Powrót

190 Programy, wtyczki, pluginy

[Gadanie Gadesa] Witajcie w kolejnym odcinku podcastu "Gadanie Gadesa". Dzisiaj bez cyklu, bo odcinek nie będzie omawiał sprzętu, a oprogramowanie. Dlaczego tak? Dotarło do mnie pytanie od słuchacza Mariusza, pozdrawiam przy okazji, czy nie mógłbym polecić paru programów albo wtyczek przed czarnym piątkiem, żeby wiedzieć czy warto te programy kupić.

No i tutaj ja się trochę uśmiecham, bo do czarnego piątku jeszcze sporo czasu zostało, ale omówić rzecz można, zwłaszcza, że obecnie producenci wykorzystują w zasadzie byle okazje, żeby robić promocje, wyprzedaże itd. W zasadzie może to być cokolwiek, pierwszy dzień wiosny, lata jesieni, dzień niepodległości, Halloween, święta, początek roku, koniec roku, ferie, wakacje.

Naprawdę pretekstów jest cała masa. Zanim przejdę do omawiania szczegółów, mała porada ode mnie, wynikająca już teraz z lat doświadczeń. Warto sobie zawczasu sporządzić listę, czyli listę programów albo wtyczek, które chcemy mieć z jakiegoś względu.

To jest właśnie istotne, żeby mieć uzasadnienie, bo posiadanie dla samego posiadania nie ma moim zdaniem sensu. Zauważyliście mi, mam setki wtyczek i całą górę programów, których praktycznie czasami nie używam, a które zostały kupione właśnie na wyprzedażach, w promocjach, bo oczy chciały, to znaczy widziałem, że znana wtyczka normalnie kosztująca 100-150 dolarów, nagle jest do kupienia za tych dolarów 40.

Okazja, jak nie wiem, więc się kupowało. To jest stały chwyt producentów oprogramowania. Przywołam tutaj jak zwykle przykład firmy Waves, gdzie w zasadzie większości wtyczek nawet nie sposób kupić za ich taką nominalną cenę, a ta nominalna cena jest zawsze podawana.

Zwróćcie uwagę, wejdźcie sobie na stronę Waves i zobaczycie, że każda wtyczka ma swoją nominalną cenę, która jest przekreślona i widzimy informację ile to zyskamy, jeśli kupimy tę wtyczkę za 19 czy 29 dolarów. Podobnie robi firma Izotop, gdzie moim zdaniem też nie warto kupować w nominalnych cenach, tylko czekać na wyprzedaże.

W Izotop jest o tyle uczciwiej, że rzeczywiście są okresy, gdzie faktycznie da się kupić w tej nominalnej cenie, więc promocja nie trwa 365 dni w roku, ale generalnie można się w ogóle zacząć zastanawiać, czy warto kupować programy i wtyczki za ich właśnie tę nominalną wartość, bo w ostatnich latach nawet tacy producenci jak Fabfilter czy Oaksound, którzy przez bardzo długi czas w ogóle nie robili promocji, albo robili promocję tylko i wyłącznie w czarny piątek, nawet oni zaczęli stosować różne wyprzedaże i to w ciągu roku, więc to jest tylko kwestia czasu, żeby trafić z daną wtyczką na jakąś obniżkę.

Jedynym znanym mi obecnie producentem, który nie stosuje promocji nigdy, jest firma Kokos, producent programu Reaper. Taka ciekawostka, bo generalnie Reaper jest na tyle tani, że chyba nie ma sensu go przeceniać. Ale ogólnie, jeśli zamierzacie jakieś programy czy wtyczki kupić, to wróćmy do tej listy, zapiszmy je sobie na liście, podajmy się do newsletterów, producentów tych wtyczek czy programów, a prędzej czy później dowiemy się, że akurat zaczęła się jakaś wyprzedaż z jakiejś byle okazji, no i wtedy będziemy mogli daną wtyczkę czy dany program kupić taniej.

Inaczej mają się sprawy, gdy potrzebujemy danego rozwiązania tu i teraz. Wtedy zazwyczaj nie ma wyjścia, trzeba kupić oprogramowanie za taką zwykłą, normalną cenę, chociaż warto wtedy przeszukać różne sklepy internetowe, takie jak audiodeluxe.com czy pluginboutique.com, które czasem robią wyprzedaże same z siebie, niezależnie od producentów, i wtedy też da się kupić trochę taniej.

Czasami też jeśli jesteśmy stałymi klientami takich sklepów, dostajemy jakieś obniżki, jakieś vouchery, jakieś kody, także warto być na bieżąco. No dobra, a czego ja używam, co u mnie się sprawdza i co mogę polecić? Tutaj od razu zastrzegam, że nie traktujcie tego mojego polecania zbyt serio, bo z programami jest tak jak ze wszystkim.

Jednemu podoba się to, innemu tamto, więc moje te polecenia, nazwijmy to, to bardziej takie wskazanie, czy dany program, czy wtyczka naprawdę dobrze się u mnie sprawdza, na przykład nie wywala się, nie robi problemów, i jeszcze, jak to wiecie, u mnie ładnie wygląda, więc podoba mi się z wyglądu.

Nie jestem wyrocznią i to w zasadzie tylko chcę podkreślić na samym początku. Zacznę od programów audio, później dopiero przejdę do wtyczek, bo programy audio są niezbędne w ogóle do tego, żeby wewnątrz nich dopiero uruchamiać wtyczki VST.

Wydzieliłbym dwa typy programów do audio, chociaż są programy należące do obu grup jednocześnie. Te grupy to są tak, programy do edycji pojedynczych plików audio oraz programy typu DAW, czyli cyfrowe stacje robocze, służące bardziej do nagrywania i do montażu, czyli do składania audycji z wielu plików.

Z wielu ścieżek. W moim domowym studio używam dwóch typowych edytorów audio do pojedynczych plików. Są to programy Acon Acoustica oraz edytor audio z pakietu iZotope RX. Oba te programy bardzo polecam jako świetne narzędzia, zwłaszcza w bogatszych edycjach, czyli Acoustica Premium i RX Standard.

Wówczas dostajemy programy zaopatrzone już na wstępie bardzo bogato w przydatne wtyczki, w przydatne funkcje, czyli mają one nie tylko takie podstawowe kompresor, korektor czy limiter, ale także np. odszumiacze, usuwacze mlasków, pogłosu, oddechów itd.

O ile jednak Acon Acoustica Premium jest dostępna do samodzielnego zakupu, no to już edytor RX dostajemy tylko w komplecie z całym pakietem RX. A ten pakiet w wersji Standard, czyli w takiej wersji w której naprawdę warto go kupić, wypada jednak dużo drożej od Acoustica.

Jeżeli komuś nie zależy na naprawianiu problemów w nagraniach, albo będzie miał do tego specjalizowane wtyczki VST, może poprzestać np. na Acoustica Standard, albo pójść nawet w rozwiązania bezkosztowe, czyli używać popularnego Audacity.

Od wersji 3 Audacity obsługuje nie tylko nowoczesny format VST3, ale także umożliwia wrzucanie tych wtyczek, czy stosowanie tych wtyczek na poszczególnych ścieżkach, czyli robi to tak jak każdy rasowy program DAW, czyli cyfrowa stacja robocza.

Audacity zresztą jest takim programem. Można spokojnie montować tutaj wielościeszkowe nagrania, a jedyne minusy jakie mi przychodzą do głowy, to jest taka pewna zgrzebność interfejsu, program jest moim zdaniem zwyczajnie paskudny, jeśli chodzi o wygląd, oraz momentami straszliwa niewygoda.

Specjalnie sprawdziłem przed nagraniem odcinka wersję 3.6.4 i nadal nie można w niej np. uruchomić wbudowanego korektora i mając go na ekranie, zmieniać zaznaczenia, żeby posłuchać działania tego korektora na jakimś innym fragmencie.

Bo okienka są modalne, czyli dopóki ich nie zamkniemy, nie można robić nic pod nimi. A w większości jednak nowoczesnych programów można zrobić tak, że wywołujemy okienko wtyczki i pod spodem sobie zmieniamy zaznaczenie, możemy nawet kasować jakieś fragmenty itd.

Jednak edycja w głównym oknie działa, a to okienko z wtyczką jest tylko uzupełnieniem. W Audacity jest ono zawsze na pierwszym planie, więc trzeba je za każdym razem zamykać, potem je na nowo otwierać. Dla mnie ta cecha Audacity jest dyskwalifikująca, ale wiele osób używa tego programu, więc da się pewnie z tym żyć.

Tylko ostrzegam, jeśli ktoś ceni sobie bardziej wygodę, to lepiej jest kupić sobie jakiś program komercyjny. Trochę podobnym jeśli chodzi o zamysł, podobnym do Audacity programem jest Steinberg WaveLab w tańszych wersjach Cast2 i Elements, stosunkowo przystępny cenowo dla zwykłego użytkownika.

Także w WaveLab wyedytujemy pojedynczy plik audio, ale także zrobimy wygodny montaż audycji na wielu ścieżkach. Pod względem elegancji i wygody użycia WaveLab z pewnością przegania Audacity o parę długości, nie jest jednak programem bez wad.

Owe prostsze odmiany, czyli Cast2 i Elements, mają liczne sztuczne ograniczenia, które mają zachęcić użytkowników do wysupłania pieniędzy na wersję profesjonalną. Na przykład liczba jednocześnie stosowanych wtyczek w Elements to jest 10 sztuk, w Cast to jest 5 sztuk.

Ograniczona jest także liczba ścieżek podczas montażu. Tutaj obie te małe wersje dają dostęp tylko do 5 ścieżek. Te ograniczenia w prostszych zastosowaniach nie są jakieś może bardzo istotne, bo nie wiem czy ktoś montuje podcasty, które mają więcej niż 5 ścieżek na przykład, więc myślę, że warto przynajmniej wypróbować wersje testowe tych programów.

No i dochodzimy do już takich rasowych programów DAW, bo te są używane do zmontowania całej audycji, czyli jeśli mamy jakąś czułówkę, jakieś kilka ścieżek dialogowych, efekty specjalne, muzykę i tak dalej, no to raczej musimy użyć już programu DAW, gdzie możemy sobie to wszystko rozłożyć na osobnych ścieżkach i na koniec zmiksować, wyrenderować jako gotowy plik audio.

Programów typu DAW mam całkiem sporo, bo to się jeszcze ciągnie od czasów, kiedy zacząłem się zajmować muzyką. Do muzyki używam przede wszystkim programów Presonus Studio One 6 Pro oraz Cubase 13 Pro. Oba są rewelacyjne, wszystko mające i niestety drogie.

Ale do podcastów i do audiobooków używam zamiast nich taniego Reapera. Można by się zastanawiać dlaczego tak, no skoro tamte są takie super, no to dlaczego Reaper? Przede wszystkim dlatego, że jest szybki. Szybko się uruchamia, szybko skanuje wtyczki, szybko renderuje, szybko się w nim wszystko robi, bo można w zasadzie do wszystkiego podpiąć skróty klawiaturowe.

Poza tym nie ma w nim zbędnych formalności. DAWy takie jak Cubase czy Studio One wymagają zwykle utworzenia projektu, a to oznacza utworzenie specjalnego pliku, albo nawet plików, utworzenia katalogu. Czasem są też problemy z archiwizacją, jeżeli pliki audio są składowane przez DAW w innym miejscu niż projekty, no to trzeba sobie to jakoś pozgrywać z różnych miejsc w jedno miejsce.

Doszło do tego, że Cubase ma wręcz taką funkcję, która kompaktuje projekt, czyli zgrywa to wszystko do jednego miejsca, do jednego pliku i umożliwia archiwizację. Nawet sami twórcy zauważyli, że to jest zbyt skomplikowane dla zwykłego użytkownika.

Natomiast w Reaperze można wszystko sobie trzymać w jednym katalogu, spakować to i mieć archiwum. No więc generalnie użycie Reapera jest banalne i do prostych prac, nie wiem, na przykład złączenie trzech plików audio w jeden, nie trzeba nawet tworzyć żadnego projektu.

Uruchamiamy Reapera, wrzucamy na ścieżkę audio trzy pliki składowe, robimy od razu render do pliku wynikowego i zamykamy Reapera nawet bez zapisywania zmian, więc nawet nie tworzymy żadnego projektu. Reaper jest także programem bardzo elastycznym i bogatym w funkcje.

Istnieje też do niego mnóstwo skryptów, tak zwanych ReaScript, które można wręcz nauczyć się pisać samemu w języku Lua czy w języku Python, ale nawet bez tego, żeby tutaj Was nie przestraszyć, to nie jest niezbędne, to jest po prostu jako dodatek.

Ale można sobie też wyklikać własne akcje, czyli coś w rodzaju makro, zmienić wygląd programu, jest mnóstwo skórek, które dają alternatywny wygląd, poprzestawiać co się chce, gdzie się chce i tak dalej i tak dalej. Jeżeli dodamy do tego cenę w granicach 250 do 300 zł, no to myślę, że nie ma się co tutaj kłócić, to jest naprawdę bardzo dobry program za bardzo dobrą cenę i narzekać mogą co najwyżej esteci, bo w takiej domyślnej konfiguracji program wydaje się taki szarobury i brzydki, a interfejs jest przeładowany liczbami, okienkami, napisami i tak dalej, co wynika między innymi właśnie z tej chęci udostępnienia jak największej ilości parametrów do konfigurowania.

Taki chyba był zamysł twórców Reapera, żeby dać jak najwięcej możliwości konfiguracji, no to się wiąże z tym, że jest na ekranie zazwyczaj spory bałagan, do którego da się przyzwyczaić, ale może on działać zniechęcająco. Wystarczy jednak trochę dopasować program pod siebie, no i da się działać naprawdę bardzo wygodnie i bardzo szybko.

Zresztą w opisie wrzucę linki do moich filmów na YouTubie, gdzie pokazałem jak skonfigurować podstawowe akcje i podstawowe skróty przydatne do edycji plików głosowych. No dobra, się rozgadałem, a jeszcze nie było nic o wtyczkach.

Pozwolę sobie już jakoś mocno nie rozgadywać się o każdej wtyczce osobna, skupię się na nazwach, zastosowaniu i jakimś argumencie za daną wtyczką. Linki do wszystkich wymienionych wtyczek lub stron producentów znajdziecie także w opisie, więc jeśli ktoś będzie chciał sobie pobrać wersję testową, żeby sprawdzić jak to działa, to macie wszystko w jednym miejscu.

Ja zwykle obróbkę pliku dźwiękowego po zgraniu go z urządzenia zaczynam od odszumienia. Tutaj niezmiennie od lat króluje Izotope Spectral Denoise, który jest rewelacyjny i przy umiejętnym użyciu krzywej odszumiania naprawdę nie degraduje mocno dźwięku.

A wystarczy dosyć niewiele ściszyć szum i już nasze nagranie wydaje się być naprawdę bardzo czyste pod tym względem. Minusem Spectral Denoise jest fakt, że nie da się jej niestety kupić osobno, tylko trzeba nabyć cały pakiet RX i to w wersji przynajmniej standard, bo w wersji Elements tej wtyczki tam nie znajdziecie.

Z wtyczek tańszych warto sprawdzić Clef Grand Bruce Free, którym nieźle z szumem radzą sobie także Super Tone Clear czy Waves Clarity VX, ale ich używam w zasadzie w tej sytuacji, jeśli w tle mam nie tyle taki jednorodny szum, co jakieś zakłócenia, na przykład zapomniałem zamknąć okno i w nagraniu mam jakieś dźwięki samochodów przejeżdżających albo jakichś szczekających psów, czegoś takiego.

Oprócz szumu z nagrania na samym początku warto pozbyć się także pogłosu. Tutaj niezmiennie polecam Akon Deverberate 3, ale i wspomniane Super Tone Clear lub druga wtyczka Waves, czyli Clarity VX D-Reverb, radzą sobie całkiem nieźle.

Na dzień dzisiejszy za króla usuwania pogłosu z nagrań uważam jednak program Spectralayers 11 Pro od Steinberga, który robi to naprawdę świetnie, ale nie jest wtyczką, tylko osobnym programem, jeżeli więc rozważacie poprawianie nagrań, usuwanie z nich różnych takich zakłóceń, warto wziąć pod uwagę Spectralayers zamiast pakietu Izotope RX.

Trzecią rzeczą, której pozbywam się z nagrania są mlaski i trzaski, czyli takie odgłosy sklejanych ust zazwyczaj. Tu znów przydaje się pakiet RX Standard i obecna tam świetna wtyczka Mouth De-Click. Od jakiegoś czasu jednak wymieniłem ją na wtyczkę Spiff od firmy Oaksound.

Przy dobrych ustawieniach działa ona bardziej przezroczyście i moim zdaniem skuteczniej od Mouth De-Click. Zanim przejdzie się dalej z obróbką, warto też zadbać o oddechy. Są na to wprawdzie wtyczki specjalizowane, potrafiące wyciszać oddechy, jak na przykład Waves Deep Breath, chyba najlepiej działająca wtyczka tego typu, na którą dotychczas się natknąłem.

Nie jest ona jednak stuprocentowo niezawodna i osobiście wolę w roli takiego ściszacza oddechów wykorzystywać bramki szumów, czy raczej łagodniej działające ekspandery. Tutaj mogę polecić trzy wtyczki, czyli mojego faworyta Standard Gate od firmy Sir Audio Tools.

Równie dobrze sprawdza się Smart Gate od Sony Ball i ta wtyczka potrafi już teraz odróżnić oddech od sygnału użytecznego, bo ona jest oparta na elementach sztucznej inteligencji. Niestety nie jest jeszcze stuprocentowo skuteczna, zaś ostatnią bramką szumów, którą stosowałem długo i mogę polecić, jest FabFilter Pro-G.

Niemniej ściszanie oddechów zawsze jest kłopotliwe, bo są one bardzo różne, nawet w ramach tego samego nagrania. Raz są ciche, raz głośne, raz są takie ostre. Zależy jak mówimy, o czym mówimy, jakie są emocje w tym nagraniu, to te oddechy też się zmieniają.

Jedyną stuprocentową metodą na oddechy wciąż pozostaje ich ręczne ściszanie. Kolejnym etapem obróbki jest zazwyczaj korekcja. Korektorów na rynku jest zatrzęsienie, każdy program do audio ma swoją jakąś wersję korektora, czasami nawet kilka korektorów.

U mnie rywalizują ze sobą dwie wtyczki, czyli jest to FabFilter Pro-Q3 oraz Sony Wall Smart EQ4. Ostatnio wypróbowałem też dużo tańszy od nich Tone Boosters Equalizer Pro, też jest bardzo dobry, ale nie aż tak jak tamte dwie.

Warto za to przyjrzeć się korektorowi Nova od Tokyo Dawn Records, zwłaszcza wersji Gentleman's Edition, która ma funkcję wyszukiwania rezonansów wynikających ze stojących fal, zwłaszcza jeśli nagrywa się w małych pomieszczeniach, to one czasem są naprawdę słyszalne i przeszkadzające.

Wracając do moich ulubionych korektorów, no to FabFilter cieszy oko elegancją, a ucho efektywnością działania i mimo upływu lat to wciąż jeden z topowych korektorów na rynku, bardzo wygodny w obsłudze i wydaje mi się, że wygryzie go dopiero wersja Pro-Q4, jeśli się taka w ogóle kiedyś pojawi.

Dla użytkowników bardziej rozbudowanych korektorów mogę polecić Kirchhoff, ale to jest takie polecenie ze słyszenia, bo testowałem rzeczywiście i jest naprawdę bardzo dobry Kirchhoff EQ, natomiast nie jest na tyle dobry, żebym chciał wydać na niego pieniądze mając Pro-Q3.

Natomiast jeśli jeszcze nie macie żadnego, no to możecie się przyjrzeć, obecnie Kirchhoff EQ jest tańszy od FabFilter, więc być może on będzie lepszym wyjściem dla Was. Te dwa są naprawdę bardzo podobne, Kirchhoff ma więcej opcji jeśli o to chodzi, więc możecie popatrzeć sobie na niego, ja go nie używam, bo w stosunku do tego FabFilter nie daje dużo więcej.

Smart EQ4 jest z kolei korektorem z tej licznej rodziny smart od firmy Sony Ball, która jest wyposażona w elementy sztucznej inteligencji, czyli potrafi przeanalizować sygnał audio i na tej podstawie dobrać tak zwane odpowiednie parametry, czyli takie parametry, które coś tam oczekiwanego zrobią z tym dźwiękiem.

Zadziwiająco często mu się nawet to udaje i te efekty są sensowne, ale zawsze jednak pozostaje ten margines, że kompletnie nie trafi i moim zdaniem, zwłaszcza jeśli się dopiero uczycie korekcji, zdecydowanie lepiej jest używać takich normalnych korektorów, gdzie wszystko zrobicie ręcznie.

W Smart EQ4 też można wszystko zrobić ręcznie, ale w sumie niepotrzebnie będziecie płacić więcej za ten moduł sztucznej inteligencji, jeśli nie będziecie go używać. On jest bardzo dobrym korektorem, bardzo wygodnym. Mógłbym spokojnie zastąpić FabFilter za pomocą Smart EQ4, ale wydaje mi się, że na początek to jest chyba trochę przesada, ale zresztą oba są fajne.

Po korekcji lecimy najczęściej do kompresora, żeby wyrównać głośność, czyli mówiąc fachowo zmniejszyć dynamikę sygnału. Chodzi o to, żeby fragmenty, gdzie mówimy dużo ciszej, były niemal tak samo dobrze słyszalne jak te fragmenty najgłośniejsze.

Kompresorów jest cała masa, nie wiem czy nie więcej niż korektorów nawet. I też warto sprawdzić w pierwszej kolejności kompresor wbudowany w używany program audio, bo naprawdę nie trzeba wiele jeśli chodzi o kompresor. Jeżeli koniecznie chcemy już coś kupić, to polecam kompresor, oczywiście od firmy FabFilter, jak zwykle, czyli Pro C2.

Świetny jest też kompresor Smart Comp 2 od Sony Ball. Wielbiciele emulacji takich starych analogowych urządzeń obnajdą się świetnie w ofercie Universal Audio i tam będą mieli klasyki w rodzaju 1176 czy LA2A. Także firma Aiki Multimedia ma cały worek podobnych wtyczek, czyli takich udających analogowy sprzęt.

Osobiście najczęściej ja używam obecnie wtyczki PSP Audio Air Flare. To jest genialny, chociaż dosyć powolny kompresor. Powolny w tym sensie, że dosyć długo trwa zanim on przetworzy sygnał. Ma po prostu jakieś zawiłe te algorytmy i renderowanie z jego wykorzystaniem trwa zdecydowanie dłużej niż renderowanie na przykład z FabFilter Pro C2.

Kompresja najczęściej niestety uwydatnia sybilanty, czyli głoski świszcząco, sycząco, szaleszczące, no bo one stają się po tej kompresji głośniejsze. Do likwidacji sybilantów można użyć korektora dynamicznego, czyli na przykład tego FabFilter Pro Q3, ale jest też bardzo duże grono specjalizowanych wtyczek, które mogą sprawdzić się po prostu lepiej, czy być wygodniejsze w użyciu.

Osobiście mogę polecić z własnego doświadczenia i z własnego narzędziownika oczywiście FabFilter Pro DS oraz Smart DS od Sony Ball. Jak widać te wtyczki od FabFilter i od Sony Ball bardzo mi pasują i faktycznie mam je praktycznie wszystkie i sprawdzają się one wyśmienicie, więc polecam, szczerze.

Z innych DSRów poleciłbym Vice DS od Softube, który ma taką unikalną cechę, że jest dwupasmowy, czyli osobno możemy tłumić zwykle mniej przeszkadzające głoski 3 i 3 oraz bardziej irytujące wysokotonowe S i C. Całkiem nieźle w roli DSR-a sprawdza się też wtyczka Suth 2 od Auxand, to jest ta sama firma, która robi Spifa.

Z tańszych rozwiązań polecam Clef Grand Espresso oraz Tone Boosters Sybilance 4. Zaś amatorzy darmowych rozwiązań mogą spojrzeć łaskawym okiem na TDSR-2 od firmy Tecavation. I to w zasadzie tyle jeśli chodzi o obróbkę głosu.

Owszem czasem przydaje się jeszcze limiter, tutaj zgadnijcie, u mnie prym wiodą FabFilter Pro L2 i Sony Ball Smart Limit. No tak to wygląda. Czasem bardzo rzadko przydaje się też dodać do głosu trochę saturacji, żeby ten głos troszeczkę pogrubić, czy tak dobarwić.

Ja w tym wypadku używam albo FabFilter Saturn 2, albo częściej SDR-R firmy Klanghelm. Notabene sprawdźcie też kompresory od Klanghelm. Są tam dwa darmowe i dwa stosunkowo niedrogie, a świetnie działające. Naprawdę polecam się zapoznać.

Z innych wtyczek, które mogą się przydać podczas obróbki głosu mogę wskazać jeszcze na przykład Acorn Deplosive Dialog, czy Izotope Deplosive z pakietu RX do walki z popami, czyli głoskami wybuchowymi. To się czasami przydaje, jeśli akurat już macie takie nagranie, gdzie te głoski wybuchowe są.

Tak czy owak, przechodząc już teraz do podsumowania, bo więcej wtyczek już tutaj nie pamiętam, może bym jeszcze jakiś używał. Jeżeli ja miałbym sam do siebie napisać maila w przeszłość, to dałbym sobie taką poradę, żeby nauczyć się porządnie obsługi tych wtyczek, które mam, zamiast kupowania lepszych i droższych.

Bo jeżeli się nie zna podstaw obsługi, to zakup nowych, lepszych wtyczek niczego nie poprawi. Tak to właśnie działa i u mnie się to sprawdziło w 100%, bo gdy wreszcie po różnych zakupach, promocjach itd. zdobyłem te upragnione, profesjonalne wtyczki, okazało się, że one wcale za mnie nie chcą zrobić roboty.

Efekty wciąż były kiepskie i dosyć losowe. I tak było, dopóki nie usiadłem mocno nad podstawami i nie zacząłem się po prostu uczyć, eksperymentować, słuchać, sprawdzać itd. No i nagle się okazało, że nie potrzebuję tych najbardziej profesjonalnych, bo wystarczają nawet te prostsze wtyczki, nawet darmowe, żeby, jak to się mówi, ogarnąć temat.

Oczywiście, przed chwilą słyszeliście, że obecnie używam wtyczek komercyjnych, raczej tych droższych, tych bardziej profesjonalnych. No ale w końcu, skoro już je mam, no to dlaczego mam rezygnować z wygody, które one dają.

Ale zdarza mi się, że jakieś nagrania obrabiam zupełnie alternatywnymi zestawami wtyczek, tak po prostu dla sportu, żeby sprawdzić, czy czegoś nowego nie zauważę. Zresztą, jak to się mówi, łaska pańska na psty, łaska pańska na pstrym koniu siedzi, więc czasem mam takie okresy, że rezygnuję z dotychczasowych nawyków, z dotychczasowych faworytów i przestawiam się na coś nowego, na coś, co oczywiście mam już w swoim zasobniku, ale czego nie używałem do tej pory zbyt często, po prostu, żeby nie wpaść w rutynę.

Może zatem, zamiast kupować kolejne wtyczki, warto, nie wiem, może kupić jakiś kurs, żeby znać dokładnie działanie jakiegoś efektu. Ja gorąco do tego zachęcam, chociaż też wiem, jak duża bywa pokusa, żeby zdobyć, no wiecie, coś porządnego, jeśli trafia się akurat okazyjna cena.

Powrót