[muzyka] Witajcie w kolejnym odcinku podcastu "Gadanie Gadesa" z cyklu "Narzędziownik Podcastera". Tym razem dla odmiany będzie o mikrofonie jakby skrojonym na potrzeby podcasterów, bo w cenie poniżej 100 dolarów, co jest już ceną wartą rozważenia.
Wprawdzie niektórych może odstraszyć fakt, że chodzi o mikrofon pojemnościowy, ale za to o superkardioidę, czyli mikrofon o trochę bardziej skupionym zakresie zbierania dźwięków, niż popularne kardioidy. Konsekwencja jest taka, że jeśli dobrze zadbamy o zabezpieczenie tyłu mikrofonu, czyli żeby tamten dźwięk się nie dostawał zbyt mocno, no to będziemy mieli mniejszy problem z przodu, bo kardioida zbiera szeroko, superkardioida zbiera trochę wężej, no ale zbiera też z tyłu, więc musimy koniecznie zabezpieczyć tył.
Czasami jedna charakterystyka jest lepsza, czasami druga zależy co mamy w studio. Poznajcie zatem brzmienie mikrofonu firmy Cut Audio z serii Equitech, czyli E100SX. Nie znacie tego modelu? A może nawet nie słyszeliście o czymś podobnym? Wcale mnie to nie dziwi.
Firma Cut Audio, choć jej historia sięga niemal 100 lat, jest w Polsce bardzo mało znana. Jak wielu niewielkich amerykańskich producentów, trzyma się swojego ojczystego rynku i nie jest łatwo kupić te mikrofony, zwłaszcza w Polsce, gdzie Cut Audio nie ma nawet oficjalnego dystrybutora, a przynajmniej nie udało mi się takiego ustalić.
Ja zamawiałem mikrofon w Niemczech, a i tak musiałem czekać ponad tydzień, żeby pojawił się w ogóle w magazynie. Skąd zatem w ogóle wiem o istnieniu takiego modelu? Ano od jednego z moich ulubionych youtuberów, czyli Mike'a Delgaudio z kanału Booth Junkie, o którym wspomniałem już kilka razy, przynajmniej w moim podcaście.
Mike wiele odcinków poświęcił modelowi E100S, czyli poprzednikowi SX-a, i przyznam, że zaciekawił mnie ten mikrofon. Próbowałem go kupić już kilkukrotnie, ale zwykle bywał tylko na zamówienie, a że jestem niecierpliwy, no to i wybierałem konkurencyjne modele dostępne od ręki.
Teraz jednak zostałem przyparty do ściany, i tak to E100SX stał się przedostatnim mikrofonem, który trafia do mojego studia na testy. Co będzie ostatnim modelem, dowiecie się za dwa tygodnie. Słuchacie naturalnie surowego brzmienia z E100SX, nagrywanego za pomocą Tascama DR-100 MK3 z wykorzystaniem popfiltra.
O ile poprzednik, czyli ten model E100S, trafiał do nabywcy w stylowej drewnianej skrzyneczce, to E100SX opakowanie ma już skromniejsze, papierowe, ale kartonikowi nie sposób odmówić pewnej elegancji, i być może nawet waloru edukacyjnego, bo od środka ma naniesiony schemat połączeń tego mikrofonu.
Mikrofon z opakowania wyciągamy już w stanie połączonym z uchwytem elastycznym, czyli ten uchwyt jest już założony. No i jest to jedna z tych rzeczy, które powodują w przypadku E100SX lekkie uniesienie brwi, powiedzmy. Uchwyt jest bowiem bardzo oryginalny i nietypowy, co akurat mnie cieszy średnio na jeża, bo wolę rozwiązania standardowe i wymienne.
Każdy bowiem taki oryginalny, nietypowy pomysł oznacza, że w razie konieczności wymiany czy naprawy, jesteśmy po prostu skazani na łaskawość, czy w ogóle istnienie producenta, bo zamienników łatwo nie znajdziemy. Drugie uniesienie brwi czeka nas, gdy w ogóle oglądamy ten mikrofon.
Ja na przykład lubię, powiedzmy, kanciaste luity, chociaż wiem, że nie do wszystkich trafia ich wygląd. Lubię też C414 czy SE4100, które również są kanciaste i również posiadają nietypowy kształt. Także E100SX potrafi zadziwić wyglądem.
Jest trochę podobny do mikrofonu włotewskiej firmy Jay-Z Microphones, bo jest nieco taki niezgrabny, dodatkowo ma taką dziwnie wypukłą siatkę grilla, mimo że cały mikrofon jest raczej prostopadłościenny, no to ta wypukłość trochę dziwnie wygląda.
Ma też nietypowo umieszczone gniazdo XLR, które w zasadzie uniemożliwia zastosowanie wtyku kątowego, co akurat mnie trochę martwi, bo ja lubię korzystać z wtyków kątowych. Jest trochę większy od LCT 440 czy nawet 540 i jest mniej więcej rozmiarów Jay-Z Vintage 11, ale pół centymetra szerszy, no i też ze względu na ten swój uchwyt dużo głębszy.
Jest cały czarny, ale za to ze srebrnym wypukłym logo firmy CAD Audio i z białymi napisami przy przełącznikach. Albo się ten mikrofon kocha od pierwszego wejrzenia, albo z pewnym zażenowaniem drapie się po głowie. Naprawdę nie miałem chyba tak z żadnym modelem, bo nie do końca wiedziałem czy lubię jego wygląd, czy wprost przeciwnie.
Ale pallicho wygląd. S100SX to wielkomembranowy mikrofon o charakterystyce superkardioidalnej. Tak brzmi, kiedy mówię do niego od frontu z około 15 centymetrów. Tak, kiedy mówię do niego z boku pod kątem 90 stopni. A tak, kiedy mówię do niego z tyłu.
Jeśli chodzi o efekt zbliżeniowy, to teraz mówię z odległości mniej więcej 3 centymetrów, 15 centymetrów, 30 centymetrów i mniej więcej metra. Test nagrywam oczywiście z wykorzystaniem popfiltra, więc frazy testowe nie budzą żadnego niepokoju.
Piekarz Piotrek przyniósł pizce peperoni po południu oraz poproszę papier pakowy do pakowania paczek. Niestety bez popfiltra jest tragicznie, posłuchajcie. Piekarz Piotrek przyniósł pizce peperoni po południu oraz poproszę papier pakowy do pakowania paczek.
Nie jest ciekawie. Żadnej gąbki w komplecie niestety nie dostajemy, chociaż Cut Audio miał taką w ofercie, ale w żadnym ze sklepów jej nie znalazłem. Nie ma też jej już na stronie producenta, więc prawdopodobnie zarzucono jej sprzedaż, bo pewnie mało schodziło tego typu gąbek.
Na pocieszenie pozostaje fakt, że od biedy pasuje na S100SX gąbka od Austrian Audio OC18, czyli model OCW8, gdyby ktoś chciał sobie kupić osobno. Teraz założę ją na mikrofon, żeby pokazać czy jej stosowanie z S100SX ma sens.
Gąbka założona, więc frazy testowe ciągle z odległości 15 cm brzmią tak. Piekarz Piotrek przyniósł pizce peperoni po południu oraz poproszę papier pakowy do pakowania paczek. Myślę, że całkiem nieźle to wypada, chociaż troszkę ubywa wysokich częstotliwości.
Teraz zdejmę gąbkę. Jeśli chodzi o skuteczność nietypowego uchwytu, to postukam teraz w biurko, teraz w ramię mikrofonowe, w sam uchwyt, w kabel XLR i w obudowę mikrofonu. Pod tym względem nie powinno być dużych problemów. Mikrofon, mimo że jest raczej nisko budżetowy, został zaopatrzony w filtr górnoprzepustowy ustawiony na 100 Hz.
Teraz włączę go. I tak brzmi mój głos nagrywany za pomocą CAT E100SX z włączonym filtrem 100 Hz. Teraz wyłączę, bo nagrywam surowy dźwięk bez żadnych modyfikacji. Oprócz filtra jest tu także 10 dB tłumik, którego aktywuję w tej chwili.
I obecnie słyszycie mój głos o 10 dB cichszy niż jeszcze przed chwilą. Wyłączę ten tłumik. Na koniec pozostał fragment lektorski z dr. Doolittle, jego zwierząt Hugh Loftinga. "Pokój był bardzo mały, bez okna i o niskim suficie.
Całe umeblowanie składało się z jednego tylko krzesła. Dookoła ścian stały wielkie beczki przyśrubowane do podłogi, aby nie staczały się na siebie podczas chwiania i kołysania statku. Nad beczkami na drewnianych hakach wisiały cynowe dzbany różnej wielkości.
Mocna woń wina przesycała cały pokój. W środku zaś na podłodze siedział mały, może ośmioletni chłopaczek i płakał gorzko." No i jak się wam podoba brzmienie tego niedrogiego mikrofonu? Ja jestem bardzo pozytywnie zaskoczony i uważam, że E100SX brzmi naprawdę dobrze.
A jeśli do tego dołożymy bardzo niskie szumy własne na poziomie 9,5 dB ważonych krzywą A i cenę w okolicach 500-550 zł, to naprawdę modele takie jak SE X1A czy LUID LC T240 PRO naprawdę mają godnego konkurenta. W mojej opinii nawet RODE NT1 Signature nie może spać zupełnie spokojnie.
To znaczy tak jest na rynku amerykańskim, bo w Europie niestety CAT E100SX nie jest popularnym modelem mikrofonu i nie bardzo widać, żeby miało się to zmienić, więc albo trzeba na niego polować w zagranicznych sklepach, jeśli ktoś ma tyle samozaparcia i chęci, albo po prostu z niego zrezygnować.
© 2024 Konrad Leśniak