Gadanie Gadesa. Rozmaitości. Witajcie w kolejnym odcinku podcastu Gadanie Gadesa. Pierwszy grudnia coraz bliżej i postanowiłem nagrać krótkie podsumowanie testów rejestratorów audio, bo potem będę miał podsumowanie mikrofonów i znowu na nic nie starczy czasu jak to zwykle bywa.
A ja jestem wielkim fanem rejestratorów, więc chciałbym to i owo o tych przydatnych urządzeniach powiedzieć. Chociaż osobiście zaliczam do tej grupy także RODCastery, to tym razem nie będę się o nich rozgadywał, bo w końcu niedawno był odcinek retrospekcji poświęcony właśnie im, więc będzie o Sound Devices Mixpress 6, o Tascamach X8, DR-100 MK3, DR-05, o Zoomach F3, F6, H1N, H1 Essential i może parę słów o Zoomie Pod Traku.
To jest moja wesoła gromada rejestratorów, chociaż Zoomów H1N i Pod Traka już nie mam, znalazły one nowych właścicieli, którzy poświęcą im więcej czasu niż ja bym mógł. Ale będzie im tam po prostu lepiej. Musicie bowiem wiedzieć, że wadą posiadania dużej liczby rejestratorów jest trudność użycia ich wszystkich, no i używa się przeważnie tych najlepszych, co jest chyba zrozumiałe, albo przynajmniej tych najwygodniejszych.
Ale od początku, dlaczego jestem takim wielkim fanem rejestratorów audio? Po pierwsze dlatego, że są wygodne, a ja jestem wygodnicki z natury. Można takie rejestratory z reguły zabrać ze sobą w podróż, czy do kogoś z kim chcemy nagrać rozmowę.
W związku z tym można nagrywać poza ciepłym domowym studiem. Tutaj się zgodzę, że Rotkastery wyłamują się z tej zasady, bo to są narzędzia zasadniczo stacjonarne, mimo że dają się przewieźć i nawet zasilać z powerbanku, ale generalnie ja je traktuję jako urządzenia stacjonarne.
W porównaniu do nagrywania za pomocą interfejsu audio i komputera z odpowiednim programem, rejestratory audio, we mnie przynajmniej, budzą dużo większe poczucie pewności i niezawodności, takiego komfortu nagrywania. Pomijam tutaj kilka zgrzytów przy korzystaniu z Rotkasterów, bo tam rzeczywiście były pewne problemy, ale pozostałe rejestratory, takie typowe rejestratory do nagrywania w terenie, raczej mnie nie zawiodły.
Po prostu włączamy i nagrywamy. Jedyne o czym trzeba pamiętać to tak naprawdę zasilanie i ewentualnie zapasowa karta pamięci, na wypadek gdybyśmy zapomnieli zgrać starych nagrań i na tej karcie, która jest w rejestratorze po prostu zabrakło miejsca.
To warto zawsze mieć jakąś kartę zapasową ze sobą, żeby nie musieć kasować nagrań, które już są na karcie, bo potem na bank się okaże, że skasowaliśmy te, których nie zgraliśmy wcześniej. Ja przynajmniej zawsze tak mam. Jest jeszcze jedna zaleta, bo są to w olbrzymiej większości urządzenia całkowicie bezgłośne.
Osobiście nie spotkałem współczesnego cyfrowego rejestratora, który by wydawał jakiekolwiek dźwięki podczas pracy. Pewnie stare dyktafony, które korzystały z taśm, one trochę tam szumiały, skrzypiały, czy było słychać dźwięki silniczka, ale obecnie żadnych mechanicznych elementów w rejestratorach nie ma, więc podczas rejestrowania dźwięku nie wydobywają się z nich żadne hałasy, a to wydaje mi się, że jest zaleta nie do pogardzenia.
Teraz pora wprowadzić podział, bo rejestrator rejestratorowi nierówny. Mam sporą grupę rejestratorów z własnymi mikrofonami, które są tak naprawdę malutkim studiem w jednej obudowie. Nie potrzebujemy dodatkowego sprzętu, bo rejestrator załatwia nam w zasadzie wszystko.
Powiedzmy, że z grubsza jest to prawda, bo jeszcze potrzebujemy jakiegoś deadkata, uchwytu, słuchawek do monitoringu itd. Takiego rejestratora używam w tym momencie i jest to Zoom H1 Essential, czyli jeden z najmniejszych i najtańszych modeli dostępnych na rynku.
Ale i Tascam ma tutaj swój model DR05X, więc jeśli ktoś woli urządzenia tej marki, to też może się w podobny rejestrator zaopatrzyć. W tego typu rejestratorach mamy zwykle parę mikrofonów umożliwiających rejestrowanie dźwięku stereo, a coraz częściej mamy też zapis 32-bitowy, do którego wrócę jeszcze w tym odcinku.
Jeżeli jakość nagrań z takiego rejestratora jest dla nas wystarczająca i chcemy nagrywać w zasadzie tylko własny głos albo dźwięki otoczenia, no to zasadniczo nie musimy szukać dłużej. Takie urządzenia powinny nam wystarczyć.
Tej klasy rejestratory, te najtańsze, najmniejsze, to jest koszt zwykle w okolicach 400-500 zł. No i w sumie mógłbym jeszcze do tej grupy najmniejszych rejestratorów zaliczyć urządzenia w rodzaju Rode Wireless czy DJI Mic, czyli takie malutkie kosteczki z wbudowanymi mikrofonami i możliwością zapisu na wewnętrznej pamięci, ale z pewnością nie są one rozwiązaniami na każdą kieszeń i też wyłamują się z tych granic cenowych w okolicach 500 zł, bo z reguły kupuje je się w większych zestawach, których koszt dochodzi czasem nawet do 2000 zł, więc trudno uznać je za rozwiązania niskobudżetowe.
Na malutkich rejestratorach świat się nie kończy, bo istnieją oczywiście konstrukcje większe i mające więcej możliwości. Z takich rejestratorów, trochę większych, mam dwa Tascamy, starszy model DR-100 MK3 i nowszy X8 i tym drugim właśnie nagrywam w tej chwili.
Mają one tak jak H1 Essential czy DR-05 parę własnych mikrofonów, a niektóre nawet więcej, bo taki DR-100 MK3 ma dwie pary, jedną parę kierunkową, a jedną parę dookólną, ale oprócz tego, że te większe rejestratory dają możliwość nagrywania swoimi własnymi mikrofonami, mają także możliwość podłączenia mikrofonów zewnętrznych ze złączami XLR, także pojemnościowych, czyli takich wymagających zasilania phantom.
DR-100 MK3 ma dwa takie gniazda, X8 ma tych gniazd już cztery. Mamy zatem możliwość wyboru, albo bierzemy na nagrania sam rejestrator i nagrywamy jego własnymi mikrofonami, albo podłączamy do niego mikrofony zewnętrzne, być może dużo lepszej jakości, i nagrywamy naprawdę wysokiej jakości sygnał.
Kategoria rejestratorów z mikrofonami kończy się przynajmniej obecnie, czyli tak pod koniec października 2024, na modelach Tascam X8 i Zoom H8. Pierwszy z nich kosztuje obecnie około 2000 zł, drugi około 1500 zł. Pomiędzy nimi, a tymi najprostszymi konstrukcjami są oczywiście jakieś modele pośrednie, na przykład Zoom H4 Essential, czy Tascam X6.
Zoom ma tutaj nieco większy wybór modeli nowszych, z kolei Tascam ma tutaj rejestratory, nazwijmy to klasyczne, takie trochę starsze, ale ciągle nadające się jak najbardziej do rejestrowania dźwięku. Z reguły im wyższy, czy też droższy model, tym faktycznie lepsza jakość dźwięku, albo przynajmniej lepsze możliwości, na przykład więcej gniazd XLR, więcej ścieżek do nagrywania, jakieś dodatkowe efekty, itd.
Nie da się ukryć, że malutkie mikrofony elektrytowe, które producenci stosują w przypadku rejestratorów, raczej nie mają szans w starciu z zaawansowanymi konstrukcjami, takimi jak na przykład Sennheiser MKH50, czy Sheps MK4.
Do zaawansowanych zadań potrzeba najlepszych mikrofonów, a w takim razie kupowanie rejestratorów z wbudowanymi mikrofonami, z których nie będziemy korzystać, wydaje się być niepotrzebną rozrzutnością. No i w ten sposób przechodzimy do rejestratorów pozbawionych własnych mikrofonów, a wyposażonych tylko w gniazda mikrofonowe.
A ja przyłączyłem się w tym momencie na Zuma F6 i mikrofon Jay-Z Vintage 11. Opis tej grupy rejestratorów można zacząć od malutkich modeli w rodzaju Tascam DR-10L Pro, czy Zuma F2. Oba są gdzieś w granicach 600-700 zł, i oba mają gniazda mini TRS, czyli mini jack, do podłączenia mikrofonów krawatowych.
Czyli to są takie jednościeszkowe rejestratory, gdzie podłączamy mikrofon zewnętrzny, ale krawatowy, albo jakiś inny, który ma też wtyczkę mini TRS, no i możemy sobie nagrywać takie pojedyncze ścieżki. Jeśli ktoś ma potrzebę podłączenia mikrofonu z gniazdem XLR, no to można też zdobyć takie maluchy właśnie z tego typu gniazdami i też z zapisem 32-bitowym.
I tutaj mamy dwa modele, jeden od Zuma, Zuma F3, i to jest wydatek w okolicach 1300 zł około. Natomiast Tascam wprowadził w ostatnich tygodniach model FR-AV2, który również tak samo jak Zuma F3 ma dwa gniazda XLR i zapis 32-bitowy.
Natomiast ja tego rejestratora nie testowałem, więc nie wiem, wydaje się być całkiem fajny. Ale ja sobie poczekam aż trochę okrzepnie na rynku i trochę spadnie mu cena, bo obecnie on kosztuje gdzieś w granicach 1800-1900 zł, co jak na dwuścieszkowy rejestrator jest chyba jednak trochę zbyt wygórowaną ceną.
Myślę, że do wiosny ta cena trochę spadnie, pojawią się nowe wersje firmwaru i wtedy być może się zainteresuje tym rejestratorem. Jeśli przesuwamy się w górę, jeśli chodzi o cenę i na przykład liczbę gniazd XLR, Tascam dosyć szybko odpada, bo tutaj nie ma nowoczesnych modeli, są raczej takie sprzed 10 lat.
Natomiast ZOOM ma całą rodzinę profesjonalnych rejestratorów audio, która zaczyna się właśnie od tego Zuma F3, a potem mamy modele F6 i F8n Pro. I one są w granicach około 2500 zł za F6 i coś w okolicach 4500 zł za F8n Pro.
No i zaczynamy zbliżać się do granicy, gdzie pojawia się kolejny gracz na rynku, czyli firma Sound Devices z rejestratorami z rodziny MixPre. No i tutaj ceny zaczynają się od mniej więcej 5-6 tysięcy i dochodzą do 10-11 tysięcy.
Dalej ja osobiście już nie szedłem, bo tu już wchodzimy w zakres 10, 20 czy 30 nawet tysięcy i to jest obszar zupełnie przeze mnie niezbadany, więc o rejestratorach w rodzaju 833 czy Scorpio nie będę się nawet wypowiadał, bo po prostu nie wiem co miałbym tam powiedzieć.
To już jest półka naprawdę profesjonalna, nie na potrzeby podcastera takiego jak ja. Można sobie zadać pytanie co mają rejestratory z tych wyższych półek cenowych, czego brak rozwiązaniem tańszym. Jeśli miałbym na przykład porównać Zuma H6 Essential, który jest naprawdę całkiem dobrym rejestratorem wyposażonym w swoje własne mikrofony, kosztuje gdzieś w granicach 1400 zł.
I gdybym miał go porównać na przykład z Zumem F3, który ma tylko dwa gniazda XLR, no to mógłbym powiedzieć tyle, że Zum F3 ma przede wszystkim lepsze przedwzmacniacze, co daje lepszą jakość dźwięku. Ma też bardziej pancerną i odporną obudowę, jest mniejszy, jest bardziej poręczny, jest mniej podatny na uszkodzenia, dłużej wytrzymuje na akumulatorkach i te cechy w takiej grupie rejestratorów ceni się często dużo bardziej niż kolorowe światełka czy piękny barwny ekran.
Im idziemy w górę z ceną, tym bardziej stają się to po prostu narzędzia do pracy, które mają działać, a nie tylko wyglądać. Jeśli zatem jakość dźwięku jest bezwarunkowym priorytetem, no to nagle rejestratory Sound Devices z genialnymi przedwzmacniaczami Kashmir przestają być nagle tak drogie jak się wydawało to wcześniej.
Trzeba sobie uświadomić, że jeśli ktoś kupił sobie już parę profesjonalnych mikrofonów firmy Sheps, na przykład, płacąc za nie 10 czy 20 tysięcy złotych, to raczej nie będzie kręcił nosem dokupując do nich rejestrator za 6 czy 7 tysięcy.
Ale czy faktycznie taki MixPre-6 bije na głowę jakością przedwzmacniaczy te rozwiązania tańsze? To zależy bardzo, bo w ostatnim czasie się to zaczyna zmieniać. Na przykład taki RODCaster-2 ma bardzo udane przedwzmacniacze Revolution, które już bardzo niewiele ustępują tym przedwzmacniaczom Kashmir z MixPre-6.
I naprawdę zarówno jeśli chodzi o wzmocnienie, jak i o poziom szumów, nie ma tutaj już przepaści. Podobnie Zoom F6 czy Zoom F3, one są gorsze, to da się usłyszeć, ale to nie jest różnica, która przy nagrywaniu podcastów czy audiobooków komukolwiek by przeszkadzała.
Bo to są naprawdę 2 decibele w szumach własnych, to jest naprawdę niewielka wartość. Chyba że rzeczywiście bijemy się o każdy decibel, no to wtedy nie ma kompromisów, musimy się zdecydować na Sound Devices MixPre. Szczerze mówiąc, mając dzisiejsze doświadczenie, zamiast pary Zoom F6 i Sound Devices MixPre-6, które mam obecnie, wybrałbym Zooma F8n Pro, albo nawet samego Zooma F6, którego uważam za rejestrator niemal idealny, bo jest pancerny, niewielki, ma duże możliwości, bo tutaj na przykład mamy 6 gniazd XLR, Timecode, 3 źródła zasilania i to wykorzystywane bardzo wydajnie.
Więc naprawdę brakuje mi w nim tylko drugiego backupowego gniazda na kartę pamięci. Cała reszta jest naprawdę świetna, jeśli rozważacie zakup rejestratora za jakieś 2-2,5 tys. zł, to ja polecam Zooma F6, naprawdę jest bardzo dobrym urządzeniem.
Sound Devices MixPre-6 z kolei, owszem, brzmi rewelacyjnie i to jest najlepsze urządzenie do nagrywania dźwięku w moim domowym studio, ale nadal, mimo tego, że mam RODCASTERA 2, to jednak MixPre-6 jest trochę lepszy, ale ma też szereg wad, poza oczywiście horrendalną na domowe warunki ceną.
Ma mało zoptymalizowane zasilanie, brakuje mu prawdziwego backupu, wprawdzie jest tutaj ta możliwość tworzenia kopii na pendrive, ale dopiero po zakończeniu nagrywania właściwego. Więc jeśli coś się stanie w trakcie nagrania, to tracimy wszystko, więc to nie jest taki prawdziwy backup.
I jeszcze genialną koncepcję rozszerzeń, które są dostępne do Sound Devices MixPre, zepsuto przypisywaniem tych rozszerzeń do konkretnego egzemplarza. No i również te rozszerzenia są bardzo drogie. Z tym przypisywaniem chodzi o to, że jeśli na przykład zepsuje nam się nasz rejestrator MixPre-6, a mieliśmy na niego wgrane rozszerzenia, kupione dla niego i wgrane, to niestety tracimy te rozszerzenia i musimy je kupić jeszcze raz, jeśli będziemy musieli odkupować nowe urządzenie, bo na przykład to się uszkodziło tak, że nie da się już go naprawić.
To musimy kupić nowy MixPre i do niego nowe rozszerzenia, mimo że już z tamtych nie skorzystamy, no bo one są przypisane do uszkodzonego i niesprawnego urządzenia. Niestety nie da się ich transferować na urządzenie nowe, więc średnio to trochę wygląda.
To jest takie kolejne wyciąganie pieniędzy od użytkownika. Na dodatek w ogóle producent nie dostarcza odpowiedniego oprogramowania do tego swojego urządzenia, a konkretnie chodzi o to, że MixPre tworzy wielościerzkowe pliki audio i jeśli jeszcze one są 24-bitowe, bo da się tak nagrywać, to mamy do dyspozycji oprogramowanie od Sound Devices.
Jest to wprawdzie wersja beta, czy nawet alfa, teraz nie pamiętam. W każdym razie jakaś niedokończona wersja, która powstała z 6 czy 7 lat temu i jest do tej pory jako oficjalne narzędzie przez Sound Devices proponowane. Natomiast ta wersja beta nie jest w stanie obsłużyć plików 32-bitowych, które są największą zaletą tego rejestratora, to że on może takie pliki tworzyć.
No niestety, jeśli będziemy korzystać z tego urządzenia, musimy sobie zapewnić obsługę wielościerzkowych plików WAV w 32-bitach na własną rękę. No ale właśnie, bo to już któryś raz wspominam o tym formacie 32-bitowym, a dokładniej 32-bitowym zmiennoprzecinkowym.
Parę razy już na moim podcaście opowiadałem o tym formacie i to dosyć szczegółowo i z przykładami, więc teraz tylko w skrócie. Czy ten format naprawdę się przydaje, bo używam go już od paru lat, no i czy rzeczywiście coś mi to daje, używanie takiego formatu 32-bitowego.
Odpowiem pokrętnie - i tak, i nie. I jak zwykle to zależy. Zasadniczo, jeśli nagrywamy wyłącznie spokojnie mówiących ludzi, czyli taka typowa sytuacja do podcastu, i odpowiednio ustawimy poziomy zapisu, to 32-bity w ogóle nam się nie będą przydawać, bo wtedy 24-bity, czy nawet 16-bitów w zupełności wystarczy.
Chodzi właśnie o ten warunek prawidłowego ustawienia poziomów zapisu. Tego się po prostu trzeba nauczyć, jak zrobić, żeby z jednej strony głos nie był zbyt cichy i nie utonął w szumie mikrofonów i przedwzmacniaczy, z drugiej strony chodzi też, żeby ten sygnał nie był przesterowany, bo jeśli ustawimy zbyt wysoko poziom zapisu, to rejestrator nam poucina te najgłośniejsze fragmenty i trzeba to będzie jakoś ratować w postprodukcji.
Na szczęście ustawianie prawidłowego poziomu zapisu to nie jest jakaś wiedza tajemna i wystarczy po prostu trochę potrenować, poustawiać, ponagrywać, posprawdzać jak te pliki wyglądają później w programie do edycji, gdzie mają szczytowe wartości, gdzie mają średnie wartości, czy trzeba je mocno pogłaśniać, czy tylko trochę.
Naprawdę to nie jest wiedza tajemna i po paru razach nabiera się niezbędnej. W prawej można sobie spokojnie żyć w świecie 24 bitów. Z drugiej strony, odkąd mam ta Scamma X8, właśnie z zapisem 32-bitowym zmiennoprzecinkowym, w każdym urządzeniu od tego momentu mającym możliwość nagrywania w takich 32 bitach koniecznie włączam te funkcje.
Można się zastanawiać, po co mi te 32 bity, skoro i tak staram się zawsze ustawiać odpowiedni poziom zapisu. Chodzi o święty spokój i wygodę. Wspominałem, że jestem wygodnicki. Chodzi właśnie o święty spokój i wygodę. No bo wpadki i wypadki się zdarzają.
Bywało, że eksperymentowałem jednego dnia ustawiając jakieś dziwne wartości poziomu zapisu, a drugiego dnia nagrywałem coś na szybko i nie sprawdziłem wszystkiego przed rozpoczęciem nagrywania, po czym nagranie byłoby zrujnowane, gdyby nie to, że było zrobione w 32 bitach i na przykład mogłem odzyskać jakieś zbyt głośno nagrane fragmenty.
Te 32 bity może nie są lekiem na każdy problem, ale naprawdę potrafią uratować skórę, więc jeśli się ma taką możliwość, to wydaje mi się, że po prostu warto, bo tak naprawdę jedyną wadą tego formatu jest to, że pliki robią się o jakieś 30% większe niż te 24 bitowe.
To jest w sumie jedyny taki istotny problem z plikami 32 bitowymi. Muszę wspomnieć tylko o jednej rzeczy, że zapis 32 bitowy zmiennoprzecinkowy nie został wymyślony czy opracowany po to, żeby zwiększyć jakość dźwięku, bo już czytałem takie opowieści, jakoby te 32 bity coś tam pogłębiały, że dźwięk staje się jakiejś mitycznej jakości, że to jest wtedy cud malina i tak dalej.
No nie, o to nie chodzi w tym formacie. W praktyce chodzi o to, żeby bezstratnie zapisać to, co wchodzi do rejestratora przez mikrofon. To jest ta istota. I tutaj osoby, które fotografują na przykład, mogą znaleźć analogię z plikami RAW.
Pliki RAW to też jest taki surowy zapis tego, co daje matryca, a dopiero potem to jest konwertowane i zapisywane jako pliki JPG już po obróbce. I w programach do obróbki RAW możemy odzyskiwać różne szczegóły, które byłyby stracone w formacie JPG, a w formacie RAW na przykład 10-bitowym możemy tam jakieś szczegóły z cieni czy ze świateł jeszcze odzyskać.
Więc format 32-bitowy zmiennoprzecinkowy dla dźwięku działa troszkę właśnie w ten sposób. To jest tak, jakby zapisać surowe dane z mikrofonu. To są dane o dużej dynamice, czyli dokładnie tak jak RAW też ma dużą dynamikę, zapisuje i te dane z jasnych fragmentów i te z bardzo ciemnych fragmentów.
To tak samo format 32-bitowy zmiennoprzecinkowy jest w stanie zapisać i te bardzo ciche dźwięki i te bardzo głośne i później nie ma problemu z tym, żeby sobie to wykorzystać. Czyli te formaty 16 i 24-bitowe można potraktować jako analog do plików JPG.
Jeśli dobrze wszystko ustawimy, czyli tak jak w fotografii, dobrze ustawimy naświetlenie i tutaj dobrze ustawimy poziom zapisu, to dostaniemy naprawdę bardzo wysokiej jakości wynik i nie musimy się tym jakoś za bardzo przejmować.
Natomiast jeśli warunki są trudne, jeśli nie jesteśmy pewni co dostaniemy albo nie chcemy się tym przejmować za bardzo, no to możemy stosować w fotografii format RAW, a w dźwięku format 32-bitowy zmiennoprzecinkowy. No i wtedy będziemy zawsze ubezpieczeni, można tak na to spojrzeć.
Jestem zatem wielkim zwolennikiem 32-bitów zmiennoprzecinkowych, ale przestrzegałbym przed wiarą w jakąś magiczną moc tego formatu. Wracając do samych rejestratorów. Nie ma konstrukcji najlepszej, idealnej dla każdego. Tyle Wam mogę powiedzieć.
To raczej każdy powinien poszukać modelu idealnego dla siebie i dla własnych potrzeb oraz oczekiwań. Przekrój na rynku jest naprawdę spory, są różne rejestratory do wyboru. I to zarówno jeśli chodzi o możliwości jak i o ceny.
Choć producentów w sumie tak wiele nie ma, bo dominują rzeczywiście Tascam i Zoom. Sound Devices wchodzi dopiero od jakiejś tam półki cenowej. W przypadku tej najmniejszej grupy, czyli tych najprostszych rejestratorów audio z własnymi mikrofonami w rodzaju H1 Essential i Tascam DR-05, myślę, że zaczyna się troszkę ich zmierzch.
Są wypierane przez smartfony. W smartfonach montuje się coraz lepsze mikrofony. Jest tam też zaszywane oprogramowanie, które potrafi troszkę ten dźwięk podrasować. I do nagrywania głosu naprawdę współczesne smartfony nadają się coraz lepiej.
I wcale bym się nie zdziwił, gdyby za parę lat okazało się, że z rynku znikają te najmniejsze rejestratory, bo po prostu nikt ich nie będzie kupował. Te większe, które mają gniazda XLR na razie jeszcze pozostaną, bo trudno w jakikolwiek sposób zastąpić gniazda XLR i zasilanie Fantom, tak żeby podłączyć tam jakieś profesjonalne mikrofony smartfonem.
Nie da się tego na razie przynajmniej zrobić. Być może jeśli rozwój mikrofonów pójdzie w tę stronę, że każdy z mikrofonów będzie koniec końców hybrydą, czyli będzie miał i gniazdo XLR i gniazdo USB, to być może wtedy będziemy podłączali wszystko właśnie za pomocą USB.
Może jeszcze jakieś inne możliwości będą jakieś bezprzewodowe interfejsy. Kto wie co nam przyniesie przyszłość. Natomiast jeśli będziemy chcieli skorzystać z klasycznych mikrofonów, to i tak będziemy potrzebowali urządzenia z odpowiednimi gniazdami.
© 2024 Konrad Leśniak