnie Rode NT1 Signature, który pojawił się kilka miesięcy później i jest taką uproszczoną wersją NT1 piątej generacji, która została pozbawiona tej nieudanej części USB, tej nieprzydatnej w zasadzie części USB.
Jako mikrofon USB, NT1 piątej generacji moim zdaniem sprawdza się słabo, właśnie przez to gniazdko słuchawkowe, przez brak tego gniazdka słuchawkowego, chociaż jakość przedwzmacniaczy Revolution jest świetna, naprawdę, razem z tymi efektami wszystko tutaj działa bez problemu, zresztą ten dzisiejszy odcinek nagrywam za pomocą programu WaveLab i właśnie NT1 podłączonego po USB.
I to jest chyba najdłuższe nagranie USB, które robię tym mikrofonem, więc docencie. No i możecie sobie posłuchać jaka jest jakość tych przedwzmacniaczy. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem są mikrofony USB z gniazdkiem mini jack, gdzie można podłączyć słuchawki i słuchać po prostu tego sygnału.
Tutaj trzeba zawsze zrobić sobie taki routing w sterownikach, że na przykład chcemy słuchać sygnału z NT1 za pomocą słuchawek wpiętych do jakiegoś Focusrite. Ja tak na przykład tego używałem, czyli wybierałem w sterownikach, że chcę słuchać za pomocą Focusrite Claret, czyli mojego głównego interfejsu audio.
No i wtedy tam podłączam słuchawki, słucham, no i jeszcze ze sterownikami ASIO daję to radę, bo tam to opóźnienie jest wprawdzie słyszalne, ale nie jest mocno przeszkadzające. Natomiast ze sterownikami standardowymi niestety ta latencja, to opóźnienie było już na tyle duże, że ja nie byłem w stanie nagrywać.
Bardzo mi to przeszkadzało, że słyszę samego siebie z opóźnieniem. Wiecie, to jest ten efekt pijaka. To czy komuś to będzie przeszkadzało czy nie, zależy też m.in. od wydajności komputera, bo to opóźnienie, zwłaszcza jeśli korzysta się ze sterowników takich standardowych, windowsowych, bardzo mocno zależy od wydajności komputera.
Więc jeśli ktoś ma naprawdę szybki komputer i te sterowniki windowsowe tam działają bardzo szybko, no to prawdopodobnie będzie miał tylko delikatne opóźnienie, ale wiadomo, problem ten jest bardzo zależny od naszej konkretnej konfiguracji, więc muszę o nim wspomnieć.
I w mojej konfiguracji akurat to opóźnienie było już na tyle duże, że nagrywać się nie dało. A o tym w ogóle, że RODE NT1 5. generacji był takim nieudanym eksperymentem, niech świadczy także fakt, że kiedy RODE dodało funkcję podpinania do RODECastera 2 i do RODECastera Duo mikrofonów USB swojej produkcji, no to zgadnijcie którego modelu zabrakło wśród tych wspieranych.
No właśnie nie ma tam NT1 5. generacji. Są inne mikrofony USB od RODE, ale akurat NT1 5. generacji nie ma, czyli firma RODE w zasadzie chyba już położyła krzyżyk na tym mikrofonie i tyle. Zwłaszcza, że już od tego firmwaru, który ja instalowałem półtora roku temu, żadna aktualizacja się więcej nie pojawiła, więc tutaj to jest już chyba sprawa zamknięta.
No więc na koniec, czy NT1 5. generacji to zły mikrofon? Nie, jako mikrofon XLR jest rewelacyjny, jest świetny i mogę go każdemu polecić jako mikrofon XLR, natomiast jako mikrofon USB jest moim zdaniem bardzo średnim pomysłem wykorzystanie tego mikrofonu, bo po prostu nie ma odsłuchu.
Dla mnie to jest dyskwalifikujące, jeśli dla Was nie jest, no to możecie oczywiście się decydować na to. Natomiast jeśli nie zależy Wam na części USB, to moim zdaniem dużo lepszym wyborem i dużo bardziej ekonomicznym będzie NT1 Signature.
Dla tego osoby, którym podoba się brzmienie tego odcinka, powinny się przyjrzeć raczej temu tańszemu modelowi, chyba że koniecznie muszą mieć opcję USB, albo nie przeszkadza im ta konieczność odsłuchu z opóźnieniem, z latencją.
© 2024 Konrad Leśniak