Powrót

188 W terenie. Podsumowanie sezonu letniego 2024

[muzyka] Gadanie Gadesa w terenie [muzyka] Witajcie w kolejnym odcinku podcastu "Gadanie Gadesa" z cyklu "W terenie". Lato przechodzi powoli w jesień, więc tradycyjnie nagrywam oficjalne zakończenie sezonu letniego 2024 w terenie.

No póki pogoda dopisuje, bo dzisiaj akurat dopisuje bardzo. Mamy spokojnie ze 25 stopni, więc jeszcze są to letnie temperatury. Mimo, że jest to schyłek sierpnia, pozwoliło mi to pojechać na rowerze do lasu i nagrywać bez przeszkód.

Wprawdzie miejsce nie jest idealne. Niestety słychać niedaleko przebiegającą drogę. Postaram się tak to obrobić, żeby nie rzucało się to w uszy. Podsumowanie chciałbym podzielić na trzy obszary. Podsumowanie umiejętności, które zdobyłem.

Podsumowanie sprzętowe. I podsumowanie pod względem oprogramowania. Trochę się tu przez ostatnie miesiące działo, więc mam nadzieję, że was nie zanudzę. Chociaż trudno oczekiwać jakichś fascynujących historii w takim materiale jak podsumowanie sezonu.

W kwestii umiejętności myślę, że największym osiągnięciem było ostateczne porzucenie strachu i obaw przed nagrywaniem w terenie. W tym roku nie miałem już kompletnie żadnych obaw i żadnych obiekcji przed nagrywaniem poza studiem.

I to nie ważne czy chodziło o bezprzewodowy system Rode Wireless Pro, czy o rejestrator ręczny w rodzaju Tascama X8, czy Zuma H1 Essential, czy też poważne konfiguracje z dużymi rejestratorami i zewnętrznymi mikrofonami. Ekwipunek został już w tym momencie na tyle skompletowany, że nie było problemu czy to z pakowaniem, czy z zasilaniem, czy z ochroną przed wiatrem.

Może nie było tego aż tak widać bezpośrednio na podcaście, bo odcinków w terenie z tego roku jest nie wiem, może z 10, ale nagrany materiał idzie w długie godziny, z których duża część wylądowała nareszcie na Freesound.org, do czego za chwilkę wrócę.

Do tego postanowiłem rozgryźć nagrywanie stereofoniczne, co się generalnie powiodło z mojego punktu widzenia, a o czym mieliście okazję posłuchać w dwóch odcinkach o tym typie nagrywania. Testowałem różne sposoby, różne konfiguracje, różne sposoby obróbki i generalnie jestem usatysfakcjonowany.

Trzecim zyskiem, nazwijmy to wiedzowym z tego sezonu letniego jest dużo lepsze poznanie okolicy. Jeździłem naprawdę sporo i rowerem i samochodem, odkryłem sporo miejsc, gdzie mnie jeszcze nie było, a przy okazji poznałem parę osób, które się tam ze mną zetknęły.

Znalezienie dobrego miejsca do nagrywania odgłosów przyrody w sąsiedztwie dużego miasta graniczy z cudem, takie jest moje doświadczenie, wymaga szczęścia i trzeba temu szczęściu pomagać, czyli trzeba wstawać o bardzo wczesnych godzinach, co i tak niestety nie gwarantuje pełnego sukcesu.

Niestety, nawet kiedy znalazłem miejsce zdawałoby się z dala od dużych dróg, z dala od linii kolejowych, no to albo okazywało się, że w pobliżu mieszka posiadacz quada albo innego motocrossa, albo akurat dzwonią kuranty na msze, kiedy nagrywam materiał, albo i to było najpowszechniejsze, akurat nagrywam w miejscu, gdzie krzyżują się szlaki lotnicze.

Bywało, że z jednej godziny nagrania po wykrojeniu co głośniejszych zakłóceń zostawało na przykład 20 minut. No i to niestety podcina skrzydła, muszę sobie to powiedzieć jasno. Ten dźwiękowy smog, te wszystkie zakłócenia, hałasy, my sobie nie zdajemy z nich sprawy na co dzień, ale naprawdę tego jest masa i kiedy tylko zaczniecie na przykład nagrywać dźwięki natury, będziecie chcieli to zrobić, no to się okaże, że niestety, ale nie jest to zadanie trywialne, no bo zawsze albo przejedzie jakiś samochód, albo przeleci samolot, albo nie wiem, będzie słychać jakąś muzykę gdzieś tam z oddali, albo akurat pociąg da sygnał przejazdu.

Więc naprawdę w pobliżu wielkich czy dużych miast nie jest to zadanie łatwe, żeby pojechać gdzieś na łąkę i nagrać na przykład jakieś cykające świerszcze. Możecie potraktować to jako wyzwanie, proszę bardzo, weźcie jakiś rejestrator i nagrajcie dźwięk gdzieś w okolicach dużego miasta, tak żeby nie było słychać żadnych dźwięków cywilizacji.

No dobra, a co w sprzęcie? Niewątpliwie dużą sprawą okazały się dwa rejestratory, które wzbogaciły moje studio w tym sezonie, czyli Sound Devices MixPre 6 drugiej generacji oraz Zoom F6. Narzędziowniki omawiające obie te konstrukcje już się ukazały, więc nie będę może mocno wnikał w to, czym się charakteryzują te urządzenia, jednak z obu tych rejestratorów jestem bardzo zadowolony.

W teren zdecydowanie częściej jeździł i jeździ nadal Zoom F6, bo jest taki, jak to powiedzieć, bardziej terenowy. Jest tańszy przede wszystkim od MixPre i to sporo, przy tym jest bardziej pancerny, więc po prostu dużo mniej się o niego boję, biorąc go w teren.

Jeśli jeszcze do tego dorzucić dużo lepsze gospodarowanie energią w Zoomie F6, no to już w ogóle nie ma dyskusji, co zabierać ze sobą w teren. Moja miłość do Zooma F3, którym notabene nagrywam ten dzisiejszy odcinek, mam do niego podłączonego Sennheisera MKH 416 i właśnie tym zestawem nagrywam mój głos, no to ta moja miłość do Zooma F3 bardzo łatwo objęła także F6.

To są naprawdę moim zdaniem rewelacyjne rejestratory, które po prostu robią to, co mają robić, nagrywają dźwięk o wysokich parametrach jakościowych. A co z MixPre? No cóż, marzyłem o tym rejestratorze od zawsze, jak to się mówi, ale faktycznie czuję pewien opór, żeby go targać po wertepach, zwłaszcza kiedy jadę rowerem, to zawsze mam takie wyobrażenie, że podskoczę gdzieś na jakimś wyboju i tam gdzieś gałeczka jakaś się ukruszy.

Wiecie jak to jest, mimo że staram się mieć zabezpieczone sprzęty, upycham to do plecaczka, plecaczek, do sakwy, także generalnie jest to zabezpieczone, no ale gdzieś tam w podświadomości cały czas to siedzi. Niestety MixPre ma jedną obiektywną wadę, która troszkę go skreśla z nagrywania w terenie, a przynajmniej sprawia, że to nagrywanie nie jest aż tak komfortowe.

Chodzi o to, że MixPre pije energię elektryczną jak smok. I naprawdę jeśli ktoś poprzestanie tylko na tym dołączonym do zestawu koszyku na 4 akumulatorki AA, no to będzie musiał targać ze sobą zapasy tych akumulatorków, a dodatkowo nie będzie mógł, korzystając z takich zwykłych akumulatorków AA, nagrywać więcej niż dwóch mikrofonów z Fantomem, bo po prostu urządzenie mu na to nie pozwoli, bo takie akumulatorki AA nie dostarczają odpowiedniej ilości energii, więc urządzenie działa w takim trybie oszczędnym.

Te dwa rejestratory to zatem prawdziwy sukces, tak to odbieram, który osładza mi zawód spowodowany przez Zuma H1 Essential. No dobra, może to nie jest aż taki zawód, bo zwykłego Zuma H1n lubiłem przecież i używałem dosyć często, a tutaj jakość nagrań jest praktycznie taka sama, a dodatkowo mamy te 32 bity, ale zasmuciło mnie olewactwo firmy ZUM, która poszła po linii najmniejszego oporu, no i po prostu zmieniła tylko te przetworniki na 32 bitowe, dodała taką futurystyczną obudowę do rejestratora i to wszystko.

Nie chciało im się nawet zmienić, już nie mówię o przedwzmacniaczach do tych mikrofonów, nie mówię o samych mikrofonach, ale nie chciało im się nawet zmienić USB na szybszą wersję, przez co zgrywanie plików po USB to jest prawdziwa mordęga, no bo tutaj pliki są też oczywiście większe niż w zwykłym Zumie H1n, bo są 32 bitowe zawsze, zajmują też więcej miejsca, no i transmisja do komputera przez USB trwa dłużej.

I właśnie te takie niuanse psują mi odbiór tego H1 Essential, no nie potrafię się nim cieszyć w zasadzie, no i po pierwszym miesiącu mniej więcej kiedy jeździł ze mną i testowałem go w różnych warunkach z różnymi osłonami, z różnymi uchwytami, wyjąłem z niego akumulatory i leży sobie teraz w plecaczku z innym takim trochę zapomnianym sprzętem audio, więc nie zrobił u mnie dużej kariery ten rejestrator.

Co do mikrofonów, bo też się tutaj pojawiły nowe egzemplarze, na ogół są dobre wieści. Sennheiser MKH 416, czyli ten, którym nagrywam obecnie, to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Przez kilka miesięcy nagrał kilkukrotnie więcej materiału niż nagrałem tego materiału przez dwa lata za pomocą Synco D2, czyli innego shotguna, którym dysponuję.

No smucić się może z tego sukcesu MKH 416 mikrofon audiotechnika AT875R, bo w jego przypadku też było tak, że na początku ja go trochę zlekceważyłem, leżał sobie po prostu w szufladzie, ale jesienią zeszłego roku zaczął ze mną jeździć w teren i się okazało, że to naprawdę jest bardzo dobrze brzmiący, a do tego niewielki mikrofon.

I naprawdę polubiłem jego brzmienie i większość dzienników audio, które sobie nagrywam od czasu do czasu, powstawała właśnie z wykorzystaniem AT875R. I do teraz bardzo lubię ten mikrofon, no ale okazuje się, że MKH 416 lubię obecnie bardziej.

No i AT875R znowu leży w szufladzie, chociaż staram się czasami go zabierać. Śmiesznie to trochę brzmi, że człowiek się tak przywiązuje do sprzętu, ale faktycznie mam takie okresy, że lubię bardziej jeden mikrofon, a inne mniej.

Potem się to odwraca, zaczynam lubić inny mikrofon, więc podejrzewam, że kiedy teraz nadejdzie jesień i zima, kiedy będę miał mniej okazji nagrywania przez MKH 416, no to być może znowu AT875R wróci do łask, bo jest on zdecydowanie bardziej kompaktowy.

No i do takich nagrań dzienników audio nadaje się naprawdę wyśmienicie. Całkiem dobrze sprawują się mikrofony dookólne LOM Basic UHO, co zawdzięczają nie tylko fajnemu brzmieniu, które naprawdę jak na tę cenę jest fajne. Ten swój sukces u mnie zawdzięczają przede wszystkim gabarytom, bo razem z deadcatami Rode WS8 i specjalnie przygotowanymi takimi cienkimi kabelkami XLR mieszczą się w niewielkim woreczku, który mam przygotowany do przenoszenia sprzętu.

Zajmują bardzo mało miejsca w bagażu, co przy wyprawach rowerowych naprawdę ma znaczenie, więc zaczęły jeździć w teren częściej niż SE8, co mnie trochę zdziwiło, ale rzeczywiście tak się jakoś stało i nagrania stereofoniczne wykonane za pomocą pary tych LOM Basic UHO cieszą ucho.

Że tak taki suchar zapodam. No ale tak to wygląda. Mieszane uczucia mam jeśli chodzi o Luita LCT 640 TS. Pojawił się w moim studiu głównie z myślą o nagraniach stereofonicznych, czyli właśnie nagrywanie w terenie sygnału stereo, ale po cichu liczyłem też na wykorzystanie go, takie szersze wykorzystanie go w studio, bo bardzo się łudziłem, że będzie miał łagodniejsze brzmienie niż LCT 540 S.

Niestety okazało się, że jeśli chodzi o brzmienie, to oba te mikrofony od Luita brzmienie mają naprawdę bardzo, bardzo zbliżone do siebie, no więc mam teraz dwa bardzo podobnie brzmiące mikrofony. W nagraniach w terenie LCT 640 TS sprawdził się całkiem nieźle, nagrywał fajnie, do jakości sygnału nie mam zastrzeżeń, także ta moja osłona przygotowana na wiosnę z myślą o mikrofonach wielkomembranowych, studyjnych, sprawdziła się całkiem nieźle, ja ją jeszcze troszkę usprawniłem w porównaniu do tego egzemplarza z wiosny, głównie jeśli chodzi o montaż i demontaż, tam dużo rzeczy sobie poupraszczałem, żeby nie trzeba było zbyt wielu rzeczy przykręcać śrubkami, więc korzystanie z tej osłony teraz jest dużo prostsze, no minusem jest rozmiar tej osłony, no bo tam się do środka musi zmieścić cały mikrofon razem ze swoim uchwytem elastycznym, no więc gabarytowo to jest nadal dużo.

Średnio często zabieram taki zestaw ze sobą, zwłaszcza na rower, nie jeździ on ze mną praktycznie nigdy, no bo po prostu nie mam jak tego przewieźć. Największym zawodem tego sezonu letniego okazał się mikrofon nagłowny DPA 44-88, to znaczy, wyjaśnię od razu, jest on zawodem dla mnie, bo brzmi sam z siebie całkiem nieźle, tyle że okazało się, że nie mogę go używać w ten sposób, jaki sobie planowałem wcześniej, czyli właśnie nagrywając w terenie, czy nagrywając podczas jazdy na rowerze.

Niestety nie znalazłem sposobu, żeby ten mikrofon skutecznie zabezpieczyć przed wiatrem, bo się na nic zdała firmowa osłona, na nic zdały się osłony Bubblebee, Rycote czy Rode, w sprzyjających warunkach, czyli stojąc gdzieś schowanym w cichym miejscu, gdzie wieje tylko jakiś leciutki wietrzyk z odpowiedniej strony w dodatku, da się nagrywać, ale kiedy wiatr jest mocniejszy, albo zmienia kierunek, albo jadę na przykład na rowerze, no to wypada z tego tragedia i w zasadzie nagrania nie nadają się do niczego, bo tak są zakłócane przez ten wiatr.

Z kolei we wnętrzach też nie mogę go za bardzo używać, bo planowałem go używać razem z nadajnikiem od Rode Wireless Pro, natomiast okazało się, kiedy zacząłem takie próby do live'a, bo miałem zrobić live'a na temat tego DPA, ale kiedy zacząłem robić próby, to po podłączeniu tego mikrofonu do nadajnika od Rode, zaczęły się generować jakieś dziwne zakłócenia.

Ja to w teście o DPA zamieściłem taki fragment, żebyście mogli sobie posłuchać jak to brzmiało. Studio, w zasadzie mogę używać tego mikrofonu tylko na połączeniu kablowym, no a też nie o to mi chodziło, żebym ja był przywiązany kablem, bo ten mikrofon miał mi służyć właśnie do tego, żebym mógł się oderwać od biurka, żebym nie musiał być przypięty do Rodecaster'a na stałe, no i to też niestety się nie udało.

O właśnie, Rode Wireless Pro też można uznać za sprzęt, który pojawił się w tym sezonie, a na pewno w tym sezonie był w pełni wykorzystywany. Najeździł się, nagrywał jak szalony i generalnie do tego typu zadań jak nagrywanie na rowerze, nadaje się on bardzo dobrze.

Rozwiązanie z magnesem do mocowania do ubrania jest super, mikrofony krawatowe Lavalier 2 też są super, trochę mniej super wypada fakt, że ciągle musimy korzystać z Rode Central do tego, żeby zarządzać nadajnikami, bo niestety nie da się w inny sposób usunąć nagrań i sformatować nadajników.

Rode Central, które instaluje się na telefonie nie ma takiej możliwości. Cieszyłem się, że będę mógł na Motoroli zainstalować sobie Rode Central i na przykład móc sformatować nadajnik gdzieś w terenie, ale niestety nie ma takiej możliwości, a przynajmniej ja nie odkryłem, żeby takie coś było do zrobienia.

No więc nadal trzeba łączyć te urządzenia do komputera, tam wchodzić do aplikacji i dopiero w tej aplikacji usuwać pliki. Jeśli chodzi o sprzęt to chyba byłoby tyle. Jakościowo myślę, że zaliczyłem spory skok do przodu, z czego bardzo się cieszę oczywiście.

Na koniec zostawiłem sobie sprawę oprogramowania, bo uznałem, że warto o tym powiedzieć. Po pierwsze zacząłem już w pełni korzystać z Basehead, czyli takiego programu do katalogowania dźwięku. Działa to mniej więcej tak, że zgrywam sobie pliki dźwiękowe z rejestratorów, takim moim własnym programem File Importer.

Pliki te lądują w odpowiednich folderach. Basehead ma te wszystkie foldery dodane do swojej bazy danych, więc na bieżąco mogę sobie odświeżać informacje o plikach, które mam już zgrane do komputera. No i mogę sobie w bardzo prosty sposób wyszukiwać, czy to po nazwie, czy to po metadanych, czy to po dacie.

No i dzięki temu mogę łatwiej odszukiwać nagrania, które robiłem na przykład dwa tygodnie temu, czy tydzień temu za pomocą tego, czy innego rejestratora. No i to jest naprawdę duże, duże ułatwienie. Samego File Importera, czyli ten program do zgrywania nagrań z rejestratorów do komputera, też musiałem znacząco rozbudować, głównie z powodu MixPre-6, który potrafi nagrywać wyłącznie wielokanałowe pliki WAV.

Okazało się, że Sound Devices nie oferuje żadnego oprogramowania do tego celu, no więc Sound Devices wypina się na użytkownika w tej kwestii. Natomiast program SOX, którego do tej pory używałem do tego, żeby ciąć wielokanałowe pliki na mniejsze, na przykład z Rodecastera Pro 1, z kolei on nie obsługuje w pełni plików 32-bitowych.

To znaczy potrafi je odczytać, potrafi je rozdzielić, ale jeśli były jakieś przesterowania, czyli gdzieś wyszliśmy poza 0 dB, co w 32-bitowym formacie jest możliwe, no to SOX ścina te szczyty sygnału i dostajemy tak naprawdę niepoprawny plik.

Więc musiałem sobie napisać własną bibliotekę, która będzie potrafiła coś takiego robić, wyciągać te pojedyncze ścieżki z takich wielościeżkowych plików z MixPre-6 na przykład, no i na tym bazuję. File Importer został rozbudowany zresztą o jeszcze jeden moduł, a mianowicie o obsługę UCS, czyli Universal Category System i dodatkowo jeszcze dodałem obsługę Freesound.org.

Po co mi te dwie rzeczy? Ten UCS to jest taki system katalogowania dźwięków. Pozwala on stosunkowo łatwo zgrywać i opisywać pliki właśnie nagrywane na przykład w terenie, bo mam na przykład nagranie pociągu albo nagranie śpiewających ptaków, no to wybieram odpowiednią już wcześniej przygotowaną kategorię i podkategorię, a File Importer buduje zgodną z tym standardem UCS nazwę pliku i umieszcza plik w zgodnym z UCS folderze.

I to jest naprawdę bardzo przydatne. Jeśli tworzycie jakieś biblioteki dźwięków, polecam przyjrzeć się UCS-owi, bo to naprawdę znacznie ułatwia korzystanie czy wyszukiwanie później plików. Dodatkowo dzięki temu, że dodałem taką integrację z Freesound.org, mogę teraz naprawdę bardzo łatwo wrzucać takie pliki z terenu bezpośrednio do Freesound.org.

Tylko dzięki temu wrzuciłem w tym sezonie z kilkadziesiąt plików przynajmniej, bo jest to po prostu łatwe. A to nie są takie pliki, które mają po trzy minuty, raczej to są nagrania, takie 15 minut, pół godziny, więc trochę już tych plików na Freesound.org mam.

I bardzo się cieszę z tego, że w końcu udało się takie bardziej logistyczne problemy rozwiązać. No i cóż, tak wyglądał ten bieżący sezon letni 2024, spędzony głównie na rowerze i spędzony głównie na testach różnych urządzeń i różnych technik nagrywania.

Powrót