[muzyka] Witajcie w kolejnym odcinku podcastu "Gadanie Gadesa" z cyklu "Retrospekcje". Jest to już ostatni odcinek tego cyklu i było mi trudno się zdecydować, który element domowego studia omówić, ale skoro ostatnio było o mikrofonie niedocenionym, który ostatecznie jednak to uznanie znalazł w moich oczach, to dzisiaj będzie o mikrofonie, który początkowo uwielbiałem, a obecnie jest on praktycznie nieużywany.
Czy rzeczywiście mogło do czegoś takiego dojść? Parafrazując mistrza Bareie powiem, widocznie mogło, skoro doszło. Mowa o Luicie LCT 440 Pure, który trafił do mnie pod choinkę w 2021 roku, a jego test znajdziecie w odcinku 36.
Do dzisiaj pamiętam szok, jakiego doznałem po pierwszym podłączeniu 440 do Rotcastera. To było właśnie coś takiego, że nagle zniknął ten charakterystyczny szum, z którym walczyłem od długiego czasu już. Okazało się, że jednak istnieją mikrofony, które po prostu nie szumią przy nagrywaniu.
Już samo to wprawiło mnie, można nawet powiedzieć, że w euforię, a efektu dopełnił całokształt, czyli wyposażenie, staranność i jakość wykonania, nietypowy wygląd, który akurat mi się bardzo podoba, ale wiem, że nie wszystkim on przypada do gustu.
No więc mikrofon wywalczył sobie stałe miejsce w moim serduszku, bo chociaż przeszkadzała mi taka jego ostrość, czyli spore podbicie w górze pasma i taka bardzo duża detaliczność, to po zastosowaniu firmowej gąbki dało się żyć.
Zdobyłem też w ten sposób świetny punkt odniesienia do testowania kolejnych mikrofonów i dowód na to, że nagranie nie musi szumieć. I to mnie wtedy bardzo, bardzo ucieszyło i chyba było początkiem końca mojej szumofobii. Tak mi się wydaje.
Ta sielanka trwała całkiem długo, zwłaszcza jak na standardy mojego studia, bo wiecie, że tu się cały czas coś zmienia. Dopiero po niecałym roku zdobyłem mikrofon, który miał zwyczajnie przyjemniejsze brzmienie, chociaż trochę mocniej szumiał.
I była to para paluszków SE8, o których wiele razy wspominałem i wiecie, że je lubię bardzo. Nie stanowiły one jednak dla LCT 440 realnej konkurencji, bo po opakowaniu je w deadkaty wrzuciłem je do plecaka i jeździły po prostu w teren, a nie siedziały tutaj na ramieniu mikrofonowym do nagrań studyjnych.
Konkurencją miał się stać mikrofon SE X1S, bo na fali tego efektu SE8, tej jakości SE8, postanowiłem, że muszę mieć też X1S jako taki studyjny mikrofon. Niestety brzmiał bardziej jak LCT 440 właśnie, a że dodatkowo miał pewne wady mechaniczne, typu właśnie jakieś rezonanse, jakieś kiepskie przyciski słabo opisane itd.
to Luit pozostał na tronie, jeśli tak mogę się wyrazić. Tak naprawdę dopiero na początku 2023 roku to Rode NT1 5 generacji, o którym nagrywałem retrospekcję, miał szansę przebić popularnością Luita, bo miał trochę łagodniejsze brzmienie, ale wiecie dlaczego nie zdobył jednak tej popularności i nie wygryzł Luita LCT 440 z tego pierwszego miejsca.
Za to przed wakacjami 2023 testowałem mikrofon Jay Z Vintage 11 i wtedy wiedziałem, że to jest mikrofon jakby skrojony pod moje potrzeby. Niestety miałem go tylko przez dwa tygodnie do testów, bo miałem go na wypożyczeniu, a nie miałem wtedy niestety środków na jego zakup, poza tym chciałem kupować jeszcze jakieś inne mikrofony, żeby mieć jakieś inne materiały do testów, więc Vintage 11 wrócił do mnie dopiero w tym roku.
Korzystałem więc dalej z LCT 440 i nadal był to mikrofon najchętniej używany przeze mnie do takich poważniejszych zadań i nagrywania jakichś ważnych, istotnych treści. A potem przyszedł koniec wakacji i rozwiązał się worek z lepszymi mikrofonami, które w tempie ekspresowym zepchnęły LCT 440 do skrzyneczki i tam pozostał aż po dzisiaj dzień.
No bo pojawiły się takie mikrofony jak Austrian Audio OC18, Oba Neumann TLM 102, TLM 103, Loss 440 przypieczętowały dwa inne luity, czyli LCT 540S i LCT 640TS. Te luity mają oba łagodniejsze brzmienie niż 440, chociaż nadal jest to brzmienie raczej ostre i raczej detaliczne i na dłuższą metę trochę męczące, ale jeśli już teraz mam nagrywać jakimś luitem, to wolę wziąć na przykład LCT 540S niż 440 Pure.
Obecnie skoro mam już na przykład Ethosa SE4100, Sennheisera MKH416, AKG C414, to LCT 440 praktycznie stracił szansę na bycie wybranym do nagrywania. Notabene ciekawe zdarzenie nastąpiło jesienią 2023 roku, kiedy to zdobyłem prawdziwego chińskiego klona LCT 440, czyli model CECAMowa SXM3.
Ten mikrofon zresztą omówiłem w odcinku 141, jeśli ktoś jest ciekawy brzmienia tego klona. Z jednej strony zrzynka była prawdziwie bezczelna, bo naprawdę pasowały na SXM3 wszystkie oryginalne akcesoria od luita. Z drugiej strony zadziwiła mnie naprawdę wysoka jakość wykonania samego mikrofonu oraz jego parametry brzmieniowe.
Mikrofon kosztujący 340 zł, a obecnie nawet mniej, naprawdę nie miał się czego wstydzić, nawet w kwestii szumów, które przecież tutaj były zawsze podkreślane w luitach, że są takie niskie, jakich nie oferują prawie żadne inne mikrofony na rynku.
No to akurat ten klon miał właśnie tak niskie szumy jak luit. Brzmienie było troszkę pudełkowe, to nie było dokładnie to samo co LCT 440, ale do celów podcastowych myślę, że dlaczego nie. No ale przechodząc powoli do takiego podsumowania, moim zdaniem LCT 440 to jest nadal świetny mikrofon, którego obecnie bezpośrednimi konkurentami są RODE NT1 5.
generacji albo tańszy Signature, można tu wymienić Shure SM4, który się pojawił niedawno, czy na przykład wspomniany SE X1S. To wszystko są pojemnościowe mikrofony w cenie około 1000-1200 zł, o brzmieniu wprawdzie wymagającym pewnej korekty, zwłaszcza w wysokich tonach, ale brzmiące tak naprawdę zaskakująco dobrze.
Zwłaszcza, że teraz mam już porównanie z modelami droższymi i wielokrotnie droższymi, to naprawdę te mikrofony brzmią całkiem nieźle. Osobiście chyba wybrałbym spośród tych wymienionych cały czas tego LCT 440 mimo wszystko, chociaż NT1 Signature jako ten tańszy model, to wydaje mi się równie dobry wybór, a brzmieniowo może nawet lepszy, bo zaczynam się przekonywać do brzmienia RODE NT1 i obecnie chętniej bym nagrywał właśnie RODE NT1 niż Lewittem.
Osobiście jednak kieruję się przy wyborze Lewitta wygodą użycia i wyglądem, bo te bardziej podobają mi się właśnie w wydaniu austriackiego Lewitta. LCT 440 jest po prostu mały, zwarty i wygodny. SE X1S, tak jak wspomniałem, ma pewne braki w budowie mechanicznej, zaś Shure SM4 zdecydowanie szumi najmocniej z całej tej grupy i obecnie jeszcze nadal jest trochę zbyt drogi jak na swoje możliwości.
No i tak oto właśnie LCT 440 Pure z mikrofonu wręcz podstawowego spadł w moim prywatnym rankingu na miejsce 18, przynajmniej w dniu nagrywania tego odcinka. Link do rankingu znajdziecie w opisie odcinka, jeśli ktoś jest ciekawy jak to wygląda.
Wyparły go z pierwszego miejsca mikrofony brzmiące w mojej opinii lepiej, no i takie, których po prostu użyłbym chętniej, mając coś do nagrania. No bo w sumie ta chęć użycia to jest tak naprawdę element szeregujący ten mój prywatny ranking mikrofonów.
Ja się tutaj nie podpieram żadnymi liczbami, jakimś magicznym brzmieniem czy czymś takim. Raczej opieram się na tym, czy chętniej użyłbym tego mikrofonu czy tego mikrofonu. No i więc tam ten ranking się co jakiś czas zmienia, przebudowuje, bo to zależy od mojego aktualnego widzimisię tak naprawdę, ale jednak coś tam da się zaobserwować na jego podstawie, więc zachęcam, możecie sobie zerknąć i dać znać co sądzicie o takim a nie innym uszeregowaniu.
LCT 440 nie jest mikrofonem złym, przeciwnie uważam, że jest mikrofonem bardzo dobrym, no a jego pechem u mnie jest to, że mam w kolekcji po prostu mikrofony powiedzmy świetniejsze. Tak mogę to określić. Dobra, to tyle ode mnie na dzisiaj.
© 2024 Konrad Leśniak